Działają od 120 lat Siostry jak anioły

Tomasz Gołąb

publikacja 30.03.2009 07:05

Wydaje ci się, że wiesz z kim pracujesz? Że jedziesz windą ze zwykłą sąsiadką? A może to jedna ze 150 Sióstr od Aniołów, które nie noszą habitów i nie ujawniają, że są zakonnicami…

Działają od 120 lat Siostry jak anioły Nikt nie był jest blisko Boga, a jednocześnie tak blisko człowieka – jak Anioł. Dlatego chcemy być jak aniołowie – mówi s. Anna Mroczek, wicegeneralna zgromadzenia. Foto: Tomasz Gołąb

– Działamy jak anioły – w sposób niezauważalny. Owoce trudno zmierzyć i zważyć – przyznaje siostra Anna Mroczek, która pół roku temu – po czternastu latach pobytu – wróciła z Wilna. Zdradza ją jeszcze akcent. Zaciąga po wileńsku.

Anioły nieba i ziemi
Właśnie tam, 30 marca 1889 r., gdy władze carskie zakazały działalności zakonów habitowych, profesor Seminarium Duchownego w Wilnie ks. Wincenty Kluczyński wpadł na opatrznościowy pomysł (na ponad 70 lat przed Soborem Watykańskim II) powołania Stowarzyszenia Apostolskiego. W warunkach niewoli narodowej i kasaty zakonów w zaborze rosyjskim stowarzyszenie musiało pracować w ukryciu. Jego członkinie miały być – jak podkreślają pierwsze konstytucje – „siostrami Aniołów nieba i aniołów ziemi (kapłanów)", z którymi miały „współpracować, współcierpieć i współmodlić się".

Na przełożoną generalną ks. Kluczyński powołał swą dawną penitentkę Bronisławę Stankowicz, która przez 30 lat kierowała Siostrami od Aniołów, oddychając modlitwą – siłą i radą na wszelkie utrapienia i bóle swego bogatego w cierpienie życia. Ponoć tak mocno, jak armia bezhabitowych zakonnic, nie martwiła cara Mikołaja nawet przegrana w 1905 r. wojna z Japonią.

Został tylko krzyż
Rozmawiamy w domu generalnym, w Konstancinie-Jeziornie. Obok świeżo wyremontowanego stuletniego pałacyku znajduje się nowszy budynek, z półpubliczną kaplicą, do której przychodzą okoliczni mieszkańcy. Siostra Anna pokazuje duży hebanowy krzyż z figurką Chrystusa z kości słoniowej.

– To jedyne, co oprócz oficjalnej korespondencji z Watykanem, pozostało nam po ojcu – mówi siostra Anna, która pięć lat temu obroniła doktorat z życia założyciela.
W nowym domu, w otoczeniu parkowych drzew, na piętrze swój pokój miała s. Wanda Boniszewska. Bodaj najbardziej znana siostra od Aniołów. Właśnie minęła piąta rocznica jej śmierci. O życiu obdarzonej stygmatami zakonnicy powstał nawet film, przedstawiany na Scenie Faktu Teatru Telewizji. W postać tytułową wcieliła się Kinga Preis.
Siostra Anna Mroczek miała szczęście przechodzić nowicjat z zgromadzeniu, opiekując się s. Wandą. Ale nawet jej s. Wanda nie zdradziła sekretu stygmatów, z którym odeszła w 2004 r. do nieba.

Siostry ze skrzydłami
W konstancińskim domu przebywa wiele starszych sióstr. Właśnie skończył się czas duchowej lektury. Z małego pokoju z fortepianem i figurką Anioła Stróża siostry przechodzą do jadalni. W całym domu towarzyszą im zresztą skrzydlate postacie. Żegnają rano zakonnice, które wychodzą do pracy jako pielęgniarki, opiekunki, katechetki, psychologowie. Charakterystyczne: większość ma wyższe wykształcenie.

– Nasz ojciec już 120 lat temu stawiał na edukację sióstr. Dowartościowywał kobiety, zanim narodził się ruch emancypacyjny. Mawiał, że wiara i wiedza mają być skrzydłami aniołów – mówi s. Anna. Dlatego wśród sióstr jest muzykolog, redaktor gazety, doktor prawa kanonicznego, tłumacz. Ks. Kluczyński dodawał, że siostry mają być tam, gdzie nie dojdzie ksiądz, ani siostra w habicie.

Gdzie ksiądz nie da rady
Dla wielu są znakiem zapytania. Muszą lawirować między trudnymi pytaniami, dlaczego nie mają dzieci. Dzieci w szkołach często pytają, czy mają mężów. Dlatego oprócz medalika, noszą także obrączkę.

– Nie robimy niczego nieuczciwie. Św. Józef i Maryja też nie nosili habitu. A ukrycie dodaje naszemu świadectwu blasku – przekonuje s. Mroczek. – Możemy pracować w ministerstwie, w sklepie, na uniwersytetach. Wszystkie drogi mamy otwarte.

Gdy powstawało stowarzyszenie, siostry – bardzo często z ziemiańskich i szlacheckich rodów na terenie Wileńszczyzny – starały się być blisko przede wszystkim dzieci i młodzieży. Prowadziły warsztaty rzemieślnicze, bursy, tajne komplety. W ochronkach opiekowały się porzuconymi dziećmi i włączały się w akcje charytatywne. Potem katechizowały w kościołach i uczyły w szkołach. Na początku XX wieku były już obecne w trzech diecezjach: wileńskiej, mińskiej i mohylewskiej. W 1913 roku, za pontyfikatu papieża Piusa X, stowarzyszenie liczące 61 sióstr, zostało zatwierdzone przez Stolicę Apostolską jako zgromadzenie zakonne, bezhabitowe, ukryte, o ślubach prostych.

W okresie międzywojennym siostry pod nazwą towarzystwa filantropijno-oświatowego „Labor” założyły dwie placówki w archidiecezji warszawskiej i jedną w krakowskiej, zajmujące się głównie kształceniem religijnym i zawodowym dziewcząt. Zachowały nadal bezhabitowy i ukryty rodzaj życia zakonnego, w celu łatwiejszego zbliżenia się w pracy apostolskiej do ludzi świeckich.

Po II wojnie światowej, w ramach repatriacji większość sióstr z Wileńszczyzny, wraz z przełożoną generalną, przyjechała do Polski. Nadal zachowały ukryty rodzaj życia zakonnego. Większość z tych, które zostały w powstałym ZSRR w latach 1950–1956 znalazła się w więzieniu, a potem w obozie na Syberii i Kazachstanie. Ten okres stał się właśnie kanwą „Stygmatyczki" Grzegorza Łoszewskiego. Spektakl opowiada o czasach, kiedy bohaterka, Wanda Boniszewska, była poddawana najtrudniejszym próbom – przebywała w sowieckich więzieniach w Wilnie i na Uralu, a także w szpitalach psychiatrycznych. To ona, w Pryciunach w latach 30. uczyła religii dzisiejszego kard. Henryka Gulbinowicza. Jej grób na skolimowskim cmentarzu jest często nawiedzany przez proszących za jej wstawiennictwem o różne łaski. I podobno bardzo skutecznie. Świadectwa łask i prośby o modlitwę można przesyłać siostrze Alicji na adres konstancińskiego domu (ul. Broniewskiego 28/30, 05-510 Konstancin-Jeziorna) albo na e-mail.: wanda_boniszewska@o2.pl.

Apostołów był tuzin
Dziś zgromadzenie liczy 150 sióstr, m.in. w 33 polskich wspólnotach w Warszawie, Gdyni, Białymstoku, a także za granicą: w Moskwie, Pradze, na Białorusi, Ukrainie i w Afryce – Zairze i Rwandzie… W holu konstancińskiego domu, pod gablotami z krajów misyjnych z piłką z liści bananowca z Rwandy i różańcami z pestek papai, stoi maszyna do szycia. Adresat: wspólnota w Żytomierzu na Ukrainie. W Afryce siostry prowadzą kursy kroju i szycia, szkolą katechistów, rozdają Komunię św., prowadzą manufaktury i zajmują się pielęgniarstwem. W Tłuszczu pod Warszawą prowadzą przedszkole, w kilku miejscach Warszawy mają swoje mniejsze wspólnoty. Z inspiracji i pod opieką sióstr od Aniołów działa Sekretariat Misyjny, którego świeccy członkowie swoją modlitwą, troską i cierpieniem wspierają siostry od Aniołów pracujące w Afryce. Analogiczny sekretariat – EFFATA – powstał do pomocy katolikom na Wschodzie. Od siedmiu lat prowadzą również Anielską Misję Pomocy Kapłanom, do której należy kilkaset osób z całej Polski, codziennie modlących się o świętość zgłaszanych siostrom duchownych.

– Bo jako społeczeństwo jesteśmy dla nich nadto surowi – tłumaczy s. Anna.
– 150 sióstr to dużo czy mało?
– Apostołów było tylko dwunastu – śmieje się siostra Anna.
Obecność sióstr w społeczności ma na wzór Aniołów Stróżów prowadzić do Boga, chronić przed złem i pomagać wytrwać w dobru.
Siostry nazywają to „apostolstwem wpływu”: podtrzymywać nadzieję, świadczyć przykładem dobrego życia, promieniować duchem chrześcijańskim.
– Gdy inni widzą, ze jesteś otwarty, sami przychodzą, by powierzyć ci kłopoty. A to pierwszy krok do przyjęcia Ewangelii – mówi s. Anna, mocniej przyciskając medalik z aniołem stróżem.