Macki eutanazji

Beata Zajączkowska

Eutanazja zamiast domowej opieki medycznej – taką propozycję coraz częściej dostają pacjenci w Kanadzie. W Belgii eutanazji poddano już troje dzieci. Podobno zadecydowały o tym same.

Macki eutanazji

Do kanadyjskiej telewizji publicznej trafiły ostatnio nagrania, na których personel szpitala w Ontario oferuje pacjentowi tzw. asystowane samobójstwo zamiast pomocy medycznej. Wysłał je 42-letni Roger Foley, który cierpi na rzadką i nieuleczalną chorobę neurologiczną, ograniczającą mobilność jego ciała, a przez to uniemożliwiającą mu wykonywanie najprostszych czynności. W żadnej mierze nie myśli on jednak o śmierci. Chce się dalej leczyć, żyć ma ile to się da samodzielnie a czas, który mu został przeżyć z godnością. Zwrócenie się do mediów było jego wołaniem o ratunek. W jednym z wywiadów stwierdził, że ludzie tacy, jak on nie otrzymują już w Kanadzie należnej opieki medycznej, bo ona zbytnio obciąża budżet państwa. Foley z bólem mówił o rozmowie z lekarzem, który pytany przez niego o to, jakie ma perspektywy leczenia odpowiedział: „To nie moja sprawa, ale moim zadaniem było porozmawiać z tobą, czy jesteś zainteresowany asystowaną śmiercią”.

Świat stanął na głowie. Władze Belgii ujawniły właśnie, że w ciągu dwóch ostatnich lat doszło do trzech przypadków dokonania eutanazji na dzieciach. To jedyny kraj, w którym eutanazja nieletnich jest legalna. 9-latek miał guza mózgu, 11-latek mukowiscydozę, a 17-latek cierpiał na dystrofię mięśniową. O swojej śmierci zdecydowali sami, a decyzja ta została zaakceptowana przez rodziców. Wszystko w obliczu prawa, które od 2014 roku pozwala w Belgii na zabijanie niepełnoletnich, którzy „cierpią bardziej, niż są w stanie to znieść”. W Belgii uśmiercanie chorych także początkowo przedstawiano jako ostateczność. Kiedy została zalegalizowana w 2002 r. przeprowadzono tam 24 eutanazje. W latach 2016-2017 było ich już 4337! W Kanadzie zabito już 3,7 tys. osób przez eutanazję. Dopuszczono ją w 2014 r. w Quebecu, a dwa lata później zalegalizowano w całym kraju. Teoretycznie wymogi, które muszą być spełnione, aby skrócić życie pacjenta są restrykcyjne, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej. Można być pewnym, że coraz więcej chorych spotka taki los, jak Rogera Foleya.

Wszystko zaczyna się od zmiany języka. Nie mówi się już o „zabójstwie”, tylko o „słodkiej śmierci”, czy też jak w Kanadzie o „medycznie wspomaganej śmierci”. Potem przestawia się akcent z horroru zbrodni, jakim jest zabicie chorego człowieka, na troskę o jego dobro. Przedstawia się eutanazję jako ostateczność, a z czasem stosuje się jako zamiennik leczenia. Eutanazyjne macki z każdym rokiem coraz bardziej oplatają nasze myślenie. Coś co kiedyś wydawało się nie do przyjęcia zaczyna spotykać się ze społecznym przyzwoleniem. I tak kraj za krajem cywilizacja śmierci zaczyna święcić swój triumf. Bez wątpienia jest to konsekwencja aborcyjnej mentalności. Bo jeżeli ktoś nie szanuje życia na początku, dlaczego miałby to czynić u jego kresu, czy też gdy jest kruche przez swe cierpienie.

Nie ma co się łudzić, że eutanazyjne lobby ominie Polskę. Warto się nad tym zastanowić i przygotować, by dać zdecydowany odpór kulturze śmierci łaszącej się do nas pod pozorem dobra chorych i samotnych ludzi.

TAGI: