Jedni w Chrystusie

Mirosław Jarosz

publikacja 16.01.2009 12:45

Kościół Jezusa Chrystusa istnieje nie inaczej, jak w wielu Kościołach partykularnych. Jest jednością w wielości i zarazem wielością scaloną w jedność.

Jedni w Chrystusie ks. Jan Klucznik

Jest mroźny, zimowy wieczór 7 stycznia 2009. W maleńkiej kaplicy Miłosierdzia Bożego przy rzymskokatolickiej parafii prowadzonej przez ojców pallotynów w Wałbrzychu rozpoczyna się świąteczna liturgia Bożego Narodzenia. To nie pomyłka. Garstka osób zgromadzonych wokół ołtarza to grekokatolicy, którzy pielęgnują tradycję Kościoła wschodniego. Pozostają jednak w pełnej jedności z Kościołem rzymskokatolickim. Greckokatolicka parafia w Wałbrzychu jest jedyną na terenie naszej diecezji świdnickiej, a zarazem najmniejszą parafią w eparchii wrocławsko-gdańskiej.

Niewiedza
18 stycznia rozpoczyna się Tydzień Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan. Z tej okazji również w świdnickiej katedrze, 25 stycznia o godz. 18.00, odbędzie się celebracja ekumeniczna z udziałem przedstawicieli Kościołów siostrzanych. Jan Paweł II podzielenie wśród chrześcijan uznawał za największy problem współczesnego Kościoła. Osobiście czynił wiele starań, by do tej jedności prowadzić. Jednak w przeddzień Tygodnia Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan warto wyjaśnić kilka kwestii związanych z tym zagadnieniem, które dla przeciętnego wiernego są zazwyczaj niejasne.

– Nieraz byłem zapraszany na ekumeniczne modlitwy o jedność chrześcijan jako jedyny przedstawiciel „innego” Kościoła – mówi ks. Jan Klucznik, który jest proboszczem greckokatolickiej parafii w Wałbrzychu. – Oczywiście nigdy nie odmawiam, bo jedność Kościoła to jedna z najważniejszych kwestii. Jednak zaproszenie to powinno trafić do przedstawicieli któregoś z odłączonych Kościołów, prawosławnego czy wspólnot protestanckich. Chociaż zachowujemy odmienną liturgię, nasz Kościół jest katolicki, czyli pozostaje w pełnej jedności z Kościołem powszechnym. Mam świadomość, że nie wszyscy, którzy modlą się o jedność, to rozumieją.

Trudno się jednak dziwić, kiedy niejasności pojawiały się nawet wśród hierarchii kościelnej. W związku z nimi w 2000 roku Kongregacja Nauki Wiary, którą kierował kard. Joseph Ratzinger, wydała specjalną notę o określeniu „Kościoły siostrzane”. Wyrażenie to nabrało dużego znaczenia, w dialogu ekumenicznym, stąd poprawne stosowanie teologiczne tego terminu stało się jeszcze ważniejsze.

Tradycja ojców
– Szkoda, że tych osób coraz mniej tu przychodzi, dziś mamy tu zaledwie 8 osób – mówi ks. Jan Klucznik. – Oczywiście mamy nadzieję na odrodzenie naszego Kościoła, ale są ośrodki, jak tu w Wałbrzychu, gdzie proces asymilacji z Kościołem rzymskokatolickim prawie całkowicie wchłonął naszą wspólnotę. Może ktoś powiedzieć, że jeżeli nic nas nie dzieli i jesteśmy Kościołem katolickim, to po co nam osobna liturgia. Ale o to samo można zapytać, myśląc o tradycji rzymskokatolickiej czy jakiejkolwiek innej. Powinniśmy pielęgnować tradycje naszych ojców i dziadków, bo to nasze prawo i obowiązek. Tak się stało, że chociaż wszyscy jesteśmy takimi samymi bożymi stworzeniami, to każdy ma swój naród, język i tradycję. Nasi biskupi, którzy dążyli do jedności, chcieli jednocześnie, by ta nasza tradycja nie zaginęła. Bo w tej różnorodności można odkryć wiele piękna.

Bożonarodzeniowa Msza święta w wałbrzyskiej kaplicy dobiegła końca. Niewielką grupę wychodzących osób pytam o ich greckokatolicką wspólnotę. – Większość z nas pamięta jeszcze akcję „Wisła”, w wyniku której tu trafiliśmy – mówi Bogdan Rak. – Nasza wspólnota w Wałbrzychu funkcjonuje już od 15 lat, z czego bardzo się cieszymy. Wcześniej musieliśmy dojeżdżać do Wrocławia lub Legnicy. Na początku było nas tu więcej, około 20 osób, jednak stopniowo, wraz z wiekiem, kolejne osoby wykruszały się ze wspólnoty. – My z mężem przyjeżdżamy tu ze Świdnicy – wyjaśnia Janina Rak. – Są tu też ludzie z Wałbrzycha, Boguszowa Gorc, Jedliny Zdroju. – To, że przez wiele lat nie było tu wspólnoty, sprawiło, że młodzi porzucili tradycje ojców i zaczęli chodzić do kościołów rzymskokatolickich – dodaje Irena Karaś. – Dziś niestety młodych już tu z nami nie ma.

Symbolicznie
W Kościołach Wschodnich znaczenie symboli i posługiwanie się nimi jest dużo bardziej rozbudowane niż na Zachodzie. Nie inaczej jest z Bożym Narodzeniem.
– Oczywiście staramy się pielęgnować nasze tradycje, ale prawdę mówiąc, to odchodzą one wraz z kolejnymi ludźmi – mówi Bogdan Rak. – Na pewno taką tradycyjną potrawą na naszym świątecznym stole jest kutia. Sporządza się ją głównie z pszenicy i miodu, są w niej również mak i bakalie. Jest oczywiście także barszcz z uszkami i różne pierogi. – Kutia to symboliczna potrawa – wyjaśnia ks. Jan Klucznik. – Zawarte w niej ziarno pszenicy symbolizuje ciągłe odradzanie się, a miód symbolizuje powodzenie.

Pszenica w okresie świąt pojawiała się w domach nie tylko jako ziarno, ale również w całych snopkach. To one zamiast choinki stały w prawosławnych domach. Pod sufitem wieszano zaś rozmaite ozdoby wykonane ze słomy. Na stole nie brakowało też i innych elementów, jak czosnku – symbolu zdrowia czy soli, uznawanej za znak obfitości. Inną zasadniczą różnicą jest dzielenie się przy wigilijnym stole prosforą zamiast opłatkiem. Prosfora to mała bułeczka na zakwasie używana do Komunii świętej.

Jedność w różności
Sobór Watykański II ukazuje Kościół Jezusa Chrystusa w podwójnej perspektywie. W jednej, dominującej od wieków na Zachodzie, podkreśla się jedność i powszechność Kościoła. W drugiej, bliskiej Wschodowi, kładzie się akcent na wielość i rozmaitość form istnienia jednego Kościoła. Obie perspektywy wzajemnie się uzupełniają, a jedność nie wyklucza pierwiastka pluralizmu w Kościele. – Mam nadzieję, że kiedyś dojdzie do pojednania w całym Kościele – kończy ks. Jan Klucznik – bo jak widać, możemy być razem, nie rezygnując ze swych tożsamości.

***

Dwa płuca Kościoła
Jan Paweł II w wydanej w 1990 roku Konstytucji Apostolskiej „Sacri canones” pisze, że Kościół „zespolony jednym duchem oddycha niejako przy pomocy dwóch płuc, Wschodu i Zachodu, i płonie miłością Chrystusa jakby jednym sercem z dwiema komorami”. Zatem przyjęło się, że jeden powszechny, apostolski Kościół Jezusa Chrystusa złożony jest z 22 partykularnych i autonomicznych Kościołów. Jednym z nich jest Kościół rzymskokatolicki. Natomiast termin Katolickie Kościoły Wschodnie odnosi się do pozostałych 21 Kościołów uznających władzę i autorytet papieża, ale zachowujących własne obrządki liturgiczne, prawa i tradycje.
W Kościele nigdy nie było obrzędowo liturgicznej jedności. Chrześcijanie pierwszych wieków bardziej zwracali uwagę na jedność w wierze i jedność w miłości. O taką też jedność powinniśmy modlić się dziś. Po ukształtowaniu się ośrodków chrześcijaństwa jak Rzym, Aleksandria, Antiochia rozpoczęło się ich oddziaływanie na kształtowanie liturgii. Były one tak różne jak apostołowie, którzy zakładali poszczególne wspólnoty. Do czasu wielkiej schizmy w 1054 r. Kościół Jezusa Chrystusa był katolicki i prawosławny. W pierwotnym znaczeniu słowo prawosławny oznaczało prawdziwą Chrystusową wiarę opartą na Objawieniu, Piśmie Świętym, Tradycji i soborach powszechnych. Natomiast słowo katolicki oznaczało powszechność tej wiary danej dla wszystkich narodów.

Męczennicy za jedność
Wielki podział, jaki dokonał się między Wschodem i Zachodem, nie wynikał z różnic doktrynalnych, jak było to w przypadku protestantów, ale przede wszystkim z ludzkiej żądzy władzy i określenia tego, kto z ludzi jest w Kościele najważniejszy. Było to zatem sprzeniewierzenie się idei jednego Kościoła. Po zerwaniu łączności z biskupem Rzymu Kościół na Wschodzie zaczął być wykorzystywany do poszerzania politycznych wpływów. W jego łonie tworzyły się kolejne podziały. Sytuacja ta niestety trwa aż do dziś.

Wielu ludzi w Kościołach wschodnich nigdy nie pogodziło się z takim przedmiotowym traktowaniem i dążyło do ponownej jedności, nierzadko płacąc za to życiem. Symbolem heroizmu grekokatolików w tej walce była śmierć 13 męczenników w miejscowości Pratulin, którzy oddali życie w obronie jedności i swego obrządku. Jan Paweł II kanonizował ich w 1996 r., w 400. rocznicę Unii Brzeskiej. Ale męczenników za jedność Kościoła nie brakuje i w czasach współczesnych. Dotyczy to zwłaszcza czasów po zakończeniu II wojny światowej. W 1947 r. akcja „Wisła” prawie całkowicie zlikwidowała Ukraińską Cerkiew Greckokatolicką wraz z jej hierarchami.

Aresztowano biskupa przemyskiego Jozafata Kocyłowskiego za niezłomną postawę i wierność Rzymowi. Wkrótce zmarł w obozie pod Kijowem. Jego biskup pomocniczy Hryhorij Łakota, skazany na 10 lat więzienia, zmarł po trzech latach w Workucie. Dokumenty mówią, że swoje domy musiało opuścić około 150 tysięcy osób narodowości ukraińskiej, w większości grekokatolików. Wielu z nich trafiło na Dolny Śląsk. Wobec prześladowań Stolica Apostolska zobowiązała Kościół rzymskokatolicki w Polsce do opieki nad wspólnotą greckokatolicką.