Pilot w sutannie

Jarosław Dudała

publikacja 07.09.2009 10:33

Gdyby w szybowcu było dość miejsca, żeby odprawić Mszę, to trzej piloci z Aeroklubu w Rybniku mogliby to zrobić bez problemu. Nawet z organami.

Pilot w sutannie Foto: Henryk Przondziono

– Lotnictwem interesowałem się od dziecka. Kiedyś przejeżdżałem koło lotniska w Rybniku, zajrzałem tam, dowiedziałem się, że wkrótce zaczyna się kurs szybowcowy i zapisałem się. To było dwa i pół roku temu – dodaje 42-letni ksiądz Krzysztof Pyszny, który do niedawna pracował w Krzyżkowicach, a teraz rozpoczyna służbę w chorzowskiej parafii św. Floriana.

Na razie ma jeszcze status ucznia-pilota. – Szkolenie się przedłuża, bo ksiądz ma czas zwykle wtedy, kiedy inni go nie mają. A do tego, żeby polecieć szybowcem, potrzebne są instruktor, samolot holujący i jego pilot, jeszcze jedna osoba do pomocy przy starcie, sam szybowiec i przede wszystkim pogoda. Zdarzało się, że człowiek siedział 5–6 godzin na lotnisku i czekał na jej zmianę, żeby wykonać jeden lot – mówi ks. Krzysztof.

Czy latanie szybowcem jest trudne? – Mówi się, że najtrudniejsze jest lądowanie. Mnie to przyszło dość łatwo. Ale nadal mam problemy z lataniem po sznurku, czyli za samolotem holującym, który ciągnie szybowiec na linie – przyznaje ksiądz. Dodaje, że chciałby zdobyć także turystyczną licencję samolotową, ale to dużo droższe od szkolenia szybowcowego. – Latanie to czyste piękno – podsumowuje ks. Pyszny.

To mnie kręci
Jego kolegą w rybnickim Aeroklubie jest Krzysztof Niewolik, organista z 28-letnim doświadczeniem, absolwent katowickiej Akademii Muzycznej, ostatnio poświęcający się głównie nauczaniu młodych muzyków i prowadzeniu szkółki dla organistów. – Latanie zawsze mnie kręciło. Mam nawet zdjęcia z dzieciństwa, na których kręcę się po lotnisku – mówi i dodaje, że już w młodości chciał latać, ale pogodzenie tego z nauką w zwykłej szkole i jednocześnie w szkole muzycznej było niemożliwe. Dopiero teraz jego dawna pasja może się realizować. – Pierwszy samodzielny lot to doświadczenie, którego nie zapomina się do końca życia – podkreśla Krzysztof Niewolik.

Szybowcowym instruktorem księdza i organisty jest świecki szafarz Komunii Świętej w stanie spoczynku Benedykt Krupa. On też już w młodości chciał latać, i to zawodowo. Nie wyszło. Został górniczym geodetą. I dopiero na górniczej emeryturze zdobył uprawnienia instruktora szybowcowego. – To był prezent od Pana Boga – mówi Benedykt Krupa... Latanie pomogło mu w podjęciu decyzji o zostaniu świeckim szafarzem Komunii. – Z początku trochę się bałem, żeby nie wyjść na dewota. Ale w końcu stwierdziłem, że jak daję sobie radę z lataniem, to i z szafarstwem sobie poradzę – mówi instruktor.

Samotność lotnika
– Latanie uczy pokory, stanięcia w prawdzie. W powietrzu trzeba trzeźwo patrzeć na rzeczywistość – mówi ks. Pyszny. – Do tego jeszcze człowiek uczy się cierpliwości i koncentracji – dodaje Krzysztof Niewolik. – W powietrzu człowiek jest bardzo samotny, wszystko zależy od niego – potwierdza Benedykt Krupa i dodaje, że pilot, nawet najlepszy, do końca życia musi się szkolić. Bo powietrze to żywioł. Pozornie nic się w nim nie dzieje. A tak naprawdę prądy powietrzne są tak potężne, zwłaszcza w chmurze burzowej, że szybowiec może zostać wprost rozerwany.

Ks. Pyszny podkreśla życzliwe przyjęcie, z jakim on, kapłan, spotkał się na lotnisku. – W życiu spotyka się czasem ludzi wrogich wobec Kościoła, ludzi głupich albo głupich i wrednych. Na lotnisku takich nie ma. Tu wszyscy są na poziomie – chwali lotników ks. Krzysztof. Zwraca też uwagę, że w tym środowisku wszyscy mówią do siebie po imieniu. Ma to i ten skutek, że koledzy z lotniska mają więcej odwagi, żeby do niego podejść, porozmawiać o swoich problemach. – Jak trzeba odprawić Mszę z okazji Święta Lotnictwa, to też nie trzeba daleko szukać księdza – dodaje.

Mistrz świata
Ks. Pyszny przyznaje też, że jego lotnicza pasja pomaga mu w pracy kapłańskiej, zwłaszcza na katechezie w szkole. – Czasem uczniowie są autentycznie zdziwieni informacją, że ksiądz musi skończyć studia. Uważają, że wystarczy do tego dwutygodniowy kurs odprawiania Mszy. A tu okazuje się, że ksiądz zna się nie tylko na odprawianiu Mszy, ale i na czymś innym: lotnictwie, strzelectwie. Czasem też opowiadam im o żeglowaniu po Atlantyku – mówi ks. Krzysztof.

Na lotnisku w Rybniku-Gotartowicach spotykamy Jerzego Makulę – wielokrotnego mistrza świata w akrobacji szybowcowej, na co dzień pilota transoceanicznych boeingów 767 LOT-u. Z jego słów wynika, że niewielu duchownych w Polsce siada za sterami szybowców. – Znam tylko jednego księdza w Poznaniu, który jest właścicielem szybowca – mówi światowej sławy lotnik.

Czy to znaczy, że niewielu ludzi w sutannach i habitach marzy o lataniu? Trudno w to uwierzyć, bo latanie to odwieczne marzenie człowieka. Może więc tylko te marzenia są, istnieją, ale drzemią, odłożone gdzieś do parafialnego lamusa? – Warto mieć marzenia. A jeśli się wierzy, to te marzenia się spełniają – mówi Krzysztof Niewolik. (za)