Homoseksualizm jako wyzwanie

o. Mieczysław Kożuch SJ

publikacja 30.07.2003 15:38

Odczuwanie skłonności homoseksualnych nie jest grzechem. Uleganie im - jest.

Homoseksualizm jako wyzwanie

Tekst pochodzi z książki "Wyzwolenie w Chrystusie jako zasada działań pastoralnych wobec osób o orientacji homoseksualnej

Osoby o tendencjach homoseksualnych to przede wszystkim osoby ogromnie wrażliwe. Richard Cohen mówiąc o przyczynach homoseksualizmu stwierdził wyraźnie, że nie ma żadnych dowodów naukowych na to, że homoseksualizm jest uwarunkowany genetycznie. Powiedział jednak, że osoby o takich skłonnościach mają szczególną wrażliwość, na której mogą się zasadzać odczucia, tendencje czy zachowania homoseksualne.

Dzisiaj coraz częściej spotykamy się z modą na homoseksualizm. To jest jakaś cecha tej cywilizacji, gdzie nie tylko poszczególne jednostki wskutek różnych przyczyn, mają tendencje homoseksualne, ale także osoby są popychane ku homoseksualizmowi jako nowemu stylowi życia, działania, wyzwolenia, stawania się człowiekiem itd. Myślę, że to nas najbardziej powinno niepokoić, jeśli chodzi o nastolatków. Jedną z cech tej cywilizacji jest ta, że aby być człowiekiem, trzeba wszystkiego spróbować, doświadczyć. Kto nie spróbował, jak działa trawka, kto nie miał stosunku homoseksualnego mając 14 lat, kto nie zażywał narkotyków itd., to powinien się wstydzić. Ta straszliwa presja dotyczy także właśnie tego: dlaczego by nie spróbować współżycia z mężczyzną, dlaczego by nie pooglądać takich czy innych pornograficznych filmów czy czasopism. Ta moda powinna być w jakiś sposób zakwestionowana przede wszystkim przez stworzenie środowisk, które żyją prawdą, w tym prawdą zasadniczą, mianowicie prawdą o człowieku opartą na Biblii. Myślę, że naprawdę niewiele zrobimy bez środowisk, które wiedzą, po co żyją i pracują- w jedności.

Klimat sprzyjający tworzeniu się tendencji homoseksualnych

• Ludzie młodzi, szczególnie myślę tutaj o mężczyznach, to przede wszystkim ludzie, którzy dzisiaj są naznaczeni brakiem ojca, mężczyzny. W naszym społeczeństwie coraz trudniej spotkać mężczyznę. Wprawdzie są osoby, które z natury są mężczyznami, ale w zachowaniu czy w pracy tej męskości nie okazują. To są ludzie zagonieni, ludzie zarabiający za wszelką cenę pieniądze, ludzie nieobecni w środowiskach rodzinnych, nerwowi, często bardzo chorzy. Między innymi dlatego chłopcy nie mają wzoru męskości.

• Rodziny ulegają temu, co nazywa się hedonizmem. Hedonizm staje się celem wychowania. Można to inaczej tak powiedzieć, że ideałem jest nie przeżywać stresów i mieć wszystko. Ta tendencja oczywiście jest kwestionowana przez życie, które jest o wiele bardziej brutalne, niż by się chciało, ale w tej tendencji wychowują się młodzi nieodporni, nie umiejący przyjąć porażek, nie znający siebie. Bo takie życie jest sztuczne, co też ogromnie osłabia osobowość i nastawia młodego człowieka na sielankę, która prowadzi donikąd.

• Wspomniana już wcześniej chęć doświadczenia absolutnie wszystkiego pokazuje, że nasze społeczeństwo nie jest oparte na żadnych trwałych, obiektywnych wartościach moralnych. Kryterium jedynym mojego rozwoju jest moja chęć - bo ja tak chcę. Ta chęć oczywiście się zmienia, jak się zmieniają godziny na zegarze, i w związku z tym powstaje coraz większe zamieszanie.

• Chęć doświadczenia wszystkiego powoduje, że człowiek jest coraz bardziej raniony. Szczególnie zaś ta chęć doświadczenia wszystkiego dotyczy dziedziny seksualnej. Wszyscy psychologowie czy psychiatrzy mówią o zranieniach przez ojca, przez matkę, przez szkołę, przez środowisko, natomiast jest jakaś dziwna zmowa, jeżeli chodzi o wartość czystości. Wprawdzie później coś tam się mówi, że ktoś został uwiedziony itd., ale w sensie wartości nikt młodych do czystości dzisiaj nie zachęca, jak gdyby tu nie było zranień. To jest coś ogromnie niepokojącego, że mami się młodych ludzi, iż dziedzina seksualna przynosi tylko szczęście. Tymczasem dziedzina seksualna może także przynosić ogromne rozbicie, gdy jest przeżywana w sposób byle jaki. Współżycie przed 15. rokiem życia u kobiet bardzo często staje się przyczyną prostytucji. Prostytucja żeńska najczęściej łączy się z faktem, że dziewczynki zaczynają współżycie jako dzieci. To ma odpowiedni wpływ na psychikę i na ciało młodej kobiety. Staje się ona osobą skoncentrowaną na własnym ciele.


• Obniżenie kultury osobistej to dalsza cecha naszej cywilizacji. Dzisiaj ten się liczy, kto jest twardziel, i to od dziecka, ten, kto ma łokcie i dużo zarabia, obojętnie jak. Stąd logika bardzo dziwna, mianowicie logika braku odpowiedzialności za siebie i za innych, tendencja do samousprawiedliwiania się. Odpowiedzialność, jakieś krytyczne spojrzenie na siebie - to rzecz, która nie powinna w tej cywilizacji istnieć, bo ona zakłada, że każdy z natury jest dobry i każdy wie, co ma robić. A poszukiwanie przyjemności, które tak bardzo jest w niej obecne, doprowadza do tego, że praktycznie człowiek stara się samousprawiedliwić, aby jeszcze bardziej mógł brnąć w kierunku, którego nie rozumie.

• I ostatnia rzecz, w jakiś sposób tworząca sprzyjający klimat dla osób, którym łatwo o tendencje homoseksualne, to unikanie trudu i wysiłku w życiu. Ideał jest taki, żeby jak najmniej się wysilać; a oczywiście człowiek jest człowiekiem, i w ten sposób coraz bardziej się osłabia, co wszelkie prawa fizyczne potwierdzają.

Połączenie takiego klimatu z pewną modą na homoseksualizm - na którym przede wszystkim wygrywają finansowo ci, którzy wykorzystują wszelkie sposoby żerowania na najniższych instynktach ludzkich - oznacza, że stajemy wobec sytuacji ogromnie trudnej. Jest to jednak dla nas wyzwanie, aby skonsolidować naszą pracę, naszą modlitwę i tworzyć środowiska, które pokażą, że życie według takiej logiki jest bezsensowne. Ofiarami tego, o czym mówiłem, padają przede wszystkim młodzi ludzie, nastolatki. Człowiek ma prawo do uzyskania pomocy

Człowiek musi wiedzieć, gdzie się udać, aby tę pomoc otrzymać. A w naszym kraju temat homoseksualizmu jest arcywstydliwy.

Teraz będę mówił głównie o nastolatkach, z którymi przede wszystkim się spotykam. Ci młodzi chłopcy męczą się odczuwając tendencje homoseksualne i nie mają do kogo pójść. Oni nie wiedzą, że homoseksualizm to zjawisko najpierw nie seksualne, ale psychiczne. Moda na seksualizm właśnie krzyczy, że homoseksualizm to jest sprawa seksualna, genitalna, że to jest kwestia współżycia. Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Homoseksualizm nie jest najpierw zagadnieniem seksualnym.

Przeczytam maleńki urywek listu chłopaka, który ma 17 lat:

„Trzy lata temu skończyłem szkołę podstawową i dla mnie jako młodego człowieka jest to już dawno. Przez całą podstawówkę nie miałem nikogo bliskiego memu sercu, dziewczyny, nikogo. Przez ten czas byłem taką samotną wyspą. W ósmej klasie poznałem nowe osoby związane z moim środowiskiem, które podobnie myślały, czuły. Ale ja jednak czułem się źle. Nadal brakowało mi kogoś, z kim mógłbym szczerze porozmawiać, komu mógłbym się zwierzyć, porozmawiać. Tymczasem w szkole mówiono: pracujemy w grupach, łączymy się w pary. Ale moi koledzy znajdowali swoich kolegów, koleżanki swoje koleżanki. Ja przeważnie zostawałem sam. Nie miałem tej drugiej połówki. Wszystko zmieniło się w szkole średniej. Od pierwszego dnia siedziałem z chłopakiem, który chciał ze mną być. Chodził ze mną do podstawówki, ale do klasy przeciwległej, dlatego praktycznie nie znałem go, tylko z widzenia. Tak z dnia na dzień poznawaliśmy się, stawaliśmy się coraz lepszymi i bliższymi kolegami. O ile dobrze pamiętam, uznawałem go od pierwszego dnia, gdy z nim siadłem, przyjacielem. Był dla mnie bardzo bliski. Przyjaciel, nic więcej, tylko przyjaciel. Niedługo potem poczułem do niego coś więcej. Imponował mi w szkole swoimi zainteresowaniami, czułem się gorszy od niego. W końcu pojawiło się pożądanie. Pamiętam wiele bolesnych sytuacji. Nie chcę tu o tym pisać. Często wstyd mi było przed Bogiem, przed sobą i - paradoksalnie - także przed nim. Przecież ja nie chciałem jego ciała, a jednak można się zakochać w przyjacielu. To jest temat mojego dnia dzisiejszego. Czy moja przyjaźń jest normalna, co to znaczy, że ja go lubiłem, a teraz chcę jego ciała?”

Oto urywek opisu - chciałoby się powiedzieć: typowego bycia chłopca z chłopcem, który może sobie wmówić homoseksualizm genitalny, a tymczasem on szuka mężczyzny, szuka oparcia, będąc słaby i jak gdyby poza życiem szkolnym. Najgorsze jest to, że dzisiaj środowiska, w których żyją tacy często wspaniali i wrażliwi chłopcy, mogą ich popchnąć ku współżyciu, popchnąć ku pornografii. Dlatego my chcemy to jeszcze bardziej zrozumieć i chcemy wspomagać takich chłopców, mówiąc im: człowieku, ta przyjaźń jest wspaniała, tylko zrozum jedno: nie bój się ciała, bo tu nie chodzi o ciało, a będziesz wspaniałym człowiekiem, także przy tym przyjacielu stając się mężczyzną.

Pamiętamy, jak Richard Cohen na ostatniej konferencji z właściwą sobie mocą mówił, że nie ma wesołych gejów, to jest fałsz. Są wesołkowaci homoseksualiści, ale ta wesołkowatość szybko im mija, jeśli się zacznie z nimi poważnie rozmawiać, kiedy nie muszą grać, kiedy nie mają żadnego zysku z tego, że są weseli. Nasza praca jest pracą dla ludzi, którzy chcą być szczęśliwi, a nie mogą być szczęśliwi, bo są słabi, a są słabi, ponieważ nie znaleźli na drodze ludzi, którzy by im pomogli stać się dojrzałymi, mocnymi. Człowiek nie może być zdolny do ofiary, gdy jest słaby - myślę tu o słabości osobowościowej. Taki człowiek jest symbiotyczny wobec drugiego człowieka, jest interesowny i egocentryczny. Homoseksualizm jest po części tą smutną rzeczywistością.

Przytoczę fragment wywiadu z biuletynu „Wezwanie ku wolności. Pomoc osobom o orientacji homoseksualnej w potrzebie”. Joseph Nicolosi, terapeuta, który jest człowiekiem wierzącym, wymieniając ważne elementy zdrowienia osób o orientacji homoseksualnej, mówi też o roli wiary w tej pracy: „Również wiara chrześcijańska jest ważnym faktorem. Mogę was zapewnić, że najbardziej dramatyczne przemiany, jakie widziałem w czasie tych piętnastu lat towarzyszenia homoseksualistom, dokonały się u mężczyzn o głębokiej wierze.” Zapytany: „Jak to się dzieje? Czy dlatego, że ludzie wierzący mają więcej nadziei?” Nicolosi odpowiada: „Jako psycholog powiedziałbym, że mają większą nadzieję niż inni; ale jako chrześcijanin chcę powiedzieć, że jest to łaska Boża. Bóg uczynił coś z zewnątrz. Jest to jedyny sposób, w jaki mogę to opisać. Bóg uczynił coś z zewnątrz. Mógłbym opowiedzieć wam niewiarygodne historie o mężczyznach, którzy przeszli straszne doświadczenia i wyszli z tego. Mogę to wytłumaczyć tylko religijnym uzdrowieniem.”

Potrzeba miłosierdzia

Agresywność środowisk, które popierają homoseksualizm, jest zadziwiająca, a tylko ludzie słabi są agresywni. Ludzie dojrzali walczą, ludzie słabi i mali są agresywni. Przykładem niedościgłym walki jest Pan Jezus - On się w swoim życiu dużo nawalczył i przez tę walkę poszedł na krzyż. Gdyby miał układy z ówczesnymi partiami politycznymi, byłby królem i nosiłby insygnia królewskie.

Na agresywność środowisk homoseksualnych wskazują takie organizacje jak choćby Lambda w Warszawie czy w Krakowie Cocon. Ostatnio przyszło do mnie dwóch chłopców żyjących w związku homoseksualnym i dowiedziałem się od nich, że w Krakowie już zniesiono Hades i stworzono Cocon, mieści się on w starym kinie. Próbowaliśmy się śmiać, że oni rzeczywiście się otwierają na wyzwolenie, bo z Hadesu przeszli do kokonu... Czujemy więc, że nawet nazewnictwo jest tutaj bardzo ważne i wyraża to pójście ku jakiejś symbiozie, szukanie poczucia bezpieczeństwa czy odgrodzenia się od normalnego środowiska życia. Przecież to jest coś, co powinno nas głęboko dotykać. Dlatego nasza pierwsza reakcja to jest miłosierdzie, po prostu miłosierdzie wobec ludzi, którzy będąc słabi są tylko zdolni do pokazywania własnej agresji. Z drugiej zaś strony jest to też reakcja wzmacniania naszego serca tą pokorną dumą, że przez nas Bóg przecież w takiej sytuacji nie może opuścić ludzi, którzy chcą ręki prawdy, na której by chcieli się oprzeć.

Zresztą, jak wiecie, problem nie jest łatwy nie tylko od strony antropologicznej, ale także społecznej. Na przykład ci wspomniani chłopcy nie mają pracy, jeden przyjechał z którejś z podkrakowskich wsi, drugi jakoś się zaczepił w Krakowie. Ponieważ jest bardziej aktorski, to wozi jakiegoś ważnego pana z którejś z firm i otrzymuje za tę pracę duże pieniądze. Od czasu do czasu jednak, kiedy temu panu się zachce, musi z nim współżyć. Ten drugi, nie mając pracy ani pieniędzy i czując się zagubionym w wielkim mieście, wraca na swoją wieś i tam skończy szkołę, którą przerwał, i będzie zdawał egzamin maturalny. Istnieje cała gama problemów społecznych, które komplikują pomoc tym ludziom, i środowisko, które oni chcą jakoś tworzyć, a które jeszcze bardziej ich osłabia.


Na tym tle powstała „Odwaga”, którą chcę teraz pokazać jako próbę pomocy - bardzo maleńką na razie, ale prowadzoną z wielką wiarą i miłością, szczególnie tego środowiska. Myślę, że ta próba już wydaje wyraźne owoce i ufam, że będzie wydawała je coraz większe.

Chcę się podzielić naszym przeżywaniem grupy, w której się spotykamy i którą nazwaliśmy „Odwaga”. Będą to rzeczy dość ogólne, niemniej jednak wydaje mi się, że potrzebne. Powiem je po to, żebyście mogli sami stopniowo precyzować zasady takiego działania, ewentualnie żebyśmy mogli podyskutować, uściślając pewne rzeczy czy nawet korygując mnie, czy nas w tej grupie, sugerując jakieś rozwiązania, byśmy w ten sposób mogli się bardziej ubogacić.

Istotne elementy „Odwagi”

Mówiąc najogólniej o „Odwadze” jako grupie wsparcia, widzę zasadniczo trzy rzeczywistości, czy elementy, idące razem i tworzące naszą grupę.

• Pierwszą stanowi dom, gdzie się spotykamy.
• Drugi element to są motywacje osób, które wchodzą w grupę doświadczając tendencji homoseksualnych.
• I trzecia rzeczywistość to lider grupy, terapeuta, duszpasterz - w tym wypadku ja jako ksiądz mający pewną kompetencję w terapii i w psychologii.

Teraz komentarze do tych trzech rzeczywistości.

1. Po pierwsze dom. W naszej grupie są mężczyźni, z których najmłodszy ma 19 lat, najstarszy 35. Wiemy, że osoby, które mają tendencje homoseksualne, w jakimś sensie nigdy nie miały domu, to znaczy nie miały tej rzeczywistości, która by dawała im poczucie ciepła, akceptacji, bezpieczeństwa. Na pewno nie miały ojca w najgłębszym wymiarze tej rzeczywistości, jaką jest ojciec w domu, i miały mamę, która albo była nieobecna, albo też nie pozwalała im się rozwijać jako chłopcom, często wygrywając ich dla siebie przez nastawianie przeciw ojcu, czy też czyniąc z nich zabawki dla siebie. W tej sytuacji dom - rzeczywistość, której absolutnie nie planowaliśmy, ale która po prostu jest - ma według mnie ogromne znaczenie. Tutaj, na razie tylko w Lublinie, mamy nie tylko mury, ale dom. Ten dom tworzą panie, które nas przyjmują.

Myślę, że jest to pierwsza sprawa, którą warto tu zauważyć, że gdybyśmy tworzyli kolejne grupy „Odwagi”, idealnie byłoby mieć właśnie dom, nie tylko salę.

Ponieważ to jest nasz dom, do którego przyjeżdżamy bardzo chętnie, chłopcy o ten dom dbają. Ja przyjeżdżam w sobotę i jestem do niedzieli; chłopcy natomiast mogą przyjechać już w piątek i ponieważ nie ma wtedy wprost wspólnych zajęć, to dbają o nasz dom czy o ogród, wykonując drobne zajęcia. W ten sposób tworzą ten dom. Kuchnia, stół - rzeczywistość tak podstawowa - jest oczywiście prowadzona przez jedną z pań, ale jest to kuchnia, gdzie można się zagrzać, gdzie można porozmawiać, gdzie można poprzeszkadzać czy obrać ziemniaki. Jest to dla nich ogromnie ważne.

Kolejna rzecz, którą chcę tu podkreślić, to jest dyskretna obecność kobiet - naszych pań, dwóch, trzech czy czterech. Ci chłopcy, często o wyraźnych cechach kobiecych - choć nie muszą tego objawiać na zewnątrz - widzą też zachowanie zwyczajnych, zdrowych, bardzo taktownych, ale zarazem konkretnych kobiet, spotykają się z nimi. Dzięki temu w tym naszym domu może się też dokonywać stopniowe otwieranie się tych mężczyzn na świat kobiecy, który - jak wiemy doskonale - jest przez nich przeżywany jako zagrożenie. Mężczyzna o tendencjach homoseksualnych jest aktorem i czasem można nie wyłapać tego, że on gra przed kobietą. Może z nią porozmawiać, nawet spotykać się, ale nie ma tam autentycznej relacji męsko-damskiej. To aktorskie zachowanie ma na celu ukrycie tego, że oni nie czują się mężczyznami wobec kobiet tak jak inni mężczyźni, którzy są spokojni, mają swój świat, dzielą się nim, cieszą się swoją innością.

W tym domu w końcu jest wiara, jest krzyż, są osoby, które się modlą, które przeżywają swoje oddanie się Bogu. W tym domu jest kaplica, gdzie mamy Pana Jezusa i liczymy na Jego łaskę. Ta rzeczywistość wiary w tym domu jest dla mnie zasadnicza. Gdybyśmy mieli tylko terapeutów przygotowanych do kontaktu z osobami homoseksualnymi, ale bez wiary, to byśmy niewiele tu zrobili.

2. Kolejna sprawa to jest motywacja mężczyzn, którzy chcą wejść w tę grupę. I ta sprawa wydaje się bardzo, bardzo ważna. Przyjęcie do grupy winno być starannie dopracowane, głównie od strony świata motywacji wchodzących w nią. To nie jest grupa charytatywna, gdzie można przyjść, gdy ktoś się czuje samotny czy wrócił z publicznego szaletu i jest smutny, a tutaj może się przytulić czy napić herbaty. Nie, ta grupa nie ma takiego celu. Tutaj muszą być mężczyźni - to pokrywa się z logiką zasad anonimowych alkoholików - którzy chcą wyjść z homoseksualizmu i którzy doświadczyli homoseksualizmu jako absurdu, bezsensu, jako drogi prowadzącej donikąd. Jest to pierwszy krok AA, zaadaptowany dla osób z problemem homoseksualizmu, który mówi: naprawdę doświadczyliśmy bezsilności w wychodzeniu z homoseksualizmu, ale zarazem doświadczyliśmy jego absurdu, wiemy, że homoseksualizm nie jest żadnym rozwiązaniem naszej sytuacji.

Wiadomo, że nie jest łatwą sprawą, jak ocenić te motywacje. Jeśli ktoś na przykład bardzo chętnie chce być w grupie, ale tak naprawdę nie chce pracować nad sobą, to jeszcze do wejścia w nianie dojrzał. Przyjęcie takiej niedojrzałej osoby stwarza duże problemy dla niej samej i dla grupy. Co nie oznacza - i to muszę jasno powiedzieć - że chłopcy, którzy są w grupie, nie mieli w ciągu tego roku, mówiąc potocznie, „wpadek”, tam gdzie mieszkają. Inną rzeczą są jednak słabości ludzkie, a inną brak motywacji do pracy nad sobą. Ci chłopcy mogą mieć jeszcze takie czy inne kłopoty w zachowaniu czystości, ale to nie kwestionuje mojego głębokiego przekonania, że oni naprawdę z tego chcą wychodzić i wychodzą. Oznacza to, że osoby, które tworzą tę grupę, to są mężczyźni, którzy naprawdę chcą stać się mężczyznami. Praktykowany przez nich - często przez miesiące czy przez lata - homoseksualizm, pokazał im, że ta droga nie prowadzi ich do wzmocnienia męskiej tożsamości, tylko do jeszcze większego niezadowolenia, do coraz większej zmienności nastrojów, do miłości, która nie jest płodna. Tutaj muszę też zaznaczyć, że nie wszyscy, którzy są w grupie, byli czynnymi homoseksualistami, ale mają lęki homoseksualne albo przeżywają silny pociąg do tej samej płci bez kontaktów intymnych. Na czym, najogólniej mówiąc, polega niepełna tożsamość u mężczyzn?

• Przede wszystkim na ogromnym kompleksie niższości. To są ludzie, którzy uważają się tak naprawdę za straszliwe zero, za niegodnych niczego, za „mięso”, które się używa, no bo „nowe przyszło”, którzy przeżywają brak kontaktu z otoczeniem itd. Niektórzy z nich mają dość silne tendencje masochistyczne. Pierwszą więc rzeczą, którą najbardziej dostrzegam, jest straszliwy lęk, pochodzący właśnie z braku cenienia siebie. W naszej pracy widać, że kiedy ci mężczyźni zaczynają podnosić głowę do góry, stopniowo, spokojnie, to stają się bardziej pewni, bardziej radośni i mają większą nadzieję, że ich życie, które było dość skomplikowane, da się poukładać z pomocą łaski Bożej.

• Po drugie, są to mężczyźni, którzy ogromnie potrzebują ciepła psychicznego, co również - w moim rozumieniu -jest oznaką słabej tożsamości męskiej. Nie znaczy to, że mężczyzna jest soplem lodu czy kolumną z marmuru. U tych osób jednak ten głód ciepła jest tak wielki, że na przykład - jak się zorientowaliśmy - oni potrafią rozmawiać razem do czwartej nad ranem i siedząc w kółko się dzielić i dzielić - żeby być razem. Ci ludzie są tak głodni ciepła, że ja ich czasem nazywam „kurczątka grzejące się pod żarówką”.

Z czasem widać jednak u nich stopniowe dojrzewanie - potrafią częściej być sami, spokojnie pracować, modlić się, mniej już do siebie telefonują. Nie muszą od razu dzielić się jeden z drugim tym, co przeżywają, jak się czują. Stopniowo stwarzają przestrzeń życia albo, mówiąc inaczej, pewien zdrowy, męski dystans pomiędzy sobą.

• Kolejnym wyrazem ich słabego poczucia tożsamości jest ogromnie silne poczucie winy. Mają oni różne konkretne rzeczy, za które żałują, ale nie jest to żal dojrzały, tylko jakieś zagmatwanie, bo zmarnowali to czy tamto. W tym poczuciu winy jest jakieś ogólne rozżalenie, nienawiść do rodziców, wahania humorów i brak odporności na stres.

• Nierzadko też ich zachowania zewnętrzne są pełne wycofania, ckliwych gestów itp.

Widzimy więc, że ci mężczyźni potrzebują wsparcia, i otrzymują je w tej naszej grupie. Doświadczamy, że to wsparcie jest owocne i pomaga im stawać się sobą, a jednocześnie coraz wyraźniej dostrzegać, że kontakt seksualny z mężczyzną praktycznie nic im nie daje. Kontakt ten jest wołaniem o wsparcie, o umocnienie, o pełnię tożsamości, który jednak jedynie rozbija wewnętrznie. Wsparcie, które mogą tutaj otrzymać, tworzy cała atmosfera grupy i domu.

• Ostatnia rzecz, jeśli chodzi o motywację, to jest fakt - który także dla mnie, nie tylko jako księdza, jest ogromną radością - że wszyscy są wierzącymi katolikami, że wszyscy wierzą. Dzięki temu pewne rzeczy mogę zakładać, na nie się powoływać, pogłębiać od strony wiary. Czas jednak idzie ku temu, gdy w podobnych grupach będą niewierzący. Wtedy przed taką grupą staną nowe i niełatwe zadania związane z wiarą.

3. W końcu trzecia rzeczywistość - to jest lider, terapeuta, duszpasterz. Funkcja terapeuty w takiej grupie nie jest tą samą funkcją, co w terapii psychoanalitycznej, gdzie powinien być profesjonalny dystans, pewna anonimowość terapeuty itd. Mam być przede wszystkim wsparciem dla członków grupy, mam być kompetentny, a zarazem w tym wsparciu i kompetencji mam być ojcem, bratem, przyjacielem. Nie mogę być zdystansowany profesjonalnie, ale mam być mądrze i serdecznie obecny. Nie prowadzę też w naszej grupie psychoterapii grupowej w sensie ścisłym.

W mojej roli jako prowadzącego chcę jeszcze raz podkreślić rzeczywistość wiary, czyli tego, na co wskazuje krok drugi i krok trzeci anonimowych alkoholików. Mianowicie, chodzi o przyjęcie siły wyższej, na którą się człowiek otwiera, wobec której się jakoś nawraca itd. Na szczęście mamy nie tylko „siłę wyższą”, ale Osobę - Jezusa Chrystusa.
Warto zaznaczyć, że u anonimowych alkoholików ksiądz jest kimś stojącym z boku, oni się bardzo starają, żeby nie zostali zdominowani przez księdza. U nas na razie jest zupełnie inaczej, ale zobaczymy, jak się ta sprawa rozwinie - być może, że to jest związane tylko z moją osobą. W każdym razie chłopcy z radością przyjmują fakt, że jestem księdzem i że mogę ich także wyspowiadać, pomóc również od strony duchowej, nie tylko psychologicznej.


Dynamika grupy

Chcę powiedzieć, że grupa wsparcia, którą prowadzę, nie jest grupą terapeutyczną. To znaczy, że jest to grupa w pewnym sensie otwarta, w której klasyczna dynamika psychoterapii grupowej się nie spełnia, chociaż w jakiś sposób j ą realizujemy. Dlaczego? Wydawało mi się, że ci, którzy się zgłosili do naszej grupy, nie skorzystają od razu z tego typu pomocy, a bardziej potrzebują właśnie wsparcia, klimatu akceptacji, wzmocnienia nadziei. Ufam, że po pewnym czasie będą oni mogli wejść w dynamikę psychoterapii grupowej, która ich jeszcze bardziej zintegruje wewnętrznie. Na razie dbam o to, by w grupie był trzon zasadniczy, który tworzy podstawowy klimat i by grupa zarazem była otwarta na nowych członków. Stąd w sposób umiarkowany, co dwa, trzy miesiące dołączają nowe osoby (jedna, dwie lub trzy).

Wewnętrzne życie grupy, jej dynamika, przechodzi przez znane trzy fazy rozwoju:

• Pierwsza faza to jest entuzjazm, idealizm: tutaj się będą działy cuda. Spodziewali się, marzyli - a to przygotowuje zawiedzenie się, które trzeba już z góry przewidzieć. Mnie bardzo lubili, wyobrażali sobie, co ja w tym Krakowie robię - etap wielkiej idealizacji. Warto w tym miejscu wspomnieć wydarzenie z życia Romana Brandstaettera, który w „Kręgu biblijnym” pisał o swoim dziadku. Dziadek prowadził go na spacery, opowiadał mu różne rzeczy, uczył go czytać Biblię - obydwaj oczywiście byli Żydami. Pewnego razu w czasie spaceru maleńki Romek powiedział: „- Dziadziu, to tyś napisał Biblię”, a dziadek spojrzał na niego poważnie i odpowiedział: „- Nie, ja nie napisałem Biblii”. Romek nie mógł zrozumieć, jak to dziadek nie mógł napisać Biblii, pyta więc jeszcze raz: „- Dziadek, tyś napisał Biblię?” „- Nie”. Kiedy drugi raz to usłyszał, rozpłakał się.

Podobnie też jest na początku grupy. Jej uczestnicy mówią niejako: „Ojciec może wszystko”.

Etap ten trwał przez kilka spotkań, ale realia były nieubłagane. Cudów nie było, praca i koledzy byli zwyczajni, trudni. Zaczęły się pojawiać zawiedzenie i zniechęcenie.

• Rozczarowanie zaczęło drugi etap rozwoju grupy. Zniechęcenie między innymi objawiło się w tym, że niektórzy zaczęli wątpić, czy warto przyjeżdżać, że chłopcy mniej się modlili. Zawsze podczas naszych spotkań mamy dwie i pół godziny adoracji Najświętszego Sakramentu, na którą każdy może się dowolnie wpisać i adorować. Wtedy jednak monstrancja była wystawiona, a chłopcy się nie kwapili z pójściem do kaplicy, któryś mówił, że nie zakończył pracy w ogrodzie, że grabki musi jeszcze gdzieś zanieść itd. Praca w grupie stała się trudniejsza. Na szczęście dobrze przeszliśmy przez ten bardzo ważny etap dezintegracji grupy i nikt nie odszedł. • Teraz ufam, że zacznie się droga ku reintegracji, ku nowej tożsamości. Wyczuwa się, że są pomiędzy nami normalne relacje i że mamy dobry kontakt. Myślę, że ten trzeci etap, który jest fazą realizmu, trudu, głębszej pracy nad tożsamością indywidualną i grupową, już zakłada pewna rzecz. Mianowicie, że ci chłopcy powinni coraz bardziej świadomie nieść na własnych barkach „Odwagę”, która ich niosła przez prawie rok. Oni sami to zobaczyli i czują się wezwani, by współtworzyć świadomie naszą wspólnotę. To da im poczucie realizacji sukcesu, co jest ważne dla każdego mężczyzny. Co się dzieje dzisiaj w rodzinach, w których mężczyźni nie mają pracy albo kobieta zarabia więcej od swego męża? Doskonale to wiecie. Uświadamiamy sobie, oni uświadamiają sobie, że byli niesieni i w jakiś sposób wspierani przez „Odwagę”, a teraz oni muszą brać odpowiedzialność za nią, i że to jest ich sukces.

Metoda spotkań

Ze zrozumiałych racji - ponieważ chłopcy nie mogą z odległych stron dojeżdżać do Lublina co tydzień - spotykamy się nie częściej niż raz w miesiącu. Jak już mówiłem, mogą przyjechać już w piątek, w dzień mają różne zajęcia praktyczne, czyli dbanie o nasz dom, trochę mogą ze sobą porozmawiać, wyjść do miasta, odpocząć. Jak wygląda program naszej pracy?

• Przez czas pobytu mam z każdym spotkanie indywidualne. Można powiedzieć, że jest to jakiś rodzaj terapii indywidualnej, ale nie można tego uważać za terapię w sensie ścisłym. W czasie tych rozmów chłopcy mówią mi o rzeczach bardziej intymnych, o których nie chcą i nie powinni mówić w grupie, dzielą się tym, jak przeżyli ostatni miesiąc itp. Niektórzy z nich, a właściwie zazwyczaj wszyscy, chcą się wyspowiadać. Wyraźnie oddzielam rozmowę od spowiedzi, a tym wyraźnym oddzieleniem jest uczynienie znaku krzyża, który oznacza, że rozpoczyna się spowiedź. Chodzi o to, żeby oni dobrze przeżyli ten sakrament, ale również mam dbać starannie o sekret spowiedzi. Taka rozmowa trwa około czterdziestu minut. Jeśli ktoś chce, a jest jeszcze czas, to może przyjść drugi raz. Nie wszyscy przychodzą i nie muszą przychodzić powtórnie. Każdy jednak powinien przyjść choćby na jedno spotkanie ze mną.

• Ważnymi momentami naszego życia są.posiłki - chłopcy pomagają w ich przygotowaniu, nakrywają, zmywają. To są ich posiłki.

• Od godz. 15.00 do 17.30 mamy adorację Najświętszego Sakramentu. Tutaj tylko sygnalizuję tematykę modlitwy adoracyjnej. Zachęcam do lektury ciekawej książki Danuty Szczerby „Tajemnica adoracji”. Autorka przez kilka lat przebywała we wspólnocie „Arka” Jeana Yaniera. Również Ojciec Święty uczy nas o adoracji, w swoim liście na początek trzeciego tysiąclecia „Novo millennio ineunte” zachęca do kontemplacji Oblicza Chrystusa. Boga, Jezusa, mogę dostrzec wszędzie, gdzie tylko jestem. Także w ludziach słabych, w moich kolegach, których może skrzywdziłem, w przyrodzie, w radosnych i w smutnych wydarzeniach.

W tym uczeniu się adoracji jest szczególny moment, mianowicie przebywanie wobec Chrystusa obecnego w Przenajświętszym, Konsekrowanym Chlebie. Jest to czas jakiegoś wyciszenia, przeżywania siebie wobec Chrystusa wystawionego w Najświętszym Sakramencie. To Chrystus, nie człowiek - powtórzmy to - może nas uzdrowić.

• O godzinie 18.00 jest Msza święta, w czasie której zwykle głoszę homilię. Próbuję wtedy jakoś tę rzeczywistość wiary przekazać poprzez słowo, a także umocnić siebie i ich przez Eucharystię, która jest źródłem wszystkiego dla nas. Chłopcy bardzo ładnie przeżywają Mszę świętą, przygotowują śpiewy, wykonują różne posługi liturgiczne, są do tego bardzo chętni. Ogromnie ważna jest też dla nas obecność naszych pań na Eucharystii.

Ten element wiary, modlitwy, adoracji łączę z krokami szóstym, siódmym i jedenastym programu anonimowych alkoholików, czy też anonimowych homoseksualistów:

7. Postanawiamy powierzyć nasze życie kochającemu nas Bogu i żyć uwielbiając Go za naszą nieznaną rzeczywistość, ufni, że uczyni On ją dla nas widoczną w czasie dla Niego właściwym.
8. Jako ludzie, którym przebaczono, wolni od potępienia, dokonaliśmy gruntownego i odważnego obrachunku moralnego samych siebie i zapragnęliśmy wykorzenić z siebie strach, ukrytą nienawiść i wzgardę wobec świata.
11. Zapragnęliśmy nie żyć już dlużej w strachu przed światem, wierząc, że Bóg, który zawsze odnosi zwycięstwo, odmieni wszystko, co jest nam przeciwne, na nasz pożytek, wyciągając korzyść z żalu i porządek z nieszczęścia.

• Wieczorem po kolacji mamy wspólne spotkanie, które trwa od półtorej do dwóch godzin. Jest to czas dzielenia się i pewien rodzaj terapii grupowej. W tym czasie chłopcy mówią o tym, co przeżyli, jak się czują, jak wzrastają, jakie mają trudności. Na koniec tego spotkania daję im również pewne sugestie na noc, żeby przeżywali tę noc w jakiejś perspektywie - bądź to Mszy świętej, którą będziemy sprawowali w niedzielę, bądź też pewnych treści, które były poruszane w czasie spotkania, żeby je zabrali na modlitwę.

• W niedzielę rano jest jeszcze możliwość spotkań ze mną, a na godzinę przed Mszą świętą spotykamy się razem, żeby uściślić zadania, które stoją przed nami na kolejny miesiąc, jaki nas czeka. Jak na sobotnim spotkaniu bardziej się dzielimy, tak tutaj jestem bardziej dyrektywny. Na przykład pokazuję i wyjaśniam im etap, na którym jesteśmy, żeby zrozumieli to, co przeżywają i jakie w tym mają wezwanie. Czasem zaś, gdy są jakieś niejasności w kontaktach pomiędzy nimi, na przykład jeden drugiego bardzo pragnie fizycznie - bo takie odczucia też się pojawiają, o czym wiem ze spotkań indywidualnych - wtedy mogę wyjaśnić pewne sprawy, przede wszystkim jeśli chodzi o odkrycie treści przeżywanych uczuć.

• Po tym spotkaniu mamy Eucharystię, po niej jeszcze wspólny obiad i rozjeżdżamy się do naszych domów.


Kierunki pracy

Jeżeli chodzi o treści, które poruszamy na spotkaniach w grupie, to praktycznie opieram się na założeniach Richarda Cohena. Korzystam więc z syntezy wypracowanego przez niego procesu terapeutycznego, zawartej w biuletynie „W centrum uwagi. Wezwanie ku wolności. Pomoc osobom o orientacji homoseksualnej w potrzebie”: „Uzdrawianie z homoseksualizmu”, albo z innych jego wypowiedzi. • Najpierw więc kładę nacisk na to, żeby chłopcy mieli jasne pojęcie o homoseksualizmie. Dlatego na pierwszych etapach naszej pracy oni się mniej dzielili, a ja próbowałem więcej mówić i także dawać im pewne zadania. Wszystko w zasadzie zaczyna się od zrozumienia -jeżeli człowiek rozumie dobrze siebie i stany, jakie przeżywa, będzie łatwiej mu właściwie mówić i prawdziwie postępować. Jeżeli się zagmatwa w myśleniu, to będzie źle mówił i źle postępował. Stąd tłumaczenie dynamiki tendencji homoseksualnych uważałem za bardzo ważne i cieszyłem się widząc, że moje słowa padają na grunt bardzo otwarty. Ci mężczyźni, poprzez cierpienie, poprzez doświadczenie absurdu - tu wracam do motywacji - czuli, że to nie ten kierunek, że tak naprawdę im nie chodzi o to, żeby się z kimś przespać, tylko o to, żeby się stać sobą w relacji do drugiego mężczyzny.

Pierwsza jest więc sprawa znajomości problemu. Zadałem wszystkim uczestnikom grupy, żeby przestudiowali - nie tylko przeczytali, ale przestudiowali - wspomniany artykuł p. Cohena, ukazujący, czym jest homoseksualizm i jakie są etapy wychodzenia z niego.

• Dalej, zachęcam - i tutaj rozmowy indywidualne są bardzo ważne - do tego, żeby wszelkimi siłami unikać kontaktu ze środowiskami homoseksualnymi. Jeżeli się nie zerwie ze środowiskami i z praktykami homoseksualnymi, to w człowieku nie pojawią się te napięcia, dzięki którym może on wzrastać. Te napięcia są oczywiście bolesne i trudne do zniesienia. Chodzi jednak o podjęcie decyzji odejścia od środowisk homoseksualnych (co nie wyklucza słabości), żeby móc przeżywać pewne uczucia samotności, bezsilności, słabości itd., które trzeba rozumieć i wiedzieć, że nie przez kontakt cielesny zaspokoi się je i rozwiąże. Chodzi też o do dawanie odwagi na tej drodze, żeby ci ludzie, którzy przecież nie zmienią swoich dwudziestu kilku lat w ciągu miesiąca, nie ustali w drodze.

• W jakimś sensie odwołuję się też pośrednio do teorii komunikacji, z którą łączy się sztuka wejścia w świat swoich uczuć. Bardzo ważne jest, żeby dopuścić do świadomości swoje lęki, swoje głody, obawy, uczucia agresji itd. Komunikacja z innymi to jest coś, co oczywiście dzieje się na każdym spotkaniu, przez cały czas jego trwania, z tym że świadomie się temu przyglądamy - co pomaga, a co nie pomaga w komunikacji, czego tak naprawdę chcę w kontakcie z innymi itd., ale trzeba też uczyć komunikacji ze sobą.


• Przez kształtowanie umiejętności komunikacji z sobą i z innymi do chodzimy do tego, co nazywamy asertywnością. Według teorii Cohena jest to trzeci etap w procesie terapii - czyli można powiedzieć - szlifowanie bycia sobą, Asertywność bowiem to nie tylko umiejętność mówienia „tak” lub „nie”, ale jest to najpierw widzenie siebie jako kogoś osobowościowo ciekawego i godnego pokazania się przed innymi. Bóg nikogo nie stwarza byle jakim, Bóg stwarza każdego wspaniałym, tylko że człowiek pyszny - i to jest owoc naszego grzechu - chciałby być supermanem albo superwoman, a tymczasem jest obdarowany tym, kim jest i jaką Pan Jezus mu dał misję i do pełnienia tej misji zdolności. Dlatego też mówimy o asertywności agresywnej, wycofującej się i o asertywności dojrzałej. To jest szeroka problematyka, która przez lata będzie musiała być przez te osoby rozwijana i ćwiczona. Zresztą przez każdego człowieka.

• W naszej pracy dotykamy więc różnych sfer osobowości - to również jest zgodne z założeniami Cohena. Mówi on o aspekcie poznawczym, emocjonalnym, fizycznym i duchowym przemiany, jaka się dokonuje w osobach podejmujących drogę wyjścia z homoseksualizmu.


Wspominałem już o tych aspektach, np. w aspekcie poznawczym dokonuje się odblokowanie pewnych mitów związanych z homoseksualizmem, wyjaśnienie i ustalenie pojęć itd. W aspekcie emocjonalnym mieszczą się: relacje w grupie, czucie grupy, czucie i rozumienie siebie, wzrost zaufania, poznawanie bloków w zaufaniu, szacunek dla siebie itp. Jeśli chodzi o aspekt fizyczny, to też staram się na niego zwracać uwagę, bowiem niektórzy chłopcy nigdy nie ćwiczyli fizycznie, nie wykonywali cięższej pracy. Mają poważne trudności w zaakceptowaniu swego ciała czy wyglądu. Ustalamy więc, że każdy będzie ćwiczył, dbał o swój rozwój fizyczny. Ktoś sobie kupił rower, ktoś bogatszy zaczął hipoterapię. Element fizyczny jest bardzo ważny w doświadczaniu w sobie męskości.

I aspekt czwarty - duchowy, obejmujący modlitwę, ascezę, sakramenty, wiarę. Łączy się on też z dziewiątym krokiem anonimowych alkoholików i anonimowych homoseksualistów, który mówi: „Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów”. Tutaj ważna jest możliwość dobrej spowiedzi. Dla tych terapeutów czy liderów grupy, którzy nie są kapłanami i nie mają kontaktu z mądrym księdzem, ta sprawa naprawdę może się tutaj komplikować, bo ksiądz, który nie rozumie czy „nie czuje” problemu, może jednym niewłaściwym słowem na spowiedzi podciąć to wszystko, do czego się doszło przez wielki wysiłek w grupie czy w terapii indywidualnej.

Obecny stan męskiej grupy „Odwaga"

Jeżeli chodzi o ocenę dojrzewania czy wzrastania uczestników grupy, to chcę j ą przedstawić na podstawie podanego przez p. Cohena schematu etapów uzdrawiania homoseksualizmu:

• Faza przejściowa.
• Ugruntowanie.
• Uzdrawianie zranień doznanych od osób tej samej płci.
• Uzdrawianie zranień w relacjach z osobami przeciwnej płci.

Zakładając taki przebieg zdrowienia, nie można powiedzieć, że ktoś
już zakończył pierwszy etap, czy jest na drugim etapie, a teraz już przechodzi do trzeciego czy czwartego. Choć czasem można się ucieszyć np. z tego, że ktoś zrozumiał jasno, czym jest homoseksualizm, czyli zrealizował cel pierwszego etapu. Albo, jeśli chodzi o fazę przejściową, że już nie odwiedza miejsc, które by go niszczyły, że zerwał z zachowaniami seksualnymi, tworzy system wsparcia, jest w grupie, zdobywa w niej coraz większą śmiałość, wypowiada się pewniej itp. (tutaj jeszcze raz wracamy do tego, o czym już mówiliśmy, że homoseksualizm to nie jest sprawa seksu), buduje poczucie własnej wartości, doświadcza siebie jako obdarowanego przez Boga i wzmacnia swoją relację z Bogiem. Ta faza jednak jest podstawowa, choć nigdy nie będzie zakończona, szczególnie jeśli chodzi o budowanie własnej wartości - o wychodzenie z kompleksu niższości i zdobywanie odwagi, o czucie siebie i bycie z innymi.


Ugruntowanie to wchodzenie w grupę, i myślę, że to coraz bardziej się nam udaje. Każdy z jej uczestników może doświadczyć, że jest wspomagany przez grupę, może się cieszyć jako akceptowany przez innych. Grupa staje się miejscem, gdzie doświadcza on własnej wartości, gdzie zaczyna Bogu dziękować, że nie jest aż taki słaby, jak się czuł, że jest uzdolniony, i że źródłem tego wszystkiego jest Bóg. To Bóg dał mu moc, to Bóg go stworzył i on jest Jego dzieckiem. (Tutaj tylko zasygnalizuję, że kwestia obrazu Boga jest problemem bardzo złożonym w tej grupie, dlatego że figury autorytetu są bardzo źle widziane i źle odczuwane przez tych ludzi.) Bycie w grupie to również w dalszym ciągu jakieś kształtowanie komunikacji, uczenie się szczerego mówienia itd. W ten sposób człowiek bardziej rozumie siebie, rozpoznaje swoje myśli, uczucia, potrzeby, uczy się komunikacji z samym sobą i wyrażania siebie.

Jeśli chodzi o trzeci etap, czyli uzdrawianie zranień od osób tej samej płci, odkrywanie najgłębszych zranień, to myślę, że jeszcze tak naprawdę oni nie zaczęli tej pracy. Oczywiście mówię schematycznie, nieco upraszczam, bo nigdy nie można tak do końca powiedzieć, że coś się jeszcze nie zaczęło. Widzę jednak, że kwestia przebaczenia ojcu czy matce, kwestia porzucenia jakiegoś rozżalenia i podejmowania odpowiedzialności za siebie jest jeszcze względnie słaba.

Czwarta faza, czyli uzdrawianie relacji z płcią przeciwną, to proces bardzo powolny i nierzadko odległy. Nie wolno się martwić tym, że ktoś nie ma pociągu seksualnego do płci przeciwnej. On sam się pojawi, gdy trzy pierwsze etapy będą przeżywane dobrze. W tej dziedzinie ogromnie ważna jest dyskretna obecność naszych pań, które mieszkając, pracując i będąc w naszym domu, ukazują piękno świata kobiecego, jego inność, i zachęcają do nie aktorskich, ale męskich relacji do nich.

Tak mniej więcej wygląda to, co przeżywamy w męskiej grupie „Odwaga”. Jest to grupa, która przede wszystkim wspiera, pomaga, dodaje odwagi i nadziei. Cieszę się, gdy widzę, że chłopcy zdają egzaminy, że potrafią mieć jakiś tupet w życiu, że ktoś powie drugiemu coś, czego nigdy nie powiedział, że sprzeciwi się, czego wcześniej nie potrafił, że czasem pojawi się pragnienie czy wzmocni się chęć większego kontaktu z kobietą. To wszystko otwiera nową nadzieję i zachęca do pójścia dalej.

***
Mam 21 lat i jestem studentem. Do „Odwagi” należę od kilku miesięcy. Od dawna czułem że jest ze mną „coś nie tak”, szczególnie od czasu szkoły średniej, i było mi z tym bardzo ciężko. Ani rodzina, ani znajomi nie wiedzą o mojej orientacji homoseksualnej, przez cały czas musiałem znosić siebie i swoją słabość w samotności. Nienawidziłem siebie za to, jaki jestem i nie znajdowałem żadnych dróg wyjścia z mojego problemu. Chciałem skończyć z sobą, bo byłem nieszczęśliwy i nie widziałem perspektyw do dalszego życia z moimi skłonnościami. Nie wiedziałem, że można się zmienić, stać się normalnym.

Oczywiście, jako człowiek wierzący wiedziałem, że Jezus uzdrawia, ale nie wierzyłem że On chce i może mnie uzdrowić, że mnie wysłucha. Pomimo to modliłem się do Niego o to, aby zrobił coś z moim życiem. Myślę że te cztery lata modlitwy sprawiły, iż zostałem wysłuchany. O „Odwadze” dowiedziałem się „przypadkiem” z Internetu.

Trzy miesiące spotkań w Lublinie to niedługo, ale wiele zmieniło się przez ten czas w moim życiu. Uzyskałem nadzieję, że mogę być normalny, zadowolony z siebie, że będę czuć się w pełni mężczyzną. Bardzo ważna jest dla mnie pomoc psychologiczna i duchowa, jaką tu otrzymuję. Czuję się kochany i ważny dla osób prowadzących, jestem im za to wdzięczny. Odzyskuję wiarę, że także Bóg mnie kocha. Zaczynam inaczej postrzegać siebie - jako wartościowego chłopaka, godnego miłości i zainteresowania. Ważna jest też dla mnie obecność w grupie innych chłopaków z tym samym problemem. Nie czuję się już osamotniony, wiem, że są też inni, którzy walczą o swoją wolność.

Grupa ta wspiera moje wysiłki, a nie jest mi łatwo. Pamięć o tym, co usłyszałem, czego się dowiedziałem w trakcie spotkań, podtrzymuje mnie na duchu i dodaje odwagi w codziennym życiu, w kontaktach z ludźmi, na studiach, podczas modlitwy.

Wiem, że przemiana nie dokona się od razu. Wiem też, że tym, kto będzie mnie uwalniać, nie będzie psycholog czy kolega z grupy, ale Jezus, który działa we mnie i przez osoby z „Odwagi”. Zaczynam głębiej wierzyć, że On mnie zaskoczy i uczyni mnie wolnym.

Piotr

Mam 23 lata i od ponad roku należę do Grupy „Odwaga”.

Kiedy wchodziłem w tę grupę, powiedziałem sobie, że na pewno nie dam świadectwa o tym, do czego nie jestem przekonany, czego nie przeżyję sam. Z natury jestem uparty i trudno jest mnie do czegokolwiek przekonać. Fakt więc, że piszę, i to, co piszę, jest dowodem na to, że zmiana jest możliwa i dokonuje się we mnie. Choć na co dzień tego nie odczuwam i trudno mi sobie wyobrazić, jak ta zmiana będzie ostatecznie wyglądała.

Z problemem homoseksualizmu borykam się już od kilku dobrych lat i jest to dla mnie prawdziwa droga krzyżowa - poczucie samotności i wyobcowania, którego nie da się opisać.

Wśród moich bliskich i znajomych nikt nie wie o moim problemie, a nawet gdyby ktoś wiedział, to i tak nic by nie zmieniło. Poczucie samotności i wyobcowania nie pozwalało mi normalnie funkcjonować, czułem się nim sparaliżowany - od wewnątrz, bo na zewnątrz postrzegano mnie jako „w porządku gościa”. Był to prawdziwy koszmar, dotknąłem nawet prób samobójstwa. Od lat pragnąłem spotkać ludzi, którzy mi powiedzą: jesteś OK, a co najważniejsze, wśród których będę mógł być sobą i przestać udawać, że wszystko jest OK. W lutym 2001 r. nastąpił w moim życiu ogromny przełom. Przypadkowo trafiłem do poradni psychologicznej na Jasnej Górze, gdzie dowiedziałem się, że jest grupa ludzi, którzy przygarniają takich jak ja. Gdy przyjechałem tam po raz pierwszy, czułem się wysłuchany, przyjęty z wielką uwagą - tak bardzo tego potrzebowałem. A jakie było moje szczęście, gdy usłyszałem: „jesteś super facet. Od tej pory nie będziesz sam, chyba że sam tego zechcesz i odejdziesz od ludzi, których Bóg postawił na twojej drodze”.

Dla mnie przyjęcie do grupy wsparcia było i jest ratowaniem mojego życia. Ta grupa jest dla mnie drugą rodziną, bo biologicznej praktycznie już nie mam. Moja mama nie żyje, a o tacie na razie wolę jeszcze nie wspominać. Mam jeszcze dziesięcioletnią siostrę, która mieszka z tatą i dziadkiem. Choć wcześniej miałem tzw. pełną rodzinę, to jednak nigdy nie zaznałem w niej poczucia bezpieczeństwa i akceptacji tak, jak doświadczam ich w „Odwadze”. Kiedy tam przyszedłem, zostałem przyjęty jak członek rodziny, rodziny, w której nie muszę być skrępowany, zalękniony, w której nareszcie mogę być sobą. Mogę tu powiedzieć wszystko i nie obawiać się potępienia. Poznaję tu prawdę na temat homoseksualizmu, spotykam osoby, które znają się na problemie i pomagają tak sobie radzić ze swoimi skłonnościami, żeby zejść z tej drogi, która wiedzie donikąd. Fundamentem nowej drogi, którą pokazuj ą, jest Bóg, a więc jest to droga pewna, mająca przyszłość.
 

Od kilku miesięcy mieszkam na stancji, a nie w rodzinnym domu. Podjęcie tego kroku wiele mnie kosztowało, jednak był wtedy przy mnie przyjaciel z grupy. Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo mi wtedy pomógł. Staram się już nie zwracać uwagi na słowa taty: jesteś beznadziejny, do niczego, nic z ciebie nie będzie, jesteś samo dno. Być może kiedyś uda nam się ze sobą dojrzale porozmawiać, ale teraz szukam mojej wartości gdzie indziej - przede wszystkim w odniesieniu do Pana Boga, ale także do tych mężczyzn, których spotykam w grupie i którzy pomagają mi inaczej na siebie spojrzeć.

Pamiętam, jak na pierwszym spotkaniu grupy wsparcia doświadczyłem silnej pokusy i miałem wrażenie, jakby szatan do mnie mówił: „Uciekaj stąd, ty musisz być sam i myśleć, że jesteś sam”. Chciałem w nocy zwiać przez okno - do mojego nieszczęśliwego domu, ale już wtedy przeżyłem, jakim wsparciem jest drugi człowiek, kiedy jeden z uczestników grupy mnie zatrzymał i był przy mnie, pomagając mi przetrwać tę moją pokusę. Nie mogę powiedzieć, że nie przeżywam już podobnych albo jeszcze większych trudności, ale wiem, gdzie mam szukać pomocy.


Kiedy myślę nad moim życiem sprzed przyłączenia się do grupy wsparcia, to ogarnia mnie lęk i mówię wtedy: „Drogi Jezu, czym ja się karmiłem, w jakim żyłem brudzie i jakiej chorej, nieistniejącej miłości szukałem. Dziękuję Ci, że mnie z tego wyprowadziłeś”.

To jest cudowne, że Bóg nie brzydzi się nawet kimś takim jak ja i troszczy się o mnie każdego dnia - choć nie zawsze jeszcze potrafię to dostrzec. Wiem też, że pewnie jeszcze nie raz upadnę, ale wiem również to, że będzie mi wtedy miał kto podać rękę i pomóc wstać, bym mógł iść dalej.

Kiedy to piszę, wydaje mi się aż niewiarygodne, że moje długoletnie marzenia się spełniły, ale naprawdę tak jest! Nikt i nic nie mogło mnie przekonać, że nie jestem sam, dopóki tego sam nie doświadczyłem i nie przeżyłem.

Mam nadzieję, że będzie coraz więcej ludzi mających odwagę nieść pomoc osobom ze skłonnościami homoseksualnymi oraz że Kościół będzie coraz bardziej popierał tego typu działania.

Na koniec chcę podać słowa modlitwy, które otrzymałem od jednego z moich przyjaciół z grupy wsparcia i które są dla mnie bardzo ważne: „Boże, użycz mi pogody ducha, Abym godził się na to, czego nie mogę zmienić. Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić. Mądrości, abym umiał odróżnić jedno od drugiego.”

Andrew