publikacja 20.05.2004 10:39
W dzisiejszym społeczeństwie i kulturze zsekularyzowanego Zachodu nie byłoby właściwe wprowadzanie kary śmierci tam, gdzie ją zniesiono. Czasem lepiej nie korzystać z tego, co społeczeństwu prawnie przysługuje.
Vittorio Messori
Nie jest prawdą, jakoby osobliwa postać, zwana Cesare Beccaria, prosiła o zniesienie tej kary. W rozdziale dwudziestym ósmym „Del delitti e delie pene” (Przestępstwa i kary za nie) pisze: „Śmierć obywatela można uznać za konieczną jedynie w dwóch przypadkach...” Przede wszystkim Beccaria odrzuca tortury, a następnie to, co nazywa „łatwą” śmiercią, w takiej formie, w jakiej ją stosowano w jego czasach, ale nie chce jej kategorycznego zniesienia ani też nie uważa jej za niedozwoloną; nawet w niektórych przypadkach uważa ją za „konieczną”. Z drugiej jednak strony alternatywną wersją proponowaną przez Beccarie, mającą na celu wywołanie jak największego leku, miało być, jak on sam to określa, „wieczne niewolnictwo”. Czyli coś, co nie wydaje się korzystne ani dla społeczeństwa, ani dla skazańca.
Fałszywe jest także utrzymywanie opinii, że za karą śmierci byłaby „prawica”, zaś za jej zniesieniem - „lewica”. Istnieją w tym względzie pewne paradoksy, jak choćby ten, że Ludwik XVI zniósł karę śmierci na kilka lat przed Rewolucją Francuską, a ta z kolei przywróciła ją z inicjatywy „lewicy" jakobińskiej, używając jej tak często, że w świadomości ludzi gilotyna i Rewolucja stały się synonimami.
Owi „progresiści” całkiem otwarcie poprosili doktora Guillotina o udoskonalenie swojej maszyny tak, aby z wyrobu rzemieślniczego mogła się stać produktem przemysłowym. W ten sposób powstał mrożący krew w żyłach instrument zdolny obcinać sześćdziesiąt głów równocześnie.
Jakby dla wprowadzenia większego zamieszania wśród
Tercermundystów (sympatyków Trzeciego Świata), którzy korzenie wszelkiego zła upatrują w białym człowieku, tak szybko jak tylko kraje afrykańskie i azjatyckie uzyskały niepodległość, wprowadziły karę śmierci - czasem wykonywaną miejscowymi „tradycyjnymi” sposobami, takimi jak wbijanie na pal, wieszanie, zanurzanie we wrzątku, powolne duszenie itp. - nawet w tych krajach, w których Europejczycy ją znieśli, respektując prawo swojej ojczyzny-matki.
Czy zatem kraje „realnego socjalizmu”, kraje, w których rządzili marksiści i w których w najbardziej gorliwy sposób wykonywano karę śmierci, były krajami pierwszego, drugiego czy trzeciego świata? Nie mamy tutaj na myśli odległych czasów stalinizmu: w pierwszych pięciu latach „pierestrojki” Gorbaczowa, sowieckie trybunały skazały na śmierć ponad dwa tysiące osób, oskarżonych o pospolite przestępstwa.
W związku z legislacją cywilną, problem staje się delikatny dla człowieka patrzącego na karę śmierci z religijnego punktu widzenia. Kościół katolicki, podobnie jak prawosławny i protestancki (wyjąwszy niektóre małe, heretyckie sekty od nich pochodzące), nigdy nie zaprzeczył, że prawna władza ma moc karania śmiercią. Propozycja papieża Innocentego III, potwierdzona na Soborze Laterańskim IV w 1215 roku, według której władza świecka „może bez grzechu nakładać karę śmierci zawsze wtedy, kiedy motywem działania jest sprawiedliwość, a nie gniew czy zemsta, działając roztropnie i bez próby dyskryminacji”, stanowi przedmiot wiary. Ta deklaracja dogmatyczna potwierdza całą wcześniejszą tradycje Kościoła i określa jego postępowanie na przyszłość. Co więcej, do dziś nie została zmodyfikowana żadnym innym uroczystym orzeczeniem Magisterium Kościoła.
Kościół nigdy nie chciał sam wykonywać wyroków śmierci, i to nie tylko w Państwie Kościelnym jako instytucji politycznej, gdzie dobrze znany był zwyczaj przekazywania uporczywych heretyków w ręce „władzy świeckiej”. Kościoły wyrosłe z reformacji postępowały bardziej bezpośrednio i zazwyczaj same wykonywały wydawane przez siebie wyroki śmierci, bez przekazywania skazańca władzy świeckiej w celu wykonania egzekucji. Co więcej, jeśli dla Kościoła katolickiego kat był złem koniecznym, w hierarchii represyjnego „Miasta Chrześcijańskiego” utworzonego w Genewie przez Kalwina, kat był osobistością wysokiej rangi, człowiekiem szanowanym, który nosił tytuł „Sługi Świętej Ewangelii”. I nie brakowało mu pracy: zaledwie w latach 1542-1546 Kalwin skazał na śmierć czterdzieści osób wyłącznie z powodów religijnych.
Ostatnio jednak, jak wiemy, coraz częściej inaczej ocenia się karę śmierci. Mimo iż w sensie dogmatycznym nic się nie zmieniło, to jednak nie tylko teolodzy, ale całe konferencje episkopatów poszły tak daleko, że każdy rodzaj kary śmierci zaczęto uważać za „przeciwny duchowi chrześcijańskiemu” lub „niezgodny z Ewangelią”. Jak zwykle nie brak wierzących wyróżniających się gorliwością; stoją oni niejako ponad tymi polemikami: jedni z nich krytykują „barbarzyński obskurantyzm", drudzy zarzucają Kościołowi „brak wierności Chrystusowi", albowiem tenże Kościół przez dwa tysiące lat nigdy nie uznawał kary śmierci za bezprawną.
To jedna z uprzywilejowanych sytuacji w „strategii wyrzutów sumienia”, o której już wspominaliśmy, pobudzanej przez antychrześcijańską propagandę, liczącą na pomoc entuzjastów ze świata „dojrzałych i wykształconych” katolików. Sprawa jest rzeczywiście bardzo poważna, bo jeśli jakakolwiek egzekucja jest bezprawnie zalegalizowanym morderstwem (jak to dziś deklarują niektórzy teolodzy, a także biskupi), to Kościół przez wiele wieków miałby udział w tym procederze. A wiec wszyscy, którzy poświęcali się niesieniu duchowej pociechy skazanym, jak np. św. Józef Cafasso, byliby jedynie obłudnymi obrońcami niesprawiedliwej przemocy. Co więcej, także księgi Starego i Nowego Testamentu, które zalecają albo przynajmniej nie zabraniają kary śmierci, zostałyby „zaciągnięte na lawę oskarżonych”. Jeśli w tej kwestii rzeczywiście pomyliliśmy się, odpowiedzialny za pomyłki byłby autorytet Kościoła i Pisma Świętego. Trzeba więc przyjrzeć się temu bliżej.
Po Soborze różne środowiska zaczęły sprzeciwiać się temu prawu. Wśród wielu możliwych przykładów mamy „Dizionario di antropologia pastorale” (Słownik antropologii pastoralnej), owoc pracy niemieckojęzycznego Związku Moralistów Katolickich, opublikowany w Niemczech i Austrii w 1975 roku z imprimatur i dzięki patronatowi episkopatu. W pracy tej, która nie odzwierciedla opinii jednego teologa, lecz stanowisko „katolickie” całego stronnictwa, czytamy: „Chrześcijanin nie ma najmniejszego powodu domagać się kary śmierci lub opowiadać się za nią”.
Dokument Komisji Teologicznej Episkopatu Francuskiego z roku 1978 głosił, że kara śmierci jest „sprzeczna z Ewangelią”, chociaż w porywie roztropności redaktorzy dokumentu zatytułowali go „Elementy refleksji”, chociaż do swoich wniosków (przeciwnych Biblii i Tradycji) doszli dzięki wymuszonej grze słów. W podobnie podchwytliwym stylu ukazują się w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie dokumenty „Chuch-intellectuals”, owych „klerykalnych intelektualistów” anonimowo opracowujących dokumenty, które potem biskupi prezentują z własnym podpisem.
W roku 1973 Leandro Rossi, dyrektor „Dizionario de Teologia Morale” (Słownika teologii moralnej) , który także ukazał się z aprobatą kościelną, tak zaczynał przedmowę do hasła „kara śmierci”: „Jest to jeden z typowych tematów naszych czasów, w których role się odwróciły, chociaż może nie na sposób powszechny i ostateczny. Niestety, proces uczulania nań nie zrodził się w środowisku chrześcijańskim, lecz laickim, patrzącym na katolików jako na tych, którzy gubią się w wysiłkach znalezienia dla Ewangelii bardziej humanitarnej orientacji. Stajemy wobec jednego z tych przypadków, w których nie Kościół zaofiarował światu jakiś dar, lecz otrzymał go od świata". Podobne poglądy przybierają formę jeszcze bardziej zdecydowaną wśród reprezentujących je kapłanów, którzy wydają się nieświadomi swej destrukcyjnej działalności. Począwszy od uroczystych orzeczeń Magisterium, poprzez Ojców Kościoła i wielkich teologów, którzy zostali świętymi (jak chociażby św. Tomasz z Akwinu) oraz innych znanych i szanowanych ludzi w całej historii Kościoła, nie tylko w jakimś krótkim okresie, Kościół zawsze i bez wyjątku uważał karę śmierci za słuszną, czyli głosił coś, co według obecnych przekonań miałoby być przestępstwem, zbrodnią i zdradą Ewangelii.
Jak już zauważono: „Jeśli tak się rzeczy mają, to jak bronić Kościoła przed posądzeniami o współudział z szefami rządów odpowiedzialnymi za zamordowanie ogromnej ilości ludzi w egzekucjach, dokonywanych w imię fałszywej «sprawiedliwości»?”.
W praktyce, abstrahując od doktryny, stawia się pytanie: „Jak się zachować słysząc, że kara śmierci zawsze była całkowicie niesprawiedliwa i zbrodnicza, mając jednocześnie na uwadze odpowiedzialność papieży, którzy przez ponad tysiąc lat zachowywali się w swoim państwie zupełnie tak samo jak urzędnicy innych krajów?”.
Kładzie się to cieniem na całej nauce katolickiej: „Jakże można poważnie traktować moralność, która dziś krytykuje jako wielkie przestępstwo, jako sprzeniewierzenie się własnej misji głoszenia Chrystusa to, co jeszcze do wczoraj uważała nie tylko za sprawiedliwość, ale nawet za obowiązek?”.
Wydaje się, że w związku z tym tematem powstał pewien trend teologiczny, wspierany nawet przez niektóre episkopaty (jeśli to ich myśl została wyrażona w dokumentach przygotowanych przez „ekspertów”), którego przedstawiciele nie zdają sobie sprawy, a może - co byłoby jeszcze gorsze - nie przejmują się następstwami, jakie dla masowej wiary mogą mieć takie dywagacje doktrynalne. Równocześnie mamy tutaj do czynienia z paranoicznym fenomenem identyfikowania pewnej dzisiejszej teologii z Pismem Świętym, którym się manipuluje, a nawet zmienia w ten sposób, aby odpowiadało „duchowi” uważanemu dziś za „ducha czasu”, który miałby być zgodny z samym Chrystusem.
Prawda jest taka, że nie trzeba używać zbyt wielu słów, aby udowodnić, że w Starym Testamencie Bóg nie tylko zezwolił na karę śmierci, ale nawet ją nakazał. I to do tego stopnia, że ustalona przez nauczycieli Tora (będąca normatywną wykładnią Pisma) przewidywała karę śmierci za 35 przestępstw: od cudzołóstwa po pogwałcenie szabatu, od bluźnierstwa po odstępstwo czy też sprzeciwienie się (chociażby tylko słowne) rodzicom. Spośród wielu możliwych fragmentów wystarczy przypomnieć werset z Księgi Rodzaju (9,6), w którym Jahwe mówi do Noego: „[Jeśli] kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego, bo człowiek został stworzony na obraz Boga”. Można także zajrzeć do Księgi Liczb, potwierdzającej poszczególne przypadki, w których nie tylko można, ale nawet trzeba zastosować karę śmierci: „Te nakazy powinny być dla was prawem po wszystkie pokolenia i na wszystkich miejscach waszego pobytu” (Lb 35,29). Według prawa izraelskiego, śmierć oskarżonych o pewne przestępstwa była wolą samego Boga, bardziej nawet wypływającą z zasad religijnych niż z troski o użyteczność społeczną. Przykazanie „Nie zabijaj!” z Dekalogu oznacza: „nie zabijaj niesprawiedliwie” i nie odnosi się do oficjalnej kary śmierci, ponieważ jest skierowane do każdej indywidualnej osoby, a nie do kogoś, kto przez prawo został upoważniony do jej wymierzania.
Rozważania te, nawet jeśli wydają się nieco sztywne, dla człowieka wierzącego przedstawiają słowo Boże, to słowo, które obecnie wydaje się bardziej aktualne niż kiedykolwiek, zwłaszcza jeśli chce się je zastąpić tendencjami, o których mówiliśmy już wcześniej. Oczywiście, można zamknąć problem mówiąc, że Nowy Testament przewyższa Stary, ale przecież duch Ewangelii odwołuje się do Prawa Mojżeszowego. Jakże tedy można nie respektować słowa Jezusa Chrystusa, który oświadcza: „Nie przyszedłem znieść Prawa, lecz je wypełnić”, dodając, że „ani jedna jota w Prawie nie przeminie”.
Sam Chrystus nie sprzeciwia się Piłatowi, przypomina mu jedynie, skąd pochodzi jego władza (którą uznaje), kiedy rzymski namiestnik pyta: „Czy nie wiesz, że mam władze uwolnić Ciebie i mam władzę Ciebie ukrzyżować?”. (J 19,10). Według św. Łukasza Pan Jezus nie sprzeciwia się też słowom „dobrego łotra”, któremu ponadto czyni wielkie przyrzeczenie, kiedy ten wyznaje, że zarówno on, jak i drugi łotr „sprawiedliwie cierpimy, ponieważ odbieramy słuszną karę za nasze uczynki”.
„W Dziejach Apostolskich (5,1-11) pierwotna wspólnota chrześcijańska nie odrzuciła natychmiastowej kary śmierci. Kiedy przed św. Piotrem stawili się małżonkowie, Ananiasz i Safira, oskarżeni o nadużycie i kłamstwo przeciwko braciom w wierze, zostali ukarani śmiercią”.
Głównie jednak św. Paweł przyzwolił na ius gladii, tzn. prawo używania miecza przez katów książęcych, których nazwał „sługami Boga karzącymi niegodziwców” i skazującymi ich na śmierć, jeśli to jest konieczne. Nie można też zapominać o trzynastym rozdziale z jego Listu do Rzymian, tak bardzo rozpowszechnionym w innych czasach, a ostatnio pomijanym milczeniem, w którym jest mowa: „A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz” (Rz 13,3-4).
Nie możemy przejść do porządku dziennego nad tymi, jakże oczywistymi, deklaracjami św. Pawła, używającego ważkich argumentów zmierzających do uwolnienia nas od słów przeciwnych Pismu, takich jakie znajdujemy w cytowanym „Dizionario di antropologia pastorale”: „W 13 rozdziale Listu do Rzymian Paweł najpewniej myślał o praktykowaniu ścinania głów wielkim kryminalistom żyjącym w Imperium Rzymskim. W każdym razie tym, co pchnęło go do napisania tych słów było posłuszeństwo wobec prawowitej władzy państwowej...” Jest to zadziwiające i żałosne kuglarstwo. Przez dwa tysiące lat żadnemu z wielkich teologów nie przyszła do głowy taka myśl, zaś biskupi i synody, opierając się na 13 rozdziale Listu do Rzymian, nie przeczyli słuszności kary śmierci orzeczonej przez sąd, ustanowiony mocą prawowitej władzy. Stanowisko Kościoła nie było wiec wynikiem jakiegoś niezrozumiałego impulsu, tym bardziej, że prawo kanoniczne - akceptując jednocześnie słowa św. Pawła - odnosiło określenie irregolarita (nieprawidłowość) (pozbawiające możliwości przyjęcia świeceń kapłańskich) do kata, jego pomocników, a nawet sędziego, który w świetle prawa skazał kogoś na śmierć.
Ten krwawy horror nie tylko nie zapomina o przepisach biblijnych, lecz pamięta także o rozważaniach dotyczących aktualnej sytuacji, którą spróbujemy przedstawić w następnym rozdziale.
W tymże znanym czasopiśmie można było przeczytać coś, co bez wątpienia było prawdziwym „głosem papieża”: „Pisząc to, nie próbujemy udowodnić ani słuszności, ani odpowiedniości, ani relatywnej konieczności kary śmierci, lecz zakładając to, co mądrzy ludzie już powiedzieli, chcemy stwierdzić, że owi mądrzy i szlachetni ludzie, opowiadający się za zachowaniem kary śmierci, w praktyce starają się jej unikać, co łatwo można udowodnić tak przy pomocy słów, jak i czynów”.
„Civilta Cattolica” kontynuuje: „Przy pomocy słów, ponieważ cóż jest zasadniczym celem tych, którzy chcą utrzymać karę śmierci? Oczywiste jest, że chodzi o zmniejszenie, a jeśli to możliwe, całkowite wyeliminowanie zabójców. A wiec, czyż nie idzie o to, aby w rezultacie znieść karę śmierci? Jednak nie dla zabójców, jakby tego chcieli liberałowie, lecz dla zabijanych, a także dla niewinnych ofiar, za które liberałowie nigdy nie chcą czuć się odpowiedzialni. W świetle tego rozumowania oczywisty staje się fakt, że opowiadający się za utrzymaniem kary śmierci wydatnie przyczyniają się do całkowitego jej zniesienia, przede wszystkim wobec niewinnych ofiar, a w następnej - rzecz jasna - kolejności wobec skazańców i kryminalistów”.
Cokolwiek by jednak powiedzieć, wszystkie tego rodzaju opinie są drugorzędne, ponieważ nie rozwiązują zasadniczego problemu chrześcijanina: „Jeśli tylko Bóg jest dawcą życia, to czy jest słuszne, aby jeden człowiek odbierał je drugiemu człowiekowi? Czy istnieje to samo prawo życia dla wszystkich, nawet dla zabójcy, prawo, które nigdy nie może zostać pogwałcone?”.
W rzeczywistości sprzeciwiający się karze śmierci uznają prawo społeczeństwa do zamykania kryminalistów w więzieniach. Rodzi się wiec następne pytanie: skoro Bóg stworzył człowieka jako istotę wolną, czy ktokolwiek może pozbawić go tej wolności? Istnieje prawo do wolności („wrodzone, nienaruszalne i niezbywalne” - jak mówią prawnicy), które gwałcone jest przez sędziego, skazującego człowieka nawet na godzinę przymusowego uwięzienia.
Mówi się jednak, że życie w stosunku do wolności jest wartością nadrzędną. Czy możemy być tego pewni? Najczystsze i najbardziej wrażliwe dusze sprzeciwiają się temu. Jak Dante Alighieri ze swoim słynnym zawołaniem: „Szukam wolności, która tak byłaby przez kogoś ceniona, że mógłby dla niej poświecić życie”.
Podobnie jak trudno jest zrozumieć, dlaczego wszystkie tradycyjne kultury, a więc także i religijne, nie uważały kary śmierci za nienaturalną i niesprawiedliwą, a wiec w konsekwencji nie sprzeciwiały się jej, tak samo trudno jest uciec od spojrzenia na ten problem nie tylko w wymiarach doczesnych. Chodzi oczywiście o pewną perspektywę religijną, chrześcijańską i osobistą.
Jest to perspektywa odróżniająca życie biologiczne, doczesne od życia wiecznego; z jej punktu widzenia niezbywalnym prawem człowieka nie jest zachowanie ciała, lecz zbawienie duszy. Rozróżnia więc między życiem jako końcem i życiem jako środkiem.
Chociaż staramy się unikać długich cytatów, to tym razem wydaje się konieczne przytoczenie jednego z nich, ponieważ każde jego słowo zostało przemyślane w świetle katolickiej wizji, która obecnie wydaje się całkowicie zapomniana. Autorem jest wyjątkowo osamotniony świecki katolik, Szwajcar, Romano Amerio. Jego słowa są następujące:
„Obecnie przeciwnicy kary śmierci opierają się na koncepcji nietykalności osoby jako podmiotu życia ziemskiego, uważając śmiertelne życie za cel sam w sobie, którego nie można zniszczyć bez pogwałcenia przeznaczenia człowieka. Jednakże ten motyw odrzucenia kary śmierci, chociaż wielu uważa go za religijny , w rzeczywistości jest areligijny. Zapomina się bowiem, że religia nie widzi życia jako końca, lecz jako środek służący moralnemu zadaniu, przekraczającemu cały porządek podporządkowanych mu wartości światowych.
Dlatego - kontynuuje Amerio - odebranie życia nie jest równoznaczne z pozbawieniem człowieka transcendentnego celu, dla którego się narodził i który stanowi o jego godności. W odrzuceniu kary śmierci wyczuwa się domniemany sofizmat: chodzi o to, że zabijając kogoś, człowiek, a konkretnie państwo, pozbawia go możliwości zrealizowania się, odbierając mu jego ostatnią funkcje, ostatnią możliwość spełnienia się jako człowieka. Prawda jest akurat odwrotna.
W rzeczywistości bowiem - twierdzi katolicki uczony - oskarżonemu można odebrać życie ziemskie, ale nie cel jego życia. Społeczeństwa przeczące przyszłemu życiu i upatrujące cel ludzkiego życia w szczęściu na tym świecie, muszą odrzucać karę śmierci jako niesprawiedliwą, ponieważ uniemożliwia ona człowiekowi osiągniecie tego szczęścia. Jest to prawdziwy i kompletny paradoks, ponieważ ci, którzy odrzucają karę śmierci, w rzeczywistości działają na korzyść państwa totalitarnego, gdyż przypisują mu większą władzę niż posiada, co więcej, władze najwyższą, co przekreśla ostateczny cel człowieka. Tymczasem z chrześcijańskiego punktu widzenia kara śmierci nie może przeszkodzić ani moralnemu celowi życia człowieka, ani jego godności”.
Wśród wielu innych zadziwiających wypowiedzi, świadczących o utracie poczucia tego, jaka jest prawdziwa myśl katolicka w tej kwestii, autor cytuje słowa znanego współpracownika „l’Osservatore Romano” z 22 stycznia 1977 roku: „Społeczeństwo winno dać przestępcy możliwość oczyszczenia się, odpokutowania winy i naprawienia zła, podczas gdy kara śmierci to uniemożliwia”.
Komentarz Ameria jest jasny: „Tymi słowami nawet watykańskie pismo neguje zadośćuczynne znaczenie kary śmierci. Przeczy pokutnej wartości śmierci, która jest nadrzędna w stosunku do śmiertelnej natury, podobnie jak ma się to z relatywizmem zachodzącym między dobrami ziemskimi a dobrem życia, poświecenie którego usprawiedliwia czyniącego pokutę. Tym bardziej, że pokuta, którą niewinny Chrystus odbył za grzechy człowieka, czyż nie była bezpośrednio złączona ze śmiercią?” Tak wiec „odrzucenie kary śmierci opiera się na negacji jej pokutnej wartości, która z religijnego punktu widzenia jest najważniejsza”.
Istotne jest to, że Tradycja zawsze widziała w skazańcu pewnego kandydata do raju, jeśli tylko dobrowolnie pojednał się z Bogiem i zaakceptował karę jako pokutę za winę. Dodatkowo jeszcze poucza nas św. Tomasz z Akwinu: „Śmierć, jako kara nałożona za dokonane przestępstwa, usuwa kary, jakie trzeba by ponieść w przyszłym życiu. Naturalna śmierć - przeciwnie - nie ma tej mocy”. I chociaż może się to wydawać dziwne, wielu skazanych prosiło o egzekucję jako o coś, do czego mieli własne prawo. W ten sposób skruszony skazaniec, zaopatrzony sakramentami stawał się „świętym”, i to do tego stopnia, że lud domagał się jego relikwii. Nawet powstało przysłowie, cytowane przez Civilta Cattolica: „Na stu powieszonych, jeden potępiony”.
Oczywiście, są to tylko „religijne” rozważania na temat, w którym nawet wierzący przybierają postawę typową dla oświeconych i powierzchownych laików. Na koniec można jeszcze dodać coś dla uzupełnienia racji Kościoła, który jest odpowiedzialny za depozyt Pisma Świętego i Tradycji. Na przykład, w biblijnej, Pawłowej myśli społeczeństwo rozumiane jest nie jako suma członków, lecz jako jeden żywy organizm, który uznaje prawo do pozbycia się jakiegoś swojego członka, uznanego za szkodliwy dla całego organizmu. W sumie wiec chodzi o koncepcje usprawiedliwionej obrony, której każda indywidualna osoba ma prawo oczekiwać zarówno od jednostek, jak i od całego ciała społecznego. I tym samym o koncepcje odnowienia porządku sprawiedliwości i osłabionej moralności.
Z perspektywy naszej wiary, jak i według nauki Kościoła, kara śmierci jest dopuszczalna. Można jednak postawić pytanie, czy jest stosowna? I znów najlepiej tłumaczy nam tendencje odrzucenia kary śmierci w naszych czasach Romano Amerio: „Kara śmierci wydaje się barbarzyństwem dla środowiska areligijnego, które żyjąc tylko doczesnością, nie uznaje możliwości pozbawiania człowieka życia, stanowiącego dla niego główne dobro”.
Zatem „nie” wobec kary śmierci nie może być motywowane wiarą, lecz niewiarą, pokładającą swoje nadzieje tylko w życiu doczesnym.
(Fragment książki "Czarne karty Kościoła" wydanej przez Księgarnię św. Jacka)
Spróbujmy stworzyć prostą konstrukcję logiczną. Zbrodnie dzielą się zasadniczo na dwa rodzaje: te zaplanowane i popełnione w afekcie. Jeśli ktoś na skutek awantury czy środków odurzających decyduje się na zadanie śmiertelnego ciosu, to w takiej sytuacji nie ma czasu na refleksję o ewentualnej karze. Ten mechanizm dotyczy także zwyrodnialców zabijających bez racjonalnych powodów. Natomiast jeśli zbrodnia jest misternie zaplanowana, zabójcy musi towarzyszyć wielka determinacja. Skoro z taką desperacją podchodzi do swoich negatywnych emocji, żadna refleksja o karze nie wchodzi w grę. Liczy się tylko nienawiść, chęć zemsty, lub możliwość osiągnięcia określonych korzyści. Racjonalne wnioskowanie jest w takiej sytuacji niemożliwe.
Z drugiej strony, „uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby, za wspólne dobro rodziny lub państwa”44. Zdarza się niestety, że konieczność odebrania napastnikowi możliwości szkodzenia prowadzi czasem do pozbawienia go życia. W takim przypadku spowodowanie śmierci należy przypisać samemu napastnikowi, który naraził się na nią swoim działaniem, także w sytuacji, kiedy nie ponosi moralnej odpowiedzialności ze względu na brak posługiwania się rozumem.
W tej perspektywie należy też rozpatrywać problem kary śmierci. Zarówno w Kościele, jak i w społeczności cywilnej oraz powszechnej zgłasza się postulat jak najbardziej ograniczonego jej stosowania albo wręcz całkowitego zniesienia. Problem ten należy umieścić w kontekście sprawiedliwości karnej, która winna coraz bardziej odpowiadać godności człowieka, a tym samym — w ostatecznej analizie — zamysłowi Boga względem człowieka i społeczeństwa. Istotnie, kara wymierzana przez społeczeństwo ma przede wszystkim na celu „naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie”. Władza publiczna powinna przeciwdziałać naruszaniu praw osobowych i społecznych, wymierzając sprawcy odpowiednią do przestępstwa karę, jako warunek odzyskania prawa do korzystania z własnej wolności. W ten sposób władza osiąga także cel, jakim jest obrona ładu publicznego i bezpieczeństwa osób, a dla samego przestępcy kara stanowi bodziec i pomoc do poprawy oraz wynagrodzenia za winy.
Jest oczywiste, że aby osiągnąć wszystkie te cele, wymiar i jakość kary powinny być dokładnie rozważone i ocenione, i nie powinny sięgać do najwyższego wymiaru, czyli do odebrania życia przestępcy, poza przypadkami absolutnej konieczności, to znaczy gdy nie ma innych sposobów obrony społeczeństwa. Dzisiaj jednak, dzięki coraz lepszej organizacji instytucji penitencjarnych, takie przypadki są bardzo rzadkie, a być może już nie zdarzają się wcale.
W każdym razie pozostaje w mocy zasada wskazana przez nowy Katechizm Kościoła Katolickiego: „Jeśli środki bezkrwawe wystarczają do obrony życia ludzkiego przed napastnikiem i do ochrony porządku publicznego oraz bezpieczeństwa osób, władza powinna stosować te środki, gdyż są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej”.
Jeśli tak wielką uwagę zwraca się na szacunek dla każdego życia, nawet dla życia przestępcy i niesprawiedliwego napastnika, to przykazanie „nie zabijaj” ma wartość absolutną w odniesieniu do osoby niewinnej, i to tym bardziej wówczas, gdy jest to człowiek słaby i bezbronny, który jedynie w absolutnej mocy Bożego przykazania znajduje radykalną obronę przed samowolą i przemocą innych.
Istotnie, absolutna nienaruszalność niewinnego życia ludzkiego jest prawdą moralną bezpośrednio wynikającą z nauczania Pisma Świętego, niezmiennie uznawaną przez Tradycję Kościoła i jednomyślnie głoszoną przez jego Magisterium. Ta jednomyślność jest oczywistym owocem owego „nadprzyrodzonego zmysłu wiary”, wzbudzonego i umacnianego przez Ducha Świętego, który chroni od błędu Lud Boży, gdy „ujawnia on swą powszechną zgodność w sprawach wiary i obyczajów”.
Wobec stopniowego zacierania się w sumieniach i w społeczeństwie świadomości, że bezpośrednie odebranie życia jakiejkolwiek niewinnej ludzkiej istocie, zwłaszcza na początku i na końcu jej egzystencji, jest absolutnym i ciężkim wykroczeniem moralnym, Magisterium Kościoła nasiliło swoje wystąpienia w obronie świętości i nienaruszalności życia ludzkiego. Z Magisterium papieskim, które szczególnie często powracało do tego zagadnienia, było zawsze złączone nauczanie biskupów, zawarte w licznych i obszernych dokumentach doktrynalnych i duszpasterskich, ogłaszanych zarówno przez Konferencje Episkopatów, jak i przez poszczególnych biskupów. Również Sobór Watykański II poświęcił tej sprawie zwięzłą, ale stanowczą i jednoznaczną wypowiedź.
Dlatego mocą Chrystusowej władzy udzielonej Piotrowi i jego Następcom, w komunii z biskupami Kościoła Katolickiego, potwierdzam, że bezpośrednie i umyślne zabójstwo niewinnej istoty ludzkiej jest zawsze aktem głęboko niemoralnym. Doktryna ta, oparta na owym niepisanym prawie, które każdy człowiek dzięki światłu rozumu znajduje we własnym sercu (por. Rz 2, 14-15), jest potwierdzona w Piśmie Świętym, przekazana przez Tradycję Kościoła oraz nauczana przez Magisterium zwyczajne i powszechne.
Świadoma i dobrowolna decyzja pozbawienia życia niewinnej istoty ludzkiej jest zawsze złem z moralnego punktu widzenia i nigdy nie może być dozwolona ani jako cel, ani jako środek do dobrego celu. Jest to bowiem akt poważnego nieposłuszeństwa wobec prawa moralnego, co więcej, wobec samego Boga, jego twórcy i gwaranta; jest to akt sprzeczny z fundamentalnymi cnotami sprawiedliwości i miłości. „Nic i nikt nie może dać prawa do zabicia niewinnej istoty ludzkiej, czy to jest embrion czy płód, dziecko czy dorosły, człowiek stary, nieuleczalnie chory czy umierający. Ponadto nikt nie może się domagać, aby popełniono ten akt zabójstwa wobec niego samego lub wobec innej osoby powierzonej jego pieczy, nie może też bezpośrednio ani pośrednio wyrazić na to zgody. Żadna władza nie ma prawa do tego zmuszać ani na to przyzwalać”.
Pod względem prawa do życia każda niewinna istota ludzka jest absolutnie równa wszystkim innym. Ta równość stanowi podstawę wszelkich autentycznych relacji społecznych, które rzeczywiście zasługują na to miano tylko wówczas, gdy są oparte na prawdzie i na sprawiedliwości, uznając i broniąc każdego człowieka jako osoby, a nie jako rzeczy, którą można rozporządzać. Wobec normy moralnej, która zabrania bezpośredniego zabójstwa niewinnej istoty ludzkiej, „nie ma dla nikogo żadnych przywilejów ani wyjątków. Nie ma żadnego znaczenia, czy ktoś jest władcą świata, czy ostatnim «nędzarzem» na tej ziemi: wobec wymogów moralnych jesteśmy wszyscy absolutnie równi”.
(encyklika "Evangelium vitae")
Żyjemy w czasach dużego zamętu i wysokiej przestępczości, co odbiera poczucie bezpieczeństwa i budzi strach. Pociąga to określone zmiany w opinii publicznej, ale to nie może być wyznacznikiem dla oceny takiego zjawiska jak kara śmierci. Kościół musi obstawać przy nauczaniu, które jest ponadczasowe i nie zależy od koniunktury. Musi respektować postulat szacunku do wartości najwyższej, jaką jest ludzkie życie
Abp Damian Zimoń: to nie może być odwet społeczeństwa
Stanowisko Kościoła na temat kary śmierci jest jednoznaczne - wystarczy zajrzeć do Katechizmu Kościoła Katolickiego. Wyraźnie jest w nim powiedziane, że Kościół nie aprobuje kary śmierci, a w wielu wypowiedziach ludzi Kościoła skierowana jest prośba, aby została zlikwidowana. Uważam, że istnieją sposoby, aby wyizolować od społeczeństwa jednostki aspołeczne lub zdemoralizowane.
Stanowisko to wpisuje się w cały ciąg nauczania, dotyczący szacunku dla ludzkiego życia od początku aż do naturalnej śmierci i potrzebę respektowania ludzkiej godności. Dlatego Kościół sprzeciwia się aborcji, eutanazji, a także karze śmierci. To stanowisko jest efektem wspólnych wartości, które uznaje się za święte. Kara ta nie może być odwetem społeczeństwa.
Abp Józef Życiński: uniknąć desperackiego tragizmu
W wizji człowieka i kultury, którą ukazuje Jan Paweł II, szacunek dla ludzkiego życia jest tak wielki, że stosowana niektórych krajach o odmiennej tradycji kara śmierci jest traktowana jako akt tragiczny i desperacki. Uważam, że w polskich warunkach nie ma uzasadnionych racji, by nawiązywać do tego desperackiego tragizmu. Istnieje wiele innych metod, które mogą okazać się równie skuteczne.
Znam pewnego polityka, który przychodził do swojego biskupa (w tym wypadku: arcybiskupa) sugerując, żeby opracować list pasterski na temat przywrócenia kary śmierci. Arcybiskup odpowiedział, że przecież to jest dokładnie coś przeciwnego niż mówi Ojciec Święty. "Coś podobnego, nie wiedziałem!" - padła odpowiedź.
Okazuje się, że politycy "zasłużeni" w dziedzinie przywracania kary śmierci nie wiedzą jakie jest stanowisko papieskie. Znacznie łatwiej jest się na nie powoływać niż nim żyć. Jestem przekonany, że spośród tych 77 proc. zwolenników kary śmierci dużo osób nie interesowało się opinią Ojca Świętego na ten temat.
KAI
(22.10.2004)