By kolęd nie okrył kurz

publikacja 16.01.2009 13:10

Czy śpiewanie kolęd jest czynnością wstydliwą? A może za kilka lat będziemy musieli wyrzucać z domów śpiewniki? O tym, co zrobić, by do tego nie doszło, rozmawiamy z teologiem dr. Grzegorzem Grochowskim oraz dyrygentem chóru Tatianą Adamkowicz.

By kolęd nie okrył kurz Grzegorz Grochowski

Andrzej Urbański: Święta za nami, ale przecież kolędy mogą być wykonywane aż do 2 lutego – do Matki Bożej Gromnicznej. Czy jednak to trochę nie za długo?
Tatiana Adamkowicz: – Ostatnio z moim chórem śpiewaliśmy w Kolbudach na uroczystości Trzech Króli. To śpiewanie do lutego już chyba wniknęło na stałe w naszą tradycję.
Dr Grzegorz Grochowski: – Ta tradycja śpiewania jest obecna i widoczna w czasie liturgii, w trakcie wieczerzy wigilijnej…

Ale chodzi mi o śpiewanie w domach ze znajomymi. Nie tylko w czasie liturgii.
G.G.: – Co roku biorę udział w sąsiedzkim śpiewaniu kolęd. Wraz z moją rodziną idziemy na spotkanie do przyjaciół. Siadamy wokół stołu, wyciągamy śpiewnik, który krąży pośród nas i z którego każdy wybiera swoją ulubioną kolędę. Do tego gitara czy inny instrument. I robi się naprawdę świątecznie.
T.A.: – Pamiętam śpiewanie z dzieciństwa, kiedy w domu moja prababcia była animatorką śpiewów. Wtedy śpiewaliśmy a cappella.

Czy dzisiaj są tacy animatorzy, o jakich Pani mówi?
G.G.: – Ostatnio szukaliśmy nauczyciela gry na pianinie dla naszych córek. Okazuje się, że wcale nie jest to proste. Do tego chcieliśmy, by nauczyciel także uczył animowania śpiewu. Nauka gry na instrumencie to jedno, a animacja drugie, choćby wśród znajomych czy w szkole. Okazało się, że znalezienie takiego człowieka graniczy z cudem.

Czy jednak to nie za duże wymagania na dzisiaj? Gdyby chciano śpiewać, to już byłby sukces.
T.A.: – Wyrosłam w domu, gdzie mieliśmy zakorzenioną tradycję śpiewania. Uczenia się muzyki. Dzięki temu dzisiaj mogę śpiewać kolędy. Oczywiście to, że dzisiaj obracam się w środowisku ludzi wykształconych muzycznie, jest dodatkowym atutem. Ale muszę przyznać, że dostrzegam dużą potrzebę śpiewania wśród ludzi.

Wielu ma potrzebę, ale nie ma gdzie tego robić.
T.A.: – Rzeczywiście, żeby zorganizować spotkanie, trzeba mieć odpowiednie warunki. W blokach jest to trudne, w domach o wiele łatwiejsze. Być może właśnie dlatego częściej jeszcze śpiewa się na wsiach lub małych miejscowościach, niż w anonimowych blokowiskach.

Jak zachęcić do śpiewania tych, którzy już dawno śpiewniki odłożyli gdzieś na bok? Czy dzisiaj ludzie chętniej słuchają, niż śpiewają?
T.A.: – To chyba wyznacznik czasu. Ludzie stają się bardziej wymagający i jednocześnie wygodniejsi. Chociaż kolędy są takimi pieśniami, które ludzie chętniej śpiewają…
 

…pod warunkiem, że są one wykonywane rytmicznie, radośnie i dynamicznie. Niestety często słychać formę bardzo sentymentalną i nostalgiczną. Czy to dobrze?
G.G.: – To tak, jak w życiu. Na co dzień jesteśmy zapracowani, mamy mnóstwo zadań na głowie. Nagle przychodzą święta i wyhamowujemy. Wówczas wychodzą z nas emocje, często nostalgiczne.
T.A.: – To normalne, że w czasie śpiewania wychodzą z nas emocje, które towarzyszą nam na co dzień. To, czym karmimy się codziennie. Śpiew tworzy pewnego rodzaju otwarcie. Śpiew jest przekazem naszego wnętrza. Czymś bardzo intymnym. To, czym człowiek żyje, jak żyje, ma potem ujście podczas śpiewania. Śpiew jest także pewnego rodzaju relacją między ludźmi. Może pewne rzeczy obnażyć. Jeśli na co dzień w rodzinie nam się nie układa, nie będziemy mogli i potrafili zaśpiewać radośnie.

A do tego pewnie za mało wiemy na temat samych kolęd. Nie do końca chyba rozumiemy, o czym śpiewamy?
T.A.: – Warto przypomnieć sobie, jak patrzył na kolędy Jan Paweł II. Dla niego wartość sentymentalna istniała, ale najważniejsze były warstwa i przekaz teologiczny. Oczywiście jest warstwa emocji, ale także radości oraz nadbudowy teologicznej.
GG: – Myślę, że tutaj ogromna rola spoczywa na szkole, kapłanach, ale przede wszystkim na rodzinie. Katecheza może to wspierać, także szkoła i szeroko pojęta kultura. Jednak na pierwszym miejscu musi być rodzina. Zwróciłbym także dużo większą uwagę na dotarcie z kolędami do ludzi młodych. Choć w tym wypadku często słyszę opinię, że młodzi zbyt szybko się nudzą rytuałem kolędowym. Pojawia się sytuacja znużenia. Warto pomyśleć nad formą i możliwościami dotarcia do tej wymagającej części Kościoła.