Wniebowzięci

ks. Roman Tomaszczuk

publikacja 07.08.2009 10:03

Przez sztukę do Boga... Piekło, czyściec, niebo – ile byśmy dali, żeby spróbować ich smaku przed śmiercią. Nic straconego, wystarczy przekroczyć bramę poprawczaka.

Wniebowzięci Foto: ks. Roman Tomaszczuk

Stworzeni przez pięknego Boga i zaproszeni do raju, odkąd musieliśmy opuścić jego ścieżki, wciąż poszukujemy drogi powrotnej. Wszystko, co ma dla nas posmak piękna, staje się upragnione i robimy wiele, by to osiągnąć. Bo odkrywamy wewnętrznie, że oto mamy okazję zbliżyć się do naszej ojczyzny. Znajdujemy furtkę, przez którą możemy wchodzić do przedsionków nieba.
Jesteśmy jednak także z tego świata, dlatego, aby doświadczyć dzieła Zbawiciela, korzystamy nie tylko z możliwości umysłu i duszy, ale także zmysłów. Chcemy widzieć, słyszeć i czuć. Chcemy dotknąć raju, nieba, o którym Jezus mówi: królestwo Boże. Zresztą Bóg nas bardzo dobrze rozumie. Dlatego daje nam siebie nie w postaci duchowej, ale jedzenia: chleba i wina – żeby posmakować, pogryźć i przełknąć. Zjednoczenie dokonuje się z uszanowaniem fizyczności.

Od początku Kościół wiedział, że skoro Bóg stał się człowiekiem, skoro ma swoją twarz, to znaczy, że starotestamentalny zakaz czynienia podobizn Jahwe nie obowiązuje. Ludzkość stała się na tyle dojrzała, żeby nie pomylić Osoby z obrazem. Powstała sztuka dla Jedynego. Włączona do gestów i słów liturgii pozwoliła człowiekowi posmakować nieba. Już tutaj.

Oto nasza Góra Przemienienia. Oto jak i gdzie Bóg objawia swoją chwałę, żeby człowiek nie osłabł, ale wciąż podtrzymywał pragnienie dążenia do nieba. Przez trudy i wyrzeczenia, przez ascezę i morderczą walkę z pokusami, przez miłosierdzie i wierność. Tylko tak stajemy się wniebowzięci. To prawda, że współczesna sztuka sakralna Zachodu zgubiła swój pierwotny charakter. Dlatego najlepiej wejść do cerkwi, by przekonać się, jak piękno otwiera nas na Boga. Spojrzeć Bogu w oczy, to znaczy poddać się kolorom i gestom, symbolom i słowom. Poczuć się jak w domu, jak u siebie, bo przecież dziedzicami jesteśmy. A jeśli wyrok i kraty nie pozwalają na zbawienną wędrówkę?

Piekło
Nie wiesz, co to jest zło, dopóki znasz smak miłości. Przestajesz być kochany, zostajesz porzucony, wyrzekają się ciebie – wtedy szatan ma cię dla siebie. Tym bardziej gdy jesteś dzieckiem. Wtedy to, co robisz, jak się zachowujesz, którymi drogami chodzisz, co o sobie myślisz, jak wyobrażasz sobie miłość i szacunek staje się błądzeniem po omacku. Nawet światło wiary nie płonie dla ciebie. Jesteś sam. Jesteś w piekle.

Życie większości chłopców osadzonych w zakładzie poprawczym to historia piekła, które zgotowali im dorośli. Potem, z upływem lat, zdezorientowani, sami zaczęli niszczyć swoją godność. Co ważne, głównym motorem ich działania było niebo. Problem w tym, że nie wiedzieli, jak ono wygląda.
Szukali więc skrótów, bo drogi im nikt nie pokazał. A wtedy, gdy mogli już nią iść o własnych siłach, byli już za bardzo uwikłani w konsekwencje swoich wcześniejszych wyborów. Wyborów na rzecz tego, co niebem nazywali! Alkohol, paczka ziomali, seks, narkotyki, przemoc. To ich sposoby na zbawienie.

Naprawdę, nie da się oszukać człowieczeństwa. Jeżeli raju nie znajdujesz tam, gdzie jest on naprawdę, będziesz tracił życie swoje i innych na miraże i czcze obietnice spełnienia. Chemiczny, zwierzęcy i barbarzyński raj tych, którzy wprawdzie urodzili się kochani przez Boga, ale na pewnym etapie życia to za mało. Potrzeba czułości matki i ojca. Tylko tak zyskujemy pewność, że On jest miłością.

Uderzenie
Od siedmiu lat pracuję w świdnickim poprawczaku. Znam już trochę chłopców. I znam ich inaczej niż wychowawcy, nauczyciele, strażnicy, psycholog czy pedagog. Bo znam ich serca, które otwierają przed Bogiem. Dlatego od początku zależało mi, by miejsce, w którym głoszę im Dobra Nowinę, było inne niż wszystko, czego w życiu doświadczyli. Zło przytępia wewnętrzną wrażliwość na piękno. Nie ma co ukrywać, wychowankowie są osadzeni w poprawczaku za czyny dosłownie: kary-godne. Więc natchnął mnie Pan Bóg, by poprawczakową kaplicę zamienić na trójwymiarową ikonę. By wykorzystać język starożytnych chrześcijan do wyrażenia Boga. W zamierzchłej przeszłości ludzie byli bardziej podobni do moich podopiecznych niż współcześni. W swej bezbronności i prostocie. I tak rozpoczął się remont, który z długimi przerwami trwał do początku czerwca tego roku.

Czyściec
W pierwszym momencie wielu wchodzących do tej kaplicy jest przytłoczonych jej klimatem. Potrzebują nabrać dystansu do tego, czym żyją na co dzień. Dopiero wtedy, po chwili refleksji, odkrywają, że mają tu swoje miejsce. Że są u siebie. Czyściec poprawczakowego życia składa się z codziennie powtarzanego rytmu: pobudka, poranna toaleta, śniadanie, szkoła albo warsztaty, chwila oddechu, zajęcia resocjalizacyjne, kolacja, odrabianki, dyżury, cisza nocna. Wszystko na dzwonek, wszystko pod nadzorem, wszystko według z góry ustalonego programu. W końcu wychowankowie mieli wystarczająco dużo okazji do samowoli. Teraz muszą przyzwyczajać się do tego, że życie ma swoje reguły. Czy nam się podoba, czy nie.

Wejście do kaplicy staje się mocnym sygnałem, że jest coś innego niż czas kary. A co ważniejsze, to „inne” jest dostępne w murach zakładu. Lubię patrzeć, jak świeżak po raz pierwszy przekracza próg kaplicy. Zamurowuje go. Milknie i szeroko otwartymi oczyma próbuje odnaleźć się wśród symboli i znaków. Wystarczy, że zaufa intuicji, a wtedy da się zaprosić do dialogu. Opowieści o tym, kim jest on sam, jaki jest jego Bóg i na czym polega nadzieja, do której ma prawo.

Zbawienie
Ściany kaplicy są pomalowane w taki sposób, by do linii wzroku wszystko tonęło w brązach, które oznaczają ludzki los. Ten sam, którego historia zaczęła się wraz z zamknięciem bram Edenu, a który tak brutalnie daje znać o sobie w życiu młodych ludzi. Przed Bogiem nie można stawać bez prawdy o tym, kim się jest. Zapominanie o swojej kondycji jest fałszem, który szybko rodzi pychę. A gdy ona przychodzi na świat, Bóg staje się jedynie sługą człowieka. Niewolnikiem zdanym na łaskę i niełaskę stworzenia. Bóg przestaje być Bogiem. Zamienia się w marionetkę.

Po obwodzie pomieszczenia biegnie czerwona linia. To droga krzyżowa. Oto sposób na pokonanie ludzkiego upodlenia. Oto, co wymyślił Bóg i jak przekonuje człowieka o swojej miłości, czyli o tym, że ludzkie życie ma sens i cel. Kerygmat – to trudne słowo nie jest znane chłopcom w poprawczaku, jednak jego treść mogą wręcz zobaczyć. Wszystko powyżej krwawego mostu męki Chrystusa to niebo. Dominujący kolor kaplicy. Niebo, które nie jest puste. Dwunastu Apostołów i Maryja to reprezentanci zbawionych. To także podpowiedź, że można na nich liczyć. Że ich wiara i wierność Jezusowi mogą przynosić owoce w życiu pogubionych nastolatków.

Imiona uczniów Jezusa są przetłumaczone. Ich treść to najczęściej zapewnienie, że warto zaufać Bogu, który prowadzi, strzeże, jest wierny czy przebacza. Poza tym przed Bogiem nie jesteśmy anonimowi. Zna nas, czyli kocha i potrzebuje. Czasami jest jedynym, któremu na naszym życiu zależy. Jedynym, ale za to jakim!

Nadzieja
Ściana ołtarzowa jest bez wątpienia najważniejszym elementem całego wystroju. Nie tylko bowiem zachowuje reguły pozostałych przestrzeni, ale dodatkowo nadaje im bardzo osobowy wymiar. W centrum znajduje się ikona zstąpienia do otchłani – ona jest Dobrą Nowiną. Ikona zwycięstwa Jezusa nad śmiercią i przekleństwem. Oto triumf dobra.

Zbawiciel wydobywa z grobów Adama i Ewę – ludzkość – mnie! Przynosi ratunek. Wprowadza do nieba. Chłopcy bardzo dobrze odczytują ten znak. Każdy z nich zdaje sobie sprawę z grobu, w którym tkwi. Zna śmierć grzechu, a akta sądowe są nagrobkiem kryjącym zgniliznę ich czynów. I co? Jak z tym żyć? Spokojnie, jest nadzieja! Jak długo Bóg jest po naszej stronie; jak długo wyciąga rękę w geście ocalenia; jak długo zawierzam Mu siebie – jestem zwycięzcą.

Kaplica w poprawczaku – to tylko kolory, symbole i gesty, jednak gdy zaczyna się w niej dziać Eucharystia, wtedy wszystko staje się jasne. Prawdziwe. Realne. Okazuje się wtedy, że nawet w poprawczaku można zostać wziętym do nieba.