Kościół wobec emigracji zarobkowej Msza za bliskich dalekich

Jędrzej Rams

publikacja 11.03.2009 10:05

W księgach parafialnych coraz częściej pojawiają się obce nazwy miejsc zamieszkania młodych.

Kościół wobec emigracji zarobkowej Msza za bliskich dalekich Ojciec Bielenin cieszy się, że parafia może coś zaproponować rodzinom emigrantów. Foto: Jędrzej Rams

Niektórzy kapłani postanowili szczególnie wspomóc emigrantów i ich rodziny.

Ojciec franciszkanin odprawiający Eucharystię zaczyna czytać intencje Mszy świętych. Dziś będziemy modlić się za Piotra, Annę, Michała. Za tych z Londynu, Liverpoolu, Dortmundu. I za tych z USA, Australii, Szwecji. W podobny sposób będzie rozpoczynała się każda wieczorna Msza św. w każdą ostatnią niedzielę miesiąca, w kościele pw. św. Jana Chrzciciela w Legnicy.

Inicjatywa ta jest nową albo i pierwszą prawdziwą formą wsparcia Polaków na emigracji. Modlitwa ma im wypraszać nie tylko sukces, ale wytrwałość w wierze i troskę o rodzinę. Ma również pomagać ich bliskim, którzy zostali w Polsce.

Kościół a emigracja
– Pierwszą taką Mszę św. odprawiliśmy 28 grudnia, bo sporo Polaków przyjechało na święta do domów – mówi o. Piotr Bielenin, proboszcz parafii. Kilka następnych tygodni, w czasie których odbywali wizyty kolędowe, utwierdziło ojców w trafności inicjatywy. – W naszej parafii prawie jedna piąta rodzin cierpi z powodu rozłąki z bliskimi – wyjaśnia franciszkanin. – Kościół otwarcie powinien mówić o zagrożeniach płynących z emigracji. A tym, co zostali, też trzeba dodać otuchy – dodaje.

Jednocześnie ojciec zaznacza, że emigracja sama w sobie nie jest zła. Każdy chce godnie żyć i ma do tego prawo. – Jednak wiem, co mówię, mówiąc o zagrożeniach. Przez kilka lat pracowałem na Opolszczyźnie, gdzie exodus do pracy za granicą znany jest od lat, i z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, co przynosi długa rozłąka z rodziną i ojczyzną – mówi o. Piotr. – A przecież na emigrację udaje się nie tylko młodzież. Alarmujące są sygnały o tzw. eurosierotach, pozostawionych w kraju. Ten problem też będzie wymagał naszego działania.

Emigranci a Kościół
Rozłąki z rodziną doświadcza na przykład Marta Burdzik. – Na pewno będziemy na tej Mszy św., bo tydzień później, 2 marca, wylatujemy do Anglii, by spotkać się z rodziną męża. Już trzy pokolenia – siostra brata z mężem, ich dzieci, a teraz już i wnukowie – tam mieszkają – opowiada kobieta. – Niedawno usłyszałam w ogłoszeniach parafialnych, że można przynosić do zakrystii karteczki z nazwiskami naszych bliskich pracujących za granicą. I muszę się przyznać, że ogarnął mnie wstyd. Jeszcze nigdy nie dałam za nich na Mszę św.! A przecież na pewno potrzebują duchowego wsparcia – dodaje.

Podobnego zdania jest też Kinga Malcharek, która przez pewien czas z mężem i synkiem mieszkała pod Londynem. – To jest zupełnie inna mentalność i kultura – opowiada. – Bardzo łatwo jest tam stracić wiarę, przestać chodzić do kościoła. Wierzę w moc modlitwy i myślę, że taka Msza może pomóc – dodaje.

Wielu emigrantów nie traci kontaktu z Kościołem. Ponad 10 proc. ślubów, udzielonych w zeszłym roku we franciszkańskiej parafii, zawarli „ludzie z emigracji”. – Wielu wyjeżdżających prosi też o metryki chrztu, aby tam, na miejscu, zapisać się do nowej parafii – opowiada proboszcz. Ostatnio jeden z byłych legnickich parafian, mieszkający teraz w Norwegii, przyniósł ofiarę na Mszę św. za wszystkich Polaków pracujących w Bergen. By nie stracili ducha.