Święci bez wahania - pierwsi polscy męczennicy

Ks. Henryk Olszar

publikacja 13.11.2003 06:08

Z zeznań ujętych zabójców wynikało niezbicie, że eremici przyjęli śmierć w duchu prawdziwego męczeństwa, Krystyn zaś zginął w obronie klasztoru i jego misji.

Święci bez wahania - pierwsi polscy męczennicy Albertus teolog (PD) Śmierć Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, pierwszych męczenników Polski

Towarzyszami życia włoskich benedyktynów-eremitów Benedykta i Jana byli Izaak i Mateusz, rodzeni bracia, Polacy i nowicjusze, oraz - również Polak - Krystyn, sługa i kucharz, przyłączony do czterech bezbożnie pomordowanych świętych jako piąty zabity. Było niewątpliwie pięciu świętych męczenników. Zapewne też pod nazwą Pięciu Braci Umęczonych w Polsce zaliczył ich w poczet świętych bez wahania papież Jan XVIII. W spisanym zaś około 1040 r. we Włoszech przez św. Piotra Damianiego „Żywocie św. Romualda” określono ich jako świętych męczenników.

Wyrzekli się świata wraz z jego przepychem

Benedykt pochodził z Benewentu w Italii, gdzie ścierały się wpływy bizantyjskie i niemieckie. Pobożni rodzice przeznaczyli go do stanu duchownego, zanim dorósł, i kupili dla niego święcenia kapłańskie u miejscowego biskupa, za co on sam nałożył sobie później pokutę. Zawsze niespokojny i niezadowolony ze służby Bogu i ludziom, szukał odpowiednich dla tego celu ram życia. Porzucił dostatnie i wygodne życie kanonika i wyrzekł się świata wraz z jego przepychem. Przeniósł się najpierw do benedyktyńskiego opactwa Świętego Zbawiciela, położonego tuż nad morzem, a następnie osiadł na zboczu góry Soracte, na północ od Rzymu. Nawiązał kontakt ze starym pustelnikiem, Janem, żyjącym w pobliżu Monte Cassino, a nawet zamieszkał w jego celi, poddając się jego radom. Jan, Wenecjanin z możnego rodu - zaprzyjaźniony z dożą Piotrem I Orseolo, który również został świętym - od samego początku obrał sobie życie pustelnika. Na skutek ospy miał zeszpeconą twarz i uszkodzone jedno oko. Był łagodny, cierpliwy, zrównoważony i wytrwały oraz praktyczny w działaniu, kulturalny i pełen spokojnej ufności w dobroć Bożą. On to oddał Benedykta pod osobiste kierownictwo św. Romualda, który z pustelni Pereum koło Rawenny zabrał go potem do Rzymu na spotkanie z cesarzem Ottonem III.

W kraju Słowian

Pomysł założenia w Polsce klasztoru dla głoszenia Ewangelii wśród pogan i obsadzenia go przez benedyktynów-eremitów z Pereum powziął cesarz Otton III w 1001 roku, zapewne pod wpływem narad w Gnieźnie z Bolesławem Chrobrym. Myśl tę podchwycił z zapałem przebywający wówczas w eremie w Pereum krewniak cesarski św. Bruno z Kwerfurtu, który pozyskał dla niej zaprzyjaźnionego Benedykta i ustępującego mu godnością Jana. Zimowa wyprawa przez Alpy do kraju Polan była długa i kręta oraz mozolna. Po przybyciu do Polski zamieszkali w eremie zbudowanym przez Bolesława Chrobrego, w pobliżu miejscowości, której nazwy nie podał jednak autor „Żywota Pięciu Braci”. Historycy utrzymują, że była to prawdopodobnie wieś Święty Wojciech (Wojciechowo), położona półtora kilometra na zachód od Międzyrzecza, na prawym brzegu rzeki Obry.

W eremie, który przyjął wezwanie św. Wojciecha, przebywali obok nich dwaj rodzeni bracia, Słowianie, Izaak i Mateusz. Należeli oni do pokolenia wychowanego już w chrześcijaństwie i szczerze nim przejętego. Ich żarliwość religijną określono jako godną Benedykta i Jana. Młody chłopak, Krystyn, który pochodził ze wsi, w pobliżu której zbudowano erem, był klasztornym kucharzem. Jego zachowanie przed śmiercią i sam zgon świadczy o szczerym oddaniu się sprawie, której służyli benedyktyni-eremici. Realizowali oni bowiem trzy podstawowe zadania: przyjmowali i kształcili nowicjuszy, prowadzili życie pustelnicze i zajmowali się akcją misyjną wśród pogan. Benedykt i Jan starannie przygotowali się do tej misji - opanowali język polski oraz dostosowali swój ubiór, wygląd zewnętrzny i sposób bycia do słowiańskich zwyczajów.

Okoliczności męczeństwa

W środę 10 listopada 1003 roku zakonnicy odprawili swoje wieczorne modlitwy w przeddzień uroczystości św. Marcina. Przydzielony im do pomocy przez Bolesława Chrobrego służący-włodarz wraz z grupą innych osób, określonych w źródłach jako źli chrześcijanie, po uprzednim pijaństwie, powziął zamiar zabicia zakonników i obrabowania ich z książęcego srebra, podarowanego Benedyktowi na opłacenie jego podróży do Rzymu, w celu uzyskania papieskiej zgody na koronację księcia. Przed północą rabusie weszli do celi Benedykta i Jana. Przywódca, z mieczem w prawicy i płonącą świecą w lewicy, zbudził eremitów i oświadczył, że przybył, aby ich zabić. Jan zginął od dwóch ciosów mieczem, Benedykt natomiast od jednego ciosu w głowę. W drugiej celi pod razami ostrego miecza padł Izaak. Mateusz wybiegł z celi w kierunku kościoła i stracił życie przeszyty oszczepami. Piątą ofiarą zbrodni stał się Krystyn, mieszkający oddzielnie, który nie wiedząc, co się stało, wołał braci i próbował - z kawałkiem drzewa w ręku - bronić klasztoru przed całą gromadą zbrojnych napastników. Oni zaś, dla zatarcia śladów, podłożyli w kościele ogień i sprawdzili, czy wszystkie ich ofiary są martwe. W nerwowym napięciu zdawało im się, że słyszą jakieś śpiewy, a przerażenie ich doszło do szczytu, gdy spostrzegli, że martwy - ich zdaniem - Benedykt zdołał jeszcze nasunąć sobie kaptur na głowę i odwrócić się w stronę ściany.

Bandyci zbiegli w popłochu do pobliskiego lasu. Ciała zabitych zakonników odkryli chłopi z pobliskiej wsi, którzy przybyli do eremu na Mszę św. w dzień św. Marcina i dali znać o tragedii do pobliskiego grodu w Międzyrzeczu. Stąd wyruszył posłaniec do biskupa poznańskiego Ungera, który od razu przybył na miejsce zbrodni.

Pierwsi polscy męczennicy wyniesieni na ołtarze

Z zeznań ujętych zabójców wynikało niezbicie, że eremici przyjęli śmierć w duchu prawdziwego męczeństwa, Krystyn zaś zginął w obronie klasztoru i jego misji. Sędziwy biskup Unger pochował ich w środku kościoła klasztornego, a następnie wyruszył do Rzymu i złożył papieżowi Janowi XVIII sprawozdanie o ich męczeństwie. Ojciec Święty bez wahania kazał ich zaliczyć w poczet świętych męczenników i cześć im oddawać. Nie było wówczas zwyczaju przeprowadzania formalnej kanonizacji i nie rozróżniano też ściśle tytułów „święty” i „błogosławiony”. Kult świętych Pięciu Braci Męczenników był powszechnie uznawany w Italii, skoro św. Piotr Damiani pisał o wybudowaniu „bazyliki” nad ich miejscem pogrzebania. Wokół niej rozwijało się opactwo benedyktyńskie, rejestrujące uzdrowienia, uwolnienia więźniów i opętanych, widzenia, światła, głosy, a nawet wstrząsy ziemi przypisywane ich interwencji.

Z biegiem czasu praca misyjna klasztoru napotykała silną opozycję ze strony niemieckiej i w końcu ustała. Być może stało się to za bezpośrednią przyczyną Pomorzan około 1027 roku albo też w wyniku tzw. reakcji pogańskiej za czasów Mieszka II Lamberta. W każdym razie trumny z relikwiami pięciu pustelników zawędrowały do Gniezna. W jednym z tamtejszych kościołów odnalazł je książę czeski Brzetysław I z dynastii Przemyślidów i w 1038 roku - wraz z innymi cennymi obiektami kultu religijnego - zabrał do Pragi, umieściwszy je w katedrze św. Wita. Stąd kult Pięciu Braci rozwinął się w Czechach, a katedra w Ołomuńcu miała jako patrona św. Krystyna.

Książę Kazimierz I Odnowiciel przeniósł siedzibę klasztoru-eremu z okolic Międzyrzecza do nowego ośrodka w Kazimierzu Biskupim pod Koninem. Św. Bruno z Kwerfurtu napisał w miejscu śmierci Pięciu Braci Męczenników ich „Żywot”, przepojony żarliwą pobożnością świadka i nutą osobistego uczucia, lecz, niestety, ubogi w informacje biograficzne. Dziś wiemy, że ich krew spłynęła wartkim strumieniem, by zwilżyć ziemię pod zasiew nowy, z którego wzeszły plony stokrotne, przewyższające nadzieję siewców.

Do nieba od kuchni

ks. Tomasz Jaklewicz

Od wierności Bogu w małych rzeczach do odwagi męczennika droga niedaleka.

Listę polskich męczenników otwiera dwóch… obcokrajowców. Benedykt, Jan, Izaak, Mateusz i Krystyn. Zginęli ponad tysiąc lat temu w pustelni pod Międzyrzeczem. Tradycja nazywa ich Braćmi Polskimi, ale Benedykt i Jan pochodzili z Italii. Dotarli do Polski zaledwie rok wcześniej. Historia męczeństwa tej piątki stała się sławna dzięki Niemcowi – św. Brunonowi z Kwerfurtu, który opisał rzecz w „Żywocie Pięciu Braci”.

Benedykt i Jan związani byli z pustelnią Pereum koło Rawenny, której duchowo przewodził św. Romuald, twórca kamedułów, wspólnoty benedyktyńskiej o zaostrzonej regule. W tej samej wspólnocie żył przez jakiś czas wspomniany św. Brunon z Kwerfurtu. Brunon był gorącym orędownikiem pomysłu cesarza Ottona III, który prosił o wysłanie do Polski grupy zakonników misjonarzy. Mieli oni założyć klasztor, będący ośrodkiem ewangelizacji słowiańskich ludów, które nie przyjęły jeszcze wiary. Pewnie sam św. Brunon przekonał do tej misji swoich zakonnych współbraci: Benedykta i Jana. Po przybyciu do Polski Włosi zamieszkali w eremie zbudowanym przez Bolesława Chrobrego na prawym brzegu rzeki Obry. Wkrótce jako pierwsi nowicjusze zgłosili się Izaak i Mateusz, Polacy „z kraju i mowy słowiańskiej”, rodzeni bracia.

Dołączył do nich także Krystyn, chłopak z pobliskiej wioski, klasztorny kucharz. Życie nowego eremu dopiero zaczynało się rozkręcać. Włoscy bracia uczyli się języka Słowian, którym mieli głosić Ewangelię. Dwóch polskich nowicjuszy przygotowywało się do złożenia ślubów. W nocy z 10 na 11 listopada 1003 roku klasztor został napadnięty przez rabusiów. Piątka mieszkańców została zamordowana. Zabójców ujęto. Zeznali, że bracia przyjęli śmierć w duchu prawdziwego męczeństwa. Kult Pięciu Braci Męczenników zaczął się szerzyć od razu po ich śmierci. Biskup poznański Unger kazał pochować braci w klasztornym kościele, a sam udał się do Rzymu, aby tam przedstawić sprawę. Już w 1004 roku papież Jan XVIII zaliczył Pięciu Braci w poczet świętych męczenników. Czczeni są do dziś nie tylko w Polsce, ale także na Morawach, w Czechach i we Włoszech.

O Krystynie, najmłodszym z zakonnych braci, można powiedzieć, że dostał się do nieba od kuchni. Nie wiadomo, czy złożył jakieś śluby, czy pełnił tylko rolę posługującego. Zapisy mówią, że bronił się dzielnie kawałkiem drewna, ale w końcu zginął z pozostałymi. Pewnie nie przypuszczał, że prosto od garów trafi do nieba, jako męczennik. Co więcej, że będzie otoczony kultem i stanie się głównym patronem katedry w Ołomuńcu. Nie słyszałem, by czczono go jako patrona kucharzy. Myślę, że można go z powodzeniem uznać za patrona prozy życia, szarej codzienności, monotonnej, wiernej służby. Od wierności Bogu w małych rzeczach do odwagi męczennika droga widać niedaleka.