Obowiązek rozwoju

Joanna Kociszewska

publikacja 30.07.2009 13:07

Działanie na rzecz rozwoju różnych form przedsiębiorczości powinno obejmować również kraje „skazane na wykluczenie i marginalizację w świecie ekonomii globalnej.” Odpowiedzialność za podejmowane projekty powinna być rozkładana proporcjonalnie, to znaczy pierwszym, który powinien podjąć obowiązek rozwoju jest sam zainteresowany.

Obowiązek rozwoju


„Kraje bardziej potrzebujące rozwoju domagają się, żeby wspólnota międzynarodowa podjęła jako obowiązek pomaganie im w stawaniu się twórcami własnego losu” – to zdanie z najnowszej papieskiej encykliki streszcza podstawową zasadę sensownego pomagania. Pomoc drugiemu jest obowiązkiem. Ale przede wszystkim powinna to być pomoc w stawaniu się twórcą własnego losu, czyli kimś, kto będzie w stanie przejąć odpowiedzialność za swoje życie, a następnie stać się zdolnym do pomocy (daru).

Działanie na rzecz rozwoju różnych form przedsiębiorczości powinno obejmować również kraje „skazane na wykluczenie i marginalizację w świecie ekonomii globalnej.” – podkreśla Ojciec Święty. Zaraz jednak dodaje, że odpowiedzialność za podejmowane projekty powinna być rozkładana proporcjonalnie, to znaczy pierwszym, który powinien podjąć obowiązek rozwoju jest sam zainteresowany. To on – jako człowiek - jest podmiotem a nie przedmiotem pomocy.

Obowiązek rozwoju i centralne, decydujące miejsce tego, któremu pomoc jest udzielana to najważniejsze punkty zasady pomocniczości. Z jednej strony to wyraz szacunku do każdego człowieka, który ma prawo sam decydować o losie swoim, swojej rodziny, społeczności czy kraju. Z drugiej - jest to wymaganie postawione tym, którzy pomoc przyjmują. Wymaganie wysiłku i odpowiedzialności.

Takie postawienie sprawy ma swoje konsekwencje. Po pierwsze, programy pomocowe powinny być wystarczająco elastyczne, by pozostawić przestrzeń dla wolności i inicjatywy człowieka. Po drugie, konkretne rozwiązania muszą być dostosowane do życia poszczególnych narodów i osób, a nie na odwrót. Po trzecie – ludzie, którym się pomaga, muszą tę formę przyjąć i zaakceptować. Nie może ona im zostać narzucona na zasadzie: albo pomagamy w ten sposób/ pod takim warunkiem, albo wcale.

W perspektywie zachodzącej globalizacji papież zauważa, że jakkolwiek potrzebuje ona władzy, ze względu na globalne dobro wspólne, które powinno być jej celem, władza ta jednak powinna być realizowana zgodnie z powyższą zasadą. Inne rozwiązania albo będą naruszały wolność i upokarzały samych zainteresowanych, albo nie będą skuteczne.

Benedykt XVI nie krytykuje konkretnych instytucji, wskazuje jednak na błędy. Jednym z nich są nadmierne koszty administracji w organizacjach stworzonych dla pomagania, sięgające czasem absurdu. „Zdarza się niekiedy, że […] ubodzy służą utrzymywaniu przy życiu kosztownych organizacji biurokratycznych”. – czytamy w encyklice. Innym wykrzywieniem jest stwarzanie sytuacji, która utrzymuje naród w stanie zależności, a nawet może „sprzyjać sytuacjom lokalnej dominacji i wyzysku”.

Jakie wobec tego są podstawowe wskazania? Po pierwsze, trzeba zauważyć że największym bogactwem (nie ciężarem!) krajów potrzebujących pomocy są ludzie. Po drugie, jednym z ważniejszych aspektów jest sprzyjanie stopniowemu wchodzeniu produktów z tych krajów na rynki międzynarodowe. Niektórzy obawiają się konkurencji z ich strony, zwłaszcza w dziedzinie rolnictwa – zauważa papież – jednak przypomina też, że dla tych krajów możliwość sprzedaży swoich produktów „oznacza bardzo często gwarancję przeżycia”.

Współpraca w rozwoju to okazja do spotkania ludzi i kultur – zauważa Benedykt XVI. Zdarza się jednak, że nadchodząca pomoc nie uwzględnia tożsamości kulturowej ani własnej ani ludów, do których jest skierowana. Taka postawa przekreśla możliwość nawiązania dialogu, a przyjmowanie bez rozeznania każdej propozycji kulturowej sprawia, że ludzie nie będą potrafili przyjąć odpowiedzialności za swój rozwój.

Z drugiej strony wyższość ekonomiczna i technologiczna nie oznacza wyższości kulturowej. „Społeczeństwa technologicznie zaawansowane […] powinny odkryć w sobie zapomniane czasem cnoty, które pozwoliły im rozkwitać na przestrzeni dziejów. Społeczeństwa rozwijające się powinny pozostać wierne temu wszystkiemu, co jest prawdziwie ludzkie w ich tradycjach, unikając automatycznego narzucania sobie mechanizmów zglobalizowanej cywilizacji technologicznej” – pisze Ojciec Święty.

To także wymiar odpowiedzialności za własny rozwój.

Spotkanie kultur to także spotkanie religii. „Również inne kultury uczą braterstwa i pokoju” – zauważa Benedykt XVI, dodaje jednak, że nie brakuje i takich, które „hamują prawdziwy rozwój ludzki albo wprost mu przeszkadzają”. „Dzisiejszy świat jest przeniknięty pewnymi kulturami o podłożu religijnym, które […] izolują [człowieka] w poszukiwaniu indywidualnego dobrobytu, ograniczając się do zaspokajania jego oczekiwań psychologicznych” – pisze Ojciec Święty. Obecne są także „spuścizny kulturalne i religijne zamykające społeczeństwo w statycznych kastach społecznych, w magicznych wierzeniach lekceważących godność osoby ludzkiej, w postawach uległości wobec tajemnych sił.”

„Rozwój potrzebuje religii i kultur różnych narodów” – zauważa Benedykt XVI, jednak „konieczne jest odpowiednie rozeznanie […] odnośnie do ich wkładu do budowania wspólnoty społecznej i dobra wspólnego”. Religie – chrześcijańska i niechrześcijańskie – mogą wnieść swój wkład w rozwój, o ile Bóg znajdzie miejsce w przestrzeni publicznej, a prawo do publicznego wyznawania wiary i działania na rzecz kształtowania życia publicznego zgodnie z prawdami wiary nie będzie negowane. Wykluczenie religii ze sfery publicznej jest szkodliwe podobnie jak fundamentalizm – zubaża w motywacje, a polityka staje się „narzędziem ucisku i agresji”.

Globalizacja stwarza ryzyko synkretyzmu religijnego. To zjawisko nie może być akceptowane przez Kościół - „wolność religijna nie oznacza obojętności religijnej”. Sytuacja, gdy różne kultury/religie uważa się za równoważne i zamienne, jest jednak niebezpieczna również dla samej społeczności. Pojawiają się wówczas dwie opcje: albo poszczególne grupy społeczne żyją faktycznie bez spotkania i dialogu, co przecina możliwość integracji, albo dochodzi do zrównania kulturowego. Tymczasem „człowieka […] nie można zrozumieć nie uwzględniając tego kontekstu jego egzystencji”*. W kontekście kultury, w której został ukształtowany, człowiek odpowiada m.in. na pytania o sens własnej egzystencji. Zatracenie własnej tożsamości kulturowej może oznaczać zagubienie odpowiedzi na pytanie o sens i cel życia.

Prawdziwa odpowiedzialność za własny rozwój i rozwój własnego narodu, podobnie jak prawdziwa pomoc w rozwoju tym, którzy jej potrzebują, nie może kończyć się na zagadnieniach ekonomicznych i pomijać aspektów kulturowych i religijnych.

Zdjęcie: Henryk Przendziono, Agencja GN