Lustrowanie nuncjusza

Andrzej Grajewski, ks. Jerzy Myszor

publikacja 15.01.2009 16:01

Fakty w sprawie nuncjusza apostolskiego abp. Józefa Kowalczyka są oczywiste, nigdy nie był świadomym informatorem organów bezpieczeństwa PRL. Jako dyplomata watykański został zarejestrowany jako kontakt informacyjny, a tak oznaczano źródła zewnętrzne, które nigdy nie były częścią agenturalnej sieci.

Lustrowanie nuncjusza

W całej tej sprawie należy zwrócić uwagę na fakt, że abp Józef Kowalczyk, jako przedstawiciel obcego państwa, ma przecież obywatelstwo watykańskie, nie podlega żadnym polskim procedurom lustracyjnym, także tym ustanowionym przez polskich biskupów, sam poprosił o zbadanie dokumentacji znajdującej się w IPN na jego temat.

Autolustracja

Na zaproszenie sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski bp. Stanisława Budzika w dniu 5 stycznia 2009 roku zebrał się w Warszawie zespół ekspertów, który miał ocenić wartość dokumentów przekazywanych przez IPN Komisji Historycznej Metropolii Warszawskiej, a dotyczących nuncjusza Stolicy Apostolskiej. Przedstawiono im wówczas 10 stron dokumentów. Czy to jest wszystko, co przekazał IPN, padło pytanie? Tak, to jest wszystko, co otrzymaliśmy z IPN – odpowiedział ks. dr Andrzej Gałka. Autentyczność dokumentów nie pozostawiała żadnej wątpliwości. Wszystkie były fachowo opracowane przez pracowników archiwum IPN, wszystkie posiadały oryginalne sygnatury. Dokumentację stanowiły typowe zapisy rejestracyjne, w których można było prześledzić w porządku chronologicznym, jak organa bezpieczeństwa PRL interesowały się ks. Józefem Kowalczykiem. W tzw. zainteresowaniu wywiadu kapłan ten znajdował się od 1971 r. w związku z pobytem w Rzymie. Inwigilowano go jak każdego duchownego, a później został zakwalifikowany jako tzw. figurant, czyli osoba będącą „przedmiotem opracowania operacyjnego”.

Kluczowym dokumentem jest zapis z 15 grudnia 1982 roku, w którym Departament I MSW odnotował rejestracje nowego kontaktu informacyjnego pod nr 14092 – pseud. „Cappino” ( ks. Józef Kowalczyk). Zapis ewidencyjny informuje, że akta ks. Kowalczyka zniszczono w styczniu 1990 r., zaś on sam został wyrejestrowany. Zgodnie z protokołem zniszczono dwa tomy dokumentów.

Jednak już po publikacji oświadczenia ekspertów kościelnych okazało się, że nie znali oni wszystkich dokumentów. 8 stycznia br. Cezary Gmyz z „Rzeczpospolitej” omówił treść szyfrogramu, który relacjonuje informacje przekazane przez KI „Cappino”, czyli ks. prałata Kowalczyka. Chodzić miało o różnice zdań między kard. Macharskim i abp. Gulbinowiczem w sprawie trasy pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 1983 r. W szyfrogramie znajduje się także rutynowe zdanie, często spotykane w dokumentach tego rodzaju, w tym wypadku odnoszące się do kontaktu informacyjnego: „ Źródło sprawdzone. Informacja wiarygodna”. Wbrew podstawowym zasadom obowiązującym przy publikacji takich dokumentów Gmyz nie podał ani źródła jego pochodzenia, ani sygnatury archiwalnej. Publikację „Rzeczpospolita” zamieściła pod zawierającym insynuacje tytułem „KI »Cappino« to źródło sprawdzone”.

Dla zrozumienia całości tej sprawy ważne są także wyjaśnienia samego nuncjusza, który mówił o tym w wywiadzie dla KAI oraz Polskiego Radia. Przypomniał, że pod koniec 1982 roku do Rzymu przybyli dyplomaci polscy, którzy podjęli rozmowy ze Stolicą Apostolską na temat planowanej wizyty Jana Pawła II w 1983 roku. Doszło wówczas do licznych, intensywnych rozmów dyplomatycznych ks. prałata Kowalczyka z dyplomatami PRL. Ks. prałat Kowalczyk oczywiście nie miał żadnego wpływu na to, z kim rozmawia, nie wiedział także, kim jest osoba przedstawiająca się jako dyplomata.

Co z tego wynika

Co może powiedzieć historyk po lekturze tych dokumentów? Tylko tyle, że ks. Józef Kowalczyk został zarejestrowany przez wywiad PRL jako kontakt informacyjny 15 grudnia 1982 roku. Pozostała po tym kontakcie jakaś dokumentacja, która została zniszczona. Tylko tyle i nic więcej. Obecnie jednak historyk dysponuje już wiedzą ogólną na temat funkcjonowanie organów bezpieczeństwa, w tym także służb działających na obszarze wywiadowczym. W fachowo opracowanym przez Filipa Musiała „Podręczniku bezpieki” na stronie 33 znajdziemy definicje kontaktu informacyjnego. „Kontakt informacyjny [...] to obywatel obcego państwa lub obywatel polski stale lub dłuższy czas mieszkający poza granicami PRL, który w ramach określonych stosunków, świadomie lub nieświadomie, przekazywał dokumenty lub informacje z zakresu bezpośrednich zainteresowań wywiadowczych Departamentu I” .
 

W tym kontekście członkowie doraźnie powołanej komisji kościelnej sformułowali bardzo wyważony w treści wniosek: „Ks. prał. Józef Kowalczyk jako pracownik Kurii Rzymskiej został włączony, po uzgodnieniu z Konferencją Episkopatu Polski, do Zespołu Stolicy Apostolskiej do Stałych Kontaktów Roboczych z Władzami PRL. Od 1978 r. był kierownikiem Sekcji Polskiej Sekretariatu Stanu (co odpowiada stanowisku dyrektora departamentu w ministerstwach). Do jego obowiązków należały także rozmowy z przedstawicielami władz PRL, w tym z ich urzędowymi reprezentantami w Rzymie. Dziś wiemy, że wśród tych osób byli funkcjonariusze tajnych służb PRL. Potraktowali oni ks. Józefa Kowalczyka, oficjalnego uczestnika tych rozmów, bez jego wiedzy i zgody, jako tzw. kontakt informacyjny. Tego rodzaju kontaktów żadną miarą nie można traktować jako działalności agenturalnej”.

Kluczowy w sprawie dokument

Trafność tej oceny potwierdza ważny dokument, który powinien być kluczowym w debacie o sprawie abp. Kowalczyka, a który niestety w ogóle nie był cytowany. Chodzi o zarządzenie nr 00/41 z 6 maja 1972 r. Ministra Spraw Wewnętrznych w sprawie pracy wywiadowczej Departamentu I MSW, która obowiązywała także w okresie, gdy ks. Kowalczyk został zarejestrowany, jako kontakt informacyjny. Jednoznacznie z niej wynika, że zarejestrowanie kogoś jako kontakt informacyjny wprost wykluczało możliwość traktowania takiej osoby, jako źródło o charakterze agenturalnym, a więc tajnego współpracownika. W instrukcji napisano bowiem wprost, że „Cechami odróżniającymi kontakt informacyjny od agenta są: brak świadomie wyrażonej zgody z wywiadem i podporządkowanie się jego dyspozycjom, wykorzystanie kontaktu nie wypływa z ułożenia stosunków formalnych z wywiadem, lecz uwarunkowane jest ułożeniem stosunków osobistych z pracownikiem lub instytucją polską za granicą, brak cech świadomej tajności utrzymywanego kontaktu, ograniczone tematycznie lub czasowo możliwości informacyjne kontaktu, występowanie innych elementów wykluczających możliwość pozyskania określonej osoby do współpracy w charakterze agenta”. Pozostaje otwartym pytanie dlaczego „Rzeczpospolita”, która tak gorliwie zajmowała się lustrowaniem nuncjusza apostolskiego, nigdy nie zacytowała dokumentu, który nie pozostawia żadnych wątpliwości, co do charakteru rejestracji ks. prałata Kowalczyka.

 

Kluczowy dokument

„Cechami odróżniającymi kontakt informacyjny od agenta są:
∙ brak świadomie wyrażonej zgody z wywiadem i podporządkowanie się jego dyspozycjom,
∙ wykorzystanie kontaktu nie wypływa z ułożenia stosunków formalnych z wywiadem, lecz uwarunkowane jest ułożeniem stosunków osobistych z pracownikiem lub instytucją polską za granicą,
∙ brak cech świadomej tajności utrzymywanego kontaktu,
∙ ograniczone tematycznie lub czasowo możliwości informacyjne kontaktu,
∙ występowanie innych elementów wykluczających możliwość pozyskania określonej osoby do współpracy w charakterze agenta”.

Fragment zarządzenia nr 00/41 z 6 maja 1972 Ministra Spraw Wewnętrznych w sprawie pracy wywiadowczej Departamentu I MSW

 

 

 

W szerszym kontekście

Aby zrozumieć istotę działań prowadzonych przez wywiad PRL, czyli Departament I MSW, należy nieco szerzej przedstawić uwarunkowanie tych działań. W ramach Departamentu I sprawami watykańskimi zajmował się Wydział III, w latach 60. klasyfikowany jako Wydział VI. W działaniach operacyjnych prowadzonych przez jednostki wywiadu PRL przeciwko Watykanowi niezwykle ważna było koordynacja tych działań z pracami Departamentu IV MSW. SB inwigilowała osobę, która była w polu zainteresowania Departamentu I MSW, kiedy przebywała ona w kraju. Było to szczególnie ważne zwłaszcza w przypadku księży, którzy na stałe byli zatrudnieni w instytucjach kościelnych w Watykanie bądź w Rzymie. Często istotne dla ich rozpracowania materiały były zdobywane przez siatkę agentów „pionu czwartego”, które przekazywano do centrali Departamentu I, koordynującej całość prac operacyjnych na odcinku watykańskim. Tak postępowano m.in. w czasie działań operacyjnych skierowanych przeciwko ks. Adamowi Bonieckiemu, który od 1979 r. w Watykanie redagował polską edycję „L´Osservatore Romano”.

 

 

W pracy operacyjnej na terenie Watykanu Departament I często korzystał także z tzw. przykrycia dyplomatycznego. Rezydenci wywiadu byli zatrudniani jako personel dyplomatyczny w różnych pionach ambasady PRL w Rzymie. Znajdowali się także w składzie Zespołu ds. Roboczych Kontaktów Rządu PRL ze Stolicą Apostolską, który od 1974 r. działał w ramach przedstawicielstwa dyplomatycznego we Włoszech. Szczególne znaczenie miała praca wydziału konsularnego. Duchowni przebywający w Rzymie, mieli najczęściej paszport czasowy, co zmuszało ich do regularnych kontaktów z ambasadą. Było to wykorzystywane do prowadzenia rozmów, które miały na celu także wytypowanie osób do werbunku albo pozyskanie informacji potrzebnych w innych rozpracowaniach.

Kim był „Pietro”

Rejestracji ks. Kowalczyka dokonał oficer wywiadu PRL o pseudonimie „Pietro”.

W rzeczywistości nazywał się Edward Kotowski i uchodził w MSW za specjalistę od spraw watykańskich. Zanim pojechał na placówkę dyplomatyczną do Rzymu, zdobywał doświadczenie „po linii czwartej”, zajmującej się inwigilacją duchowieństwa najpierw w Olsztynie, a później w Warszawie. Jak na ubeka miał dość nietypowe zainteresowania, był historykiem sztuki, obronił nawet doktorat na Uniwersytecie Mickiewicza w Poznaniu. Znał kilka języków, dobrze włoski i rosyjski. Specjalizował się m.in. w werbunku duchownych i świeckich pracowników katolickich uczelni. W październiku 1978 r., a więc kiedy rozpoczął się pontyfikat Papieża Polaka, por. Kotowski został przez kierownictwo MSW przekazany z pionu czwartego do pierwszego, czyli do wywiadu PRL. Jego wyjazd do Rzymu nastąpił pod tzw. dyplomatycznym przykryciem, i to jest kwestia niezwykle istotna dla zrozumienia sensu przedstawionej w „Rzeczpospolitej” dokumentacji. Kotowski oficjalnie pracował w ambasadzie jako II sekretarz, któremu podlegały m.in. wszystkie sprawy konsularne. Co jednak ważniejsze, Kotowski był także pracownikiem Zespołu ds. Stałych Roboczych Kontaktów między Rządem PRL a Stolicą Apostolską. Wyłącznie w tym charakterze, jak wynika z materiałów ewidencyjnych spotykał się z ks. prałatem Kowalczykiem.

Głównym zadaniem „Pietra” w Rzymie była praca operacyjna ze źródłami informacyjnymi przekazanymi przez Departament IV MSW, pion R i pozyskiwanie nowych agentów, lub przejmowanie agentów przekazanych mu przez pion IV z Warszawy. Jego pracę w Warszawie nadzorował naczelnik Wydziału XVI departamentu I MSW, płk Kazimierz Walczak. Kotowski zakończył pracę w Rzymie w styczniu 1984 r., już w randze kapitana. Nie wrócił jednak w szeregi SB, lecz został przeniesiony do Urzędu do Spraw Wyznań. Tam zakończył karierę w stopniu majora, na etacie niejawnym jako starszy inspektor, realizując na rzecz Departamentu IV „ważne zadania z zakresu problematyki wyznaniowej ze szczególnym uwzględnieniem odcinka watykańskiego”.

Kontakty oficjalne

Sprawą kluczową jest więc fakt, że ks. prałat Kowalczyk, przychodząc na oficjalne rozmowy, wiedział, że jego partnerem jest II sekretarz ambasady oraz członek Zespołu ds. Stałych Roboczych Kontaktów dr Edward Kotowski, który był jego oficjalnym partnerem w negocjacjach o istotnych sprawach dla relacji między rządem PRL a Stolicą Apostolską. Nie mógł natomiast wiedzieć, że jego interlokutorem jest nie dyplomata Kotowski, lecz oficer wywiadu „Pietro”. W sposób oczywisty wpływa stąd wniosek, że został przez „Pietro” bez swojej wiedzy potraktowany jako kontakt informacyjny. Tego rodzaju kontaktów żadną miarą nie można zakwalifikować jako jakąkolwiek formę współpracy z organami bezpieczeństwa PRL. Trzeba dodać, że pełne insynuacji i niekompetentne teksty w „Rzeczpospolitej”, których autor w żadnym miejscu jednoznacznie nie wyjaśnił, że rejestracja ks. prałata Kowalczyka w takiej formie wyklucza wobec niego jakiekolwiek podejrzenie o świadomą współpracę z SB, wyrządziły wielką krzywdę zasłużonemu dyplomacie Stolicy Apostolskiej, jednemu z zaufanych współpracowników Jana Pawła II, niewiele także mają wspólnego z rzetelnym obrachunkiem ze smutną spuścizną czasów PRL.

 

 

Nie było współpracy z wywiadem PRL
Fakt rejestracji arcybiskupa Kowalczyka w charakterze kontaktu informacyjnego w żadnym razie nie może być traktowany jako dowód jego współpracy z wywiadem PRL. Instrukcja operacyjna wywiadu z 1972 r., na podstawie której dokonywano podobnych rejestracji, wyraźnie wskazywała, że chodzi o osoby którym nigdy nie proponowano współpracy i które nie miały świadomości, że ich rozmówca (z reguły funkcjonariusz wywiadu pracujący „pod przykryciem” na palcówce PRL za granicą) jest funkcjonariuszem SB. Więcej nawet: ta instrukcja możliwość taką raczej przekreślała. Fakt istnienia informacji ze źródła „Cappino” również niczego nie przesądza, bowiem mogły to być informacje uzyskane w czasie zwykłej rozmowy z funkcjonariuszem wywiadu, który oficjalnie występował przed rozmówcą jako pracownik dyplomata PRL. Tu nie ma żadnych dowodów agenturalnej współpracy.

dr Piotr Gontarczyk p.o. zastępcy dyrektora Biura Lustracyjnego IPN

 

 

 

 

Autorami artykułu, który ukazał się w trzecim, najnowszym numerze Gościa Niedzielnego ze stycznia 2009 są Andrzej Grajewski, b. szef kolegium IPN oraz ks. Jerzy Myszor współprzewodniczący b. Komisji Historycznej przy KEP