Grzech bez szans

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 18.02.2007 08:25

Słowa o „odpuszczeniu grzechów” pojawiają się w wyznaniu wiary tuż po słowach o Duchu Świętym i Kościele. To nie przypadek.

Zmartwychwstały Chrystus mówi do Apostołów: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,22–23). To jest sedno. Chrystus pojednał świat z Bogiem przez krzyż i zmartwychwstanie. Raz na zawsze. Ale tego pojednania potrzebuje osobiście każdy z nas, grzesznych. Dlatego Duch Święty „rozdziela” przebaczenie grzechów między poszczególnych ludzi. Czyni to przez pośrednictwo Kościoła: przez Słowo Dobrej Nowiny, przez sakramenty, przez posługę kapłanów.

Kiedy mowa o przebaczeniu grzechów, myślimy od razu o sakramencie pokuty. A to nie całkiem tak. Przytoczone słowa z Ewangelii św. Jana odnoszą się w pierwszym rzędzie do chrztu! To „chrzest jest pierwszym i podstawowym sakramentem przebaczenia grzechów”, jak czytamy w katechizmie (KKK 985). W Credo (nicejsko-konstantynopolitańskim) powtarzamy co niedziela: „wyznaję jeden CHRZEST na odpuszczenie grzechów”. Sakrament pokuty jest w istocie odzyskaniem utraconej chrzcielnej łaski, jest powrotem do czystości serca obmytego wodami chrztu.

Druga deska ratunku
Aby wyjaśnić sprawę, trzeba wrócić na chwilę do historii Kościoła. W Nowym Testamencie czytamy, że chrzest powinien łączyć się z radykalną zmianą życia. Od kandydata do chrztu wymagano dwóch rzeczy: nawrócenia oraz wyznania wiary. W dzień zesłania Ducha Świętego św. Piotr skończył swoją mowę wezwaniem: „Nawróćcie się i niech każdy z was przyjmie chrzest w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie waszych grzechów” (Dz 2,38). Chrzest był więc przypieczętowaniem decyzji zerwania z grzechem i woli rozpoczęcia nowego życia z Chrystusem w Kościele.

Pamiętać należy, że chrztu udzielano wtedy ludziom dorosłym. Wymóg zerwania z grzesznym stylem życia przed przyjęciem chrztu traktowano bardzo poważnie. Podczas katechumenatu, czyli okresu przygotowania do chrztu, kandydaci mieli obowiązek nie tylko poznać prawdy wiary. Był to dla nich czas intensywnej pokuty, w którym mieli odnowić się moralnie, zerwać z grzechem i uporządkować swoje życie zgodnie z wymogami Ewangelii. Kościół pierwszych wieków uczył, że po chrzcie człowiek nie powinien już popełnić grzechu ciężkiego, czyli takiego, który by zrywał więź z Chrystusem.

Życie pokazało, że takie podejście było zbyt radykalne. Wielu ochrzczonych upadało. W tej sytuacji Kościół uznał, że możliwa jest pokuta po chrzcie celem odzyskanie łaski. Tak ukształtował się sakrament pokuty. Nazywano go „drugą deską ratunku, po rozbiciu, jakim jest utrata łaski”. Początkowo pokuta miała charakter publiczny i była bardzo surowa. Aż do VI wieku przeważał pogląd, że pokuta po chrzcie jest możliwa tylko raz. Posługiwano się tu analogią do chrztu, którego udziela się tylko raz. Około VII wieku mnisi iroszkoccy rozpowszechnili zwyczaj spowiedzi osobistej przed kapłanem. Ta praktyka ukształtowała drogę do regularnego i częstego przystępowania do sakramentu pokuty. Jest to zasadnicza forma pokuty, którą Kościół praktykuje do dziś. Na przemianę rozumienia sakramentu pokuty wpłynęło i to, że z biegiem czasu powszechnym zwyczajem stał się chrzest dzieci. Kto został ochrzczony jako dziecko, spotykał się z grzechem po raz pierwszy już tylko jako chrześcijanin. Dlatego praktycznie sakramentem nawrócenia stała się spowiedź.

Co z tego wynika dla nas?
Warto żyć na co dzień swoim chrztem. Ten pierwszy sakrament jest bowiem nie tylko początkiem bycia chrześcijaninem, ale również wezwaniem, by STAWAĆ SIĘ chrześcijaninem. Chrzest jest początkiem duchowej przygody, źródłem, wezwaniem do wyruszenia w drogę. Przyjęty chrzest stale wzywa człowieka do walki z pokusą, słabością, grzechem i zaprasza go do duchowego rozwoju. Ojcowie Kościoła nazywali pokutę „mozolnym chrztem”. Pięknie (i poprawnie teologicznie!) pisał też Marcin Luter: „Chrześcijańskie życie nie jest niczym innym jak codziennym chrztem raz rozpoczętym i ciągle trwającym”.

Oczywiście teologia chrztu jest o wiele bogatsza. Chodzi w tym miejscu tylko o przypomnienie, że jest to sakrament nawrócenia. Szansą dla ochrzczonych, którzy popadają w grzech, jest sakrament pokuty. To jest sakrament dla grzeszników w Kościele! Przede wszystkim dla tych, którzy popełnili grzech ciężki i w ten sposób utracili łaskę chrztu i osłabili całą wspólnotę Kościoła. Do autentycznego pojednania z Bogiem konieczne jest wpierw nawrócenie serca, pokuta wewnętrzna. Bez niej czyny pokutne pozostają bezowocne i kłamliwe.

Przez sakrament pokuty człowiek dostępuje pojednania z Bogiem i z całym Kościołem, a także z sobą samym. Przykazanie kościelne mówi, że trzeba spowiadać się przynajmniej raz w roku. Ten nakaz wynika z pewnego realizmu. Człowiek jest słaby, upada, wymaga wciąż łaski przebaczenia. Wiele osób praktykuje regularną spowiedź, nawet jeśli nie popełniły grzechu ciężkiego. To dobra droga. Byłoby jednak źle, gdyby spowiedź stała się rutyną praktykowaną dla uspokojenia sumienia, bez głębszego przejęcia się wezwaniem: „idź i nie grzesz więcej!”. Dniem pokutnym jest każdy piątek roku, zaś czasem pokutnym jest okres Wielkiego Postu. Liturgia tego czasu nawiązuje do sakramentu chrztu świętego.

Przebaczenie grzechów w Kościele to nie tylko chrzest i spowiedź. Są jeszcze inne drogi: Eucharystia, którą zaczynamy od aktu pokuty (moja wina!), namaszczenie chorych (kiedy chory nie potrafi się już wyspowiadać), osobisty codzienny rachunek sumienia połączony z żalem za grzechy, kierownictwo duchowe, wzajemne ludzkie przebaczanie. Oczywiście jeżeli człowiek popełni grzech ciężki, to zwyczajną drogą pojednania z Bogiem i Kościołem jest indywidualna spowiedź. Cały Kościół jest ze swej istoty miejscem przebaczenia – „przestrzenią”, w której spełnia się wciąż na nowo przypowieść o synu marnotrawnym: zagubieni wracają do domu, słyszą słowa rozgrzeszenia, odnajdują pokój w ramionach miłosiernego Ojca.