Za 9 miesięcy urodzi się misjonarz

Joanna Jureczko-Wilk

publikacja 27.05.2009 14:22

W 25-letniej historii Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie wykształciło 804 misjonarzy: kapłanów, sióstr i braci zakonnych oraz świeckich. „Absolwenci” CFM pracują na wszystkich kontynentach.

Za 9 miesięcy urodzi się misjonarz Foto: Jakub Szymczuk

Dziewiętnastu księży diecezjalnych, pięciu zakonników, siedem sióstr zakonnych i jedna osoba świecka kończą dziewięciomiesięczny kurs przygotowawczy w Centrum Formacji Misyjnej. Wkrótce pojadą na misje m.in. do Peru, Ekwadoru, Japonii, na Alaskę i Jamajkę.

– Dla mnie bardzo ważna jest praktyczna strona kursu. Po pół roku nauki języka hiszpańskiego, rozmawiam w nim swobodnie. Trochę straszą nas zdjęciami chorób tropikalnych, ale na placówce wiedza medyczna na pewno się przyda – mówi ks. Radosław Zawadzki z diecezji płockiej, który kończy kurs i w październiku jedzie do Peru. – Duży nacisk położono na poznanie kultury, obyczajów, historii krajów do których pojedziemy. Bo przecież nie możemy tam tworzyć kalki polskiego Kościoła. Bardzo pomogły mi spotkania i rozmowy z misjonarzami.

Zmarły dwa lata temu kard. Adam Kozłowiecki mówił o swojej pracy misyjnej: „Ogromnie daje mi się we znaki, że «bawiąc» w obozie Dachau, nie miałem okazji nauczyć się pracy misjonarza. Bez przygotowania na misjach marnuje się osiemdziesiąt procent energii”. To zdanie kardynała przypomniano na sympozjum podsumowującym ćwierćwiecze CFM, które w ubiegłym miesiącu odbyło się na Uniwersytecie kard. Stefana Wyszyńskiego.

Pierwsza placówka: Byszewska
Kiedy po wielu trudach, w 1984 r. przy ul. Byszewskiej w Warszawie ruszyła budowa centrum kształcącego misjonarzy, miała przede wszystkim służyć księżom diecezjalnym. Wkrótce okazało się, że takie miejsce potrzebne jest również członkom zakonów, którzy nie mają możliwości przejść formacji misyjnej, a także świeckim.

Przez ćwierć wieku rozrosło się zaplecze centrum, zmieniał się też program kształcenia przyszłych misjonarzy. Jedno pozostało niezmienne: centrum ma przygotowywać kandydatów na misje poprzez formację i praktyczną wiedzę. Dlatego kursanci poznają przedmioty teologiczne, misjologiczne, religioznawcze, poznają kulturę, historię i warunki społeczno-polityczne krajów misyjnych. Wykłady z medycyny tropikalnej prowadzą lekarze i pielęgniarki, którzy często sami mają doświadczenie pracy na misjach. Największą część kursu (aż 650 godzin) zajmuje nauka języka obcego.

– Centrum Formacji jest pierwszym poligonem przyszłej pracy misyjnej – mówił w czasie obchodów jubileuszowych CFM o. dr Tomasz Szyszka SVD, wykładowca misjologii na UKSW. – Pod jednym dachem mieszkają i razem przebywają osoby z różnych środowisk, o różnym poziomie wykształcenia i formacji. Ta wielobarwność nie jest łatwa, ale jest wielkim bogactwem. W tyglu trudnej wspólnotowości studenci mogą sprawdzić się w środowisku wielokulturowym.

Do misji trzeba dojrzeć
Zdaniem ks. Alberto Brignoli, z centrum kształcenia misjonarzy w Weronie, który mówił o włoskich doświadczeniach, okres przygotowania misjonarzy jest okazją do oczyszczenia motywacji. Każdy uczestnik, przy pomocy ojców duchowych i psychologów, musi zadać sobie pytanie, czy misje traktuje jako doświadczenie wiary, czy też jest to tylko realizacja osobistego marzenia, które choćby było cenne, nie wystarczy.

– Od oczyszczenia motywacji zależy potem jakość i długość pracy misyjnej – podkreślał obecny na obchodach abp Henryk Hoser, ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej. Ta wstępna „praca nad sobą” mogłaby odbywać się w diecezjach. To tam kapłani, zakonnicy i świeccy myślący o misjach, mogliby szlifować język, studiować dokumenty misyjne Kościoła, zbierać informacje o kraju, do którego chcieliby wyjechać. Mogliby udzielać się w Kościele lokalnym, ale też zdobyć doświadczenie w pracy „na peryferiach”: wśród ubogich, chorych, bezdomnych, odrzuconych… – bo wśród takich ludzi będą kiedyś pracować.

– Księża, siostry zakonne i świeccy z Centrum Formacji Misyjnej, które leży na terenie diecezji praskiej, bardzo włączają się w życie miejscowego Kościoła, przez co podnoszą świadomość misyjną wiernych. Jest to budowanie Kościoła powszechnego - wymiaru misyjnego, który należy do Jego natury – mówił abp Hoser.

Kandydaci na misjonarzy powinni również mieć możliwość wcześniejszego, kilkutygodniowego wyjazdu do wybranego kraju misyjnego, żeby na miejscu sprawdzić, czy na pewno jest to ich powołaniem. Z kolei o. Szyszka zwracał uwagę na formację emocjonalną, która powoduje, że przyszłych misjonarzy nie paraliżuje lęk. Że na misje jadą osoby o dojrzałej osobowości, które dadzą sobie radę w sytuacji osamotnienia, relatywizmu wartości, w momentach zwątpienia – bo takie zdarzają się każdemu misjonarzowi. Z tego powodu ważny jest też kontakt misjonarza z ojczyzną oraz to, żeby nieustannie dbał o swoją formację także na misjach.

Trudne powroty
Ks. Alberto Brignoli uważa, że misjonarzem poza swoją ojczyzną można być maksimum przez dwanaście lat. Episkopaty niektórych krajów przestrzegają kadencyjności misjonarzy. Wracający z misji mogą stać się niezwykłym bogactwem Kościoła lokalnego, do którego powrócą.

– Wiedza i doświadczenie misjonarzy z wieloletnim stażem nie jest dostatecznie wykorzystywana po ich powrocie do kraju. Powinien też powstać program, pomagający misjonarzom w asymilacji się w ojczyźnie, w której nie byli przez kilka, kilkanaście lat – podkreślał ks. Brignoli.

Mosty
– Jeśli ma być wypełniony testament Jana Pawła II zapisany w jego nauczaniu i świadectwie życia, to przyszłość Kościoła w Polsce musi być misyjna – mówił bp Wiktor Skworc, przewodniczący Komisji ds. Misji Konferencji Episkopatu Polski, w czasie Mszy św. w intencji pracowników i absolwentów CFM, którą odprawiono 6 maja w kościele pokamedulskim na Bielanach. Uczestnicy dwudniowych obchodów srebrnego jubileuszu CFM podkreślali, że program kształcenia misjonarzy ciągle jest udoskonalany. Teraz, ze względu na zwiększającą się liczbę świeckich kandydatów na misjonarzy, brakuje specjalnego programu, skierowanego na ich posługę na misjach.

– Ubolewam, że zaniedbuje się szkolenie misjonarzy dla Wschodu – mówił bp Janusz Kaleta, apostolski administrator w Kazachstanie. – Przygotowanie ich jest konieczne, bo podobieństwo języka nie wystarczy, a problemów, z którymi przyjdzie im się zmierzyć, jest bardzo dużo.

– Centrum Formacji Misyjnej jest przystankiem na drodze do misji: bardzo dobrym, wręcz koniecznym – oceniał jego absolwent bp Jan Ozga z Kamerunu.– Dlatego, że wyjazd bezpośrednio z własnej diecezji do diecezji misyjnej powoduje szok psychiczny, emocjonalny, językowy i kulturowy. Centrum to platforma, na której zaczyna się dostrzegać różność ludzi, wielość doświadczeń i uczy się akceptować inność drugiego człowieka.