Kobiety w kościelnych firmach Płeć nie przeszkadza

Anna Burda-Szostek, Mirosław Rzepka

publikacja 13.08.2009 10:03

Zajmują eksponowane stanowiska. Pracują z pasją. Kierują zespołami ludzi. Kościół ufa im i zachęca do rozwoju. Poprosiliśmy trzy z nich, żeby opowiedziały o swojej karierze w kościelnych firmach.

Wiesława Dąbrowska-Macura, sekretarz redakcji „Gościa Niedzielnego”

- Środowisko oazowe mnie wciągało. Przy kościele było mi dobrze – mówi Wiesława Dąbrowska-Macura. - Decyzja o studiach teologicznych w Lublinie była konsekwencją działalności w ruchu Światło Życie.

Urodziła się w Białymstoku. Studia rozpoczęła w 1986 roku. Nie było mowy, że katecheza z powrotem wróci do szkół. Trudno było przewidzieć, na jaką pracę może liczyć teolog. - Nie oczekiwałam od Kościoła, że po studiach biskup w mojej diecezji będzie mnie witał z otwartymi ramionami i szukał dla mnie etatu w Kościele – śmieje się Wiesia. - Teologia to najciekawsze studia, jakie można sobie wymyślić. Gdybym miała wybierać jeszcze raz to na pewno wybrałabym tak samo.

Po studiach Wiesia trafiła na Śląsk, bo w Lublinie poznała Andrzeja, który obecnie jest jej mężem. Przez rok pracowała w szkole, ale – jak twierdzi – to nie było jej powołanie. - Zaczęłam szukać innej pracy – wspomina. - Pewnego dnia przeczytałam w „Gościu Niedzielnym” ogłoszenie. Redakcja poszukiwała korektorki. Od lipca 1992 pracuję w „Gościu Niedzielnym”, przez pierwsze cztery lata byłam korektorką.

Przełożeni zauważyli talent i profesjonalizm młodej teolożki. Zaczęła otrzymywać ambitniejsze zadania. Najpierw była redaktorem, a potem została sekretarzem redakcji, czyli osobą odpowiedzialną za ostateczny kształt gazety.

- Mój mąż twierdzi, że jestem pracoholiczką – wyznaje. - Ja jednak po prostu bardzo lubię swoją pracę i nie liczę czasu spędzonego w redakcji, jest mi w niej dobrze. Największa satysfakcję mam, gdy ktoś zadzwoni i dziękuję za jakiś tekst. Wiem, że to praca całego zespołu: dziennikarzy, studia graficznego, korekty i wielu innych. Ale telefony są kierowane do mnie. Chociaż więcej jest ich od niezadowolonych czytelników.

Fascynacja teologią sprawiła, że Wiesia obroniła doktorat z dogmatyki. Jest jedną z najważniejszych osób w redakcji „Gościa Niedzielnego”. - Gdy ktoś jest mądry nie musi walczyć o swoje prawa – zauważa. - Zespóldziennikarski jest w przeważającej części złożony z mężczyzn. Koledzy traktują mnie profesjonalnie. Nie musze walczyć o równouprawnienie w tym gronie.

Nigdy też nie spotkało mnie nic przykrego ze strony kapłanów. Także w Kościele nie usłyszałam, że nie mam nic do powiedzenia, bo jestem kobietą. Wiem, że zarówno szef jak i inni księża liczą się z moją opinią. Nie zgadzam się z tezą, że Kościół jest antykobiecy. Bóg stworzył nas mężczyznami i kobietami, byśmy wzajemnie się uzupełniali i pomagali sobie.
Gabriela Szulik, redaktor naczelna „Małego Gościa Niedzielnego”

Skończyła teologię na KUL-u. Przez kilkanaście lat pracowała jako katechetka w swojej rodzimej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Niedobczycach. –Myślałam, że to jest to, co będę robić do końca życia – wspomina.

Nigdy nie miała nic wspólnego z pracą redakcyjną. Jedynie w podstawówce pomagała tworzyć gazetkę ścienną, a potem już jako katechetka, gablotkę parafialną. Kiedy do parafii, jako wikary przyszedł ks. Marek Gancarczyk, który zajął się „Sercem” – pismem parafialnym, poprosił Gabrysię, by też coś do gazetki napisała. A że zawsze była chętna do pomocy, zgodziła się. Choć nie bez oporów. Tak powstał pierwszy tekst, drugi i kolejne. Tworzenie gazetki wciągało ją coraz bardziej. Ale dalej traktowała to jedynie jako zajęcie dodatkowe.

Tymczasem ks. Marek otrzymał biskupi dekret z nominacją na redaktora naczelnego „Małego Gościa Niedzielnego”. – Co teraz będzie z naszym „Sercem”, myślałam – wspomina Gabrysia. – Było mi żal tego, co tak dobrze udało się zrobić ks. Markowi.

Wtedy proboszcz zaproponował, by to ona objęła gazetkę parafialną. Prowadziła ją ponad 10 lat. A potem historia powtórzyła się. Ksiądz Marek Gancarczyk poprosił Gabrysię o napisanie tekstu. Tym razem do „Małego Gościa”. – Pamiętam to dokładnie – opowiada redaktor naczelna. – Jechałam do Łazisk na spotkanie z Madzią Buczek, twórczynią Podwórkowych Kółek Różańcowych z duszą na ramieniu. Miał to być przecież materiał dla ogólnopolskiego pisma. Starała się jak umiała, oddać atmosferę spotkania. Kiedy przywiozła gotowy materiał do katowickiej redakcji „Małego Gościa” usłyszała: „No, fajnie to napisałaś. Właściwie nie trzeba niczego zmieniać”. To dodało jej skrzydeł. Od tej pory pracy przybywało. Bo i katechizowanie w parafii, i gazetka parafialna, i pisanie tekstów do „Małego Gościa”. Po jakimś czasie ks. Marek zaproponował jej stałą pracę w miesięczniku.

W 2003 roku, po śmierci ks. Stanisława Tkocza, funkcję redaktora naczelnego „Gościa Niedzielnego” objął ks. Marek Gancarczyk. – A kto będzie kierował „Małym Gościem”? – martwiła się Gabrysia z kolegami w redakcji. Aż pewnego dnia telefon z Kurii: „Proszę przyjść na spotkanie z arcybiskupem”. – Czułam, o czym będzie ta rozmowa, ale nie spodziewałam się, że będzie dotyczyć mnie – wspomina Gabrysia. – Arcybiskup zaproponował, bym została redaktor naczelną „Małego Gościa”. Bardzo się bałam, ale jednocześnie starałam się dotąd nie uciekać od zadań, ale je podejmować na miarę swoich możliwości. – Jeśli to ma być dobre dla „Małego Gościa”, przyjmuję propozycję – odpowiedziałam.

Gabrysia zawsze lubiła czytać. Nie tylko książki. W domu nie brakowało też codziennych gazet i czasopism. Najbardziej pasjonowały ją reportaże, ale nigdy nie przypuszczała, że przyjdzie jej szefować ogólnopolskiemu pismu o 100 tysięcznym nakładzie.

– Bardzo lubiłam pracę z dziećmi, najpierw przy parafii a potem w szkole – mówi. – I choć te wszystkie zmiany, były trudnymi decyzjami, bo zaczynało się w moim życiu coś całkiem nowego, to właściwie z młodymi ludźmi pracuję nadal. Z tym, że wtedy byli oni z Niedobczyc a teraz moją klasą są dzieci w całej Polsce – śmieje się Gabrysia. – Sama dla siebie nie wymyśliłabym takiego scenariusza – dodaje. – Wiem, że to ogromna odpowiedzialność, zobowiązanie, które staram się wypełniać najlepiej jak potrafię.



Jolanta Potempa, dyrektor Duszpasterstwa Pielgrzymkowego Archidiecezji Katowickiej

Skończyła m.in. studia z filozofii i pedagogiki, kształciła się także z iberystyki i turystyki pielgrzymkowej. Potem pracowała na Półwyspie Iberyjskim, gdzie obserwowała ruch pielgrzymkowy. Portugalia stała się jej drugą ojczyzną. Tam zdobyła doświadczenie zawodowe i dydaktyczne. Ale przyszłość postanowiła związać z ziemią ojczystą. Tu chciała stworzyć biuro pielgrzymkowe.

- To było dla mnie duże wyzwanie – mówi. – Były pytania – po co? Wystarczy to, co jest. Ale Jola ze swoim pomysłem zwróciła się do metropolity katowickiego, arcybiskupa Damiana Zimonia. Metropolita nie tylko zgodził się na otwarcie Biura, ale i powiedział Joli: „Dobrze, że tacy ludzie wracają do diecezji”.

- Otrzymałam od arcybiskupa dekret i zaufanie, bo przecież nie byłam znana w diecezji, ale miałam już gotową teczkę organizatora turystyki i wyposażone biuro. To było bardzo budujące – wspomina Jolanta Potempa. – Ale też czułam na sobie, i do dziś czuję, ogromną odpowiedzialność, za to co robię. Po załatwieniu wszystkich zezwoleń, m.in. wojewody i gwarancji ubezpieczeniowej oraz zarejestrowania w departamencie turystyki.

Jola zaczęła rozkręcać biuro pielgrzymkowe. Zajmowała się wówczas wszystkim – pracą administracyjną, merytorycznym układaniem programów, rezerwacją hoteli , transportu, łącznie z pilotażem grup. Dziś, po 8 latach działalności, Biuro Pielgrzymkowe Archidiecezji Katowickiej ma około 20 współpracowników różnych dziedzin i specjalizacji. Organizuje pielgrzymki autokarowe i samolotowe do sanktuariów w Polsce i za granicą, w tym m.in. do Fatimy, Lourdes, Santiago de Compostela, Rzymu, Ziemi Świętej oraz wielu historycznych i interesujących zakątków świata. Słynie z fachowości i profesjonalizmu. I choć brzmi to nieprawdopodobnie, czasem ten profesjonalizm traktowany jest jak wada.

– Zdarza się, że usłyszę od kogoś, że mamy za wysoką jakość - mówi pani Jolanta. - Ktoś zapytał mnie nawet: „czy pani musi mieć zawsze zapięte wszystko na ostatni guzik? Odpowiadam, że tak. Że stawiamy na jakość naszej pracy i na uczciwość wobec klienta a nie na ilość. Działalność Biura to z jednej strony biznes, ale nie zapominamy, że to także praca apostolska. To wiara nas cementuje i mobilizuje. Księża niejednokrotnie wychodzą z propozycją by w ich placówkach powstały filie ułatwiające ludziom zapisywanie na pielgrzymki.

Otwarcie duszpasterstwa pielgrzymkowego było jednym z marzeń Joli. Zawsze dobrze się czuła się w Kościele i chciała robić coś dla ludzi. I znalazła to, w czym się realizuje. Marzeń ma wiele a jedno z nich, które chciałaby zrealizować w najbliższym czasie to założenie filii biura by ludziom dać pracę a klientom możliwość odkrywania kolejnych miejsc świętych.