Ewka, ty do zakonu!

Agnieszka Przytuła

publikacja 16.04.2008 22:14

Zdarza się, że nie mogą spać, skupić się na wykonywanej pracy, nie mogą się bawić, nie mogą żyć. Cokolwiek robią, towarzyszy im myśl, że muszą coś wybrać. Od tej decyzji zależeć będzie całe ich przyszłe życie. To jednak nie takie proste. Zrezygnować z macierzyństwa czy ojcostwa, z własnych widzimisię, własnych pieniędzy i planów. A jednak to robią.

Ewka, ty do zakonu!

Kiedy podejmują decyzję, radość i spokój jest nie do opisania. Choć potem noszą różne fasony i kolory habitów, pracują w różnych miejscach, mówią różnymi językami, łączy ich jedno - w pewnym momencie swojego życia powiedzieli Jezusowi “tak”. Od tamtej pory żyją życiem konsekrowanym. Co to dla nich oznacza, czy łatwo podjąć taką decyzję, jak zmienia się ludzkie życie...

W domu Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego przy ulicy Orlanda w Lublinie czekała kawa i ciasto. Spotkałyśmy się w pokoju gościnnym pełnym zielonych kwiatów. Trzy postacie w szarych habitach, z którymi miałam rozmawiać, były trochę zdenerwowane. Nie dlatego, że za chwilę miały podzielić się bardzo osobistym doświadczeniem wyboru drogi zakonnej, ale dlatego, że media dla wielu bywają stresujące. Kiedy jednak, popijając kawę, zaczęłyśmy rozmawiać, jak to jest wybrać Jezusa, zdenerwowanie zniknęło.


Chciałam być szczęśliwa
Małgosia Serafinko miała wtedy 18 lat. Kiedy pierwszy raz przeszło jej przez myśl, że mogłaby wybrać życie zakonne, śmiała się z samej siebie. Przecież chciała być matką, mieć dom i rodzinę. Nie, to niemożliwe - powiedziała. Z drugiej jednak strony, od lat związana z oazą wiedziała, że chce być szczęśliwa, ale z Panem Bogiem na pierwszym miejscu. Więc może jednak... Nie, jednak, nie. Zajęła się przygotowaniem do matury i egzaminami na germanistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Myśl o powołaniu zniknęła.

Jeszcze poczekam
Po szczęśliwym przejściu przez wszelkie egzaminy wyjechała na wakacyjne rekolekcje. Tam sama nie wiedząc czemu płakała, kiedy śpiewano powołaniowe piosenki. Uświadomiła sobie wtedy, że myśli o życiu zakonnym, które niedawno wyśmiała, wróciły. Wciąż nie była jednak pewna i “umówiła się z Panem Bogiem”, że jeszcze trochę poczeka. Młoda, pełna zapału i planów dziewczyna rozpoczynająca właśnie studia, nie zamierzała z niczego rezygnować. Wciągnęło ją życie studenckie, wykłady, ćwiczenia, długie rozmowy w akademiku, życie na własny rachunek.

Nareszcie w “domu”
Wciąż jednak towarzyszyło jej przekonanie, że to nie jest to, co chciałaby w życiu robić. Po kilku miesiącach zrezygnowała z germanistyki i postanowiła w czerwcu zdawać raz jeszcze, tym razem na teologię. Studiując na KUL-u poznała siostry urszulanki. Przyglądając się ich życiu, pracy, prostocie i radości zdecydowała się ostatecznie powiedzieć “tak” swojemu powołaniu. Dziś siostra Małgorzata, od 17 lat urszulanka szara, wie, że to był najwłaściwszy wybór.

Zwyczajne dziecko
W białej sukience, z wiankiem na głowie i świecą w dłoni pierwszy raz miała przyjąć Komunię Świętą. Do dziś to pamięta. Pamięta też, jak powtarzała sobie w duchu: “Panie Jezu, pozwól mi zostać siostrą zakonną”. Potem, jak każde dziecko, szalała razem ze swoimi siostrami i bratem. Nie była aniołem. Czasami obrywała od rodziców, czasami bardzo jej się nie chciało uczyć, a czasami chciało. “Bezboleśnie” skończyła szkołę podstawową i wtedy napisała do sióstr urszulanek, że chciałaby wstąpić do zgromadzenia. Siostry odmówiły. Najpierw szkoła, a potem, jeśli pragnienie nie ustanie, można będzie wrócić do rozmowy. “W porządku, poczekam” - pomyślała wtedy 15-letnia Ewa Czerniej.

Wszystko na “nie”
Zaczęła się szkoła średnia. Żeńska klasa, fajne koleżanki, nauka, prawie dorosłość. Sama nie wie skąd i dlaczego przyszedł nagle okres buntu. Wszystko było na “nie”. Kościół, Pan Bóg, modlitwa zostały zwyczajnie zaniedbane. Kiedy jednak, z wielką niechęcią, zapytała wtedy samą siebie: “No Ewka, co z tym twoim pragnieniem zostania zakonnicą. Chcesz nią w końcu być, czy nie?”, nie mogła odpowiedzieć inaczej niż “Chcę”. Nadeszła matura i trzeba było zdecydować, co dalej. Wszyscy składali gdzieś dokumenty, tylko ona nie. To zaczynało być dziwne.

Odwagi!
Nie miała odwagi przyznać się głośno do tego, co chodziło jej po głowie. W końcu jednak stwierdziła, że nie ma co się dłużej oszukiwać - Pan Bóg ją woła. Nie znaczyło to, że zniknęły wszelkie obawy czy wątpliwości. Przeciwnie, było ich bardzo dużo, rodziły się pytania: czy na pewno mam powołanie, czy sobie poradzę, co zastanę w zgromadzeniu, jak będzie z życiem we wspólnocie. Jedno było pewne, jeśli nie spróbuje, zawsze będzie tego żałować. Dziś siostra Ewa studiuje teologię i pracuje w urszulańskim przedszkolu. Wie, że wybrała najlepiej jak mogła.

Będę zakonnicą
Będąc w trzeciej klasie szkoły podstawowej powiedziała swojej mamie, że zostanie zakonnicą. “W porządku, porozmawiamy o tym, jak będziesz miała 20 lat” - skwitowała tę informację mama Ewy Trzópek. Dziewczynka pobiegła do swoich zabawek i o całej sprawie zapomniała. Nie była jakoś specjalnie religijna. Lubiła dyskoteki, dobrą zabawę, randki, jak każda dziewczyna. Nie miała pojęcia, że istnieje wola Boża, że można otrzymać jakąś łaskę. Znała co prawda jedną zakonnicę, gdyż jej ciocia była urszulanką, ale pracowała za granicą, więc widywały się rzadko.

Nigdy w życiu
Kiedy zmarła babcia Ewy i urszulanki przyjechały na pogrzeb, w kilkunastoletniej dziewczynie powstało przekonanie, że nigdy nie będzie wyglądać i żyć jak te “dziwolągi zakonnice”. W końcu przyszła matura i trzeba było zdecydować, co dalej. Ona jednak nie wiedziała co. Zapytana w domu, co zamierza, odpowiedziała, że będzie studiować biologię. Rodzice patrzyli z powątpiewaniem, gdyż Ewa nigdy się tym nie interesowała, co więcej, w szkole biologię miała bardzo krótko. Dla udoskonalenia kamuflażu kupiła najgrubszą książkę biologiczną, jaką udało się jej znaleźć. To jednak nie było to, co chciała robić.

Dorosłe życie
Myśli o powołaniu, które się pojawiły, nie chciały zniknąć. Rozmawiała nawet z kilkoma znajomymi osobami, wszyscy jednak zgodnie twierdzili, że Ewka do zakonu się nie nadaje. Na wakacje wyjechała więc do Rzymu. Tam postanowiła, że nie wraca do Polski przez najbliższy rok. Chciała zobaczyć, jak się żyje na własny rachunek. Po roku, wsiadając do autobusu jadącego do Polski, powiedziała swojej cioci urszulance, że postanowiła zostać zakonnicą. Jak wiele kosztowała ją ta decyzja, wie tylko ona i Pan Bóg. Dziś siostra Ewa jest szczęśliwa i spokojna. Studiuje pedagogikę, tak bardzo potrzebną do pracy z dziećmi i młodzieżą - przecież to właśnie wśród nich pracują urszulanki.

Jak to powiedzieć?
Kiedy już decyzje zapadły, trzeba było podzielić się tym z najbliższymi. Nie wszyscy to rozumieli i akceptowali. Zazwyczaj bliscy się denerwowali, płakali, martwili. Mama Małgosi rozchorowała się ciężko, nie mogąc na początku pogodzić się z tym, że Pan Bóg “zabiera” ich jedynaczkę. Na Ewę Czerniej naskarżył brat, który podsłuchał rozmowę sióstr. Pobiegł po prostu do mamy z wieścią, że Ewka idzie do klasztoru. Potem tato przez ostatnie kilka dni pobytu córki w domu nie odstępował jej na krok. Rodzice Ewy Trzópek dowiedzieli się o decyzji córki w ostatniej chwili. Mama płakała, nie wiadomo, czy ze szczęścia, czy z żalu. Długo jednak nie przyznawali się sąsiadom, co robi ich córka.

Zwyczajni ludzie
Potem zaczęło się życie zakonne. - Nie było łatwo! Popełniałyśmy dużo błędów, nie chciałyśmy się podporządkować pewnym decyzjom, zdarzało się, że jako kandydatki malowałyśmy sobie rzęsy, czy zakładałyśmy kolczyki wychodząc do miasta - wspominają siostry. - Wybór życia zakonnego wcale nie czyni człowieka “świętym”, na wszystko trzeba pracować. I choć wiele rzeczy przychodzi z trudem, pokój, jaki daje w sercu Pan Bóg, utwierdza, że ta droga jest właśnie dla mnie!

Na wiele sposobów
W różnym wieku i różnymi drogami Pan Bóg prowadzi ludzi do podjęcia decyzji o życiu konsekrowanym. Tak jak decyzja o założeniu rodziny, tak i ta o wstąpieniu do zgromadzenia czy seminarium nie przychodzi łatwo. Odpowiedź “tak” na Boże powołanie nie znaczy wcale, że od tej pory życie zamieni się w bajkę. Konflikty, choroby, obawy, marzenia i radości są udziałem także osób konsekrowanych. To prawdziwe życie, jak każde inne, jest piękne, ale trudne. Nierozerwalnie złączone z krzyżem codzienności, wypełniania obowiązków, spotkaniami z ludźmi. Istota jednak nie tkwi w tym, co zewnętrzne. Najważniejsze jest to, co wewnątrz, o czym trudno opowiedzieć. Tak jak małżonkowie nie dzielą się z innymi swoimi intymnymi więzami i uczuciami, tak i osoby konsekrowane noszą w sercu szczególną więź z Panem Bogiem, której nie da się wyrazić słowami.