Beczka pęka w szwach

Marcin Jakimowicz (GN 42/2002)

publikacja 11.12.2006 11:27

Sędziwe dominikańskie krużganki ożyły. Przez wieki zamknięte na cztery spusty, nagle wypełniły się barwną, kipiącą pomysłami młodzieżą. Ponad czterdzieści lat temu powstała krakowska "Beczka” - najbardziej znane polskie duszpasterstwo akademickie. Już kilka pokoleń mówi o niej: nasz dom.

Beczka pęka w szwach

"Beczka” nie jest jednolitą wspólnotą. To kilkanaście bardzo różnych grup, prowadzonych przez diakonów oraz osoby świeckie. Przewija się przez nie prawie pięciuset studentów. "Można to ogarnąć?” - pytam duszpasterza o. Marka Rojszyka. "Z Bożą pomocą jakoś się udaje” - uśmiecha się dominikanin. Rzeczywiście, tylu młodych energicznych ludzi to prawdziwa... beczka z prochem. Spotykają się raz w tygodniu, najczęściej w murowanej sali o "beczkowatym” sklepieniu. To od niej wzięło nazwę duszpasterstwo.

Kłocz do Biblii
Krakowska wspólnota nie była pierwsza. Już przed wojną studenci spotykali się u lwowskich dominikanów, a od 1936 r. młodzież przychodziła też do klasztoru w Poznaniu. "Beczka” powstała w 1964 roku, na wyraźne życzenie ówczesnego arcybiskupa krakowskiego Karola Wojtyły. On sam bardzo interesował się jej losem, często przychodził, by rozmawiać ze studentami.

"Szczególnie pamiętam spotkania opłatkowe - wspomina Bogusława Stanowska-Cichoń, która do "Beczki” trafiła w latach siedemdziesiątych. - Kardynał podchodził do każdego z nas, zatrzymywał się, słuchał. Pytał: "Co studiujesz? Co u ciebie słychać? O czym piszesz pracę magisterską?”. Rozmawiał przez chwilkę z każdym z nas. To było niezwykłe.

Pierwszym duszpasterzem został o. Tomasz Pawłowski, który kierował "Beczką” przez kolejnych 20 lat. Jego najbliższym współpracownikiem i następcą był o. Jan Andrzej Kłoczowski. Prowadził popularne wykłady "ABC chrześcijaństwa” i "Klucz do Biblii”, który nazywano żartobliwie "Kłoczem do Biblii”. Później dołączył do nich rozchwytywany rekolekcjonista, arystokrata o. Joachim Badeni. Każdy z nich nadawał duszpasterstwu inny charakter: o. Tomasz uczył odwagi i apostolstwa, o. Jan dawał solidną strawę intelektualną, a o. Joachim mimo podeszłego wieku zarażał młodych świeżością spojrzenia i nowym duchem. Przez wiele lat prowadził wspólnotę Odnowy w Duchu Świętym. Na dominikańskich krużgankach zaczęły się wówczas pojawiać masy studentów, a codzienna poranna Msza akademicka, na którą przychodziło po kilkaset osób, została przeniesiona do kościoła.

Uwiedzeni
Żywą legendą duszpasterstwa stał się jednak o. Pawłowski. - Rozbijał grupy wzajemnej adoracji. Mówił, że nie przyszliśmy, by szukać ciepełka w tym trudnym świecie, ale mamy wychodzić na zewnątrz. W każdym z nas widział apostoła. Dostaliśmy od niego podstawową naukę na całe życie: że można głosić to, w co się wierzy, nie próbując jednak negować prawa innych do istnienia - wspomina Liliana Batko-Sonik.

Nawet dziś, po czterdziestu latach, wystarczy jeden telefon od mieszkającego w Poznaniu dominikanina, by na spotkanie z nim przyjechało z całej Polski… ponad 200 osób. Tak było przed kilkoma miesiącami, gdy zawiadomieni w ostatniej chwili dawni beczkowicze zostawili swe rodziny, ważne sprawy, poważne urzędy i tłumnie zjawili się w Kalwarii Zebrzydowskiej. Przyjechało ich tak wielu, że z trudem pomieścili się w ogromnym klasztorze. Więzi, które zawiązały się w duszpasterstwie, są wciąż bardzo silne. - "Beczka” "przemieliła” tak wiele osób… Większość postrzega ją jako zjawisko socjologiczne i intelektualne. Dla mnie nie to jest najważniejsze. "Beczka” to było zderzenie. Widzę to jako pewien obraz: jako młodziutka dziewczyna wychodzę z papierosem w ręku z zakrapianej imprezy i nagle w progu spotykam dominikanów, którzy głoszą mi Ewangelię. Pan Bóg nas uwiódł. To było bardzo trudne, bolało, ale zasiane wówczas ziarna wydają owoce - zamyśla się Małgorzata Kotarba, wydawca kwartalnika muzycznego RUaH.

Wierzącym dziękujemy!
Największą popularnością cieszyły się od zawsze organizowane przez dominikanów rekolekcje akademickie. Tłumy ściągały szczególnie na charakterystyczne dla krakowskich kaznodziejów spotkania dla niewierzących. - Kościół pękał w szwach i o. Pawłowski bał się, że tłum "wierzących” nie zostawi miejsca właściwym adresatom - uśmiecha się Bogdan Sonik, dziś deputowany do Parlamentu Europejskiego. - Opowiadano sobie wówczas następującą anegdotę. Strumyk młodych ludzi ciągnie do dominikanów, a w drzwiach stoi o. Tomasz i filtruje… Najsłodszym głosem pyta wchodzącego: "A czy student aby wierzący?”. Jeśli nagabnięty dumnie i nieostrożnie potwierdzał: "Ależ oczywiście, proszę ojca”, to słyszał w odpowiedzi: "Jakże się cieszę, to bardzo proszę pójść do franciszkanów, bliziutko, naprzeciwko”.

Chorzy na Polskę
Po wydarzeniach 1976 roku w Radomiu i Ursusie w młodych umysłach zawrzało. Studenci, którzy modlili się w "Beczce”, włączyli się czynnie w działalność opozycyjną. Tuż po zabójstwie przez SB w maju 1977 r. studenta polonistyki Stanisława Pyjasa zawiązali Studencki Komitet Solidarności. - Zawsze byliśmy "chorzy na Polskę”, łączyły nas wspólne marzenia o jej wolności - wspomina Bogusława Stanowska-Cichoń - ale teraz skończył się czas marzeń. Coś się zmieniło w nas, staliśmy się dojrzalsi. W tamtych czasach "Beczka” to był tygiel, przyciągający przeróżnych ludzi: pisarzy, publicystów, ludzi nauki, niepokornych undergroundowców.

Tam pierwszy raz zetknęłam się z Krzysztofem Zanussim, Bogdanem Cywińskim, red. Wilkanowiczem. Tam poznałam Adama Macedońskiego, który przychodził do nas, by mówić o Deklaracji Praw Człowieka. Zawsze krążyło wokół niego wielu zapaleńców, to była nowina jakby nie z tej rzeczywistości.

Schowani za grubymi murami klasztoru znani historycy opowiadali o Katyniu, poeci czytali swe niepokorne wiersze, a ks. Józef Tischner przeprowadzał dogłębną krytykę marksizmu. Dla setek studentów "Beczka” stała się drugim uniwersytetem. Tuż po skończonych oficjalnych zajęciach na uczelni pędzili do dominikanów, by usłyszeć "ciąg dalszy”. O wiele ciekawszy i bardziej fascynujący. Narażało ich to na szykany i groźby Służby Bezpieczeństwa. Niektórzy wylecieli ze studiów, dla innych codziennością stawały się rewizje. Uciekali do dominikanów. "Te kilkadziesiąt metrów kwadratowych "Beczki” to był inny świat. Prawdziwa szkoła wolności” - wspominają dziś.

Młodzieńczego zapału nie stłamsił nawet stan wojenny. - 13 grudnia był dla nas bardzo trudny, a jednocześnie jakby oczywisty. Natychmiast zorganizowaliśmy komitet pomocy dla internowanych, ponieważ nie było wiadomo, ilu ich siedzi. Pozostały żony z małymi dziećmi, których nie można było pozostawić bez pomocy, i trzeba było zbierać informacje. W ten sposób powstał działający potem przez prawie 3,5 roku punkt pomocy dla rodzin internowanych - wspomina o. Kłoczowski.

W latach osiemdziesiątych studenci gromadzili się wokół o. Rafała Skibińskiego. Jego mądre, bardzo dotykające życia homilie skrzętnie nagrywali na magnetofony, a wieczorami przepisywali w domu. Gdy w 1987 roku duszpasterz zginął w wypadku samochodowym, "Beczka” zamarła.

Brak charyzmatycznego lidera sprawił, że na krótki moment w duszpasterstwie zapanował chaos. W ciągu następnych siedmiu lat kierowało nim aż czterech duszpasterzy, co nie sprzyjało stabilizacji wspólnoty. Obecny jej stan jest w dużej mierze rezultatem ogromnego zaangażowania o. Wojciecha Prusa (duszpasterz w latach 1994- 1998) oraz jego następców o. Jacka Krzysztofowicza i obecnego opiekuna studentów o. Marka Rojszyka.

Siódma rano? Środek nocy!
"Siódma rano? Toż to środek nocy” - marudził Tomek, gdy znajomi zaproponowali mu Mszę świętą u dominikanów. "Codziennie?” - jęknął i usiadł na łóżku. Dziś nie wyobraża sobie dnia bez Eucharystii.

Podobnych do niego jest wielu. Na porannej Mszy świętej modli się każdego dnia kilkudziesięciu studentów. Później wszyscy siadają za stołem, by razem zjeść śniadanie. Tak było od lat. - Codziennie o świcie biegliśmy po schodach do malutkiej kaplicy św. Jacka, wsłuchani w chorał gregoriański wyśpiewywany w tym czasie od ołtarza głównego bazyliki przez braci dominikanów. Zaczynaliśmy dzień od modlitwy i… zostało nam to do dziś - uśmiecha się Bogusława Stanowska-Cichoń.

Studenci nie zamykali się jedynie w grubych murach krakowskiego klasztoru. Wychodzili na zewnątrz. W "Beczce” sprawnie funkcjonuje kilka wspólnot, których jedynym zadaniem jest służba. Charytatywny "Szpunt” niesie pomoc starszym, schorowanym osobom, studenci z "Kliki” zajmują się osobami niepełnosprawnymi, a młodzież z "Łanowej” opiekuje się dziećmi z domu pomocy społecznej. O dziwo, to najprężniejsze beczkowe wspólnoty! - Może to jakiś znak czasu? - zastanawia się o. Rojszyk. - Młodzi podchodzą do mnie i mówią: "Nie chcemy już gadać, chcemy coś zrobić”.

Kraków przeciera oczy
Prawdziwą rewolucją był pomysł wspólnych wycieczek z niepełnosprawnymi. W latach 70. niepełnosprawność była rzeczą wstydliwą i bardzo skrzętnie ukrywaną. "Trzeba to przełamać!” - postanowili studenci i zaczęli regularnie przywozić do kościoła swych przyjaciół na wózkach. Gdy pierwszy raz wyjechali z nimi na ulice, Kraków otworzył usta ze zdziwienia. "Początki były bardzo trudne, głównie ze względu na mentalność ludzi. Dla nich to był szok, że nagle zaczęły się pojawiać wózki na ulicach, i to w coraz większych ilościach. Nawet tramwajarze nie chcieli nas zabierać… Powoli jednak lody topniały i traktowano nas z coraz większą sympatią” - opowiadają wolontariusze "Kliki”.

Specyfiką beczkowych grup jest to, że nie ma chyba dwóch spotkań, na których byłby taki sam skład. Rotacja jest ogromna. Skąd się biorą młodzi? - Z naboru - śmieje się o. Rojszyk. - Co roku przygotowujemy akcję "akademiki”. Młodzi chodzą po akademikach krakowskich i zapraszają kolegów na rekolekcje wielkopostne i adwentowe. Nie słyszałem o reakcjach pełnych agresji czy wrogości. Zawsze kościół pęka w szwach.

Jak wejść do "Beczki?”. Wystarczy przyjść na spotkanie którejś z grup. Wybór jest ogromny. W duszpasterstwie działają m.in. grupy: biblijna, "Wiara i kultura”, "Modlitwa i duchowość”, "Kościół i sakramenty”, "Miłość w wielkim mieście”, "Habemus Papam” (o nauczaniu Jana Pawła II), grupa ekumeniczna "Unitas”, "Szpunt”, "Łanowa”, "Małe misie” (katechezy dla dzieci z zespołem Downa), ewangelizacyjna, dyskusyjny klub filmowy oraz schola. To ona właśnie jest wizytówką krakowskiego klasztoru, a przepiękna liturgia przyciąga do zakonników w białych habitach ludzi z całej Polski.

"Beczka” organizuje też szalenie popularną Dominikańską Szkołę Współczesności. To cykl wykładów poświęconych współczesnej, szeroko rozumianej humanistyce. Młodzi dyskutują na temat takich zjawisk jak bunt mas czy postmodernizm. "Na koniec ważna rada, zwłaszcza dla początkujących: skrzętnie wyzbywaj się złudzenia, że w »Beczce« wszyscy się znają, staraj się natomiast o to, by samemu dać się poznać” - radzą beczkowicze.

Uroczystości jubileuszowe odbywają się od 15 do 17 października. Ilu ludzi się zjawi? Aż strach pomyśleć - śmieją się dominikanie.