Purpurowe skrzydło Archanioła

Paweł Sawicki

publikacja 29.01.2004 09:03

Na malowidle spod jej szat wystaje czerwony trzewik. Jedna z postaci zagórskiego Zwiastowania też ma czerwona ciżemkę. Tyle, że nie jest to Madonna...

Purpurowe skrzydło Archanioła Łaskami słynący obraz Zwiastowania NMP z kościoła w Zagórzu

Zagórz - niespełna pięciotysięczne miasteczko leżące u wrót Bieszczadów w diecezji Przemyskiej. Główna ulica, przy niej siedziba policji, stacja kolejowa, bary, urząd miasta i gminy. Jak w miasteczku z westernu - mówią złośliwi. Przy drodze z Zagórza do Tarnawy Dolnej stoi barokowy kościół pw. Wniebowzięcia NMP. W nim znajduje się późnogotycki, łaskami słynący obraz Zwiastowania NMP.

Kazimierz Wielki jedzie na Ruś
A wszystko zaczęło się tak: Kazimierz Wielki w czasie wyprawy na Ruś zatrzymał się w okolicy, gdzie dziś znajduje się Zagórz. We śnie ukazała mu się Maryja, obiecująca pomyślność wyprawy. W zamian za to król miał wystawić kaplicę ku czci Bogurodzicy. Nazajutrz władca odnalazł miejsce wskazane przez Maryję i nakazał budowę kaplicy. Po powrocie z wyprawy przysłał do Zagórza malowany na desce obraz Zwiastowania NMP. W archiwum Kurii przemyskiej przechowywany jest odpis pergaminu, który miał być rzekomo przesłany przez króla wraz z obrazem. Tak, według legendy spisanej w XVII wieku, narodził się kult obrazu.

Wielce prawdopodobne, że historia obrazu Zwiastowania z Zagórza mogła być o dużo mniej romantyczna. - W tamtych latach o pożar nie było trudno. Kościoły płonęły bardzo często. Zdarzało się, że po pożodze z wyposażenia świątyni zostawał na przykład tylko jeden z bocznych ołtarzy. Parafianie decydowali, że trafiał on do jakiejś wiejskiej kapliczki, a w świątyni po pożarze powstawał nowy ołtarz. Podobny scenariusz mógł dotyczyć też obrazu z Zagórza - tłumaczy Wiesław Banach, historyk sztuki, dyrektor sanockiego muzeum historycznego.

Kult
Do kaplicy, w której się znajdował obraz, ciągnęły pielgrzymki z okolicy, ale też z Węgier, Czech i Moraw. W 1669 roku do Zagórza przybywa jezuita ojciec Michał Krasuski w pielgrzymce dziękczynnej za uratowanie życia w wojnie siedmiogrodzkiej. W swoich wspomnieniach nazywa Matkę Boską Zagórską „Panią Bieszczadzką, Nadzieją upadających na duchu i Przyjaciółką dla wszystkich”. Zapiski kończy życzeniem: „... by górskie szczyty miłe były w sercu Bogarodzicy, skoro jako Mieszkanka założyła Zagórską Stolicę przy Sarmackich Górach”.

W 1745 roku biskup przemyski Wacław Sieradzki nazywa zagórski obraz „łaskami słynącym”. Poleca też spisywanie ważniejszych cudów. Parafia w Zagórzu powstaje pięć lat później. W tym samym czasie, z wykorzystaniem murów średniowiecznej kaplicy, zostaje wybudowany kościół, w którym obraz znajduje się do dziś. Obraz Zwiastowania zdobiło blisko dwieście wotów. Ponieważ nowo utworzona parafia była biedna, biskup poleca sprzedać wota, a pieniądze przeznaczyć na zakup naczyń liturgicznych.

Prośby duże i małe
Dziś parafia liczy około dwóch i pół tysiąca osób. - Większość to osoby w podeszłym wieku, bo młodzi stąd wyjeżdżają. Dużo jest bezrobotnych. Cieszą się z tego, co mają - mówi ks. Józef Kasiak, obecny proboszcz zagórskiej parafii.

- Wiedziałem o obrazie, ale nie znałem jego historii - mówi proboszcz. - Słyszałem, że jeden z moich poprzedników, ks. Józef Winnicki, chciał doprowadzić do jego koronacji.

Jednym z warunków koronacji jest trwały kult wizerunku. W parafii działa Rycerstwo Niepokalanej, chór, grupa młodzieży. Dwa razy w roku (w uroczystość Zwiastowania NMP i w święto Nawiedzenia NMP) ściągają tu wierni z całej okolicy. Nowożeńcy dostają obrazki z reprodukcją wizerunku Bieszczadzkiej Pani. W pierwszą sobotę każdego miesiąca przed obrazem odprawiane są nabożeństwa połączone z czuwaniami. Prośby do Matki Boskiej Zagórskiej wierni wrzucają do specjalnej puszki w kościele.

- Bardzo dużo jest próśb o zgodę w rodzinie - mówi ks. proboszcz. - Ludzie proszą też o zdrowie, znalezienie pracy, szczęśliwy powrót z zagranicy. Kiedy któryś z moich parafian idzie do szpitala, prosi mnie, abym się modlił za niego przed obrazem.

- Prośby odnoszą skutek?

- Mąż jednej z parafianek strasznie pił. Ona przychodziła na każde nabożeństwo - opowiada ksiądz. - Myślałem, że nic już nie pomoże. Ale widzę poprawę. Teraz pije dużo mniej, a nawet sam zaczął przychodzić do kościoła.

Jedna z parafianek twierdzi, że dzięki wstawiennictwu Matki Boskiej Zagórskiej została wyleczona z guza mózgu. - To oczywiście jej prywatne przekonanie - tłumaczy ks. Kasiak. - Ta kobieta była chora, przeszła operację, pomagali jej lekarze. Ale uważa, że gdyby nie Bieszczadzka Pani, to by nie wyzdrowiała.

Mało gotyku
- Ten obraz przez wieki został tak zniekształcony, że ostateczna forma jest za skromna, aby mówić o dziele sztuki - tak ocenia obraz z Zagórza Wiesław Banach. - Kompozycja jest pozbawiona przestrzeni, postaci zostały przedstawione bez anatomicznej prawidłowości. Malowidło bardziej przypomina sztukę ludową niż średniowieczne malarstwo. Z gotyku niewiele tu zostało.

Jak doszło do takich zniekształceń obrazu? - Wiele lat temu obraz mógł zostać uszkodzony, na przykład spadł w czasie procesji. Któraś z postaci mogła na przykład zostać bez oka. Proboszcz mógł poprosić jakiegoś okolicznego malarza, który nie miał pojęcia o konserwacji, o domalowanie brakującego fragmentu. Malarz uzupełniał braki, ale zrobił to po swojemu. Jedno oko jest więc gotyckie, a drugie - to domalowane - na przykład barokowe - tłumaczy Wiesław Banach.

Brak zgodności obrazu z kanonami gotyckiej sztuki nie przeszkadza wcale Januszowi Szuberowi - poecie z Sanoka. Zwiastowaniu z Zagórza poświęcił jeden ze swoich wierszy - „Oto”. Na biurku poety stoi duża reprodukcja obrazu. Kartki z zagórskim Zwiastowaniem rozsyła do swoich przyjaciół, wydawców i tłumaczy. Nie stara się ukrywać swojej fascynacji wizerunkiem Bieszczadzkiej Pani.

- Gdybym szukał czegoś, co jest klasycznie doskonałe, znalazłbym mnóstwo dzieł - mówi poeta. - Zafascynowała mnie postać pysznego Archanioła Gabriela w stroju niemal arcybiskupim. Jego szaty podtrzymuje paź. No i jego surrealistyczne, czerwone skrzydła. W porównaniu z Bożym posłańcem Maryja wypada skromnie, nie mówiąc o Bogu Ojcu, czy ledwie widocznym Dzieciątku Jezus zstępującym na promieniu ku Maryi.

Szuber poszukiwał podobnych przedstawień archanioła na innych obrazach. Purpurowe skrzydła odnalazł na nielicznych malowidłach włoskich w San Gimignano.

- W zbiorach Uffizi - mówi Szuber - znajduje się obraz Hugo van der Goesa „Trittico Portinari”. Niesamowity! Są tam m.in. z botaniczną dokładnością odmalowane irysy - kosaćce i trzy grupy aniołów adorujących Dzieciątko. Kilka z nich, ubranych w bogate kapy, ma papuzie skrzydła, w tym jeden purpurowe. Obok stoją bardzo proletariaccy, realistyczni pasterze. Nie musimy jednak szukać tak daleko! Tuż za słowacką granicą, w Bardejowie, w bazylice przy ołtarzu Vir dolorum, na malowidłach związanych ze św. Katarzyną mają część skrzydeł z purpurowych piór.

Jest jeszcze coś - czerwony trzewik. Na półce biblioteczki Szubera stoi karta pocztowa z reprodukcją miniatury z XIV w. przedstawiającej Madonnę. Na malowidle spod jej szat wystaje czerwony trzewik. Jedna z postaci zagórskiego Zwiastowania też ma czerwona ciżemkę. Tyle, że nie jest to Madonna, ale właśnie Archanioł.

- To fascynujące - w atrybut przynależny Osobie Matki Bożej został wyposażony Boski posłaniec - mówi Szuber.