Jak stół w Arce

Piotr Sacha

publikacja 13.05.2006 20:51

Dom, jakich wiele w okolicy. Tylko w oknach brakuje firan. Z ulicy, zwłaszcza późną porą, wszystko widać jak na dłoni. Wspólny posiłek, praca, odpoczynek, modlitwa. I jeszcze, ten dom ma własne imię: „Effatha”, tzn. otwórz się.

Jak stół w Arce

Wspólnotę Arka odnaleźć można na każdym z kontynentów. Kobiety i mężczyźni z upośledzeniem umysłowym mieszkają tu razem z asystentami – tymi, którzy przybyli, aby dzielić z nimi swój czas. Etat, pomoc społeczna są słowami tabu. Mówi się za to o domu, powołaniu, więzi. W Śledziejowicach koło Krakowa istnieje od 25 lat. Długo była jedynym takim miejscem w Polsce. Drugi dom działa w Wieliczce, a podobne wspólnoty żyją w Poznaniu i we Wrocławiu.

Ikony, naleśnikii olimpiada
Życie tutaj, o czym przekonują wieloletni mieszkańcy, wygląda podobnie jak przed dwudziestu czy dziesięciu laty. Wspólny posiłek, praca, odpoczynek, modlitwa. – Zwyczajnie jest – podkreślają.

Janek pracuje w warsztacie nad ikonami. Przed południem, gdy szlifuje deskę, Ola z Karolem przygotowują w domu obiad. Agata jest nieco rozżalona, że w tym tygodniu ominie ją gotowanie. Chciała koniecznie przyrządzić naleśniki. Rytm życia w Arce daje poczucie bezpieczeństwa. Wiadomo mniej więcej, co przyniesie kolejny dzień. Ktoś będzie miał dyżur w kuchni, ktoś inny poprowadzi wspólną modlitwę, a po pracy w warsztacie będzie czas na własne zamiłowania. Wizyta u lekarza, zakupy czy zimowa olimpiada przed telewizorem to zwykłe, codzienne święta. Wszystko ma wartość i wszystko przynosi radość.

„Arka nie jest rozwiązaniem, ale znakiem nadziei” – wyjaśnia Karta Arki. W domu „Effatha” mieszka sześć osób niepełnosprawnych.

Alina, która w domu jest najdłużej, na moment odrywa się od prania. – Mieszka się tu od 23 lat i trochę – oznajmia. – A to „trochę” to miesiące, tygodnie i dni – dodaje po chwili. Ci, którzy spędzili chociaż „trochę” czasu w Arce, mówią o przemianie, jaka dokonała się w nich dzięki prostym relacjom. Najprostszym.

Znów przyjedzie Jean
W salonie gromadzi się coraz więcej osób. – Słyszałeś? Znów przyjedzie do nas Jean – przekazują długo oczekiwaną wiadomość. – I będą rekolekcje w październiku, i dwudziestopięciolecie, święto wspólnoty.

Jean Vanier wszystkich tu elektryzuje. Twórca Arki w 1964 roku zrezygnował z kariery naukowej, by zamieszkać w Trohly--Brieul we Francji z ludźmi upośledzonymi umysłowo. Dziś ponad 130 wspólnot Arki znajduje się w każdej części świata. Wiele posiada po kilka domów. W Śledziejowicach budowę Arki rozpoczęły Małe Siostry od Jezusa. Dwie z nich trafiły w 1980 roku na rekolekcje Vaniera. Po kilkunastu miesiącach mieszkały już w domu „Effatha”. Gdy siostry odeszły, pojawili się nowi asystenci.I tak jest do dziś. – Musiało upłynąć wiele lat, zanim przyzwyczaiłem się do tego, że asystenci odchodzą, że tak być musi – zwierza się Karol. – Codziennie modlę się o nowe powołania do Arki, brakuje nam ludzi – dodaje cicho.

Najdłuższa baja
Drugi dom wspólnota ma w sąsiedniej Wieliczce. Mieszka w nim także przedstawiający się dwoma imionami Andrzej Jacek. – Życzę ci, abyś był taki silny i twardy jak ten stół w Arce – można od niego usłyszeć z okazji urodzin. Rzeczywiście, stół jest solidny. Sporej wielkości drewniany owal stoi w centralnym punkcie domu. – Stół we wspólnocie jest ogromnie ważny – mówi Ola. – To nie tylko jedzenie, ale również celebrowanie, uczenie komunikacji i poczucia estetyki. Przy arkowym stole toczą się poważne i te mniej poważne rozmowy, rodzą się przyjaźnie z niepełnosprawnymi, o których tak wiele mówią asystenci.

Po obiedzie Alina zgodziła się pokazać „baje”, które pisze. Są to – często ilustrowane rysunkami – historyjki, które wykonuje najczęściej na zamówienie. – Ta baja uchowała się, bo jeden asystent zapomniał zabrać, gdy odchodził – mówi autorka. „O zaczarowanym dziku, który był łagodny, o zaczarowanej krowie, która umiała ślicznie tańczyć, zaczarowanej żabie, która była sucha…” – brzmi tylko fragment tytułu. – To baja najdłuższa – oznajmia Alina, wywołując uśmiech na twarzach przyjaciół. Inni też w wolnych chwilach robią zapiski. – Piszę listy do moich przyjaciół o miłości – wyznaje Cecylia. – To taka zamiana – śmieje się Karol. – Wcześniej też pisałem listy, teraz robi to Cecylia, a ja piszę coś innego – tłumaczy, wskazując stos książek na stoliku przy oknie. Na wierzchu leżą Mircea Eliade, „Historia powszechna”, „Słownik Nowego Testamentu”. Tu Karol spędza najwięcej czasu. – Aryjczycy byli praprzodkami ludu kurdyjskiego… o tym teraz czytam i piszę – pokazuje swoje notatki, które nazywa „Historią pisaną inaczej”.

Codzienna adoracja
„O Maryjo, pobłogosław dom nasz, prosimy Cię, zachowaj go w czystym Sercu swym…” – śpiew hymnu Arki kończy wieczorną modlitwę. – Niektórych zaskakuje to, że osoby upośledzone potrafią się modlić – mówi Ola. – W dodatku nie wyklepują z pamięci, ale mówią o rzeczach, które ich dotykają w ciągu dnia. Mają w swoich modlitwach pewną wierność, którą inni czasem postrzegają jako schematyzm – kończy asystentka. Na pytanie, czym w Arce jest modlitwa, mieszkańcyodpowiadają: „źródłem”, „życiem”, „niesieniem się nawzajem”, „budująca”, „ważna”…

W każdy czwartkowy poranek w domowej kaplicy adorowany jest Najświętszy Sakrament. – Adorować Jezusa można też w innych ludziach – stwierdza Karol. Opowiada: – Lepiej nie mówić, jak to było kiedyś ze mną. Gdy trafiłem do Arki, nic mi się nie chciało. Ale wszedłem na dobrą drogę. Później poznałem Wspólnotę Miłości Ukrzyżowanej, która też wpłynęła na mnie. Zachwyciłem się Panem Bogiem. Powiedziałem, żeby zrobił, co chce z moim życiem. I wszystko mi się ustabilizowało.

Przyjaźń
– Popilnuj mi serialu, muszę wyjść na chwilkę – Agata z powagą zwraca się do jednego z asystentów, czym udaje się jej poprawić humor wszystkim. Słowo „wspólnota” powtarza się wiele razy i, jak uważają mieszkańcy, stanowi klucz do zrozumienia, czym jest Arka. To, o czym pisze Jean Vanier, mieszkańcy domów Arki konfrontują z codziennym doświadczeniem. Po pewnym czasie – o czym mówią jednym głosem – jasno widać, że każda osoba posiada dar, który może ofiarować innym. Każdy też nosi w sobie potrzebę przyjaźni i obecności drugiego człowieka. – Każdy ma własną tożsamość we wspólnocie – mówi Barbara, odpowiedzialna za śledziejowicką Arkę. – Ta różnorodność jest bardzo cenna. Jednocześnie jest coś, co trzyma nas razem. To relacja z osobą upośledzoną, z asystentem, z tymi, którzy są nam dani.

– Nie jesteśmy tu po to tylko, aby się troszczyć o słabszych od nas – przekonują asystenci. – Osoby, z którymi mieszkamy, są często dla nas ekspertami. Uczymy się od nich akceptować samych siebie, a także tej niezwykłej umiejętności przyjmowania innych i autentyzmu. Ale najcenniejsza jest przyjaźń.