Gorliwa misjonarka - bł. Bolesława Lament

S. Joanna Mieczysława Babińska

publikacja 22.01.2010 15:49

Bolesława Maria Lament urodziła się 3 lipca 1862 roku w Łowiczu w rodzinie rzemieślniczej jako pierwsza z ośmiorga dzieci Marcina Lament i Łucji z domu Cyganowskiej.

Gorliwa misjonarka - bł. Bolesława Lament Zkoty / CC-SA 4.0 Bł. Bolesława Lament. Obraz beatyfikacyjny i jego autor Zbigniew Kotyłło Zdjecie z Mszy beatyfikacyjnej w Białymstoku z udziałem Jana Pawła

W dziedzictwie psychofizycznym Bolesława otrzymała od swoich rodziców dobroć serca po matce, a surowość po ojcu. Te cechy pozwolą jej wyrosnąć na mężną niewiastę, zdolną do podjęcia idei ekumenicznych, obrony wiary i polskości w warunkach zupełnej negacji tego, co polskie i katolickie.

Z natury władcza, niejednokrotnie narzucała swą wolę rodzeństwu, które - jako najstarsza - pomagała matce wychowywać. Otaczana przez rodziców szczególną troskliwością z powodu wątłego zdrowia, potrafiła odwzajemnić ich miłość, wydobywając ze skarbca swojego serca nieocenione perły szlachetności. Wzorowa postawa wobec najbliższych, była wynikiem jej pracy nad sobą, przełamywania swojej woli z miłości ku Bogu i znajdowała wyraz w posłuszeństwie i uległości.

Dziedzictwo wyniesione z rodzinnego domu wzbogaciła o własne rozumienie świata, o gorący patriotyzm i zdrową religijność. Dlatego nie zagubiła się w obcym, a nawet wrogim katolicyzmowi i polskości środowisku rosyjskiego progimnazjum w Łowiczu, w którym z konieczności musiała się uczyć. Nie ominęły jej tam trudności w zdobywaniu wiedzy, ani też ostro rysujące się problemy religijne i narodowościowe. Doświadczyła na sobie skutków ucisku ze strony władz rosyjskich ze względu na swoje przekonania religijne i przynależność narodową. Problemy te rozwiązywała w świetle zasad wiary katolickiej. Progimnazjum ukończyła ze złotym medalem. Na życzenie rodziców zdobyła jeszcze w Warszawie dyplom krawiecki i założyła w Łowiczu własny zakład, wykazując przy tym duże zdolności organizacyjne, inicjatywę i przedsiębiorczość.

Wolę Bożą co do swego powołania zakonnego rozpoznała Bolesława na rekolekcjach zamkniętych. Mając 22 lata, wstąpiła do organizującego się w konspiracji Zgromadzenia Rodziny Maryi. Była gorliwą zakonnicą, odznaczała się darem modlitwy, skupienia, powagą i wiernością w wypełnianiu swoich obowiązków. Pracowała na różnych placówkach zgromadzenia: w Warszawie, Petersburgu, Odessie, Iłłukszcie i Symferopolu na Krymie, pełniąc funkcje wychowawczyni i nauczycielki w szkołach podstawowych. Jednak przed złożeniem profesji wieczystej, odczuwając niepewność co do kierunku swojej drogi życiowej i za radą spowiednika powróciła do domu rodzinnego w Łowiczu. Po śmierci ojca z całą rodziną przeniosła się do Warszawy, gdzie poświęciła się pracy społecznej - objęła kierownictwo domu noclegowego na Pradze, oddając się całkowicie na usługi ludziom bezdomnym, troszcząc się nie tylko o ich zabezpieczenie materialne, ale i o ich odnowę moralną, o powrót do Boga i Kościoła przez sakramenty święte.

W czasie jedenastoletniego pobytu w Warszawie zabiegała też o rozwój swego życia wewnętrznego pod kierunkiem o. Honorata Koźmińskiego i za jego sugestią opuściła Ojczyznę w 1903 roku, udając się na Białoruś, do Mohylewa nad Dnieprem. Tam w 1905 roku założyła Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny, którego celem jest wspomaganie dzieła zjednoczenia chrześcijan i umacnianie katolików w wierze. Jako hasło przewodnie przyjęła zawołanie św. Ignacego Loyoli: „Wszystko na większą chwałę Bożą”.

W 1907 roku m. Bolesława z całą wspólnotą przeniosła się do Petersburga, gdzie rozwinęła szeroką działalność oświatowo-wychowawczą. W myśl wytkniętego sobie celu szczególną troską otaczała młodzież, by uchronić ją przed utratą wiary i polskości. Już w 1913 roku poszerzyła działalność zgromadzenia na Finlandię, zakładając internat dla młodzieży żeńskiej w Wyborgu.

Trudna sytuacja zgromadzenia po rewolucji październikowej w 1917 roku niejako zmusiła m. Bolesławę do opuszczenia w 1921 roku Petersburga i powrotu do Polski. Była to szczególna ofiara jej serca: przekreślone pragnienia i plany, ogromne straty materialne. W jej życiu liczyła się jednak tylko wola Boża i tym razem cały splot okoliczności i uwarunkowań polityczno-społecznych przyjęła jako znak od Boga.

Po kilkumiesięcznym kierowaniu przejściową pracą sióstr na Wołyniu w 1922 roku założyła dom w Chełmnie na Pomorzu. Zgodnie jednak ze swoim programem ideowym za główny teren działalności zgromadzenia obrała wschodnie tereny Polski, zamieszkałe przez ubogą ludność, w przeważającej części prawosławną.

W 1935 roku m. Bolesława z powodu podeszłego wieku zrzekła się obowiązków przełożonej generalnej. Zgromadzenie liczyło wówczas 174 siostry, 26 nowicjuszek i 9 postulantek, które pracowały na 22 placówkach w Polsce oraz w Estonii i w Rzymie. Decyzją nowej przełożonej generalnej m. Bolesława została przeniesiona z Ratowa do Białegostoku, gdzie w ciągu czterech lat otworzyła dwa przedszkola, szkołę zawodową i gimnazjum ogólnokształcące. Z jej inicjatywy siostry objęły pracę w dwu internatach, w stołówce, w domu noclegowym i otoczyły opieką więźniów.

Druga wojna światowa znów przyniosła dotkliwe straty w działalności Zgromadzenia. Większość placówek zostało zlikwidowanych, a w tych, które pozostały, m. Bolesława, jako przełożona, zmieniała formy pracy, dostosowując je do potrzeb czasu. Dla dzieci bezdomnych przeznaczyła jeden z domów Zgromadzenia w Białymstoku, przy ul. Stołecznej 5. Dzieliła się z nimi skromnymi zapasami domowymi. Zorganizowała też ukrytą szkołę polską pod pretekstem przygotowania dzieci do spowiedzi i Komunii Świętej.

W 1941 roku m. Bolesława została sparaliżowana. Wówczas to czynne apostolstwo zamieniła na apostolstwo modlitwy i cierpienia. Nadprzyrodzona nadzieja była dla niej źródłem pogody ducha w chorobie i spokojnego przygotowania się na spotkanie z Bogiem. Ponadto, będąc obłożnie chorą, dyktowała swojej sekretarce Dyrektorium, czyli wyjaśnienia do Konstytucji zgromadzenia, uzupełniając je cytatami z literatury ascetycznej.

W całej swej działalności m. Bolesława miała na uwadze rozwój Bożego Królestwa Jedności i zbawienie dusz Najdroższą Krwią Chrystusa odkupionych. Jej zaś autentyzm ewangeliczny polegał na ukazywaniu przykładem własnego życia Chrystusowej dobroci i troski o człowieka, o jego wszechstronny rozwój.

Realizacja postawionego sobie celu, w rzeczywistości bezwzględnie przeciwnej tym ideałom, wymagała od niej wielkiej energii, nieugiętej woli, hartu ducha, inicjatywy, zdolności pedagogicznych popartych nieprzeciętnymi przymiotami serca. Całkowite oddanie się Najświętszemu Sercu Jezusa, jako ofiara miłości, było tajemniczą siłą inspirującą ją do ustawicznej pracy dla Boga... Dnia 29 stycznia 1946 roku w Białymstoku, bez żadnych oznak agonii, spokojnie zasnęła w Panu, przeżywszy 84 lata. Jej zwłoki przewieziono do klasztoru w Ratowie i pochowano w krypcie pod kościołem św. Antoniego.

***

Wspomnienia o bł. Bolesławie Lament

1. Wspomnienie s. Angeli Natalii STAŃCZAK:

Matka Założycielka była wysoka, dość tęga, trzymająca się prosto mimo podeszłego wieku. Chód miała sprężysty, postać majestatyczną. Twarz owalną, o dużym otwartym czole, zdobiły oczy rozumne, pełne wyrazu. Przebijała przez nie dusza o silnej woli i wielkim harcie ducha. Była pełna energii, nie zrażała się trudnościami. Zawsze czynna, pomysłowa. Spotkałam ją po raz pierwszy w klasztorze w Ratowie 20 stycznia 1931 roku, kiedy jako kandydatka zgłosiłam się na służbę Bożą. Odtąd przez dwa i pół roku miałam szczęście mieszkać razem z Matką Założycielką i korzystać z jej nauk i konferencji.

Codziennie podczas nowicjatu chodziłyśmy do jej pokoju, gdzie urabiała nasze dusze przez piękne, głębokie słowa. Wymowę miała płynną, styl zwięzły, bogaty w treść. Ulubionym Jej tematem było życie Najświętszej Rodziny. Miałyśmy na tym najdoskonalszym wzorze kształtować nasze życie.

Choć była wymagająca i stanowcza miała jednak dużo miłości dla swoich córek duchowych, zwłaszcza dla chorych. Ja sama również doświadczyłam dobroci Jej serca. W czasie nauki w Pedagogium zachorowałam poważnie, tak że musiałam przerwać dalsze studia. Gdy się o tym dowiedziała, poleciła mi przyjechać z Wilna do Białegostoku, gdzie otoczyła mnie prawdziwie macierzyńską opieką. Kiedyś, pamiętam, wysłała mnie wraz z inną siostrą (Sylwią Dynewską) do lasu, żebyśmy odpoczęły i odetchnęły świeżym powietrzem. Sama również przygotowała nam kanapki.

Posiadała zmysł i zdolności artystyczne. Ubierała ołtarze na Boże Ciało, dekorowała Grób Pański, urządzała przedstawienia amatorskie, będąc czasem ich autorką. Największą Jej zasługą dla Kościoła było nowe Zgromadzenie dla Kościoła, a jednocześnie owocem jej starań, trosk i wysiłków.

S. Angela Stańczak
Suchowola, 18.XI.1967 roku.

2. Wspomnienie s. Cecylii CHORZEWSKIEJ:

M. Bolesława Lament była osobą o nieprzeciętnych zdolnościach. Jej osobowość dla niewtajemniczonych była źle komentowana. Kto Ją bliżej poznał, pokochał Ją, a słowa Jej głęboko zapadały w serce. Sylwetka raczej surowa, ale oczy głęboko myślące. Często można było spotkać na rozmowie z Bogiem. Czasem kogoś upominała i badawczo obserwowała, jak zareaguje dana osoba. Wówczas wydawała sąd o powołaniu tej osoby. Mówiła często: "Tylko ochotnego dawcę Bóg miłuje". Wątpiła w wytrwanie w powołaniu osób smutnych. Była spostrzegawcza i interesowała się każdą dziedziną życia. Charakter silny, stanowczy. Co raz postanowiła, nie łatwo zmieniała. Szczególnie podkreślała posłuszeństwo i to bezwzględne.

Zależało Jej bardzo na rozwoju Zgromadzenia. W tym celu wysyłała Siostry na studia średnie i wyższe. Organizowała pogadanki na temat misji. Zapraszała Siostry z placówek misyjnych do domu nowicjatu, by młode Siostry zapoznawały się z misyjną pracą. Zapraszała prelegentów, by Siostry mogły pogłębiać wiedzę religijną i więcej ukochać swój cel.

Sama nie zdradzała się z cnotą. Zauważyć można było wówczas, gdy wygłaszała konferencję lub prowadziła odnowienie miesięczne. Książka wówczas spoczywała zamknięta, a słowa płynęły spokojnie z serca do serca. Pragnęła, by Zgromadzenie odznaczało się duchem modlitwy, ofiary i posłuszeństwa. Przechodziła "ciemną noc", jak wszyscy miłośnicy Boga. Wyszła z niej zwycięsko, składając w ofierze swe długie cierpienia za Zgromadzenie i schizmę wschodnią.

S. Cecylia Chorzewska
Łódź, 23.VII.1967 roku.

3. Wspomnienie Felicji SYLWANOWICZ:

Miałam 10 lat, kiedy wstąpiłam do gimnazjum Łucji Czechowskiej. Tam też od razu zetknęłam się z Matką Bolesławą Lament. Byłam przychodzącą uczennicą, nie w internacie i dlatego mało o Niej mogę powiedzieć.

Stosunek do nas, uczennic, był bardzo serdeczny, choć Matka nie brała udziału w nauczaniu nas. Dbała natomiast bardzo o nasze wychowanie etyczne i moralne. Ja osobiście dość "współpracowałam" z Matką, gdyż Matka na każde Boże Narodzenie urządzała Jasełka. Teksty do nich pisała sama. I tu wykazywała ogromną cierpliwość, ucząc nas aktorskiego kunsztu. Ja przez kilka lat grałam rolę Nowego Roku, a w innej odsłonie - błazna króla Heroda. Graliśmy przeważnie w wynajętych salach. Byłam i jestem przekonana nadal, że Matka miała wielkie zdolności aktorskie, a przy tym - jak powiedziałam już - dużo cierpliwości i stanowczości. Wszystkie uczennice miały wrażenie i często o tym między sobą rozmawiałyśmy, że Matka Lament jest bardzo wymagająca w stosunku do swoich podwładnych, to znaczy do naszych nauczycielek i wychowawczyń. Wtedy uważałyśmy to za wadę - dziś myślę inaczej. Niejedna z nas stała się lepsza pod wpływem Matki Lament - to pewne. Nawet wtedy, widząc wszystko oczami dziecka, zauważyłyśmy sprawę, że wychowuje nas silna indywidualność, o nieprzeciętnym umyśle i gorącym sercu.

Felicja Sylwanowicz

Maj, 1972 roku.

4. Wspomnienie S. Anny Marii CZERNIŁOWSKIEJ-SOKÓŁ:

W czym przejawiał się duch misyjny Matki Założycielki Bolesławy Lament?
Duch ten przejawiał się już w samym przyjeździe jej do obcego sobie kraju, by pracować nad podniesieniem wiary świętej i rozszerzaniem jej wśród ludności znajdującej się w trudnych pod tym względem warunkach. Jej duch misyjny przejawiał się przede wszystkim w prawdziwie ekumenicznym nastawieniu się w czasach nie mających pojęcia o takich czysto chrześcijańskich stosunkach do wszystkich ludzi bez różnicy wyznawanej wiary, narodowości i światopoglądu.

Matka Założycielka posiadała ponadto wrodzony dar od Boga - zjednywania ludzi i kierowania nimi. Jej znajomość z kilku członkami z kleru prawosławnego, a także młodymi studentkami pragnącymi wspólnie pracować dla dobra i zjednoczenia Kościoła. Przychodzili do Niej duchowni nawróceni z prawosławia: Zierczaninow - duchowny prawosławny i Dejbner wschodniego obrządku, a także Egzarcha obrządku wschodniego Leonid Fiedorow. W kościele katolickim odprawiali Msze święte i udzielali Siostrom Komunię świętą pod dwiema postaciami. Podczas rewolucji rosyjskiej w Petersburgu i później Matka Założycielka pomagała im materialnie. W Petersburgu praca charytatywna i wychowawcza wśród dzieci i młodzieży przeważnie klasy robotniczej była prowadzona przez nasze Zgromadzenie.

Po rewolucji rosyjskiej Zgromadzenie musiało przenieść się do Polski, gdzie pracowało głównie na Kresach. Warunki życiowe były wówczas bardzo trudne. Matka Założycielka sama brała udział w urządzaniu placówek pracy misyjnej. Miała serce gorące, współczujące każdej biedzie ludzkiej, nie patrząc na narodowość ani na światopogląd tych, którym spieszyła z pomocą. Miała charakter wytrwały, silną wolę, nie zrażała się trudnościami ani przeszkodami ze strony ludzi niechętnych i nie rozumiejących Jej misyjnego ducha, który uważała za ducha i wolę Bożą, i wytrwale dążyła do jej wypełnienia.
S. Anna Maria Czerniłowska - Sokół

Legionowo, 27 II 1967 r.