Kobiety w życiu Jezusa

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 19.08.2009 11:16

Ewangelie opisują wiele spotkań Jezusa z kobietami. Są w różnym wieku, nieraz po przejściach, czasem chore, poranione. Jezus wyzwala w nich dobro, leczy, odnawia piękno ich kobiecego człowieczeństwa. Ta historia wciąż trwa…

Kobiety w życiu Jezusa 'Noli me tangere', fresk Fra Angelico, namalowany w latach 1440-1441 w klasztorze św. Marka we Florencji, przedstawia zmartwychstałego Chrystusa rozmawiajacego ze św. Marią Magdaleną


Niech mi wybaczy Matka Boża, że o Niej tylko jedno zdanie.

Ona bez wątpienia jest i pozostanie najważniejszą Kobietą w życiu Jezusa. Ale na kartach Ewangelii pojawia się wiele innych pań, o których warto pamiętać. Więc trochę o nich, a dokładniej o ich spotkaniach z Jezusem.

Nie o wszystkich, zaledwie o kilku wybranych. Wierzę, że w tych postaciach z Ewangelii mogą jak w lustrze przejrzeć się dzisiejsze kobiety. W ich losie zobaczyć jakąś część prawdy swojego życia.

Nie mogła się wyprostować
Wiele kobiet spotykających Jezusa cierpi na rozmaite choroby. Jedna z nich chorowała od 18 lat. „Była pochylona i nie mogła się wyprostować. Jezus zobaczył ją, przywołał i powiedział: »Kobieto, jesteś uwolniona od swojej dolegliwości«. I położył na nią ręce. Natychmiast wyprostowała się i chwaliła Boga” (Łk 13,11–13). Nie wiemy, na czym polegała jej choroba, ale można się domyślać, że niekoniecznie było to schorzenie fizyczne. Może raczej jakaś duchowa niemoc.

Kobieta zgięta w pół, jakby złamana ciężarem nie do udźwignięcia. Ile kobiet doświadcza dziś podobnych sytuacji – cierpienia ponad siły, które przybija do ziemi? Ona sama nie miała dość pewności siebie lub wiary, by prosić o cud. Przychodziła do synagogi ze swoją niemocą. Mimo że od tylu lat cierpiała, nie zwątpiła, że warto. „Jezus zobaczył ją…”. Zdejmuje ciężar z jej ramion, przywraca do pionu, sprawia, że ta umęczona niewiasta zaczyna chwalić Boga swoim życiem, swoją kobiecością. W tym cudzie kryje się uniwersalne przesłanie: Jezus chce, by kobieta żyła wyprostowana. Daje kobietom moc do udźwignięcia ciężaru życia i powołania.

Przelękniona i drżąca
Krwotok był cierpieniem bardzo upokarzającym, ponieważ wiązał się z rytualną nieczystością. Prawo Izraela zabraniało takiej osobie kogokolwiek dotykać. Pewna kobieta cierpiąca od 12 lat na upływ krwi decyduje się, by dotknąć płaszcza Jezusa. Wierzy, że przywróci jej to zdrowie. Chce za wszelką cenę pozostać niezauważona, bo dobrze wie, że dopuszcza się naruszenia Prawa. Zostaje fizycznie uzdrowiona. Jezus nie poprzestaje jednak na tym. Szuka jej, chce spojrzeć jej w oczy, uzdrowić również jej duszę. Św. Marek pisze: „Kobieta, przelękniona i drżąca, wiedząc, co się jej stało, przyszła, upadła przed nim i wyznała całą prawdę” (Mk 5,33). To moment, w którym następuje jej duchowe odrodzenie.

Wstępuje w tę kobietę pokój, którego nie czuła w sobie od dawna. Prawda wypowiedziana na głos, mimo lęku i drżenia, może być momentem wyzwalającym. Ilu ludzi chowa się w tłumie z powodu swoich fizycznych lub innych dolegliwości? Nie potrafimy często zmierzyć się z trudną prawdą o sobie, boimy się potępienia, upokorzenia, osądzenia. Wiara daje moc przełamywania barier, stereotypów, uprzedzeń. Jezus chwali wiarę kobiety: „Córko, twoja wiara cię ocaliła” (Mk 5,34). Wiara jest kluczem do uzdrawiającego spotkania z Jezusem. Marta i Maria
Ewangelia Łukasza opowiada o tym, jak Jezus zatrzymał się w gościnnym domu Marty i Marii (Łk 10,38–42). Już sam fakt, że Pan przyjął tę gościnę, był czymś, co odbiegało od zwyczajów tamtego czasu. Dwie siostry, dwie postawy, dwa temperamenty. Maria „siadła u stóp Pana i wsłuchiwała się w Jego słowo”. Z jej postawy promieniuje jakiś spokój, skupienie. Jest całkowicie skoncentrowana na Jezusie, na Jego słowie. Obecna, otwarta na łaskę tej niezwykłej chwili.

Marta przeciwnie. Jest „pochłonięta licznymi posługami”. Jako pani domu czuje się odpowiedzialna, by odpowiednio uhonorować gościa. Jednak to zadanie pochłania ją tak bardzo, że rozmija się z Jezusem. Wypada z kuchni i wybucha: „Panie, nic Cię to nie obchodzi, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła”. Te słowa odsłaniają cały jej wewnętrzny chaos. Zarzuca Jezusowi obojętność, czyni Mu wyrzut i zaczyna prawić kazanie, sugerując upomnienie młodszej siostry.

W słowach Marty można rozpoznać wiele z naszych ludzkich pretensji do Boga i do ludzi. „Wszystko na mojej biednej głowie, nikt nie chce mi pomóc, nawet Bóg wydaje się obojętny na mój los”. To może być zwykłe przepracowanie, ale też nadmierne ambicje, pycha, poczucie, że wszystko musi być po mojej myśli, przekonanie, że jestem osobą niezastąpioną itd. Jezus odpowiada Marcie i wszystkim współczesnym Martom: „Troszczysz się i niepokoisz o wiele…”. Jakby chciał powiedzieć: „znam twój świat: dom, dzieci, mąż, praca zawodowa… Wiem, że niełatwo z tym wszystkim sobie poradzić”. Ale „jedno jest potrzebne. Maria wybrała dobrą część, która nie będzie jej odebrana”. Jak zrozumieć te słowa Jezusa? Czym jest to „jedno”, którego brakuje Marcie? Chodzi nie o coś, ale o kogoś. O Boga.

Najważniejsze w życiu jest to, aby się z Nim nie rozminąć. Tylko dzięki Niemu wszelki nasz ludzki trud ma sens, ma właściwy smak. Potrzebujemy głębszego oddechu. Nie tylko ciało wymaga pielęgnacji, dusza także. Niezbędne są chwile, kiedy przestajemy biegać, wreszcie siadamy i słuchamy Kogoś, kto kocha nas najbardziej na świecie. Bez Bożej miłości wszystkim ludzkim miłościom grozi wypalenie. Wiadomo, że nie wyskoczymy z życia, nie zamkniemy się wszyscy w kontemplacyjnych klasztorach. Warto jednak od czasu do czasu dokonać remanentu naszych trosk. Co jest ważne? Czego ludzie ode mnie tak naprawdę chcą? Czy muszę spełniać wszystkie ich oczekiwania? Czy muszę zrealizować wszystkie swoje cele? A może Bóg chce dla mnie czegoś innego?

Rachunek sumienia dla mężczyzn
To jedna z najbardziej przejmujących ewangelicznych scen. Do Jezusa przyprowadzono kobietę przyłapaną na cudzołóstwie. Mężczyźni rzucili ją jak rzecz. Nie zależało im ani na niej, ani na dochodzeniu sprawiedliwości. Chcieli postawić w kłopotliwej sytuacji Nauczyciela z Nazaretu. Jezus wywołuje świadomość grzechu u mężczyzn, którzy ją oskarżają. A kiedy zostają już tylko we dwoje, mówi tej biednej kobiecie: „Odtąd już nie grzesz”. To wydarzenie może się powtórzyć w nieskończonej liczbie analogicznych sytuacji w każdej epoce, zwraca uwagę Jan Paweł II. Pisze: „Kobieta jest pozostawiona samotnie pod pręgierzem opinii ze »swoim grzechem«, podczas gdy za tym »jej« grzechem kryje się mężczyzna jako grzesznik, winny »grzechu cudzego«. Jednakże jego grzech zostaje zmilczany…

Ile razy kobieta zostaje samotna ze swoim macierzyństwem, gdy mężczyzna, ojciec dziecka, nie chce przyjąć odpowiedzialności?”. Postawa Chrystusa kontrastuje z zachowaniem niedojrzałych mężczyzn z tłumu. Jezus kieruje się przebaczającą miłością, ale i prawdą. Kto widzi swój grzech, ten może doświadczyć przebaczenia i zacząć od nowa. W tej scenie można odczytać ponadczasowy apel do mężczyzn. To wezwanie do odpowiedzialności, do rachunku sumienia, do pytania o to, czy kobieta nie staje się dla niego w jakikolwiek sposób „przedmiotem” użycia czy wyzysku. Moc Jezusa jest lekarstwem na wszelkie grzeszne deformacje miłości mężczyzny i kobiety.
Studnia kobiecych spraw
Na zakończenie tego krótkiego przeglądu „kobiecych” scen z Ewangelii przypatrzymy się i przysłuchamy rozmowie Jezusa z Samarytanką (J 4,1–42). Spotkali się przy studni w samo południe. Nikt o tej porze nie przychodzi po wodę. Jest zbyt gorąco. Samarytanka wybrała tę porę, bo pewnie nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Może nigdy nie zaznała akceptacji, miłości, szczęścia. Nie chciała być już więcej raniona. Jej życie nie było udane. Żyła już z szóstym mężczyzną. Jezus nie wypomina jej grzechów. Prosi o wodę, co oznacza: „potrzebuję cię, jesteś zdolna do dobra”. I powoli, od słowa do słowa, rozbudza jej duchowe pragnienia. Pomaga jej zaakceptować swoje ubóstwo i dotknąć swoich ran. Samarytanka staje się uczennicą Jezusa. Ta, która wcześniej lękała się spotkania z innymi, teraz sama idzie do sąsiadów i opowiada im Dobrą Nowinę o Jezusie.

Ileż tych „studni”, czyli tych codziennych przystanków, przy których zatrzymują się kobiety pędzące do tysięcy swoich obowiązków. Maria Magdalena pewnego dnia też szła z kobiecą posługą na cmentarz, chciała namaścić ciało ukochanego zmarłego. Spotkała Go żywego, jako pierwsza z ludzi! Jezus czeka na nas przy naszych studniach, nawet tam, gdzie po ludzku wszystko wydaje się przegrane. Poznamy Go po tym, że zawoła nas po imieniu, obdarzy pokojem, pokaże drogę. Powie: „Nie zatrzymuj mnie... Idź do moich braci, powiedz im…”.