publikacja 27.08.2007 11:41
Czy słabi i odrzuceni mogą być mistrzami życia? Odpowiedź na to pytanie leży blisko nas.
Na początku pojawiła się niepełnosprawna Helena wraz ze swoją siostrą Wandą oraz z Bożeną. Wanda i Bożena żyły w zgromadzeniu Małych Sióstr od Jezusa. Któregoś dnia postanowiły stworzyć dom, do którego mogłyby jeszcze kogoś przyjąć. Jakie miałoby to być miejsce? Odpowiedź przyszła w 1980 roku, gdy dotarł do Polski Jean Vanier. Tak właśnie wygląda korzeń genealogicznego drzewa pierwszej polskiej Arki – domu dla osób z niepełnosprawnością intelektualną oraz ich asystentów, czyli przyjaciół, którzy dostrzegli wartość tego, co kruche i słabe.
Podejrzane siostry
Jean Vanier, mający wtedy szesnastoletnie doświadczenie życia we wspólnocie z niepełnosprawnymi, przyjechał, żeby poprowadzić rekolekcje. Po tym spotkaniu grupka osób zaczęła zastanawiać się nad powstaniem Arki w warunkach polskich. Dwie małe siostry od Jezusa pomyślały o lokum dla nowego pomysłu. O radę poprosiły kard. Franciszka Macharskiego, który od razu zaangażował się w przedsięwzięcie. Gdy pojawiła się informacja o gospodarstwie do sprzedania w Śledziejowicach, nie było wątpliwości, że to właściwe miejsce.
Trzy miesiące przed ogłoszeniem stanu wojennego, w niewielkiej miejscowości koło Wieliczki, w zrujnowanym budynku zamieszkała czteroosobowa grupa, która wzbudzała podejrzenia zarówno ówczesnej władzy, jak i okolicznej ludności.
Zbawienne okazało się to, że dom formalnie stanowił własność Kościoła. – Kiedy ktoś zjawiał się nagle, pytając, co tu się dzieje, mówiono: proszę iść do księdza kardynała, to jego dom. I sąsiedzi byli spokojniejsi, gdy dowiadywali się, że za wszystkim stoi kuria – opowiada Wojciech Janiszewski, który w Śledziejowicach zamieszkał w 1985 roku i zna dobrze historię z tamtego okresu.
– To były heroiczne lata – wspomina – dom wymagał remontu, a mieszkanki przenosiły się z pokoju, w którym dach był zdjęty do innego, tam i z powrotem, odmawiając cały Różaniec trzy razy dziennie.
Pobudka do życia
Od samego początku śledziejowicka wspólnota mogła liczyć na pomoc i wsparcie Międzynarodowej Federacji Wspólnot L’Arche. Przyjeżdżali koordynatorzy z zagranicy, ale również Polacy poznawali na zachodzie Europy smak prostego życia, pracując i świętując najczęściej z francuskimi lub brytyjskimi mieszkańcami Arki.
Powiększało się grono osób zainteresowanych wspólnotą, która w pewnym momencie uzyskała osobowość prawną, stając się fundacją. W 1992 roku w Śledziejowicach ziściło się marzenie stworzenia drugiego domu, dzięki czemu pięć kolejnych osób wraz z asystentami mogło znaleźć schronienie w Wieliczce. Kolejne wspólnoty powstały w Poznaniu w 1994 roku i we Wrocławiu w 2003 r.
Minęło 25 lat. Jak przekonują mieszkańcy, życie niewiele się tu zmienia. Pracują i mieszkają razem. W bliskiej, rodzinnej atmosferze tworzy się więź, która wielu osobom pomaga uzdrowić relacje z innymi, która pobudza do życia zarówno pełno-, jak i niepełnosprawnych mieszkańców. Zresztą, po przekroczeniu arkowego progu ten stereotypowy podział przestaje chwilami obowiązywać, tu każdy może być nauczycielem. – Osoby, z którymi od trzech lat mieszkam, mają niesamowity dar przyjmowania ludzi. Tego wciąż się od nich uczę. Zaczęłam doceniać też wartość najprostszych słów, takich jak: dziękuję, przepraszam – zwierza się Monika Legutko ze Śledziejowic.
Silna w Arce jest potrzeba otwarcia się nie tylko na siebie samych, również na ludzi z bliższego i dalszego otoczenia. Wspólnota z Poznania wpadła na pomysł, aby w tygodniu dwa wieczory zawsze były otwarte. – Może przyjść każdy – zapewnia Aleksandra Nawrocka, odpowiedzialna za wspólnotę. – W poniedziałki modlimy się razem za Arkę, a w piątki muzykujemy i jest to wieczór bardziej na wesoło.
Starcie bez podziałów
Spory wpływ na to, jak faktycznie tworzy się wspólnota, mają religia, obyczaje oraz mentalność mieszkańców, niemniej życie w Arce na każdym z kontynentów wygląda podobnie. – Duchowość jest jedna. Gdziekolwiek pojedziesz i wejdziesz do domu, to wiesz, że to jest dom Arki – opowiada Barbara Pestka, która w szkockiej wspólnocie spędziła wiele lat.
– Często ekipy są międzynarodowe, co tworzy swoistą kulturę miejsca. Ludzie pochodzą prawie z całego świata. Asystenci ścierają się o aspekt tolerancji, często ekumenizmu. Takie są wspólnoty Arka, których członkowie należą do różnych wyznań. To ogromne bogactwo, ponieważ uczy niesamowitej wrażliwości. Są różnice, lecz nie ma podziałów – podkreśla Barbara Pestka.
Pod jednym dachem mieszkają nie tylko chrześcijanie różnych wyznań, ale też przedstawiciele odmiennych religii. W Betanii Arkę tworzyli chrześcijanie, muzułmanie i wyznawcy judaizmu. W Kalkucie żyją razem hinduiści, muzułmanie i chrześcijanie. W tych i wielu innych miastach, gdzie podziały prowadzą do nieufności oraz izolacji, domy osób, których stopień upośledzenia nierzadko nie pozwala im się poruszać czy porozumiewać, są prawdziwym znakiem pokoju.