Błogosławiony Stefan Wincenty Frelichowski: Błogosławiony numer 22 492

Jola Kubik

publikacja 08.12.2008 12:27

Na obrazku prymicyjnym wypisał słowa, które brzmią jak proroctwo: „Przez krzyż cierpień i życia szarego – z Chrystusem – do chwały zmartwychwstania”.

Błogosławiony Stefan Wincenty Frelichowski: Błogosławiony numer 22 492 Autor nieznany (PD) Bł. Stefan Wincenty Frelichowski

Zaledwie w 11 dni po wybuchu II wojny światowej gestapo aresztowało grupę toruńskich księży. Po kilku dniach wszystkich zwolniono. Wśród nich był młody wikary z parafii Wniebowzięcia NMP ks. Stefan Wincenty Frelichowski. Miał wtedy 26 lat i dwa lata wcześniej przyjął w Pelplinie święcenia kapłańskie. Na obrazku prymicyjnym wypisał słowa: „Przez krzyż cierpień i życia szarego – z Chrystusem – do chwały zmartwychwstania”.

17 października Niemcy ponownie zatrzymali już tylko samego ks. Frelichowskiego. Postawiono mu zarzuty: przedwojennej działalności harcerskiej i silnego wpływu na młodzież. Osadzono w forcie, stanowiącym fragment fortyfikacji okalających miasto, torturowano. Potem przewożono do kolejnych obozów koncentracyjnych. W Gdańsku-Nowym Porcie ks. Frelichowski pracował przy uprzątaniu zniszczeń wojennych na Westerplatte. Więziony był w Stutthofie, gdzie duchowni należeli do najbardziej gnębionej grupy. Wreszcie trafił do Sachsenhausen, a stamtąd do Dachau. Otrzymał numer obozowy 22 492.
Młody ksiądz potajemnie niósł posługę duszpasterską w obozie.

Z narażeniem życia organizował wspólne modlitwy, tajną spowiedź, odprawiał Msze święte. Podtrzymywał na duchu współwięźniów, wspierał braci w kapłaństwie. Jeden z nich odnotował wydarzenie z Wielkiego Piątku 1940 roku. Tamtego dnia straż obozowa niezwykle okrutnie znęcała się nad księżmi. Kazali im położyć się na ziemi, a następnie deptali ich, bili kijami. Frelichowski pocieszał współbraci słowami św. Pawła o dopełnianiu cierpień Chrystusowych. Kiedy na przełomie 1944 i 1945 r. w obozie wybuchła epidemia tyfusu plamistego, ks. Wincenty zaangażował 32 księży w pomoc chorym. Sam zaraził się tyfusem, co w połączeniu z zapaleniem płuc doprowadziło do śmierci 23 lutego 1945 roku.

Ci, którym pomagał w obozach koncentracyjnych, zapamiętali go jako wzorowego kapłana, niosącego pomoc chorym i umierającym, opiekuna i przyjaciela. Nazywali go „wesołkiem”, bo wszystkie zajęcia wykonywał zawsze z wielką radością. Zmarł w opinii świętości. A to spowodowało rzecz niezwykłą. Władze obozowe zgodziły się na publiczne wystawienie zwłok przed kremacją. Zanim spalono zwłoki, Stanisław Bieńka, student medycyny, zdjął z twarzy maskę pośmiertną, w której zagipsował jeden z palców prawej ręki. Dzięki temu bł. Wincenty Frelichowski jest jedynym męczennikiem II wojny zamordowanym w obozie, po którym zachowały się relikwie.

Podczas beatyfikacji, która miała miejsce w Toruniu w 1999 roku, Jan Paweł II nazwał ks. Frelichowskiego „heroicznym świadkiem miłości pasterskiej”. Mówił o nim: „Jako kapłan zawsze miał świadomość, że jest świadkiem Wielkiej Sprawy, a równocześnie z głęboką pokorą służył ludziom. Dzięki dobroci, łagodności i cierpliwości pozyskał wielu dla Chrystusa również w tragicznych okolicznościach wojny i okupacji”. W Polsce nie ma wojny, nie ma obozów, księża nie są prześladowani. Ale nieprzeciętnych kapłanów potrzebujemy zawsze.

Lepszego i bardziej wymownego prezentu od Ojca Świętego Jana Pawła II nie mogli sobie polscy skauci wymarzyć. Dekretem Stolicy Apostolskiej patronem harcerstwa polskiego (obok, tradycyjnie patronującego światowemu skautingowi, św. Jerzego) ustanowiony został błogosławiony ksiądz podharcmistrz Stefan Wincenty Frelichowski, męczennik hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie zmarł 23 lutego 1945 roku.

Decyzję ogłoszono w Dniu Myśli Braterskiej, 22 lutego, kiedy wszyscy skauci na świecie podają sobie przyjazne dłonie, a zarazem w 58. rocznicę śmierci nowego patrona naszego harcerstwa.

Beatyfikując go podczas pielgrzymki do Polski w czerwcu 1999 roku, Papież powiedział: „Zwracam się do całej rodziny polskich harcerzy, z którą nowy błogosławiony jest głęboko związany. Niech się stanie dla was patronem, nauczycielem szlachetności i orędownikiem pokoju i pojednania”.

Wprawdzie inicjatywa ustanowienia błogosławionego ks. phm. Frelichowskiego patronem polskiego skautingu wyszła od Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej oraz biskupa polowego Wojska Polskiego księdza generała Sławoja Leszka Głodzia, to jednak Watykan mądrze zdecydował, że będzie on obecny w codziennej pracy wychowawczej nie tylko ZHR, lecz także ZHP w kraju i na emigracji oraz we wszystkich innych stowarzyszeniach harcerskich.
Stefan Wincenty Frelichowski urodził się w 1913 r. w Chełmży. W 1927 r. wstąpił do Związku Harcerstwa Polskiego. Poznawszy bliżej zasady skautowe, m.in. jako drużynowy i zastępowy, wypowiedział piękne słowa: „Państwo, w którym wszyscy obywatele staliby się harcerzami, byłoby najpotężniejszym państwem”. Jako kapłan ówczesnej diecezji chełmińskiej został 11 września 1939 r. aresztowany przez Niemców. Więziony w kilku obozach koncentracyjnych, prowadził tam z narażeniem życia potajemną posługę duszpasterską.

W obozie powstał jego wiersz „Radosnym, Panie”, zaskakujący pogodą ducha, niezwykłą w strasznych warunkach obozowych. Towarzyszem obozowej niedoli ks. Frelichowskiego w Dachau był ówczesny kleryk - werbista Marian Żelazek, od kilkudziesięciu lat służący trędowatym w Indiach, niedawny kandydat do pokojowej Nagrody Nobla. Był on świadkiem śmierci kapłana-harcerza, który zmarł na tyfus, zaraziwszy się od współwięźniów, których spowiadał i podnosił na duchu.