Zakonnice na rozdrożu

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 29.01.2010 07:59

Od roku amerykańskie zakonnice przeżywają wizytację z Rzymu. Jej celem jest poszukiwanie odpowiedzi o tożsamość i przyszłość życia zakonnego.

Zakonnice na rozdrożu Dominikanki z Nashville specjalizują się w prowadzeniu szkół. Średnia wieku w ich zgromadzeniu wynosi 38 lat fot. ks. Tomasz Jaklewicz

W 1965 r. w Stanach Zjednoczonych było prawie 180 000 zakonnic, w 2009 r. już tylko nieco ponad 59 000. Średnia wieku zakonnicy wynosi dziś ponad 70 lat. Wygląda na to, że zgromadzenia zakonne w USA to wymierające instytucje. A jednocześnie powstają wciąż nowe zgromadzenia. Ich znaki rozpoznawcze: tradycyjny strój zakonny, wierność nauczaniu Kościoła, przywiązanie do tradycji i co najważniejsze… powołania.

Dwa nurty życia zakonnego
W Kościele katolickim w USA istnieją dziś dwa nurty życia zakonnego, wyraźnie różniące się między sobą. Pierwszy, tzw. postępowy, skupiony jest wokół Konferencji Kierownictwa Zakonów Żeńskich (LCWR). Po Soborze Watykańskim II na fali odnowy Kościoła zdecydowana większość zakonnic związanych z tą organizacją zrezygnowała z habitów i poszukiwała nowych dróg realizacji zakonnego powołania. Drugi nurt, tzw. tradycyjny, kojarzony jest z Radą Wyższych Przełożonych Zakonów Żeńskich (CMSWR). Początki tej drugiej organizacji sięgają roku 1992, kiedy to część zakonnic miała już dość nieustannych eksperymentów i postanowiła powrócić do tradycyjnego modelu. Nurt progresywny stanowi dzisiaj około 90 proc. zakonnic, nurt tradycyjny około 10 proc. Średnia wieku „nowoczesnych” zakonnic wynosi ponad 70 lat, a „konserwatywnych” niecałe 40.

Powodem wizytacji watykańskiej, zaplanowanej na 3 lata, są docierające do Rzymu niepokojące wieści o poglądach i postawach osób zakonnych. Pragnienie bycia bliżej świata i unowocześniania życia zakonnego przybiera formy, które trudno zmieścić w Kościele. Jesienią 2009 roku opinię publiczną zaszokowała wiadomość o siostrze Donnie Quinn z Chicago, którą widywano pod klinikami aborcyjnymi, nie wśród modlących się o życie nienarodzonych, ale wśród wolontariuszy pomagających kobietom w ciąży bezpiecznie wejść do kliniki „na zabieg”. Czy to tylko pojedynczy przypadek pogubienia, czy raczej skrajny przypadek szerszego zjawiska?

Kryzys trwa już od dawna. Jesienią 1979 r., podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do USA, s. Teresa Kane, przewodnicząca LCWR, witając Papieża, wysunęła wprost postulat dopuszczenia kobiet do kapłaństwa. Po 20 latach ta sama siostra, pytana o to, czy nie żałuje tamtego wystąpienia, odpowiedziała: „Zmieniłabym tylko jedno, domagałabym się tego bardziej intensywnie”. Nie dziwi, że część „postępowych” zakonnic oburzyła się watykańską wizytacją i raz po raz użala się w mediach, że Rzym ingeruje w ich prywatne sprawy. Reakcja nurtu tradycyjnego była zgoła odmienna.

Wyznania nowoczesnej zakonnicy
Z polskiej perspektywy niełatwo jest zrozumieć, dlaczego niektóre zakonnice związały się ze skrajnymi ruchami feministycznymi, dlaczego kontestują nauczanie Kościoła, dlaczego odeszły od wielu elementów zakonnej duchowości, które sprawdzały się od wieków? Jezuickie pismo „America” opublikowało niedawno artykuł „Wyznania nowoczesnej zakonnicy”, który pomaga to zrozumieć. Siostra Ilia Delio opisuje drogę swojej zakonnej ewolucji, odwołując się do ewolucyjnych wizji jezuity o. Pierre’a Teilharda de Chardin. „Wyizolowane struktury muszą ustąpić na rzecz bardziej kompleksowych związków” – pisze. „Żyć duchem ewolucji oznacza pozwolić odejść starym strukturom po to, by powstały nowe. Nowe niebo i nowa ziemia obiecane przez Boga nie powstaną, jeśli będziemy się izolowali od świata i budowali katolickie getta. Nie powstaną przez triumfalizmy kościelnej władzy. Nowe nadejdzie, jeśli będziemy podążać za śladami Ukrzyżowanego, schodząc w ciemność człowieczeństwa i powstając w mocy miłości. (…)

Zgromadzenia mogą wymrzeć, ale ścieżki wyznaczone w historii przez »zakonnice Soboru Watykańskiego II« są ewolucyjnymi zalążkami nowej przyszłości”. Życie zweryfikowało te poglądy. Bojowniczki o nowy kształt życia zakonnego to dzisiaj starsze kobiety patrzące, jak stopniowo obumierają ich wspólnoty. Ich zakonna tożsamość jest na tyle rozmyta, że nie pociąga już prawie nikogo. – Nie możemy zapomnieć, że większość z nich to bardzo szlachetne kobiety, które oddały swoje życie Kościołowi – podkreśla ks. David Toops, odpowiedzialny za powołania w amerykańskim episkopacie. – W wielu sprawach uległy presji swojego czasu. Kościół stara się nadal z nimi pracować, ale niektóre tego już po prostu nie chcą.

Fajne kobiety w dziwnych strojach
We wrześniu 2009 r. w Waszyngtonie odbywał się Kongres Eucharystyczny zorganizowany przez nurt tradycyjny. Siostra Joanna Glapka uczestniczyła w tym spotkaniu. – To było piękne doświadczenie. Wielka świątynia wypełniona po brzegi młodymi zakonnicami, trwającymi na adoracji Eucharystii. Wszystkie w habitach, ale tu nie chodzi o habit. Młodych ludzi pociąga Jezus Chrystus. To jest konkret, którego szukają. W wielu zgromadzeniach w kółko mówiło się o psychologii, socjologii, ekologii itd. To wszystko młodzi ludzie znajdą w świecie w lepszym wydaniu, w Kościele szukają słowa Bożego, kontaktu z żywym Bogiem. Siostry z tej nowej, tradycyjnej fali pochodzą w większości z niedawno powstałych zgromadzeń. Wyjątkiem są dominikanki z Nashville. Zgromadzenie liczące 150 lat ma dziś 200 zakonnic. Przetrwały bez rewolucji.

Noszą habity, prowadzą szkoły, w ich formacji ważne miejsce odgrywają adoracja i nauczanie św. Tomasza z Akwinu. Spotkałem je pod Waszyngtonem, gdzie prowadzą nowoczesną szkołę średnią. Pytałem o ich powołanie. – Byłam dość daleko od Kościoła, ale zainteresowało mnie to, co skłania takie fajne kobiety, by się tak dziwaczne ubierać – śmieje się s. Imelda. – Z czasem odkryłam, że one mają do zaoferowania coś, czego nie ma w świecie. Ta inność okazała się na tyle pociągająca, że też zapragnęłam tak żyć. Do jakich wniosków dojdzie rzymska wizytacja? Obawiam się, że nie będzie rewelacji. Źródło odnowy Kościoła, a więc także życia zakonnego, jest zawsze jedno – powrót do źródła: do Chrystusa żyjącego w swoim niedoskonałym Kościele. W Nim napięcie między tradycją i nowoczesnością znika. Rzecz tylko w tym, by bardziej ufać Jemu niż swoim pomysłom.