Samotność w lesie

Marcin Jakimowicz

publikacja 30.10.2006 14:59

Dziś prawdziwych pustelników już nie ma – westchną ci, którzy czytają opowieści starożytnych Ojców Pustyni. A nieprawda! Są. Kilku z nich mieszka w eremach pod Czatachową, w Jurze Krakowsko- -Częstochowskiej.

Samotność w lesie

Abba Hieraks: Siedź spokojnie w swojej celi. Gdy będziesz głodny, jedz, gdy będziesz spragniony pij, a tylko nie obmawiaj nikogo, a będziesz zbawiony.

Siedemnastoletni Stefan Legawiec jechał do kolegi. Po drodze zahaczył o Kalwarię Zebrzydowską. Wśród krętych dróżek i stacji Drogi Krzyżowej ujrzał ubogi domek. Wszedł. W eremie spotkał Stanisława Saneckiego, pustelnika. Zaczęli rozmawiać.

Stefan spojrzał w lichutkie okienko. Przez szyby sączyły się właśnie promienie zachodzącego słońca. Wokół cisza. Brzęczenie much. – I wtedy ujrzałem w oczach pustelnika blask. Widać było, że jest po prostu szczęśliwy. Był, jak mówiono o starcach, „pijany Bogiem”. Zapragnąłem tak żyć – opowiada dziś – Pustelnik zauroczył mnie. Jeździłem do niego bardzo często. Jako młody chłopak, jako kleryk. Chciałem żyć jak on. Całe jego życie było świadectwem. Zmarł w Podwyższenie Krzyża Świętego w 1981 roku. Jego miejsce zajął Józef Żarnowiecki. Mówił o sobie, że jest pielgrzymem. Zmarł dwa lata temu. Obaj spoczywają w jednym grobie w Kalwarii.

Abba Sisoes: Kiedy jeden z moich uczniów był kuszony przez szatana i uległ pokusie, wstałem, wyciągnąłem ręce do nieba, mówiąc: „Boże, chcesz, czy nie chcesz, nie puszczę cię, dopóki go nie uzdrowisz!”. I zaraz mój uczeń został uzdrowiony.

– Czułem powołanie do bycia pustelnikiem. Ta myśl nie dawała mi spokoju. Nawet będąc w zakonie paulinów drążyła mnie i drążyła ­– opowiada o. Stefan. – Chciałem żyć w samotności. Prosiłem o pozwolenie na taką formę życia. To trwało lata: w końcu zdecydowałem się. Przyszedłem tu, do Czatachowy, szesnaście lat temu. To był skok na głębię. I to w pojedynkę.

Od razu pojawiły się myśli: Czy dam radę? Czy zdrowie wytrzyma? Co będę jadł? A tu pustka. Pole, las. Na szczęście było ciepło. Lipiec, dzień po odpuście w Leśniowie. Nie miałem nic. Tylko Pismo Święte i konserwę rybną. I ani grosza przy duszy. Długo szukałem tak odludnego miejsca. Chodziłem, pytałem, ale ludzie mieli mnie za dziwaka, psychicznie chorego. Będzie ojciec mieszkał sam? Po co?

Był pewien pustelnik, który wypędzał złe duchy i pytał się ich: „Co was wypędza: posty?”. Odpowiedziały: „My nie jadamy, ani nie pijamy”. „Czuwania?”. Odrzekli: „My nie śpimy!”. „Życie pustelnicze?”. Odparli: „My sami mieszkamy na pustelni”. Więc co was wypędza? Odpowiedzieli: „Nic nas pokonać nie może oprócz pokory”.

– Gdy zacząłem już powoli wątpić, nagle znalazł się wspaniały, mądry człowiek Antoni Marszałek. Już nie żyje. Poszedłem do niego i mówię: chciałbym założyć pustelnię A on dał mi ziemię. Zbudowałem taką małą budę, stróżówkę. Do zimy zdążyłem ją ocieplić i postawić piec kaflowy.

– Gdy ojciec mieszkał u paulinów, rytm dnia wyznaczała wspólna modlitwa – przerywam pustelnikowi – Liturgia Godzin, Eucharystia. A teraz? Gdy się zostało samemu? Można spać do dwunastej. Nie ma żadnego przełożonego, nikt nie sprawdzi...

– Ooo, od początku narzuciłem sobie surową samodyscyplinę. Bez niej wszystko by się rozmyło. Najważniejszy był plan dnia, reguła. Właśnie jest w redakcji u księdza arcybiskupa w Częstochowie. Reguła Braci Pustelników z pustelni Świętego Ducha. Od początku bliscy mi byli Antoni Wielki, Paweł, pierwszy pustelnik, Karol de Foucauld. Dotykało mnie niesamowite błogosławieństwo Boga, czułem, że podoba Mu się to, co robię. Można powiedzieć, że to był cudowny czas. Już szesnasty rok zmagam się z tym powołaniem. Z dnia na dzień. Odczytuję, że to właściwy wybór. Chcę tu wytrwać do śmierci. W takim radykalnym przyjęciu Ewangelii.

Kiedyś abba Agaton miał nóż. Gdy przyszedł do niego pewien brat i ten nóż pochwalił, starzec nie wypuścił go, póki brat tego noża nie wziął.

– Ktoś może powiedzieć, że zamknąłem się w leśnej głuszy i nie wiem, co się dzieje na świecie. Wiem. Tym bardziej wiem. Przez te piętnaście lat stałem się niesamowicie wyczulony na zło. Ten erem to dla mnie centrum świata. Nie muszę mieć Internetu. Widzę, niestety, co tu się dzieje.
– A co się dzieje? – pytam.
– Rujnujemy świat, który dostaliśmy od Boga. Widzę ogromne zagrożenia. Wszystko zasypuje się sztucznymi nawozami. Proszę przeczytać, ile spalin wydziela samolot odrzutowy. A później spadają kwaśne deszcze – podnieca się ojciec Stefan. – Byłem ostatnio w Tatrach. Kilkadziesiąt hektarów świerka uschnięte. Smog nad Zakopanem. Słyszałem, że w Europie giną drzewa iglaste.

A ile gumy pali się tu wokoło! A później ludzie umierają na raka... Niszczymy nasz świat. To przerażające. Ja nie spałem dzisiejszej nocy. Bo w pobliżu pewien facet zalał swoje pole jakąś chemią. I wszystko wyschło. Wszelkie życie. Na ziemi leżą martwe pajączki, biedronki. Patrzę, a pod naszymi ulami mnóstwo martwych pszczół. O zobaczcie, możecie zrobić zdjęcie. To ta chemia je zabiła. Sąsiad opowiadał mi, że właśnie zdechła mu owca. Była sekcja zwłok: okazało się, że pasła się koło tego pola, skamieniała jej wątroba. Co my robimy z tym pięknem? – ojciec Stefan pokazuje martwą, wypaloną ziemię. – Nie muszę mieć telewizora czy Internetu. Widzę na tym odludziu, że świat oszalał. Jasne, że żyję Ojcami Pustyni, ale przecież urodziłem się w Polsce, w XX wieku, a nie w Egipcie w III wieku.

Czuję, że miłosierdzie Boże trzyma ten świat w garści. Inaczej przeżywałbym moją samotność jak rozdygotanie nerwowe i nieustanne lęki. Choć powiem szczerze, teraz przeżywam najtrudniejszy okres swego życia. Popełniam wiele błędów, zbyt angażuję się emocjonalnie. Ale wierzę, że Bóg jest po mojej stronie i On to wszystko oczyści.

Abba Antoni: Już dawno mówiłem, że przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni, i jeśli zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach, to powstaną przeciwko niemu, mówiąc: „Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny!”.

Czatachowa to pustynia, choć wokół wilgotno i aż roi się od grzybów. W lichutkich eremach mieszka czterech pustelników. Każdy sam sobie gotuje, sam dba o siebie. Eremici muszą sami zebrać jedzenie: grzyby, owoce, ziemniaki, gotować, porąbać drzewo na zimę. Muszą przynieść wodę z leśnej sadzawki. Zimą nie zagląda tu nikt. W ponadmetrowych zaspach pustelnicy żłobią korytarze do kaplicy. Topią śnieg na herbatę. Nie można dojść do zasypanej sadzawki.

– Jednym z największych kłamstw jest to, że my leżymy do góry brzuchem i tylko modlimy się. Tu jest mnóstwo pracy. Niektórzy młodzi chcieli z nami zamieszkać, ale gdy dowiedzieli się, jak wiele trzeba pracować, zwiali. Tu nie ma miejsca dla darmozjadów. Wszystko budujemy sami. Marzy mi się tu ośrodek rekolekcyjny dla ludzi poszukujących kierownictwa duchowego.

Serafin z Sarowa: Modlitwa, post, czuwanie i wszelkie inne uczynki chrześcijańskie, chociaż są dobre same w sobie, jednak nie stanowią celu życia chrześcijańskiego. Prawdziwy cel życia chrześcijańskiego polega na osiąganiu Świętego Ducha Bożego.

Na tabliczce przy drzwiach pustelni napis: „Duch Święty wyprowadził na pustynię Jezusa, który walczył tam z szatanem i zwyciężył go. Pustelnik dąży do tego, aby jego życie stało się modlitwą, a modlitwa życiem. Stara się przemieniać świat przez przemianę samego siebie”. – Mam być zimny albo gorący, ale nie letni – dopowiada ojciec Stefan – Chcę tak żyć. A czy mi się uda? Widzę, że Pan Bóg otwarł się całkowicie na człowieka, ale czy my to przyjmiemy?

Cytaty z „Gerontikon. Pierwsza Księga Starców”, Wydawnictwo M, Kraków.