publikacja 09.04.2009 07:03
Każdego roku coraz mniej młodych ludzi staje przed biskupem, aby przyjąć bierzmowanie. Nie czują potrzeby, nie dojrzeli do tej decyzji czy powodem jest zwykłe lenistwo?
Foto: Krzysztof Kusz
Bierzmowanie określane jest jako dopełnienie chrztu, chrześcijańskie wtajemniczenie, ale także jako... pożegnanie młodzieży z Kościołem! – Bo później wielu z nich w kościele już nie widać. Kolejny raz przyjdą na swój ślub – wyjaśnia jeden z proboszczów. W ubiegłym roku w parafii Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła w Gliwicach-Sikorniku bierzmowanych było 37 osób, trzy lata wcześniej przygotowanie rozpoczęło 60 uczniów.
– Oczywiście niektórzy mogli się wyprowadzić czy przystąpić do bierzmowania w innych parafiach, ale i tak wielu po prostu rezygnuje z przyjęcia tego sakramentu – mówi ks. Michał Klementowicz, wikariusz. Z obserwacji księży wynika, że w niektórych parafiach nawet 40 procent tych, którzy rozpoczęli przygotowanie do bierzmowania, z różnych powodów gdzieś się po drodze wykrusza. – Ale Kościół nigdy nie był masowy. Zawsze wolna decyzja człowieka jest tu decydująca. Skoro Bóg szanuje wolność człowieka, to czyni tak również Kościół. Nigdzie nie jest powiedziane, że każdy musi być bierzmowany – wyjaśnia bp Gerard Kusz. – Jeśli ktoś nie chce, nie musi tego sakramentu przyjmować w klasie gimnazjalnej. Może to zrobić później, jeśli wyrazi taką wolę, albo wcale, jeśli taka jest jego decyzja.
Za duże wymagania?
Młodzi do bierzmowania przygotowują się zwykle trzy lata, choć w różnych parafiach różnie to wygląda. Zwykle jest to rok, ale uczniowie i tak narzekają, że za długo. W parafii NMP Matki Kościoła w Gliwicach-Sikorniku w pierwszym roku gimnazjaliści uczestniczą raz w miesiącu w specjalnych Mszach, kolejne dwa lata to spotkania w małych grupach. – Grupy, zwykle do dziesięciu uczniów, prowadzą animatorzy z oazy i Odnowy w Duchu Świętym. To pozwala na lepsze i ciekawsze przygotowanie – wyjaśnia ks. Michał Klementowicz. Jak twierdzi, do bierzmowania dopuszczani są wszyscy, którzy wykażą minimum dobrej woli, zdobędą odpowiednią wiedzę i uczestniczą w przygotowaniach. Stawiane wymagania nie są wygórowane. – Jednak dla sporej grupy młodzieży to i tak nie do przeskoczenia, dlatego rezygnują – nie kryje rozczarowania ks. Klementowicz.
Gosi nie podoba się sprawdzanie obecności na Mszach i nabożeństwach. – Przecież mamy chodzić na nie i wierzyć dla siebie, nie dla podpisu. To przymus, z powodu którego wielu nie chce być bierzmowanym – mówi. Wielu młodych i tak tego zbierania podpisów nie traktuje poważnie. – Jako rodzic zauważyłam, że młodzież po otrzymaniu podpisu zaraz ucieka z kościoła, a gdy podpisy są po Mszy, przychodzą tuż przed jej zakończeniem. To trochę jak zabawa w kotka i myszkę, kto kogo przechytrzy – mówi Bogusława, matka dwójki dzieci.
Również bp Gerard Kusz jest sceptyczny, gdy chodzi o zbieranie przez młodzież podpisów z udziału w Mszach czy nabożeństwach. – Nie ma ani jednego dokumentu Kościoła, który zalecałby taką praktykę. Wymuszanie obecności przez podpisy jest chybioną metodą duszpasterską – przekonuje gliwicki biskup pomocniczy. – Jeśli ktoś nie zechce przyjść do kościoła z wewnętrznej potrzeby, to „zmuszanie” podpisem nie jest skutecznym sposobem prowadzenia młodego człowieka do Boga, a wręcz przeciwnie, efekt może być dokładnie odwrotny od zamierzonego. Nacisk należy położyć na to, aby udział we Mszy wynikał z dojrzałej wiary, a nie „kartkowego” przymusu.
Kwestia wieku, w opinii bp Gerarda Kusza, nie jest najważniejsza. – Już św. Tomasz z Akwinu powiedział, że na drodze wiary wiek nie odgrywa tak zasadniczej roli, jaką czasem mu przypisujemy (Summa teologiczna III,72,8,ad2, por. także KKK 1308). Nie ma więc uzasadnienia, aby bierzmowanie czy pierwszą Komunię przesuwać na późniejsze lata. Dojrzałość w wierze to nie kwestia wieku, ale jej przeżycia i doświadczenia. Czasem nawet u dorosłych wiara jest płytka i powierzchowna – mówi bp Kusz. – Te sakramenty są przyjmowane w odpowiednim czasie, kiedy można zrozumieć ich istotę i przez dobre przygotowanie przyjąć je świadomie i owocnie.
Decyzję o bierzmowaniu w trzeciej klasie gimnazjum oraz o trzyletnim przygotowaniu podjęła Konferencja Episkopatu Polski. – Ważne jest, aby przygotowanie przyparafialne nie było powtórką szkolnej katechezy. Te zajęcia powinny być urozmaicone i na tyle atrakcyjne, by młodzi będą chętnie w nich uczestniczyli – mówi bp Gerard Kusz. – Jeśli sprowadzają się do kolejnej katechezy albo prowadzone są w nudny sposób, to nie dziwi fakt, że młodzież w nich uczestniczy niechętnie.
W opinii bp. Kusza trzyletnie przygotowanie to szansa zarówno dla młodzieży, jak i katechety: – Ten czas może być doskonałą okazją do dialogu, dyskusji, rozmowy, spotkań z ciekawymi ludźmi, itp. Sprowadzenie przyparafialnych spotkań do kolejnej lekcji religii jest uproszczeniem i pójściem na skróty.
Ja ciągle szukam
Darek do bierzmowania przygotowuje się świadomie. – Wiem, czym jest ten sakrament i cieszę się na dzień bierzmowania – mówi szczerze. Ma kolegów, którzy bierzmowani nie będą. – To ich decyzja. Nie wiem, na ile świadoma, a ile w tym jest zwykłej przekory czy młodzieńczej głupoty – zastanawia się. W klasie Andrzeja do bierzmowania nie przystąpi połowa uczniów. On sam już wybrał sobie trzecie imię - Paweł. – Mamy rok św. Pawła, stąd moja decyzja. Inni albo nie wierzą w Boga, albo ich to nie interesuje – mówi o kolegach i koleżankach, którzy do bierzmowania nie przystąpią. Jak choćby Michał, który deklaruje się jako niewierzący, chociaż chodzi na katechezę. – Nie wierzę od dwóch lat. Dlaczego? Bo Boga nie widziałem – odpowiada z młodzieńczą zaczepnością, ale dodaje: – Chodzę na katechezy, szukam, chcę dowiedzieć się, czy On naprawdę istnieje.
Krzysztof Mączyński jest katechetą od dziewięciu lat, uczy w gimnazjum. Potwierdza, że mimo jego pracy i wielu księży, każdego roku coraz mniej młodych jest zainteresowanych bierzmowaniem. – Zastanawia mnie fakt, że przyjmują to jako coś zupełnie normalnego. Kiedyś nie być bierzmowanym stanowiło ujmę czy wstyd. Dziś jest okazją do jawnej kontestacji wiary i nauczania Kościoła, czasem nawet powodem do dumy – mówi K. Mączyński.
Ewa za kilka dni przyjmie bierzmowanie. – To mój wybór, podjęty nie ze względu na klasę czy rodziców. Czuję, że to moja pierwsza, w pełni świadoma decyzja, odnośnie wiary – mówi. Zna kolegów i koleżanki, którzy nie przystąpią do bierzmowania. – Wiem, że za taką decyzją kryje się wiele powodów, sama nie wiem, czy do końca przemyślanych.
Każdego roku przez kilkanaście tygodni biskupi przemierzają diecezję, wizytując parafie i bierzmując. Tysiące młodych ludzi – bardziej lub mniej świadomie – przyjmuje namaszczenie świętym olejem. Tajemnicą jest to, co dzieje się w środku człowieka. Dla jednych będzie to początek dojrzałej wiary, dla innych pożegnanie z nią. Jednak działanie Boga wymyka się ludzkiej logice. To jak z ziarnem, które czasem pada na skałę i umiera. Ale pozornie, by zakiełkować po wielu latach.