Budzenie powołań

Anna Burda-Szostek, ks. Marek Łuczak, Mirosław Rzepka

publikacja 29.04.2009 10:13

Mają dobrą stronę internetową, organizują dni otwarte w seminarium i przygotowują broszury czy gazetki. Nic jednak nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z klerykami na parafii.

Budzenie powołań Kleryk Michał Przybylski proponował parafianom seminaryjne wydawnictwa: miesięcznik „Nasza Myśl”, płytę ze śpiewami kleryków i tomik kleryckiej poezji. Foto: ks. Tomasz Trunk

W niedzielę Dobrego Pasterza Kościół modli się o powołania. Seminarzyści z katowickiej archidiecezji z tej okazji pojawiają się w parafiach na tzw. akcjach powołaniowych. Księża przełożeni oraz diakoni głoszą kazania, odprawiają nabożeństwa i spotykają się z młodzieżą.

Takie spotkania organizowane są kilka razy w roku. Jak mówi ks. dr Bernard Rak, odpowiedzialny za duszpasterstwo powołań, w naszym Kościele lokalnym jest ponad 5000 członków Towarzystwa Przyjaciół Seminarium. – To jest prawdziwa armia modlących się osób – opowiada. – Prawie w każdej parafii można spotkać ludzi, którzy zobowiązali się do systematycznej modlitwy w intencji seminarium. Ludzie najczęściej zapisują się do towarzystwa po mszy św. Rozdajemy im specjalne modlitewniki i materiały nt. seminarium.

Duszpasterstwo powołań nie ogranicza się jedynie do akcji kleryckich. Specjalne modlitwy organizowane są we współpracy z siostrami, które chcą się zaprezentować młodzieży żeńskiej. Punkt powołaniowy funkcjonuje podczas pielgrzymek piekarskich, a także mówi się o powołaniu na rekolekcjach oazowych czy ministranckich.

Wśród osób, które zgłaszają się do seminarium, zdecydowaną większość stanowią ministranci i aktywni uczestnicy ruchów kościelnych. Jak przekonuje ks. Rak, nie do przecenienia jest tutaj postawa księży, którzy najczęściej dzięki swojej pracy i zaangażowaniu zachęcają młodych ludzi do pozytywnej odpowiedzi na głos powołania. Prawdopodobnie to dzięki ich pracy w śląskim seminarium nie ma problemu z powołaniami. Jesteśmy w czołówce, bo pod względem ilości kleryków jesteśmy po Tarnowie na drugim miejscu, ale na pierwszy rok zgłosiło się u nas najwięcej w Polsce kandydatów.

By nie zabrakło księży
Liturgia w Parafii mariackiej była w ubiegłą niedzielę wyjątkowo uroczysta: księdzu towarzyszył diakon, w prezbiterium oprócz ministrantów znajdował się akolita a na organach grał kleryk Łukasz. W niedzielę budzenia powołań klerycy przyjeżdżają do parafii, by modlić się wspólnie z parafianami.

- Każdego roku klerycy do nas przyjeżdżają i to dla nas wyjątkowy dzień, bo modlimy się wówczas szczególnie za powołanych do kapłaństwa – mówi kościelny z parafii mariackiej w Katowicach Maciej Malorny. – Oni opowiadają nam o swoim seminaryjnym życiu i przygotowaniach do kapłaństwa. Myślę, że to wspaniałe świadectwo, które dla wielu młodych ludzi może stać się wzorem. Michał Przybylski jest na trzecim roku, nie nosi jeszcze sutanny. Pochodzi z parafii św. Herberta w Wodzisławiu Śląskim. W „akcji powołaniowej”, jak klerycy nazywają swoje wizyty w parafiach, bierze udział po raz czwarty. – Dla mnie, jako dla przyszłego księdza, spotkanie z ludźmi jest bezcenne, bo każda parafia jest inna – wyznaje. – Kto wie, może to będzie moja przyszła parafia. Świadectwo wiary tych ludzi zawsze mnie umacnia w powołaniu. Poznajemy również życie probostwa, rytm niedzieli, spotykamy kapłanów. Najistotniejsza jest wspólna modlitwa z parafianami o nowe powołania, żeby nigdy nie zabrakło księży, bo są potrzebni.

- To wielka szansa i okazja, żeby temat powołań przybliżyć parafianom – mówi ks. dr Andrzej Suchoń, proboszcz katowickiej parafii mariackiej. – Co prawda mówimy często o powołaniu do kapłaństwa czy życia zakonnego i modlimy się o powołania, ale zawsze, gdy przyjeżdżają klerycy, to zainteresowanie tym tematem rośnie. Ja sam pamiętam, jak wpatrywałem się w kleryków, którzy przyjechali do mojej parafii. Wtedy, jako ministrant, bardzo uważnie słuchałem ich opowieści o życiu seminaryjnym, o powołaniu i zacząłem się zastanawiać nad swoim. Myślę, że to jest tak, że klerycy są młodzi i ich świadectwo dla ludzi młodych jest inaczej przyjmowane niż świadectwo kapłana z wieloletnim stażem.
 

Ludzie chcą wiedzieć
Łukasz Grzywocz z parafii Trójcy Przenajświętszej w Kochłowicach również od trzech lat przygotowuje się do kapłaństwa. W akcjach powołaniowych uczestniczy, siedząc przy organach, ponieważ potrafi na nich pięknie grać. – Przed seminarium uczyłem się gry na fortepianie, a potem nauczyłem się grać na organach – mówi. – Dzięki temu mogę przyczynić się do upiększenia liturgii. W seminarium jesteśmy skupieni na formacji, tutaj natomiast możemy poznać od kuchni styl życia, który kiedyś ma być naszym stylem życia. Każdy może w praktyce się przyjrzeć ile obowiązków ma ksiądz w parafii, porozmawiać i zastanowić się, czy chce tak w przyszłości żyć.

- Każdy z nas jest inny i dlatego jego powołanie również jest indywidualne – zaznacza ks. diakon Maciej Michałek. – W czasie akcji powołaniowych, kiedy słucham kolegów, opowiadających jak trafili do seminarium, to zawsze jestem zdziwiony. W seminarium rzadko o tym rozmawiamy, natomiast w parafii ludzie chcą to wiedzieć, więc i my poznajemy się lepiej. Poznajemy też archidiecezję, konkretne parafie. W każdej z nich spotykamy zawsze jakichś ciekawych ludzi. Zdarzało się już też, że po takiej niedzieli ktoś przychodzi do seminarium, bo zrozumiał, że chce zostać księdzem.

Spróbuj, warto!
Obecność kleryków w parafii widoczna jest m.in. przez diakonów odbywających staże parafialne. W tym roku w parafii Podwyższenia Krzyża Świętego i św. Anny w Gołkowicach ponad dwumiesięczny staż odbywał diakon Marek Leszczyna pochodzący z parafii Jezusa Chrystusa Dobrego Pasterza w Chorzowie Batorym.

– Staż to możliwość zobaczenia jak wygląda duszpasterstwo z drugiej strony – mówi. – Dużo dały mi rozmowy z proboszczem parafii, jego rady, wskazówki. Nauczyłem się też, że nie można oszczędzać czasu dla drugiego człowieka. Po kilku tygodniach ludzie oswoili się z moją obecnością, pytali jak czuję się w ich parafii. Ale były także pytania o powołanie. – Ważne jest by mieć obok siebie kogoś, z kim można porozmawiać o powołaniu – mówi. – Mnie od początku wspierali rodzice, ale wiele dały mi także rozmowy z diakonem, który był w mojej rodzinnej parafii właśnie na stażu. Ważna jest stała modlitwa i trwanie w jakiejś wspólnocie, ruchu religijnym. Oczywiście, zastanawiałem się czy kapłaństwo jest moją drogą życiową. Ale diakon powiedział mi: „spróbuj, warto”. Dziś wiem, że dobrze wybrałem.

Kapłańskie braterstwo
O to jak rodziło się powołanie, jak wygląda życie w seminarium często pytali na przykład ministranci, którymi w czasie stażu opiekował się diakon Marek. Zajmował się także pracą ze scholą, grupą młodzieży, przygotowywał Triduum Paschalne, rekolekcje dla gimnazjalistów. Głosił kazania, udzielał Komunii św.

– Bardzo cieszyłem się także z tego, że mogłem tu ochrzcić dziecko – mówi. – Ogromną radość sprawia mi również, gdy mogę błogosławić wiernych Najświętszym Sakramentem. Diakon Marek wspomina chwilę, kiedy po raz pierwszy udzielał Komunii św. – Było to w hospicjum im. Jana Pawła II w Katowicach – mówi. – Wybrałem to miejsce nieprzypadkowo. Chciałem udzielać Komunii osobom umierającym. Dla mnie, podobnie jak i dla nich było to ogromne przeżycie.

Jak zauważa, najtrudniejszą sprawą podczas stażu diakonackiego jest takie zorganizowanie sobie czasu, by starczyło go na wszystko – na przygotowanie się do Mszy, modlitwę brewiarzową, na chwilę modlitewnego czuwania. – W seminarium wszystko jest zaplanowane, uporządkowane. Tu trzeba samemu nauczyć się dobrze gospodarować czasem. W czasie swej posługi w parafii diakon Marek Leszczyna przeżywał bardzo trudne chwile, zmarł bowiem jego brat. – Wtedy szczególnie odczułem znaczenie kapłańskiego braterstwa. Proboszcz, koledzy seminaryjni, księża i parafianie wspierali mnie modlitwą. Modlili się za mojego brata i całą rodzinę. Było to bardzo budujące i pozwalało przeżyć ten trudny czas – wspomina.