Józef Sebastian Pelczar - pasterz gorliwy

Andrzej Babuchowski

publikacja 17.05.2003 18:23

„Z natury hojnie obdarzony, przyrodzonych darów nie marnował, ale je mnożył i rozwijał, aby kierując się duchem wiary, stawać się człowiekiem Bożym” - tak charakteryzuje biskupa Pelczara polski słownik hagiograficzny Nasi święci.

Św. Józef Sebastian Pelczar, biskup Henryk Przondziono /Foto Gość Św. Józef Sebastian Pelczar, biskup

Jest to charakterystyka tyleż trafna, co ogólna. Bo też i świętość, którą w niedzielę 18 maja uroczyście ogłosi Jan Paweł II, nie ma w sobie nic spektakularnego - nie narzuca się ani niezwykłością zdarzeń zewnętrznych, ani gwałtownością przemian duchowych. Przypomina raczej drogę człowieka, który wytrwale, metr po metrze, przez całe życie pnie się ku górze.

No dobrze - powie ktoś - ale czy tego rodzaju życie nie jest jednostajne i nudne? Czy może dawać satysfakcję? Czy potrafi zachwycić i porwać do świętości innych ludzi? 2 czerwca 1991 roku podczas Mszy beatyfikacyjnej w Rzeszowie Ojciec Święty stwierdził, że był to człowiek, który „nie tylko mówił: »Panie, Panie«, ale spełniał wolę Ojca, tak jak objawił ją nam Jezus Chrystus”.

Formowanie charakteru
Przyjrzyjmy się więc bliżej postaci Józefa Sebastiana. Urodził się 17 stycznia 1842 roku w Korczynie, niedaleko Krosna, jako syn Wojciecha i Marii z domu Mięsowicz. Biografowie są zgodni, że to matka przekazała mu podstawowe prawdy wiary i zaszczepiła w nim ducha pobożności, jednak od samego początku miał też chłopiec szczęście do szlachetnych i mądrych duszpasterzy. Pierwszym z nich był korczyński wikary ks. Jabłoński, który zachęcił rodziców, by wysłali syna na dalszą naukę do Rzeszowa.

W rzeszowskim gimnazjum młody Pelczar trafił na nieprzeciętnego katechetę, ks. Dymnickiego, który pogłębiał jego pobożność, rozbudzał uczucia patriotyczne oraz zapał do pracy społecznej. To wszystko nie pozostało bez wpływu na decyzję o wyborze drogi kapłaństwa.

Lata 1858-1864 spędził Józef Sebastian w przemyskim seminarium duchownym, gdzie, już jako alumn, ukończył nauki gimnazjalne, składając w 1860 roku egzamin dojrzałości. Wielkie wsparcie znajdował u swoich przełożonych - rektora seminarium ks. Skwierczyńskiego i opiekuna duchownego ks. Łobosa, a także u miejscowego proboszcza oraz kolegów seminaryjnych, pochodzących z Korczyna.

Po święceniach kapłańskich, które otrzymał 17 lipca 1864 roku, skierowany został do Sambora i - mimo braku doświadczenia - rzucony w wir obowiązków, w pełni im podołał, znów dzięki przykładowi gorliwych współbraci - proboszcza i wikarego.

Do pogłębienia duchowości oraz poszerzenia horyzontów intelektualnych młodego kapłana przyczynił się w dużym stopniu jego wczesny, trwający prawie trzy lata, pobyt w Wiecznym Mieście, który zawdzięczał o. Piotrowi Semenence, jednemu ze współzałożycieli Zgromadzenia Zmartwychwstańców. Ks. Pelczar mieszkał w nowo otwartym Kolegium Polskim w Rzymie, studiował teologię na Gregorianum oraz prawo kanoniczne w Liceum św. Apolinarego, i z obu tych dyscyplin uzyskał doktorat.

Modlitwa i czyn
Z perspektywy czasu widać, że pierwszy okres formacji duchowej ks. Józefa Pelczara miał dla jego późniejszej posługi znaczenie decydujące. To wtedy zakiełkowała jego miłość do ambony i konfesjonału, zrodziła się wielka pasja społecznikowska, ujawniły się zamiłowania naukowe, pisarskie i pedagogiczne oraz niezwykłe talenty organizacyjne, obudziła się żyłka podróżnicza, ukształtowały się również takie cechy charakteru, jak prawość, sumienność, pracowitość czy wytrwałość w dążeniu do celu.

Dzięki wspomnianym zaletom i zdolnościom Józef Sebastian mógł przez długi czas spełniać się także w pracy naukowej. Najpierw wykładał teologię pastoralną i prawo kanoniczne w seminarium w Przemyślu, a od roku 1877 znalazł się w Krakowie jako profesor świeżo utworzonej katedry historii Kościoła i prawa kanonicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. W podwawelskim grodzie spędził 22 lata, pełniąc m.in. obowiązki prorektora i rektora uniwersytetu oraz przyczyniając się do rozbudowy gmachów tej uczelni. W tym czasie powstały też ważne dzieła naukowe: Prawo małżeńskie, Pius IX i jego wiek czy Zarys dziejów kaznodziejstwa w Kościele katolickim.

W okresie krakowskim doszła do głosu niezwykła i wszechstronna aktywność Pelczara: zasłynął jako doskonały kaznodzieja i spowiednik, organizował pielgrzymki do Rzymu, prowadził Sodalicję Mariańską kapłanów, wspierał materialnie kuchnię dla młodzieży szkolnej i akademickiej, kierował pracami Towarzystwa Oświaty Ludowej w Krakowie, wreszcie - powołał do życia żeńskie zgromadzenie zakonne Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego (sercanki).

W służbie diecezji
Nie mniejszą intensywnością odznaczał się kolejny etap w życiu Józefa Pelczara. 17 grudnia 1900 roku otrzymał on papieską nominację na biskupa ordynariusza diecezji przemyskiej, a jego uroczysty ingres do katedry nastąpił 13 stycznia 1901r.

W ciągu 24 lat utworzył w swojej diecezji 57 nowych placówek duszpasterskich. Rozwinął nauczanie religii w szkołach ludowych. Troszczył się o pomnożenie stanu liczebnego duchowieństwa i podniesienie jego poziomu moralnego. Założył dwie szkoły gospodarcze, przeznaczone dla dziewcząt wiejskich. Popierał zakładanie ochronek dla dzieci i sam ufundował taką ochronkę w Jaśliskach. Interesował się losem swoich diecezjan-emigrantów, zwłaszcza sezonowych. Zorganizował na wielką skalę kongres mariański w Przemyślu. Szczególnie ważnym efektem jego biskupiej posługi były trzy synody, zorganizowane w latach 1902, 1908, 1912. Przygotowania do czwartego przerwała Józefowi Pelczarowi jego śmierć, która nastąpiła po krótkiej chorobie 28 marca 1924 roku.

Gdy ogarniamy myślą dzieło przemyskiego Biskupa, wiemy już, co znaczy, że był to człowiek, który spełniał wolę Ojca, a dom swój budował na skale. Parafrazując słowa Zbigniewa Herberta z wiersza Brewiarz, możemy powiedzieć, że było to życie, które „zamknęło się jak dobrze skomponowana sonata”.

Przy pisaniu tego artykułu korzystałem ze szkicu Atamana, zamieszczonego w polskim słowniku hagiograficznym „Nasi święci”, wydanym przez Księgarnię św. Wojciecha w Poznaniu.

Święty biskup

Z otwartym sercem ku Bogu i ludziom - tak o swoim założycielu bp. Józefie Sebastianie Pelczarze mówią siostry sercanki. Siostry podejmują różne posługi. W Lublinie m. in. pracują w Domu Pomocy Społecznej i jako katechetki. Przygotowując się do uroczystości kanonizacji założyciela, przybliżają Czytelnikom jego postać.

Pierwsze lata
Urodzony w 1842 roku w Korczynie koło Krosna wychowywał się w głęboko wierzącej rodzinie. Od najmłodszych szkolnych lat jego dewizą życiową była myśl, by zostać wielkim człowiekiem. Mając tak jasny cel, odczytał w sobie powołanie kapłańskie, co wcale nie było łatwe. Zapisał wtedy: „Z początku nie było w duszy bardzo jasno i pogodnie, bo nauka, szczególnie historia, miała dla mnie wielki urok i ciągnęła mnie na inne pole pracy, ale zrozumiałem, jak wielkim zaszczytem i niewymownym szczęściem jest być kapłanem. Wtedy zapisałem w swoim pamiętniku »ideały ziemskie bledną«”.

Kapłańska droga
W 1860 roku wstępuje do seminarium duchownego w Przemyślu. Święcenia otrzymuje cztery lata później. W swojej pierwszej parafii zapisuje się jako wielki przyjaciel młodzieży i gorliwy spowiednik. Nie pracuje tu jednak długo, gdyż zostaje skierowany na studia do Rzymu. Po latach napisał o tym czasie: „Codziennie dziękuję Bogu, że mnie przyprowadził do Rzymu, bo wiele skorzystałem dla umysłu i serca”. Po powrocie zostaje najpierw wykładowcą w przemyskim seminarium, a następnie profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 1899 roku obejmuje posługę biskupa przemyskiego. Jednocześnie prowadzi działalność społeczną, charytatywną i oświatową. Jednym z owoców jego pracy jest powołanie Bractwa Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej, które opiekowało się biednymi, sierotami, chorymi i innymi potrzebującymi.

Sercanki
Z jego inicjatywy powstają liczne ochronki dla dzieci, jadłodajnie dla ubogich, szkoły gospodarskie dla dziewcząt. Później zadania te przejęło powołane przez niego Zgromadzenie Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, o którym pisał: „Niech mi Bóg przebaczy tę śmiałość, bo dotąd założycielami zakonów byli ludzie święci, ale to mnie nieco wymawia, że w różnych okolicznościach odczytuję wolę Bożą”. Kult Serca Bożego staje się jednym z głównych rysów duchowości zgromadzenia. Biskup Józef Sebastian Pelczar umiera w marcu 1924 roku, pozostawiając po sobie pamięć człowieka, który pełnił wolę Bożą.

Śpiewał w chórze na cześć Pana

s. Ligia Bender

"Jako grający na lutni jednym palcem dotyka struny grubszej, resztą zaś strun mniejszych, tak jednak, że stąd miła harmonia powstaje: podobnie i ty wszystkie uczucia i myśli, które cię ciągną do stworzeń, tak staraj się nastroić, by cię podnosiły do Boga i zlewały się w świętą melodię..." (J. S. Pelczar).

22 listopada w liturgii Kościoła wspominaliśmy św. Cecylię, patronkę muzyki kościelnej. Obchody te doskonale harmonizowały z Uroczystością Chrystusa Króla Wszechświata. Z tej okazji warto przypomnieć postać św. Józefa Sebastiana Pelczara, założyciela Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego, kanonizowanego w Rzymie 18 maja 2003 r. Może nieco dziwić związek biskupa Pelczara z dziedziną muzyki. Przy bliższym spotkaniu okazuje się jednak, że posiadał on umiejętność rozpoznawania „sacrum” w muzyce kościelnej. Pozostawił wiele dowodów świadczących o tym, że wrażliwość na muzykę i harmonię w otaczającym świecie towarzyszyła mu przez całe życie.

Zaczęło się od słuchania
Kształtowanie muzycznej wrażliwości małego Józefa zaczęło się od słuchania i naśladowania śpiewu domowego matki i ojca. Jako mały chłopiec wielokrotnie towarzyszył rodzicom w pielgrzymkach do sanktuariów maryjnych. Tam zetknął się z pieśniami ludowymi i pielgrzymkowymi. W szkole poznał pieśni patriotyczne, nauczane mimo zakazów, a w kościele - eucharystyczne, które łatwo zapamiętywał.

„Śpiewniczek” napisał Józef Sebastian w latach 1861-1863, w czasie studiów seminaryjnych. Zawiera on powszechnie znane i często śpiewane pieśni. Można przypuszczać, że on sam był autorem niektórych z nich. W swoim śpiewniku zamieścił aż czterdzieści trzy pieśni maryjne; stanowią one jego przeważającą część. Napotykamy tam również inne pieśni mszalne, tchnące głęboką czcią i uwielbieniem Boga, oraz pieśni z motywem modlitwy za Ojczyznę, m.in. pieśń Z tej naszej nędzą ściśnionej ziemi, i wzbogaconą o nowe zwrotki pieśń Boże, coś Polskę. Kilka utworów zostało zapisanych w języku łacińskim.

Biskupia troska o muzykę
W 1899 r. Józef Sebastian Pelczar został biskupem pomocniczym, a rok później ordynariuszem diecezji przemyskiej. W trosce o podniesienie poziomu śpiewu kościelnego zreorganizował istniejącą w Przemyślu od 1838 r. szkołę organistowską. Zakupił dla niej wiele niezbędnych pomocy, w tym instrumenty, i wspierał finansowo, wyznaczając stałą opłatę na jej utrzymanie. Szkoła istniała do czasu wybuchu pierwszej wojny światowej.

Biskup Pelczar bardzo pragnął, aby duchowi synowie ks. Jana Bosko zajęli się kształceniem organistów. To z jego inicjatywy w 1907 r. salezjanie przybyli do Przemyśla. 1 listopada 1916 r. rozpoczęła swoją działalność Szkoła Organistowska Towarzystwa Salezjańskiego. Jej celem było przygotowanie wykwalifikowanej kadry organistowskiej dla wszystkich diecezji małopolskich. Krótko przed otwarciem szkoły biskup Pelczar pisał do salezjanów: „Okoliczność, że szkołę tę prowadzić będzie Wasze Czcigodne Zgromadzenie, które dla wychowania młodzieży w zawodach praktycznych obok wychowania głęboko religijnego tyle już położyło zasług dla społeczeństwa i Kościoła św., napawa błogą nadzieją, że ta nowa szkoła organistów wydawać będzie ludzi, którzy przywiązaniem i miłością dla sprawy Bożej odznaczać się będą”.

Do najważniejszych działań w dziedzinie muzyki w okresie biskupiej posługi Józefa Sebastiana Pelczara należy zaangażowanie się w tworzenie dokumentów synodalnych dotyczących spraw muzyki. Były one odpowiedzią na wskazówki papieży Leona XIII i Piusa X na temat muzyki kościelnej tego okresu.

Żarliwy piewca Maryi
W swoich dziełach ascetycznych Józef Sebastian wielokrotnie posługiwał się terminami zaczerpniętymi ze świata muzyki. Zwłaszcza język muzyczno-poetycki, którego używał dla wysławiania Niepokalanej Matki Kościoła, stawia go wśród „literackich piewców” Maryi. Zwracając uwagę na religijną siłę narodu w jego historycznych dziejach, pisze: „Wspaniała to niejako arfa, brzmiąca rozgłośnym a nieustannym hymnem na chwałę Bożą; jedną zaś z najmilszych i najdźwięczniejszych jej strun było nabożeństwo do Najświętszej Panny”.

Józef Sebastian wzywa, aby czcić Maryję Jej pieśnią Magnificat, ponieważ wyraża ona najgłębszą pokorę i najwyższe uwielbienie Boga. Zachęca także gorąco: „O wróćcie, bracia, do staropolskiej pobożności, którą się dawni ojcowie szczycili, wróćcie do Różańca, do szkaplerza, do Godzinek, a wróci dawny obyczaj i dawny dostatek”. Modlitwę różańcową porównuje do harfy: „Taką arfą jest Różaniec - piętnaście strun na niej, bo piętnaście tajemnic, a dźwięki ich mają dziwną moc do ukojenia serca”.

Józef Sebastian kreśli przed nami partyturę i zachęca do jej wykonania: „Lecz niech chlubą twoją i zadaniem życia będzie przyczyniać się według sił do uwielbienia Pana Boga, do uświetnienia Kościoła i ojczyzny, do podniesienia dobra społecznego, do ulżenia nędzy współbraci”. Jako jeden z wielu głosów współbrzmiących w chórze zapewnia Matkę Zbawiciela: „Odtąd, jako wierni poddani, chcemy Twoich i Syna Twego rozkazów pilnie słuchać, w Twoich pałacach co dzień pełnić straże, Twój szkaplerz lub medalik nosić na piersiach, jakby tarczę, Twój różaniec mieć w ręku, jakby miecz, Twoje Imię chować w sercu, jakby hasło wojenne, a tak szerzyć według sił chwałę Bożą i cześć Twoją, by nią brzmiała cała ziemia polska”.

Biskup Pelczar miał wpływ na odnowę liturgii, na kształtowanie nowego spojrzenia na muzykę kościelną zgodnie z duchem czasu. Przez sprawowanie pamiątek zbawczych Pana liturgia ma wymiar szczególnego święta: „Jako święto zaś żyje liturgia blaskiem i dlatego woła o przemieniającą moc sztuki, więcej, jest właściwym miejscem narodzin sztuki” (kard. J. Ratzinger). To wołanie na początku XX wieku podjęte przez biskupa Pelczara nie straciło aktualności. Należałoby uczynić wszystko, aby liturgia w naszych kościołach i kaplicach była przekazem prawdziwego piękna.