Siła dziennikarskiego spokoju - Bogdan Rymanowski

Piotr Legutko

publikacja 03.10.2003 14:11

Choć prawie codziennie występuje w telewizji, nie jest bohaterem plotkarskich czasopism. Może dlatego, że zmienia miejsca pracy, natomiast od 11 lat ma tę samą żonę, i w dodatku trójkę dzieci.



Nie dostaje „Fryderyków” za łatwą popularność, natomiast politycy honorują go za profesjonalizm („Złota Akredytacja do Sejmu”). Bogdan Rymanowski - to dla wielu kolegów po fachu wzorzec dziennikarstwa radiowego i telewizyjnego.

Bez kombatanctwa

Zaczynał od radia publicznego w rodzinnym Krakowie. Potem trafił do stacji RMF FM, gdzie pracował jako reporter i czytał serwisy. Bardzo szybko jednak zorientowano się, że Rymanowski najlepiej sprawdza się w bezpośrednim zwarciu z rozmówcą, i w tej roli stał się jedną z wizytówek radia RMF.
W stacji, uchodzącej za bardzo liberalną, traktowano go trochę jak odmieńca ze względu na konserwatywne poglądy, których nie ukrywał. Oczywiście poza anteną. W trakcie prowadzonych wywiadów nie sprzeniewierzał się zasadzie bezstronności i wszystkich rozmówców traktował jednakowo. Bez agresji, z kulturą, ale dociekliwie. I taki pozostał do dziś. Z zasady nie podnosi głosu, za to celnie zadanym pytaniem potrafi wyprowadzić z równowagi polityka. To właśnie jest to „coś”, co dziennikarze nazywają „stylem Rymanowskiego”.

Telewizyjna widownia poznała go w „Pulsie dnia”, flagowym programie TVP z czasów prezesury Wiesława Walendziaka. Rymanowskiego zaliczono w poczet „pampersów”, czyli młodych, prawicowych dziennikarzy, próbujących zmieniać telewizję publiczną. Rozstanie z „Pulsem dnia”, gdzie rządzących traktowano bez taryfy ulgowej, stało się nieuniknione, gdy prezesem TVP został Ryszard Miazek (PSL). Ale Rymanowski nie uważa się za kombatanta. Nie chce także mówić o konfliktach i oceniać swoich pracodawców. - To mało męskie i nielojalne - wyjaśnia.

Przygoda z „Wydarzeniami”

Powrócił na ekran wraz ze startem TVN, prowadząc na zmianę z Moniką Olejnik „Kropkę nad i”. Podobno właściciel stacji Mariusz Walter mawiał wówczas: „Monika jest lewicowa, Bogdan prawicowy, będziemy mieć więc równowagę”. Ale para prowadzących różniła się nie tylko prywatnymi poglądami. Rymanowski był mniej emocjonalny, trzymał rozmówców na dystans, choć dbał o to, by to oni byli na pierwszym planie. Olejnik - przeciwnie - często spierała się (lub przekomarzała) z zaprzyjaźnionymi politykami i pilnowała, by to ona stawiała tytułową „kropkę nad i”.

Ten duet nie pracował wspólnie długo. Zmieniła się strategia stacji. Równocześnie rozpoczęto pracę nad profesjonalnym kanałem informacyjnym, jakby stworzonym dla Bogdana Rymanowskiego.
Ale zanim błysnął w TVN 24, przez kilka lat prowadził poranne rozmowy w Radiu Plus, pracując jednocześnie nad koncepcją i budową zespołu młodych dziennikarzy dla programu informacyjnego w powstającej Telewizji Familijnej (Puls). Ta przygoda nie trwała, niestety, długo, zaledwie pół roku, bo też i cały projekt, z różnych przyczyn, zakończył się porażką. Stworzone przez Rymanowskiego „Wydarzenia” uznawane są jednak - obok „Studia otwartego ” - za najcenniejszy wkład TV Puls w rozwój polskiego dziennikarstwa telewizyjnego.

Więcej na następnej stronie


Nowa jakość

- Moim zdaniem Tomasz Lis i Bogdan Rymanowski to ludzie, którzy wprowadzili nową jakość do polskich programów informacyjnych - ocenia Dariusz Bohatkiewicz, kiedyś w Plusie i Pulsie, dziś w TVP. - Lis ożywił „Fakty” przez wejścia „na żywo” reporterów, Rymanowski pokazał, że można redagować „Wydarzenia” bez epatowania krwią na ekranie. Ucząc nas, jak pokazywać ludzkie dramaty, uczulał, by szanować intymność cierpienia.

Sam Rymanowski podchodzi z dystansem do opinii o swoim nowatorstwie, nazywa to raczej pilnowaniem pewnych standardów dziennikarskich. - Każdy operator i dziennikarz telewizyjny ma obowiązek na miejscu dramatu rejestrować wszystko, co widzi. Osobną kwestią jest to, co można potem widzowi pokazać - twierdzi. Kiedy emitujemy materiał bezpośrednio z miejsca akcji, nie ma czasu na selekcję zdjęć. Nie da się wtedy uniknąć drastyczności. Gdy dziennikarz ma możliwość wyboru, musi decydować zgodnie ze swoim sumieniem, a tego nie można nauczyć. Sprawy szacunku dla sacrum, jakim jest śmierć, dla mnie zawsze były ważne.

Profesjonalista

Koledzy mówią o Rymanowskim, że ma niezwykłą zdolność skupiania się na pracy w ekstremalnych warunkach. Być może wynika to z faktu, że przez wiele lat pracował „w drodze”, nieustannie podróżując między Krakowem, a Warszawą. Jednego dnia audycja w radiu RMF, nazajutrz rozmowa w TVN. „Szkoła przetrwania”, trenowana przez kilka lat, okazała się bardzo przydatna w TV Puls. Nie mając środków, korespondentów, wielkich możliwości technicznych, przyszło Rymanowskiemu zmierzyć się z prawdziwym dziennikarskim wyzwaniem, jakim był dramat 11 września 2001 roku. W zgodnej opinii obserwatorów specjalne wydania „Wydarzeń” były wówczas redagowane dużo profesjonalniej niż dysponujące ogromnym medialnym potencjałem „Wiadomości” TVP.

Praca w informacji - ze względu na nieustanny stres - nie jest wskazana dla ludzi wrażliwych i kulturalnych. Koledzy z „Wydarzeń” upierają się, że Rymanowski jest wyjątkiem. - Był siłą spokoju, oparciem dla innych. Nie tracił zimnej krwi i poczucia humoru - wspomina swego szefa Dariusz Bohatkiewicz.

Dziennikarską wizytówkę Rymanowskiego warto uzupełnić o wątek prasowy. Przez dwa lata w tygodniku „Nowe Państwo” ukazywał się cykl „Na linii ognia”, w którego ramach - wraz z Pawłem Siennickim - Rymanowski „rozstrzeliwał” polityków różnych opcji.

Jaka jest tajemnica sukcesu Rymanowskiego? - To człowiek doskonale zorganizowany. U niego praca zawsze jest na pierwszym miejscu... zaraz po rodzinie - mawiają jego współpracownicy. A sam Rymanowski przyznaje: - Najważniejsza jest żona Monika, córki Ola i Julia oraz 2-letni Karol. Nie wyobrażam sobie bez nich mojego życia.