Duch matki i córki

Ks. Sławomir Czalej

publikacja 15.10.2007 12:47

– Ja tutaj przyszłam równo sześćdziesiąt lat temu (w 1947 r.). Rodzice wysłali mnie do szkoły podstawowej sióstr z leśniczówki, z zapadłej wioski pod Elblągiem, bo bali się, żebym tam nie zdziczała… – mówi s. Anita, zmartwychwstanka.

Duch matki i córki

Siostra Anita została przyjęta do podstawówki w Wejherowie na trzeci rok. – To, co mnie najbardziej poruszyło, to była estetyka, czystość i poziom nauczania – mówi s. Anita. Mimo że od przybycia sióstr minęły zaledwie dwa lata. Siostry powróciły bowiem do Wejherowa już w marcu 1945 r., kiedy w domu stacjonowały jeszcze wojska sowieckie, a już 1 września tego roku otworzyły przedszkole, szkołę podstawową oraz szkołę średnią z internatem. – Tutaj jak dziewczynka przyszła do przedszkola, to mogła skończyć szkołę z maturą – mówi s. Anita. 19 sierpnia 1950 r. władze komunistyczne zlikwidowały szkołę podstawową i średnią. Samo przedszkole przejęli rok później caritasowcy, ale i ono zostało zlikwidowane w 1962 r.

Polska bez Polski
Początki sióstr zmartwychwstanek wiążą się z utratą przez Polskę niepodległości, a co gorsza także nadziei. – Dla mnie do dzisiaj czymś niesamowitym jest fakt, że nasze zgromadzenie założyły matka z córką, chociaż moją większą miłością jest córka… – mówi s. Marta, w zgromadzeniu od piętnastu lat. Jadwiga musiała słuchać swojej mamy nie jak córka matki, ale jak siostra swojej przełożonej… – Matka Celina Borzęcka i matka Jadwiga, czyli córka, miały zupełnie przeciwstawne charaktery. Pierwsza czuła, ciepła, Jadwiga natomiast zdecydowana, konkretna – mówi s. Zofia, obecna przełożona. Dzisiaj siostry odmierzają dni do beatyfikacji s. Celiny, która nastąpi w Rzymie 27 października tego roku.

Takich dziwnych historii związanych ze zgromadzeniem jest więcej. – Celina Borzęcka wyszła za mąż z posłuszeństwa, chociaż chciała być zakonnicą. W czasie powstania styczniowego Celina została osadzona z małą Jadwigą w więzieniu w Grodnie. Później, po śmierci męża, wyjeżdża do Rzymu z dwiema córkami. Starsza córka, również Celina, wychodzi zamąż za Józefa Hallera, wujka Józefa Hallera, tego Józefa, który jako generał dokonał w 1920 r. zaślubin morza ze wskrzeszoną Polską! – mówi s. Mateusza. – Młodsza poszła śladem mamy. Z założeniem zakonu też nie było łatwo. Tu należy wskazać na postać Bogdana Jańskiego. Zawsze pragnął zostać księdzem, ale przed wyjazdem do Francji, po prostu z dobroci serca, ożenił się z Aleksandrą Zawadzką, która była w ciąży. Takie to były wtedy czasy. Tylko jeden dzień widział swoją żonę – opowiada s. Mateusza. To właśnie Jański, a więc świecki człowiek, został przy niemałym wpływie samego Adama Mickiewicza kierownikiem wspólnoty, która de facto stała się początkiem nowego zgromadzenia założonego dla odrodzenia moralnego, bez którego nie mogła powstać Polska. Jański wychował swoich uczniów, m.in. Piotra Semenenkę, pierwszego generała Zmartwychwstańców, a zarazem kierownika duchowego Celiny Borzęckiej. – Semenenka namawiał s. Celinę do tego, aby przyłączyła się do istniejącego belgijskiego zgromadzenia sióstr reparatek. Bezskutecznie. Zanim więc powstałyśmy, dużo było o to walki… Matka Celina nigdy nie ustępowała. Mówiła, że albo będziemy zmartwychwstankami, albo niczym. To „albo niczym” bardzo mi się spodobało. Była konkretna: albo tak, albo nie – mówi s. Marta.

Wejherowo
– Pierwsze zmartwychwstanki przybyły do Wejherowa w lipcu 1934 r. i to była nasza pierwsza placówka w ówczesnej diecezji chełmińskiej. Trzeba tu podkreślić wielką rolę burmistrza Teodora Bolduana, który razem z siostrą Alicją Kotowską został później rozstrzelany w Piaśnicy – mówi s. Anita. Ideą, która przyświecała przedwojennemu burmistrzowi, była troska o odnowę tych ziem, głównie w kontekście patriotyzmu. Kaszubi wprawdzie przez lata niewoli nie wynarodowili się, jednak silne poczucie więzi z Polską mogło się zrodzić jedynie przez wysoki poziom nauczania wraz z wychowaniem. Jako patronkę gimnazjum i liceum żeńskiego siostry wybrały Królową Polskiego Morza, której figurę umieściły nad wejściem do klasztoru, gdzie znajduje się do dziś. Na uwagę zasługuje fakt, że w 1936 r., 6 czerwca, z okazji 10-lecia rządów prezydenta RP Ignacego Mościckiego, delegacja uczennic wejherowskiego gimnazjum została przyjęta na Zamku Królewskim w Warszawie. Uczennicom przewodzili siostra dyrektor Alicja Kotowska, ksiądz prefekt Antoni Węgielski oraz nauczycielka historii Józefa Poćwiardowska. Uczennice wręczyły prezydentowi poduszkę, ozdobioną haftem kaszubskim. Poziom nauczania był wysoki. Rodzice dzieci biedniejszych niejednokrotnie płacili czesne (150 zł w liceum) w naturze. Siostry uczyły ponadto gotowania i szycia. Pierwsze absolwentki liceum przystąpiły do państwowej matury w roku szkolnym 1938/39.

W 1939 r. żadna z sióstr nie podpisała volkslisty, dlatego też zostały deportowane do Generalnej Guberni. – Niemcy spalili naszą bibliotekę, zajęli dom, który nawet w czasie wojny rozbudowali z myślą o sobie – mówi s. Zofia.

Nie tylko w habitach
Duchowością i charyzmatem zgromadzenia żyją nie tylko siostry, ale także kobiety świeckie. – Staramy się wspierać siostry naszą modlitwą, pomagać im jak tylko możemy, no i apostołować w naszych rodzinach i środowiskach – mówi Leokadia Domska, członkini apostolatu przy siostrach zmartwychwstankach w Wejherowie. – Najpierw jest roczny nowicjat apostołek, potem przyrzeczenia, na których otrzymują krzyż Chrystusa zmartwychwstałego. Spotkania odbywają się raz w miesiącu. Jest Msza św. i konferencja duchowa. W domu odmawiamy brewiarz i specjalne modlitwy – mówi Domska. Członkinie apostolatu świeckiego pochodzą głównie z Wejherowa, ale i z Bolszewa, a nawet z Żarnowca. – Do apostolatu przywiodła mnie s. Alicja Kotowska. Wcześniej nic nie wiedziałam o zmartwychwstankach – mówi Regina Nowicka. Pierwsze zetknięcie z błogosławioną, która wyprzedziła w tytule błogosławionej matkę założycielkę, miało miejsce w życiu pani Reginy 13 czerwca 1999 r. podczas beatyfikacji siostry Kotowskiej w Warszawie. – Niesamowicie utkwiło mi w pamięci to, co mówił o niej Jan Paweł II – opowiada. W sierpniu znalazła się już na Wybrzeżu. Musiała wyjechać z rodzinnego Ciechanowa ze względów zdrowotnych. – Pamiętam, jak poszłam wtedy na wejherowski rynek i zaczęłam się modlić: siostro Alicjo, pomóż mi, przecież ja tu nikogo nie znam. Pomyślałam wtedy sobie, że s. Alicja, urodzona w Warszawie, a więc blisko mojego Ciechanowa, też przybyła tutaj, do Wejherowa, nie znając pewnie nikogo – mówi pani Regina. Później, w listopadzie, pojechała na piaśnickie groby. Tam zaczęła płakać. – Podeszła do mnie jakaś kobieta i zapytała, co się stało? A ja na to, że czuję się tu zupełnie zagubiona. Niedługo potem, już w grudniu, znalazłam się w apostolacie – dodaje.

– Gdy przyszłam tutaj do szkoły, nie widziałam u sióstr jakiejś takiej zewnętrznej ascezy, surowości, ale jednak duch był głęboki – mówi s. Anita. Co ciekawe, s. Celina, zakładając zgromadzenie, nie zrobiła podziału na chóry: pierwszy – dla panien z dobrych rodzin, wykształconych, i drugi – dla kandydatek z rodzin ubogich. W XIX wieku to była prawdziwa rewolucja w Kościele! W Rzymie ludzie pytali nawet, jak to jest, że nie można poznać pochodzenia siostry, tak były wykształcone i ułożone – śmieje się s. Anita. Ten duch jedności pozostał do dzisiaj. – Nawet w naszych konstytucjach mamy zapis o „jedności w różnorodności” – mówi s. Zofia. Starają się jak najlepiej wykształcić siostrę i wykorzystać jej talenty. – U nas nie zabijamy indywidualności – mówi s. Marta. – Kto zna 99 zmartwychwstanek, to tej setnej już nie. Bo ona może być inna, nie jesteśmy takie szablonowe – dodaje s. Anita. Chyba tak, bo raczej nikt by nie przypuszczał, że siostra, która wyszła z lasu, nie tylko nie zdziczała, ale zna biegle – w mowie i piśmie – angielski i włoski.

– Z rodzinnego domu Celiny i Jadwigi Borzęckich na terenie dzisiejszej Białorusi nie został kamień na kamieniu. Jednak kiedy pojechały tam nasze siostry, wygrzebały z ziemi jedną całą cegłę – mówi s. Zofia. Została ona wmurowana jako kamień węgielny pod nowicjat w Rumi. Dla sióstr żyjących Zmartwychwstaniem ten jeden element materialny w zupełności wystarcza. Ducha Celiny i Jadwigi mają w całości.



Za: Gość Niedzielny Gdańsk 39/2007