Maryjna Pustelnia

Marek Szyperski

publikacja 08.05.2009 07:29

Obok znanych i odwiedzanych Czerwińska, Obór, Skępego, Przasnysza, na terenie diecezji płockiej są również inne sanktuaria, szerzej nieznane, choć otoczone kultem od wieków. Wśród nich jest Pustelnia i obraz Matki Bożej Łopacińskiej.

Maryjna Pustelnia Foto: Marek Szyperski

Asfaltowa wstążka drogi Gąsocin–Ojrzeń, kilkanaście kilometrów na południe od Ciechanowa. W Łopacinie trzeba wypatrywać drewnianego drogowskazu z jednym tylko słowem: Pustelnia. Potem kilka kilometrów żwirówką, wśród pól, łąk, zagajników, porozrzucanych gdzieniegdzie gospodarstw. Skrzyżowanie polnych dróg z białą kapliczką i kolejnym drogowskazem. Jeszcze parę chwil i jesteśmy na miejscu.

– Gdy się jest tam na Mszy świętej, to człowieka dreszcze przechodzą – mówi Marianna Prusik. – To jest takie miejsce, że nie ma słów – dodaje Genowefa Dyoniziak.

Prośba od Maryi
Według legend, opowieści, przekazywanych z pokolenia na pokolenie wspomnień, wszystko zaczęło się pięć wieków temu. W miejscu przyszłej Pustelni osiedlił się pewien człowiek o imieniu Stanisław, któremu wrogowie spalili gospodarstwo i wymordowali całą rodzinę.

„Osamotniony i uprzedzony do życia w gromadzie, postawił na górce w pobliżu olszyny, przez którą płynął strumyk, mały szałas z gałęzi – piszą w wydanej w ubiegłym roku publikacji »Duc in altum – wypłyń na głębię« ks. Roman Godlewski, proboszcz parafii w Łopacinie, i Paweł Wyrzykiewicz. – Uznał on, że nie ma już dla kogo żyć, a tylko całe swe jestestwo oddał w posiadanie Najświętszej Panienki. Przychodził do kościoła w Łopacinie i dotąd się w nim modlił, aż go zamykano. Często wychodził ze swej pustelni do okolicznych mieszkańców, by pomagać ludziom pokrzywdzonym przez los lub zmagania wojenne”.

Wokół swego szałasu Stanisław zbudował Drogę Krzyżową, a nie mogąc zdobyć obrazka z wizerunkiem Matki Boskiej, postanowił wyrzeźbić figurę Maryi. – Może Matka Boska mi pomoże, bo na własne siły nie mam co liczyć. Nigdy nie rzeźbiłem, nawet nie mam na czym się wzorować – myślał podobno. Gdy tak rzeźbił, zapomniał o nadchodzącej zimie. Pewnego dnia ujrzał nad olszyną wielką łunę, po czym w jego chatce zjawiła się piękna kobieca postać. To była Matka Boska. Uśmiechnęła się do Stanisława i poprosiła, by po ukończeniu rzeźby wstawił ją do kapliczki, którą wybuduje nad strumykiem. A wodą z niego uzdrawiał chorych.

Wieści o cudzie rozchodziły się po okolicy i coraz więcej ludzi przybywało do Pustelni. Sięgnijmy znów do książki ks. Romana Godlewskiego i Pawła Wyrzykiewicza: „W Ciechanowie mieszkał malarz – portrecista Jacek Lewandowski, który mając lat trzydzieści osiem utracił wzrok. Żadne leki ni zioła nie przynosiły poprawy”.

Malarz odzyskał wzrok po obmyciu oczu wodą ze strumyka. Został w Pustelni kilka dni i poprosił Stanisława o dokładny opis jego niebiańskiego Gościa. Namalował potem obraz przedstawiający Matkę Boską z Dzieciątkiem na prawym ręku i podpisem „Janua coeli”.
Dla łopacińskiego kościoła obraz chciał kupić właściciel folwarku Maciej Łopacki, ale Jacek Lewandowski oznajmił, że z wdzięczności za odzyskany wzrok ofiaruje wizerunek świątyni za darmo.

Lata cudów
Obraz zawieszono przy głównym ołtarzu. Następnego dnia okazało się, że zniknął. Odnalazł się w Pustelni, w kapliczce, do której, jak twierdzili świadkowie, „zaniosła go pani w białej sukience i jasnoniebieskim płaszczu”. Obraz zaniesiono z powrotem do kościoła w Łopacinie, ale historia znów powtórzyła się kilka razy. Dopiero po przyniesieniu go w uroczystej procesji, całodziennych i całonocnych modłach pozostał w świątyni.

A w Pustelni i łopacińskim kościele miały miejsce kolejne cudowne uzdrowienia. – W czasie wizytacji biskupiej w 1763 roku stwierdzono 40 cudownych uzdrowień za pośrednictwem Matki Boskiej Łopacińskiej. Przed II wojną światową robiono przygotowania do uroczystej koronacji obrazu. Niestety, 17 stycznia 1945 roku drewniany starodawny kościół spłonął wraz z obrazem, podpalony przez Niemców uciekających przed Armią Sowiecką.

Stefan Chojnowski, rolnik i ludowy poeta z pobliskiego Soboklęszcza, przytacza m.in. przykład z 1921 r., gdy w Zielone Świątki trzynastoletnia Cecylia Tobolska z Dąbrowy obmyła niewidzące oczy i odzyskała wzrok. – W 1943 r. partyzanci z okolic zabili żandarma niemieckiego. Niemieccy żołnierze z Bądkowa zabrali w Łopacinie sporą grupę mężczyzn na rozstrzelanie. Już się szykowali do strzału, gdy zebrani na śmierć ludzie krzyknęli: Matko Boska Łopacińska ratuj! Rozbiegli się nagle wokoło. Żołnierze pobiegli za nimi, strzelając, ale nikogo nie zabili. W 1945 r. matka przyniosła do Pustelni niewidomego synka Ryszarda Bolińskiego z Nużewa i tu obmyła mu oczy wodą ze studzienki. Odzyskał wzrok – wylicza ludowy poeta.

Modlą się w Pustelni
Dziś w Pustelni przy kapliczce wierni gromadzą się w każdą niedzielę maja i czerwca na Mszy św. o godz. 16.00. 15 sierpnia w południe odprawiana jest tu Msza św. odpustowa, a 16 października – również w południe – Msza św. dziękczynna za Jana Pawła II. Od roku w maju w Pustelni organizowane są koncerty maryjne.

***

Tadeusz Józefowicz, sołtys Łopacina
– Rzesza ludzi tu przychodzi, zwłaszcza gdy są odprawiane nabożeństwa majowe. Masa ludzi, całe pielgrzymki. Modlą się w różnych intencjach i Pani Łopacińska sprawia cuda: dziewczynka z Bądkowa miała raka, matka modliła się gorąco i dziewczynka wyzdrowiała. To samo było z chłopcem z tej wsi – rak, szpital w Warszawie, modlitwy mamy i babci i chłopiec wyzdrowiał. Ja teraz modlę się do Matki Boskiej o to, by moja żona, która dziewięć miesięcy temu umarła, spotkała się z Panem Bogiem.

Genowefa Dyoniziak
– To jest takie miejsce, że nie ma słów. Miałam mieć operację stawu biodrowego. Czekałam na nią długo i zanosiło się, że jeszcze długo poczekam. Modliłam się w Pustelni, i nagle – jak z nieba – telefon: jest miejsce w szpitalu. Przeszłam operację i chodzę i Matce Boskiej do dziś dnia za to dziękuję. Od dziesiątek lat na pierwsze nabożeństwo majowe chodzę do Pustelni pieszo i w tym roku też pieszo pójdę.