Nowa tożsamość

publikacja 06.04.2009 09:58

Fragment książki "Sakramenty" Anselma Grüna. Wydawnictwo: Znak.

Nowa tożsamość

We wczesnym Kościele chrzest był obrzędem, który pozostawiał głębokie wrażenie zarówno na nowo ochrzczonym, jak i na wszystkich uczestnikach uroczystości. Wymagał wieloletnich przygotowań, dzięki którym kandydat poznawał tajniki wiary chrześcijańskiej. Nie ma wątpliwości, że wczesny Kościół umiał wzbudzać entuzjazm ludzi do życia z Jezusem Chrystusem i w Jezusie Chrystusie. Było ono alternatywą wobec bezbożności, jaka cechowała schyłek antyku.

Przyjmując chrzest, poganin zrywał ze swą dotychczasową biografią. Wybierał życie, w którym nie tylko miał się kierować słowami Jezusa, ale też czerpać z innego – Bożego źródła. Miał poczucie, że dopiero chrzest pozwolił mu osiągnąć rzeczywiste życie. Wszystko, czym dotychczas żył, było – jak czytamy w Pierwszym Liście św. Piotra Apostoła – mataios: bezsensowne i puste, oparte na iluzji, pozorze. Przyjmując chrzest, odrzucał dawną tożsamość, by znaleźć nową w Jezusie Chrystusie. Jak wiadomo, u schyłku cesarstwa rozlegało się często żądanie: Panem et circenses! – „Chleba i igrzysk!”. Był to czas naznaczony dekadencją. Ludzie stracili poczucie sensu życia. Liczyły się tylko ciekawość i sensacja, zabawa i uciecha. Człowiek, któremu udzielano chrztu, zrywał z tą pustką, by w Chrystusie znaleźć nową tożsamość. To zerwanie z dawną tożsamością dobitnie wyrażała nocna uroczystość chrzcielna. Zasadniczy obrzęd polegał na trzykrotnym zanurzeniu w wodzie z chrzcielnicy. Adept wyrzekał się zła i bezsensownego życia w oddaleniu od Boga, umierał dla ziemskiego świata, swej pozycji nie określał już według sukcesów i osiągnięć, lecz według Chrystusa.

Nowe narodziny
Człowiek, który przyjmował chrzest, postrzegał go jako nowe narodziny. W Chrystusie otrzymywał nową egzystencję – kształtowaną przez doświadczenie największej wolności. Od tej chwili określał swą pozycję z perspektywy Boga, od tej chwili czuł się wolnym człowiekiem. Nie podlegał już niczyjej władzy, nawet cezarowi. Nie musiał już spełniać cudzych oczekiwań. Był naprawdę wolny – mógł podążać drogą, która wiedzie do rzeczywistego życia. Chrzest pozwalał mu doświadczać Bożej bliskości i miłości – poczuć się bezwarunkowo miłowanym przez Boga. Oznaczał wprowadzenie w tajemnicę odkupionego i wyzwolonego życia, a także w tajemnicę Boga, który zezwalał mu zanurzyć się w strumieniu swej miłości. Gdy biskup namaścił pachnącym olejem nowo ochrzczonego po wyjściu z wody, rzeczywiście mógł się on poczuć nowym człowiekiem otulanym przez Bożą miłość. Jednocześnie miał on świadomość, że w Kościele znalazł braci i siostry – nową wspólnotę, która go przyjmowała do swego grona i w pełni akceptowała, ale też oczekiwała odeń, że swe życie napełni wiarą.

Udział w Bogu
Z pewnością również dziś serca wielu ludzi porusza tęsknota za spełnionym życiem, za wolnością od oczekiwań i wymagań ziemskiego świata. Ale z ich ust często można usłyszeć pytanie: cóż wspólnego tęsknota ta mogłaby mieć z Jezusem Chrystusem, dlaczego właśnie więź z Chrystusem miałaby mnie obdarzać prawdziwą wolnością i prawdziwym życiem? Czemu nie wystarczyłoby podążać jedną z wielu dróg duchowych, niekoniecznie z Jezusem? By opisać znaczenie Jezusa w naszej drodze samorealizacji, musiałbym napisać osobny tekst. Dla dawnych chrześcijan spotkanie z Jezusem było tak fascynujące, że mimo groźby prześladowań przyjmowano Go, by doświadczyć tej nowej jakości życia, jaką obdarza nas Jezus. Lecz co dla pogan było tak godne podziwu w Jego osobie, że decydowali się narazić własne życie na niebezpieczeństwo? W Drugim Liście św. Piotra Apostoła Jezusowe przesłanie zostało sformułowane w języku hellenistycznej umysłowości: za podstawę atrakcyjności Jezusa dla ludzi uważa on to, że Jezus obdarza nas wszystkim, co dobre dla nas i naszego życia. W Jezusie zajaśniała chwała Boża.

„Przez nie [tj. przez chwałę i doskonałość – przyp. red.] zostały nam udzielone drogocenne i największe obietnice, abyście się przez nie stali uczestnikami Boskiej natury, gdy już wyrwaliście się z zepsucia [wywołanego] żądzą na świecie” (2 P 1, 4). Chrzest nie tylko uwalnia nas od podążania drogą, która nie może zapewnić niczego dobrego, która wiedzie jedynie do zatraty, lecz także obdarza nas udziałem w Bożej naturze. Udział w samym Bogu z pewnością stanowił wówczas największe pragnienie ludzi poszukujących. Człowiek naprawdę staje się człowiekiem dopiero wtedy, gdy ma udział w Bogu. Tak wierzono u schyłku starożytności. Podobnie odczuł to ojciec Alfred Delp, jezuita, w gestapowskim więzieniu krótko przed śmiercią: „Człowiek jest człowiekiem tylko razem z Bogiem”. Gardząca ludzką istotą ideologia nazizmu pozwoliła mu zrozumieć, że człowiek potrzebuje Bożej natury, by stać się naprawdę człowiekiem. Przez chrzest uzyskujemy udział w Bożym życiu. Również w dzisiejszych czasach musimy tak celebrować sakrament chrztu, by każdy z uczestników tej uroczystości mógł odczuć tajemnicę swego życia – by mógł sobie uświadomić, kim właściwie jest.

Znaczenie chrztu
Gdy z czasem normą stał się chrzest dzieci, obrzęd chrześcijańskiej inicjacji nieco stracił na swej egzystencjalnej doniosłości. Do dziś zresztą utrzymały się kontrowersje, jeśli chodzi o chrzest dzieci. Dziecko nie ma wszak pojęcia, w jakim akcie uczestniczy. Jak zatem dzisiaj możemy pojmować chrzest? I jak powinna wyglądać uroczystość chrzcielna, by jej uczestnicy mogli odczuć fascynację tajemnicą życia, by mogli się radować darem dziecka, który otrzymali od Pana Boga? Chrzest jest typowo chrześcijańskim obrzędem – mimo wszelkich podobieństw z żydowskimi ablucjami, które praktykowano w Qumran. Z drugiej strony, we wszelkich religiach występują ryty, które wiążą się z narodzinami dziecka.

U wszystkich ludów i we wszelkich kulturach można odnaleźć potrzebę rytualnego ukazania tajemnicy narodzin dziecka jako boskiego daru. Elementem tych obrzędów często bywa obmycie wodą. Dziecko powinno zostać symbolicznie oczyszczone ze wszystkiego, co przesłania jego prawdziwą istotę, i wejść w kontakt z prawdziwym źródłem życia. Nie staram się tu przedstawiać pełnej teologii chrztu, lecz – jak niegdyś Ojcowie Kościoła – próbuję obrazowym językiem wskazać, co w moim pojęciu, może dla współczesnych oznaczać sakrament chrztu (w tym także chrztu dzieci), jak powinna wyglądać ta uroczystość i w jaki sposób można żyć rzeczywistością swego chrztu jako wolna istota, którą Bóg miłuje bezwarunkowo.