Śpiewać tę pieśń do końca

rozmowa z o. Donem Andersonem, prowincjałem Misjonarzy Afryki dla Tanzanii, Kenii i Sudanu.

publikacja 07.10.2009 10:21

Ważne jest gdy człowiek rozważa swoje życie jako odpowiedzialność na innych.

Śpiewać tę pieśń do końca fot. Misjonarze Afryki

Jakie były początki misji na tym terenie?

Misje we wschodniej Afryce liczą ponad 130 lat. Pierwszym, który udał się w głąb Czarnego Lądu był anglikański misjonarz i odkrywca David Livingstone. Wkrótce i misjonarze katoliccy podążyli trym szlakiem. Dla Kościoła katolickiego była to całkowicie nowa droga niesienia Ewangelii w głąb lądu i do Wielkich Jezior.

Pierwsi misjonarze doszli do miejscowości Tabora, gdzie podzielili się na dwie grupy: jedna grupa poszła w kierunku jeziora Tanganika do miejscowości Ujiji, oraz do Kongo, Zambii i Malawi. Druga wyruszła w kierunku jeziora Wiktoria do miejscowości Mwanza i ta grupa ewangelizowała Ugandę, Rwandę, Burundi. Dla nas to wspomnienie do odnowienia płomienia misyjnego w czasie w którym żyjemy.

Ilu misjonarzy obecnie pracuje w Waszej prowincji?

W Tanzanii jest nas - Ojców Białych 55 w tym 8 studentów w formacji na parafiach. W Kenii jest 15 Misjonarzy Afryki oraz 35 studentów, z wielu różnych krajów, przygotowujących się do pracy misyjnej w dwóch domach formacyjnych. W Sudanie mamy wspólnotę 5 Ojców i jednego studenta w formacji.

Pracują z mieszkańcami południa Sudanu, którzy, z powodu 25- leniej wojny stracili swoje siedziby i szukają swego miejsca, aby żyć w pokoju i pracować. Niektórzy z nich powracają teraz na południe. Moim zadaniem, jako proincjała, jest być w ciągłym kontakcie z misjonarzami w tych krajach, wspierać ich w ich posłudze misyjnej w różnych diecezjach i zadaniach, którym służymy.

Jaki rodzaj pracy wykonują misjonarze w tych trzech krajach i jakie projekty chcą realizować?

Myślę, że zgodnie z zamiarami Założyciela byłby to dialog z ludźmi, w szczególności z muzułmanami, uczestniczenie w różnych formach działalności na rzecz pokoju i sprawiedliwości, czasem nazywanej „posługa socjalno-pastoralna“, w szczególności na takich obszarach, gdzie ludzi są uciskani, wyganiani ze swoich siedzib z powodu wojny. To też pomoc tym którzy stracili nadzieję, aby odzyskali wiarę w życie, aby mogli mówić o swoich problemach bez obaw.

Ważną posługą jest praca z młodzieżą, aby wpajać im wartości chrześcijańskie, ludzkie. rodzinne. Jesteśmy obecni w tej posłudze poprzez centra dla studentów i w każdej parafii, które prowadzimy, zajmujemy się sprawam młodzieży. Prowadzimy ciągłe konsultacje wśród nas misjonarzy w tej sprawie, bo młodzież to ponad 50% całej populacji. Kolejną ważna sprawą wynikającą z zamierzeń naszego Założyciela są działania, aby Afrykańczycy stawali się misjonarzami dla Afrykańczyków.

Prowadzimy więc akcje uświadamiające co to znaczy być misjonarzem dla Afrykańczyka, poza granicami jego ojczyzny. To jest wyzwanie, ale w naszym zgromadzeniu nie pracujemy w krajach naszego urodzenia, ale w innych. Liczba powołań w Europie spada. Czy powołania afrykańskie zaradzą temu problemowi?

Rzeczywiście, powołania z Ameryki i Europy nie są liczne, z drugiej strony, w ostatnich kilku latach źródłem powołań jest Afryka. Ten wzrost jest jest z roku na rok. Tutaj w Afryce Wschodniej mieliśmy dwa domy formacyjne dla cyklu filozofii, jeden w Ugandzie i jeden w Tanzanii, z ok. 80 studentami. Liczba ta utrzymuje się na stałym poziomie.

Te pierwsze trzy lata studiów służą również rozpoznaniu czy to jest moja droga. Niektórzy ze studentów tak właśnie rozpoznają i kończą formację. Inni kontynuują, tak, że utrzymuje się na dobrym poziomie liczba kandydatów. Jeśli chodzi o powołania diecezjalne, to utrzymują się on również na dobrym poziomie, chociaż nie jestem w stanie przedstawić statystyk. Ciekawym zjawiskiem jest, że biskupi diecezjalni „ofiarują“ nowo wyświęconych księży diecezjom, w których nie ma powołań. Popieramy takie działania, bo one wskazują na umacnianie się lokalnego Kościoła.

Jak misjonarze zmienili życie ludzi poprzez swoją pracę tutaj w Afryce?

Misjonarze chcieli być blisko ludzi, zrozumieć ich tradycje i wierzenia i po takim „wejściu“, przynosić Ewangelię Jezusa Chrystusa. Dla niektórych plemion historia Jezusa i Stary Testament były bardzo bliskie dla ich rozumienia historii i wiary. Ci otworzyli szeroko drzwi dla misjonarzy. Inne plemiona zachowały rezerwę, w szczególności jeśli chodzi o rodzinę, że mężczyzna może mieć tylko jedną żonę.
Ludzie są wdzięczni misjonarzom, że przynieśli system ochrony zdrowi, że przynieśli rozwój w różnych dziedzinach. Wielu pytało dlaczego ci ludzi przybyli z daleka, aby być z nimi.

Misjonarze popełniali błędy w rozumieniu lokalnych tradycji, albo wprowadzali postęp, który był obcy dla ludzi. Ale przeważało pozytywne przyjęcie misjonarzy przez lokalne społeczności. Bardzo wcześnie rozpoczęliśmy kształcenie katechistów, aby to oni, ludzie miejscowi, nauczali swoich rodaków.
Rozpoczęliśmy również zakładanie wyższych seminariów duchownych. I zrodziły się powołania, wyświęcanie ludzi miejscowych na księży na początku XX w.

Mamy więc, jako zgromadzenie, długą tradycję w kształceniu miejscowego kleru. Na początku więc, nie chcieliśmy brać lokalnych powołań dla siebie, ale budować Kościół lokalny. W ten sposób Kościół lokalny z czasem przejął pełną odpowiedzialność za swój rozwój. Nasza rola stała się bardziej rolę bycia z lokalnym Kościołem, a nie kierowania nim. Nie jest to zawsze łatwe, bo są kulturowe różnice w myśleniu, i my musimy siebie do tego przystosować.

Jak mógłby ojciec zachęcić młodych ludzi w Europie że powołanie misyjne może stać się ich powołaniem?

Ważne jest gdy człowiek rozważa swoje życie jako odpowiedzialność na innych. Własna rodzina i wspieranie jej są ważne, ale może ważniejsze jest dawać szansę innym na godne życie. I taką ofiarę podejmuje misjonarz.

Rozstanie z rodziną nie jest łatwe, ale mówię młodym: wasza rodzina jest gotowa do ponoszenia tego wezwania, że ktoś z niej odchodzi, aby służyć innym.

Mówię, że inne kraje proszą o misjonarzy z Tanzanii. Gdy rozmawiam z młodymi, zaczynam śpiewać piosenkę zaczynającą się od słów: „kogo mam posłać“. Młodzi odpowiadają: „oto ja, poślij mnie“. Wtedy zwracam się do nich:“czy naprawdę tego chcecie“ i proszę, aby śpiewali tą piosenkę do końca i myśleli o tym.

rozmawiał Adam Cytrynowski MAfr