Biskupie lato

abp Marian Gołębiewski

publikacja 20.08.2009 09:46

Urlop. Spędzamy go najczęściej uciekając od miejskiego zgiełku, szukając ciszy, spokoju, letniego słońca i czystego powietrza. Jak tegoroczne wakacje spędzał metropolita wrocławski?

Biskupie lato Foto: Henryk Przondziono

Tematów do dyskusji i refleksji w czasie wakacji było wiele. Media odnotowały ukazanie się nowej encykliki społecznej Benedykta XVI „Caritas in veritate”. Więcej jednak mówiono i pisano o śmierci i pogrzebie Michaela Jacksona, króla muzyki pop. Snuto różne hipotezy na temat jego nagłego odejścia, pomawiając osobistego lekarza o przedawkowanie lekarstw powodujących śmierć. Szczytem wszystkiego była ceremonia pogrzebu, która zamieniła się w medialną „beatyfikację” idola pop-kultury amerykańskiej. Trudno było dostrzec w niej motywy religijne, poza głosem (raczej krzykiem) pastora baptystów. Dość dużo też mówiono i pisano o śmierci profesora Leszka Kołakowskiego. Znacznie mniej – Zbigniewa Zapasiewicza.

Zawsze interesowałem się filozoficzną drogą L. Kołakowskiego, od radykalnego marksizmu, który wyznawał tuż po wojnie, do jakiejś ogólnie pojętej filozofii „chrześcijańskiej”. Nie było migawek z pogrzebu, bo tak sobie życzyła najbliższa rodzina, ale – jak podała Katolicka Agencja Informacyjna – duchowni katoliccy na czele z biskupem seniorem Bronisławem Dembowskim odprawili Mszę św. pogrzebową. Były też wydarzenia pełne stresów i grozy. Mam na myśli wichury, deszcze, burze i trąby powietrzne, z wielką gwałtownością niszczące domy, parki, mosty i drogi, zrywające dachy i miażdżące samochody. Nie obyło się bez ofiar w ludziach. Ucierpiały rejony południowe Polski. Również Dolny Śląsk nie ustrzegł się przed nawałnicą i zniszczeniami, zwłaszcza w Dolinie Kłodzkiej, Legnicy i okolicach.


Fragment panoramy Tallina.

Uroczyste obchody 65. rocznicy Powstania Warszawskiego przyćmiły nieco inne wydarzenia. I znów pojawiły się pytania o sens tego zrywu, który pociągnął za sobą tysiące ofiar. Nieliczni już uczestnicy powstania podkreślali patriotyzm, w którym zostało wychowane pokolenie Polski międzywojennej, w gotowości służby dla Ojczyzny aż do oddania życia. Prasa katolicka dyskretnie informowała o urlopach księży biskupów, którzy zazwyczaj udają się na odpoczynek w lipcu. Jedni spacerowali – jak donoszono – nad morzem, inni w górach, a jeszcze inni nadrabiali zaległości w lekturze cennych publikacji na aktualne tematy kościelne i teologiczne. Co do mnie, wybrałem się do krajów nadbałtyckich: na Litwę, Łotwę, do Estonii i Finlandii (Helsinki).

Litwa
Punktem docelowym w pierwszym z tych krajów było oczywiście Wilno z Ostrą Bramą. Tutaj, przed cudownym obrazem Matki Miłosierdzia, odprawiłem dwukrotnie Mszę św., za drugim razem z dość licznym udziałem wiernych. 6 lipca Litwa obchodziła wielki narodowy jubileusz (1000 lat temu nazwa Litwy pojawiła się po raz pierwszy w dokumentach saksońskich), na który został zaproszony z Watykanu kardynał Angelo Sodano.

Na wielkim telebimie na placu przed katedrą można było obserwować przebieg tych podniosłych uroczystości z udziałem najwyższych władz państwowych: śpiewy, recytacje, przemówienia i entuzjazm Litwinów. Mieszkałem w „Domus Maria” tuż przy kościele św. Teresy. Przez okno mojego pokoju widać było fasady tego kościoła, nieco dalej w głębi Ostra Brama, a po prawej stronie wieżecerkwi Świętego Ducha. Miejsce wymarzone. Wilno wciąż pięknieje. Nie dziwię się jego dawnym mieszkańcom, od dziesiątków lat żyjącym w obecnej Polsce, że nieustannie tęsknią za tym miastem. Bo jest w nim coś niepowtarzalnego.

Krążą tu duchy wielkich Polaków, świętych kapłanów i prześladowanych przez carów, a później przez władze ZSRR, biskupów. Tutaj na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Stefana Batorego wykładał teologię dogmatyczną biskup moich święceń kapłańskich – Antoni Pawłowski. Stąd pochodzili bracia Górscy, po wojnie profesorowie Uniwersytetu M. Kopernika w Toruniu, czy Leokadia Małunowiczówna, profesor KUL. Zwiedziłem także byłą stolicę Litwy Kowno z katedrą i seminarium duchownym. Księża moderatorzy narzekają na spadek liczby powołań i na brak kapłanów z cenzusami naukowymi. Młodzi księża są otwarci, bez uprzedzeń do Polaków. Chętnie nawiązują kontakty z polskimi ośrodkami teologicznymi.


Prawosławna katedra w Helsinkach.

Łotwa
Następny etap naszej wakacyjnej podróży to Ryga – stolica Łotwy. Jest to stare miasto hanzeatyckie. Chrześcijaństwo tutaj łączy się z osobą biskupa Alberta (ok. 1208 r.). Z tego czasu pochodzi katedra św. Piotra, która obecnie jest kościołem protestanckim. Pod względem wyznaniowym sytuacja na Łotwie przedstawia się następująco: 40 proc. stanowią protestanci, mniej więcej tyle samo katolicy i reszta to prawosławni. Natomiast skład ludnościowy wygląda w ten sposób: 42 proc. Łotyszów, trochę mniej Rosjan, 1,5 proc. Polaków i kilka procent innych narodowości. W historii panowali tu Niemcy, Szwedzi, Rosjanie (208 lat) i Polacy. Po tych ostatnich pozostał katolicyzm.

Mówi się tutaj po łotewsku i rosyjsku, chociaż językiem oficjalnym jest łotewski. Utrzymała się też tradycja języka polskiego, zwłaszcza wśród katolików. Ryga to miasto secesji. W ostatnich latach pięknie odnowiono 665 gmachów. Jest to miasto portowe, położone nad Dźwiną. Niestety, Łotwa aktualnie przeżywa kryzys ekonomiczny. Najważniejsza była jednak pielgrzymka do Sanktuarium Wniebowzięcia NMP w Agłonie, we wschodniej Łotwie. Trasa liczy 230 km. Po drodze można podziwiać krajobraz łotewski: dużo lasów, łąk i dolin. Ubogie domy ukryte w gęstwinie przydrożnych krzewów. Po przeszło trzech godzinach jazdy ukazało się sanktuarium – bazylika z dwiema białymi wieżami. Przed nią olbrzymi plac dla pielgrzymów, którzy najliczniej przybywają w uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela i Wniebowzięcia NMP.

W bazylice spotkaliśmy polskich saletynów, którzy chcą tutaj zostawić swój ślad – figurę Matki Bożej Saletyńskiej. Odprawiliśmy Mszę św. przed cudownym obrazem Matki Bożej Agłońskiej. Z nawy bazyliki odpowiadano nam po polsku na wezwania liturgiczne. Niektórzy kapłani na czele z kustoszem mówią po polsku. Są to księża diecezjalni. W krypcie spoczywa śp. ks. kardynał Julians Vajvods. Agłona to naprawdę piękne miejsce, serce Łotwy katolickiej. Ściągają tu także pielgrzymi z niedalekiej Białorusi. Estonia
Na tym nie koniec tej wakacyjnej eskapady. Przed nami Estonia ze swoją stolicą Tallinem. W niedzielę nawiedziliśmy katedrę katolicką, aby odprawić Mszę św. W posłudze duszpasterskiej pomagają tutaj polscy dominikanie. Katedra wprawdzie nieduża, ale na niedzielną Eucharystię przyszło sporo wiernych. Wielu z nich mówi po rosyjsku. Proboszczem jest biskup Filip z Francji, który zastępuje nuncjusza. Wszystkich katolików jest ok. 6 tysięcy. Po południu zwiedziliśmy miejscowość Pirita z ruinami klasztoru św. Brygidy. Kościół robi niezwykłe wrażenie swoim ogromem i wspaniałym stylem gotyckim. Obok siostry brygidki wybudowały sobie nowy klasztor. Zupełnie nowoczesny.

Jedna z sióstr – Meksykanka – pokazała nam kaplicę, bibliotekę i refektarz. Zwiedziliśmy zabytki Tallina z bramą miejską, gdzie znajduje się tablica pamiętająca ucieczkę polskiego okrętu „Orzeł” na początku wojny. Poza miastem znajduje się okazały plac – miejsce występów chórów i śpiewów patriotycznych. Tutaj rozpoczęła się tzw. śpiewająca rewolucja, która ten niewielki kraj doprowadziła do wolności. Tallin ma ładne położenie nad zatokami. Jest miastem dość gwarnym. Podobnie jak w Petersburgu w lipcu występuje tutaj zjawisko białych nocy.

Wśród wielu zabytków na uwagę zasługuje pałac zbudowany na rozkaz Piotra Wielkiego wraz z ogrodem kwiatowym w parku Kadriorg. Miniatura Petershofu pod Petersburgiem. Zwiedziliśmy też zabytki poza miastem, 83 km w kierunku wschodnim od stolicy. Byłem pod silnym wrażeniem twierdzy Rakvere, pochodzącej z czasów krzyżackich. Można zobaczyć m.in. loch na amunicję, kaplicę, salę tortur, refektarz. Wyglądem zewnętrznym twierdza ta przypomina nieco zamek z Kamieńca Podolskiego. Kto by przypuszczał, że zamek ten został niegdyś zdobyty przez wojska polskie.

Finlandia
I wreszcie ostatnim punktem naszej wędrówki były Helsinki. Przeprawiliśmy się promem i zatrzymaliśmy w centrum miasta, niezbyt daleko od katedry katolickiej, gdzie posługę pełni nowy biskup nominat Teemu Sippo. Jest jeszcze drugi kościół katolicki, gdzie posługę pełnią polscy czarni sercanie. Tam odprawiliśmy Mszę św. Wrażenia z Helsinek zupełnie inne, niż z poprzednich miast. To po prostu inny świat – zachodni pod każdym względem. Nie ma tu „kurzu socjalistycznego” tak widocznego w krajach nadbałtyckich. Helsinki to miasto nowoczesne, czyste, zadbane. Ludzie ładnie ubrani, kulturalny styl życia.

Na ulicach mniej krzyku i hałasu. Położenie miasta bardzo malownicze nad zatokami wdzierającymi się w ląd. Budownictwo niskie, zespolone z otaczającą przyrodą. Standard europejski, ludzie pracowici i spokojni, coraz bardziej otwierający się na turystów. O ile w starych miastach europejskich zwiedza się przede wszystkim zabytki architektury sakralnej, to tutaj są one czymś drugorzędnym. Zwiedziliśmy też na wyspie XVIII-wieczną twierdzę Suomenlinna; w tamtym czasie Finlandia należała do Szwecji, a w latach 1809-1918 – do Rosji.

Zwiedzanie jest uciążliwe, ale bardzo pouczające. Warto przyjrzeć się, jak żyje Kościół katolicki w diasporze. Litwa jest krajem na ogół katolickim, Łotwa w połowie, w Estonii i Finlandii Kościół jest „pusillus grex” – małą trzódką. Katolicy żyją nadzieją, modlą się i są pogodni. W kościołach, w czasie liturgii, odczuwa się ciepło, które przyciąga nawet protestantów. Niektórzy z nich przechodzą na katolicyzm.