Bóg nie jest zapchajdziurą

Rozmowa z ks. Stanisławem Wszołkiem

publikacja 05.01.2007 19:01

O Bogu Stworzycielu, ewolucji, naukowej fikcji i poetyckiej prawdzie z ks. Stanisławem Wszołkiem, dziekanem Wydziału Filozoficznego PAT w Krakowie, rozmawia Andrzej Turek.

Andrzej Turek: Co współczesna nauka mówi o pochodzenia świata?
Ks. Stanisław Wszołek: – Najwięcej uczonych opowiada się za tzw. teorią Wielkiego Wybuchu. Głosi ona, że żyjemy w rozszerzającym się, ewoluującym wszechświecie, którego „początki” oddalone są o około 14 miliardów lat…

Biblia mówi, że Bóg stworzył świat, a nauka, że wziął się z wybuchu. Kto ma rację?
– Pytanie jest niefortunne.

To znaczy?
– Zakłada się w nim, że „racja” jest tylko po jednej stronie…

A nie jest?
– Nie. Wprawdzie i nauki przyrodnicze, i Biblia mówią o tym samym świecie, lecz mówią inaczej. Nauka bada świat za pomocą właściwej sobie metody, w której dużą rolę odgrywają czynniki eksperymentalno-mierzalne. Mówiąc obrazowo, jej istota polega na tym, że nauka wyjaśnia świat tylko i wyłącznie za pomocą świata. Metoda empiryczna wiąże nauki z tzw. materialnym światem, bo tylko taki może się poddać rygorom badawczym. Religia zaś to zupełnie inny porządek poznawczy. Mamy w niej do czynienia z jakościowo odmiennym wyjaśnieniem świata, w którym wychodzimy poza materialną rzeczywistość. Chodzi tu o ostateczne wyjaśnienie sensu świata, o jego „usprawiedliwienie”, to znaczy o całkowite wytłumaczenie, dlaczego jest i dlaczego jest taki, jaki jest. Tym nauka się nie zajmuje.

Czyli naukowiec zakłada, że Bóg nie istnieje?
– Naukowiec nie może niczego uzasadniać Panem Bogiem. Gdyby to robił, przestałby być naukowcem. W przeszłości istniały podobne próby. Uczeni i filozofowie czegoś nie potrafili wyjaśnić i wprowadzali Pana Boga do systemu. Bóg spełniał rolę „zapychacza dziur” w naszej wiedzy. Oto nie potrafimy wytłumaczyć jakiegoś zjawiska, więc wskazujemy na działanie Boga; w ten sposób mamy „naukowy” dowód na Jego istnienie. W rzeczywistości taki dowód obracał się przeciw wierze. Kiedy z biegiem czasu uczeni byli już w stanie wytłumaczyć kolejny skrawek niewytłumaczalnego, czyli gdy dziurę w wiedzy o świecie „zapchali” samym światem – „naukowy” dowód istnienia Boga rozsypywał się w proch. Gdyby ktoś na takim „dowodzie” budował swoją wiarę, to i ona mogłaby legnąć w gruzach. Czysta, tj. świadoma swoich granic nauka, zarówno dla dobra wiedzy, jak i wiary, pozostaje całkowicie neutralna wobec religii. To dlaczego jest sporo zdeklarowanych naukowców ateistów?
– Wśród naukowców są zarówno ludzie wierzący, jak i ateiści. Nauka nie jest w stanie udowodnić nieistnienia Boga, więc ateizm jest swego rodzaju wiarą. Wiara w nieistnienie Boga może brać się z fascynacji metodą naukową. Badacz, widząc jak skuteczna okazuje się metoda empiryczna, skupiona wyłącznie na tym, co naturalne, uznaje, że tylko to naturalne-materialne może istnieć.

Blisko 64 procent katolików przychyla się do opinii, że trudno pogodzić wiarę i rozum. Skąd takie przekonanie?
– Ani nauka, ani religia nie dają podstaw do takich sądów. Ich pożywką mogą być ideologie wyrosłe na bazie nauki czy wiary. W praktyce i nauki przyrodnicze, i religia nie prezentują się w „czystej” postaci, lecz tak, jak są rozumiane, czy interpretowane. W obszarze interpretacji łatwo o dwa skrajne stanowiska.

To scjentyzm (materializm naukowy) z jednej strony, a z drugiej fundamentalizm religijny. Scjentysta rozumuje tak: ponieważ przedmiotem badania naukowego może być tylko świat materialny, więc istnieje tylko świat materialny. Ale takie twierdzenie nie jest już nauką, lecz wyrażeniem światopoglądu. Z faktu, że badamy tylko materialną rzeczywistość, nie wolno wnioskować, że rzeczywistość pozamaterialna nie istnieje.

Analogicznego nadużycia można się dopatrzeć po stronie „religijnej”. Część ludzi wierzących, tzw. kreacjoniści naukowi, twierdzi, że biblijny opis stworzenia świata należy rozumieć dosłownie. Bóg stworzył świat zgodnie z opisem Księgi Rodzaju, a wszelkie twierdzenia naukowe, próbujące wyjaśnić pochodzenie świata, są błędem, podstępem itd.

Tymczasem już św. Augustyn przestrzegał przed takim myśleniem. Uczył on, że Biblia jest zawsze nośnikiem prawdy, ale jest to prawda odnosząca się do naszego zbawienia, a niekoniecznie mówiąca o konstrukcji widzialnej rzeczywistości; i w sytuacji kiedy dosłowne odczytanie Biblii nie jest zgodne z tym, co wiemy skądinąd – np. z nauk przyrodniczych – należy poszukać innego, duchowego znaczenia Pisma.

Czyli nie zachodzi żadna sprzeczność między nauką a wiarą?
– Sprzeczności nie ma, choć istnieje pewne napięcie.
Skąd się ono bierze?
– Żyjemy w świecie, w którym działanie Boga jest ukryte, zwłaszcza dla tych, którzy Go nie szukają. O Bogu, który nie istnieje tak jak przedmioty tego świata, nie jest łatwo mówić. Pismo Święte mówi językiem, który jest dość „niewiarygodny” dla konsumenta nauki i jej pochodnej– techniki. Język religijny jest poetycki, metaforyczny; biblijny opis stworzenia świata to wielki poemat. Przesłanie przekazane w ten sposób traktowane jest przez współczesnych ludzi jak bajka, fikcja, a więc nieprawda. Ludziom wydaje się, że tylko nauka, operująca mierzalnymi faktami i dosłownym językiem, wypowiada twierdzenia prawdziwe. Religijną wrażliwość zawęża też uwiąd poetyckiej wyobraźni. Paradoksalnie, zwrócenie uwagi na to, co nauki mówią o świecie, mogłoby być korzystne dla wiary. Uświadomienie sobie, że cały ten imponujący proces ewoluującego wszechświata może być „scenariuszem stworzenia”, pisanym przez Stwórcę, byłoby pewnie dla wielu ludzi odkrywcze.

Jedną z popularnych dziś hipotez naukowych jest teoria ewolucji. Wierzący nie patrzą na nią zbyt przychylnym wzrokiem...
– Sprawa ewolucji rodzi u wierzących niepokój, bo teoria ewolucji jest przedstawiana jako alternatywa dla stworzenia: albo Bóg, albo ewolucja. To jest błędne. Bóg, w którego wierzymy, może być Bogiem ewolucji. Kto twierdzi inaczej z teologicznych pobudek, ten nakłada na Bożą wszechmoc ograniczenia. Taka postawa byłaby przejawem arogancji godzącej w samego Stwórcę. To tak, jakbym twierdził: Bóg nie posłużył się prawami ewolucji, ponieważ… ja sobie nie wyobrażam, żeby tak mogło być! Teoria ewolucji, jak każda naukowa teoria, jest przypuszczeniem, które jeszcze nieraz ulegnie rewizjom. Ale to nie jest powód, aby ją odrzucać z pobudek religijnych.

Czyli ewolucja nie zagraża wierze?
– Biologiczna teoria ewolucji wpisuje się dobrze w cały scenariusz ewoluującego wszechświata, który znamy ze współczesnej fizyki i kosmologii. Jest to naukowy obraz świata, którego nie możemy jako wierzący zignorować.
Wydaje mi się, że ludzie tworzą sobie tyle problemów na styku wiara – wiedza dlatego, że nie dopuszczają myśli, że Bóg może działać przez to, co naturalne. Tutaj objawia się pozytywna rola nauki, która może oczyszczać naszą religijną wyobraźnię. Poza tym nauka objawia tajemnicze bogactwo i wewnętrzną racjonalność wszechświata, a to pośrednio może wskazywać na wielkość Stwórcy..

Po co Bóg stworzył człowieka i wszechświat?
– Katechizm powiada: „Dla swojej chwały”. Rozumiemy to tak, że Bóg, sam będąc miłością, stworzył świat i człowieka dla miłości. Akt stwórczy jest zaproszeniem do kontynuacji dzieła tworzenia, do miłości, którą jest sam Bóg. Odkrywanie tej prawdy domaga się całej potęgi wiary.