Każda Msza to cud

Szymon Babuchowski

publikacja 30.10.2009 10:27

Nie będziemy nikogo przekonywać, że u nas zdarzył się cud. Bo cud dzieje się na każdej Mszy – mówi proboszcz z Sokółki.

Każda Msza to cud Ks. Stanisław Gniedziejko pokazuje vasculum, w którym zanurzona była Hostia fot. Henryk Przondziono

Budzi nas dźwięk trąbki. „Kiedy ranne wstają zorze” – dochodzi od strony świątyni, choć na dworze jeszcze ciemno. Ale już za chwilę na kościelnych schodach pojawią się pierwsi wierni. – Ludzie Wschodu wstają razem ze słońcem – uśmiecha się ksiądz proboszcz Stanisław Gniedziejko. Może to dlatego rano w dzień powszedni są tutaj aż trzy Msze św. Pobożność Sokółki nie jest wcale wynikiem domniemanego cudu, który rozsławił parafię św. Antoniego na całą Polskę. – Dla mnie to nic niezwykłego – mówi pani Bożena, parafianka w średnim wieku. – Tak jak przedtem wierzyłam, tak i teraz będę. Poczekam cierpliwie na opinię Watykanu.

Krew na Hostii
Akta dotyczące wydarzenia z Sokółki trafiły właśnie do Nuncjatury Apostolskiej w Warszawie. Wcześniej sprawą zajmowała się komisja powołana przez abp. białostockiego Edwarda Ozorowskiego. Specjaliści od patomorfologii z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku przebadali tajemniczą plamę na komunikancie. Orzekli, że przysłany do oceny materiał „wskazuje na tkankę mięśnia sercowego, a przynajmniej ze wszystkich tkanek żywych organizmu najbardziej ją przypomina”. Kurialna komisja nie stwierdziła ingerencji osób postronnych przy opisywanym zjawisku. Co zaszło w Sokółce? 12 października 2008 r. księdzu udzielającemu Komunii wypadł z puszki komunikant. – Pamiętam dobrze tę Mszę, bo rozproszyła mnie ta sytuacja – wspomina ks. Filip Zdrodowski, wikary z parafii św. Antoniego, który był wówczas przy ołtarzu. Jednak to nie on upuścił Ciało Pańskie.

Ksiądz, któremu to się przydarzyło, umieścił Hostię w vasculum – niewielkim naczyniu z wodą, gdzie kapłan obmywa palce. – Zwykle wrzuca się tam komunikant, gdy jest mocno zabrudzony, i zostaje on w naczyniu aż do rozpuszczenia – wyjaśnia ksiądz Filip. – Nie jest jednak prawdą, że Hostia wpadła w błoto – dementuje plotki wikary. Po Mszy siostra Julia, zakrystianka, przeniosła zawartość vasculum do naczynia w sejfie w zakrystii. Kiedy po tygodniu otworzyła sejf, była zaskoczona. Pokazała księżom częściowo rozpuszczony komunikant z wyraźną czerwoną plamą. – Wyglądało to jak zakrzepła krew, plama miała średnicę ok. 1 cm – relacjonuje proboszcz. – Media podają, że woda zabarwiła się na czerwono, ale to też nieprawda.

Wiara to nie emocje
Księża przenieśli naczynie z komunikantem do tabernakulum na plebanii. Hostię wyjęli z wody i położyli na korporale, czyli niewielkim obrusie używanym podczas Mszy. W styczniu próbkę z komunikantu pobrali naukowcy. Prof. Maria Sobaniec-Łotowska i prof. Stanisław Sulkowski badali ją niezależnie, ale doszli do tych samych wniosków: że prawdopodobnie jest to tkanka mięśnia sercowego. Ks. Stanisław Gniedziejko nie chciał jednak wywoływać sensacji. Sprawę znali jedynie księża i kilka zaufanych osób. – Wszystko było trzymane w tajemnicy – potwierdza Helena Matczak, jedna ze starszych parafianek. – Dowiedzieliśmy się o tym dopiero niedawno.

– Wierni zareagowali z wielkim umiarem – ocenia proboszcz. – To media rozpętały burzę. Musieliśmy uciekać od kamer, fotoreporterzy robili nam zdjęcia spod kurtek. A nasi parafianie patrzą bardziej na to, jakie dobro wyniknie z tego zdarzenia. – Przyjmujemy to z wielką wiarą i pokorą – mówi Helena Matczak. – A że nasza Sokółka to taka malutka, skromna miejscowość? To nic. Widzieliśmy z mężem cud w Lanciano – to też niewielkie miasto. – Serce odsłania się przed tym, kto kocha. Tutaj ludzie naprawdę kochają Pana Boga – twierdzi ks. Filip. Rzeczywiście, obserwując licznych parafian, którzy przychodzą do kościoła przez cały dzień, trudno nie odnieść takiego wrażenia. – To nic nowego, przedtem też się tak modlili – przekonuje wikary. – Często uczniowie przychodzą po szkole. Zdarza się, że prawie całą niedzielę spędzamy w konfesjonale. Ludzie żyją tu sakramentami. Wiedzą, że wiara to nie emocje, tylko trwanie przy Bogu.

U Pana Boga za piecem
Ta wiara hartowała się przez wieki. Trudną historię Sokółki wyznaczają mogiły powstańców, groby uczestników bitwy nad Niemnem, a także pomnik Sybiraka na kościelnym placu. Przez wiele lat przedstawiciele trzech wyznań: katolicyzmu, prawosławia i islamu uczyli się żyć razem w połowie drogi między Białymstokiem a Grodnem. – Tu ludzie mają takie życiorysy, że filmy można kręcić – twierdzi proboszcz. Na razie jednak największą karierę filmową zrobił tutejszy… kościół. To właśnie on pojawia się w filmie „U Pana Boga za piecem”.

Dziś Sokółka to także problemy z bezrobociem, dziura budżetowa w wysokości 700 tys. złotych i wałęsające się wieczorami grupki podchmielonej młodzieży. Nie mają tu wielu możliwości spędzania wolnego czasu. Z drugiej strony 70-osobowa oaza i 60 ministrantów w parafii liczącej niecałe 10 tys. mieszkańców to całkiem niezły wynik. – Kiedy na katechezie zrobiłem anonimową ankietę, aż 70 proc. uczniów zadeklarowało, że chodzi co niedzielę do kościoła – wspomina wikary Filip. – Jedna z dziewcząt napisała: „Jeśli nie poszłabym do kościoła, to nie byłaby już niedziela”. Właśnie przez zakrystię zagląda do świątyni dwoje młodych z bukietami w rękach. – Jeden pod ołtarz, drugi dla Matki Boskiej – decyduje dziewczyna. Marta i Robert biorą tu wieczorem ślub. O zjawisku z Sokółki nie wiedzą wiele, ale są dumni z tego, że właśnie ich miejscowość coś takiego spotkało. Adam, świadek młodej pary, woli poczekać na decyzję Watykanu.

Ręka w boku Chrystusa
Wszyscy czekają. Choć do Sokółki przyjeżdżają pojedynczy pielgrzymi z innych stron Polski, tutejsi duszpasterze wstrzymują się z mówieniem o cudzie. Jednak większość parafian jest przekonana, że nie było tu ludzkiej ingerencji. – No bo kto by mógł coś takiego wykombinować? – pyta proboszcz. A jeśli to rzeczywiście cud? Co Pan Bóg chce powiedzieć przez to wydarzenie? – Myślę, że to, co się tu stało, nie jest znakiem tylko dla Sokółki – mówi ks. Gniedziejko. – Świat jest dzisiaj zagrożony wybujałym, podstępnym liberalizmem. Diabeł szaleje. A Pan Jezus chce umocnić naszą wiarę.

– Może to wołanie o większy szacunek do Eucharystii? – zastanawia się ks. Filip Zdrodowski. – Kiedy Jezus czynił cuda, zawsze chodziło mu o zbawienie człowieka. Pan Bóg do każdego mówi inaczej, tylko my, przez różne zagłuszacze zewnętrzne, zatraciliśmy umiejętność odczytywania tych znaków. Tymczasem do Prokuratury Rejonowej w Sokółce wpłynęło doniesienie. Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów domaga się wyjaśnienia, skąd pochodzą ludzkie szczątki w Hostii i czy przypadkiem nie doszło do zbezczeszczenia zwłok lub nawet zabójstwa.

Księża z Sokółki podchodzą do tego pisma z pobłażliwością. Sprawa jest dla nich zbyt poważna, by przejmować się takimi zarzutami. Zresztą Bóg może nawet posłużyć się czyjąś niewiarą. – Jeśli mamy do czynienia z cudem, to będzie to jak włożenie ręki do boku Chrystusa – komentuje ks. Zdrodowski.
– Nam teraz trzeba się modlić – podsumowuje ksiądz proboszcz Stanisław Gniedziejko. – Ale nie będziemy wymuszać żadnej decyzji ani przekonywać nikogo, że to cud. Bo cud dzieje się podczas każdej Mszy św.