PRZECZYTALIŚMY Grzech i jego drużyna. II liga w Zambii

Wojciech Pelowski (Tekst ukazał się w Dużym Formacie - dodatku do gazety Wyborczej z 26 kwietnia 2005)

publikacja 29.04.2005 09:52

Raz dziennie jedzą, raz dziennie grają, za wygrany mecz dostają jednego dolara. Polski misjonarz chce, żeby i w łóżku mieli jedną partnerkę. Wtedy przeżyją. Porozmawiaj o tym na FORUM :. Tylko się nie zgorszcie - prosi redakcja portalu Wiara.pl.

Na wydeptanej i wypalonej słońcem trawie siedzi kilkunastu zmęczonych treningiem czarnych chłopaków. Ci, dla których nie starczyło butów, opatrują stopy.

- Przypominam, panowie, bez seksu! Energię macie u mnie tracić, w klubie. Bez nonsensów! - kończy trening ojciec Mandevu, brodaty werbista z Pieniężna (mandevu w języku zulu znaczy broda). Rozdaje truskawkowy mleczny napój z kaszą kukurydzianą, po chwili cała drużyna wskakuje na tył pikapa. Brodacz rozwozi ich po domach.

- Ci chorzy nie są - twierdzi. - Chorobę widać od razu, choćby po wyrazie twarzy, po spękanych wargach, bledszej skórze. Do tego prostują im się włosy. Próbują to ukryć, doczepiając warkoczyki... Ale nie da się! Żaden chory nie wytrzyma treningu!

W Livingstone w Zambii nosicielem HIV jest co drugi mieszkaniec miasta.

Daj im prezerwatywy


Kiedy się widzi niską zabudowę maleńkiego centrum Livingstone i niezliczone kartonowe budki na peryferiach z piaszczystymi drogami, trudno uwierzyć, że ledwie kilka kilometrów stąd turyści z całego świata przyjeżdżają oglądać jeden z siedmiu cudów świata. Ekskluzywne hotele przy Wodospadach Wiktorii na Zambezi są jednak ukryte w lesie, za wysokimi murami. Do centrum turyści nie zaglądają.

- Co za ciuliki! Mogły sobie karki połamać. Teraz ja im połamię! - Mandevu krzyczy na dzieciaki, które zrzuciły mu gałąź przed samochód, wchodząc na drzewo.

- No będziecie tak stać jak te ciuliki?! Właźcie! - zaprasza nas do parterowego budynku misji.

Marek Grzech SVD zaraz po biskupie jest najbardziej znanym księdzem w Livingstone. Lokalny Cupiał i ojciec Rydzyk.

- Rydzyka nie znam! - śmieje się Grzech. Oprowadza po swoim wydawnictwie. Oprócz wydawania śpiewników i książeczek do modlitw chce rozwijać media: prowadzić szkołę dziennikarską, drukować gazetę.

- Zawsze to będzie dla nich zajęcie lepsze niż czekanie na cud - twierdzi. Ale na razie nie ma na czym drukować, nie ma na czym uczyć. Pokazuje dwa komputery - w obu padły modemy, ojciec nie ma głowy do techniki. Ma za to klub sportowy. Dziewczyny grają w siatkówkę, w piłkę gra kilkudziesięciu młodych chłopaków. Kilka zespołów w różnych grupach wiekowych. Najstarsi w drugiej lidze walczą o awans do ekstraklasy!

- Do mnie przychodzą najbiedniejsi. Bezrobotni, sieroty. Nie ma mowy, żebym przyjął bogatych. Niech idą grać w Sun Hotelu, tam też jest zespół. I żadnego picia, żadnego ćpania. Chorzy też nie grają, bo nie mogą. Ale generalnie chodzi o to, żeby chorzy nie byli. Jak będą grać i się uczyć, to do czegoś dojdą. Do łóżek im nie zaglądam, ale seks nie prowadzi tu do niczego dobrego - streszcza swoją filozofię.

Więcej na następnej stronie

- Bo jesteś księdzem... - śmieję się. - Daj im prezerwatywy.

- Nonsens!

- Jak to nonsens? Ludzie umierają, zarażają się dookoła, a ty swoje, bo jesteś księdzem!

- Pieprzysz jak ostatni ciulik. Widziałem tu reklamę w telewizji. Nastolatek jedzie na wycieczkę, wchodzi do autobusu. Facet pyta go: "A gdzie twój najlepszy przyjaciel?". Gówniarz wyciąga kondom i zadowolony mówi: "Mam, nigdzie się bez niego nie ruszam; jestem bezpieczny".

- No i co?

- Europa i Ameryka pompują kasę w akcje promujące bezpieczny seks, krzyczą, że rozdają gumy. I co? Promują seks, a tu trzeba zmienić zwyczaje - to, że każdy z każdym. Bo co zrobi biedny Murzynek, któremu z telewizora i z plakatów na ulicy mówi się: "Kochaj się, bądź zdrowy"? Założy gumę raz, dwa, siedem razy, ale zapas za chwilę się skończy. Myślisz, że za ósmym razem powie swojej kolejnej babie, że dziś nic z tego? Myślisz, że pójdzie i kupi? Nie kupi, bo go nie stać. A dziewczynę będzie miał i tak.

Brodacz kończy, jedziemy obejrzeć lokalny szpital.

Jest kiepsko, nie ma lekarstw, ale po całym mieście nie spodziewałem się niczego innego. Skalę epidemii AIDS w Zambii wyobraziłem sobie dopiero, kiedy usłyszałem, że w ubiegłym roku na tę chorobę zmarła większość prezenterów telewizyjnych. Kiedy od lokalnego urzędnika usłyszałem, że brakuje policjantów, dziennikarzy, nauczycieli - wszystkich więcej umiera, niż przychodzi nowych do pracy. Kiedy zobaczyłem wioskę, w której są tylko dzieci i starcy, prawie nie ma pokolenia 30- i 40-latków.

Trudno jednak mówić o wiarygodnych statystykach - w kartotekach zmarłych nie ma HIV. W szpitalu w Livingstone nikt nie umiera na AIDS.

- Tu nie ma AIDS. Jest "smutna choroba". Nikt nie mówi o niej wprost. I wy nie pytajcie o nią nikogo, jak te ciuliki - podkreśla brodacz.

Nie ma czerwonych kartek


- 881 tysięcy kwacha! Czyście powariowali!? - czwartkowy trening zaczyna się nerwowo. Trener CFC Livingstone przywiózł wieści ze stolicy. Zambijski Związek Piłki Nożnej nałożył karę na zespół Mandevu za kilka żółtych i czerwonych kartek.

- Sam prowadzę statystyki i umiem liczyć. Mieliśmy ledwie jedną żółtą! A na związkowym kwicie nie ma żadnej pieczątki. Znów jakiś miejscowy kacyk chce wydrzeć kasę od najbiedniejszych - oburza się ksiądz Grzech. - Za 150 dolców to ja tu przez miesiąc mogę ich wszystkich wyżywić. Pojadę do darmozjadów!

Chłopaki ćwiczą. Starsi grają na pełnowymiarowym boisku, dzieciaki na bosaka kopią szmacianą poklejoną piłkę własnej roboty. Co wieczór schodzi się kilkudziesięciu facetów. Grzech przedstawia najlepszych.

Israel - przyjechał z północy, bo "tam bieda jeszcze większa". Rodzice nie żyją. - Nie pytaj go, na co umarli! - prosi Grzech. Israel ma 23 lata, mieszka ze starszym bratem. W ciągu dnia pilnuje kramiku brata na lokalnym targowisku. Sprzedaje ziemniaki (na sztuki) i kaszę. Dziennie może zarobić równowartość 1-1,5 dolara. Do kościoła nie chodzi.

Bupe - ma dużo szczęścia. Jego rodzice żyją. Ojciec pracuje w miejscowym magistracie i choć od pół roku nie dostał wypłaty, rodzina sobie radzi. Zdolny chłopak. Mandevu posłał go do zaocznego studium turystycznego. Jak skończy, może znajdzie robotę w jednym z hoteli przy wodospadach.

Więcej na następnej stronie

Piercon - ma tylko matkę. I ośmioro rodzeństwa. Od pół roku nie ma gdzie mieszkać - nie mieści się w chatce. Za dzień pracy w supermarkecie dostaje równowartość dolara. Katolik.

Merven - zaczynał jako kapitan drużyny do 17 lat. Grzech szuka pieniędzy na jego studia, chce, żeby pracował w biurze turystycznym. Adwentysta.

Chłopaki niechętnie mówią o sobie.

Merven pyta o Europę, Bupe o hotele w Polsce. Jedzą raz dziennie, zwykle kaszę "mili-mili" (breja z kukurydzy, podobna do naszej kaszy manny).

Kilka razy w tygodniu brodacz coś im przywozi: - Jak mam forsę. No i w sobotę, przed meczem, muszę dać obiad.

Halo, siostrzyczka kupi szybko Pumę


Sobota. Kłopot z butami, kłopot z poprzeczką, kłopot z czasem. A po południu mecz ligowy.

CFC gra na boisku miejscowej szkoły katolickiej. Ale dzieciaki urządziły sobie z bramek plac zabaw - pokrzywione poprzeczki trzeba wyprostować. Powiązane drutami rury nietrudno od siebie odpiąć. Prostujemy, wciskając rurę między dwa drzewa. W porządku. Całość zespawa dyrektor szkoły, poczciwy człowiek, był nawet na kursie menedżerskim w Anglii (za unijne pieniądze - Unia Europejska w okolicy zbudowała też kawał drogi).

Buty. Nikt sam by sobie ich tutaj nie kupił. Po pierwsze, nie ma za co. Po drugie, nie ma co kupić. Butów piłkarskich w Livingstone nie ma. Można je kupić w stolicy, ale są trzy razy droższe niż w Botswanie.

Mandevu zamawia je u zaprzyjaźnionego zgromadzenia sióstr z Botswany: - Halo, siostrzyczka kupi szybko 20 par. Puma mają być, a nie jakieś Adigas czy Jebok. I jakiś dyskont siostrzyczka załatwi, niech powie, że to dla tego białego wariata, co ma drużynę w drugiej lidze, że reklamę będą mieć. Ja przyjadę, odbiorę, ale nie mam kiedy po sklepach chodzić.

Mandevu pojedzie po buty w następnym tygodniu, kilkaset kilometrów. A na co dzień oddaje do szycia, jak dziś. Szewcem CFC Livingstone jest Mutale, który prowadzi swój zakład na ulicy. Każde buty zszywa co najmniej po dziesięć razy.

- Oni nie grają u mnie dla kasy. Zresztą nie mam im z czego płacić. Dostają dolara za wygrany mecz, to wszystko. Ważne, żeby od razu wszystkiego nie rozpieprzyli. Za dolara mogą kupić i pięć słodkich ziemniaków. I spokojnie przeżyć dzień. Przychodzą, bo chcą. Bo widzą, że dwóch już pracuje w hotelu, kilku się uczy. No i druga liga przyciąga. A może będzie pierwsza! - cieszy się brodacz.

Afryka go wciąga. Zwierzęta, serdeczni ludzie, krajobrazy. Mandevu chce zbudować w Livingstone szkołę, chce dać pracę miejscowym, najzdolniejszych wysyłać na zagraniczne studia. Ma już drużynę w drugiej lidze i spory autorytet u ludzi. Potrzebuje kilkunastu biletów lotniczych Lusaka - Warszawa. - Niech zobaczą trochę świata. Niech wiedzą, że muzungu (biały człowiek) potrafi wyciągnąć ich z bagna - mówi.

Chcemy mu pomóc - niech CFC Livingstone zagra w Polsce z naszym drugoligowym zespołem. Albo z naszymi artystami, dziennikarzami. Sami z nimi zagramy!

W sobotę przegrali.

- Sędzia zapamiętał nam, że kiedyś nie podrzuciłem go na mecz. Ale przecież nie mogłem wozić sędziego!

W poniedziałek Mandevu swoje: - Bez nonsensów, panowie!

- Co ty z tym seksem, codziennie im przypominasz? - dopytuję.

- Ciulik jesteś.

Więcej zdjęć z Zambii na www.sakiewicz.pl :.

Porozmawiaj o tym na FORUM :.