Polski katolicyzm dzisiaj

Philip Earl Steele

publikacja 05.12.2002 13:01

Co stało się z Kościołem w postkomunistycznej Polsce? Pierwsze, na co należy zwrócić uwagę to fakt, że Kościół katolicki w III Rzeczpospolitej nie jest monolitem, ponieważ współczesny polski katolicyzm, ze względu na swój rozmiar i zasięg, odzwierciedla polskie społeczeństwo w całym jego zróżnicowaniu.

Chociaż zbitka Polak - katolik nie jest do końca trafna, jest na tyle uzasadniona, by powiedzieć o jej krytykach, że protestują zbyt głośno.

Latem 1980 roku, tuż po skończeniu swojego historiograficznego arcydzieła "Boże Igrzysko. Historia Polski", brytyjski profesor Norman Davies był na południu Europy, gdy przypadkiem zobaczył relację w telewizyjnych wiadomościach o odbywającym się gdzieś strajku. Reportaż nie przykuł jego uwagi – przecież strajki rzadko bywają fascynujące. Lecz gdy uczony ujrzał tłum strajkujących robotników padających nagle na kolana we wspólnej modlitwie od razu wiedział, że ten strajk może odbywać się tylko w jednym, jedynym kraju – w Polsce.
Tak w Gdańsku narodziła się Solidarność.

Abstrahując od anegdot - stwierdzenie iż Polska, ojczyzna papieża Jana Pawła II, jest najbardziej katolickim krajem na ziemi, jest całkowicie uzasadnione. Niemal 19 na 20 Polaków jest katolikami. Ponadto według najnowszych badań wprost zdumiewający odsetek społeczeństwa - aż 58% - uczęszcza na Mszę świętą przynajmniej raz w tygodniu. Taki poziom religijności w chrześcijańskim świecie można porównać jedynie z tym w Irlandii i Stanach Zjednoczonych.

W Polsce mieszkam od dziesięciu lat. Przez te lata Polska dzielnie wdrażała dramatyczne i nieskończenie złożone przekształcenia, zarówno wewnętrzne, jak i dotyczące stosunków z zagranicą. Rozpaczliwie biedny i odizolowany postkomunistyczny kraj, do którego przybyłem na początku roku 1990, jest obecnie wzorcem systemowego, gospodarczego przeobrażenia, nie tylko dla Europy Środkowej i Wschodniej, ale i dla całego świata. Polska jest dziś członkiem elitarnej OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju), oraz znajduje się na dobrej drodze do przyłączenia się do daleko bardziej elitarnej Unii Europejskiej. Równolegle we wczesnych latach dziewięćdziesiątych Układ Warszawski został rozwiązany, Armia Radziecka wróciła do domu, a w marcu 1999 roku Polska została członkiem NATO. W istocie, Polska prędko staje się regionalnym mocarstwem i głośno mówi się o jej czołowej roli w "promowaniu stabilności i bezpieczeństwa", szczególnie w odniesieniu do Państw Bałtyckich, Ukrainy oraz południowo-wschodniej Europy.

W ciągu ostatniego dziesięciolecia byłem uważnym obserwatorem wielu przemian, oczywiście i tych dotyczących katolicyzmu. Jednak jego zasięg w Polsce jest tak ogromny, że trudno oddać to słowami. Już samo zastanawianie się nad opisem polskiego katolicyzmu sprawia, że jestem od razu otoczony ogromną i chaotyczną galerią obrazów i skojarzeń. W gruncie rzeczy myślę, że to właśnie najodpowiedniejszy sposób na rozpoczęcie krótkiego opisu dominującej w Polsce wiary...
Ich młodość, młodość księży i zakonnic, których spotyka się na każdym kroku, każdego dnia. Młodsi o całe pokolenie - 20 lat! - od duchownych po drugiej stronie Odry, w Niemczech. Wieczorne wiadomości w telewizji, w których nigdy nie zabraknie choćby migawki z jakiegoś wydarzenia z napiętego papieskiego kalendarza. Można być pewnym, że w dzienniku pojawi się też choćby parę słów papieża do rodaków – tych zgromadzonych na placu św. Piotra lub gdzie indziej – w ich wspólnym, "prywatnym" – chciałoby się powiedzieć – języku, polskim. Świętowanie nie urodzin, lecz imienin - wywodzących się z katolickiego kalendarza świętych - którym zawsze towarzyszy gromki chór intonujący "sto lat!". Rodziny, razem podążające w Wielką Sobotę do swoich parafialnych kościołów, niosące niewielki wiklinowy koszyk, w którym umieszczono kawałek chleba, ugotowane jajko, trochę wędliny i szczyptę soli. Pokarmy te zostaną poświęcone przez księdza, zaniesione z powrotem do domu i postawione na wielkanocnym stole. Rankiem następnego dnia rodzina podzieli się święconkami przed śniadaniem.

Inne wspomnienia to:
Wielki Piątek roku 1990 - moje pierwsze święta Wielkiej Nocy w Polsce - w warszawskim kościele pod wezwaniem św. Jakuba. Po nabożeństwie parafianie skierowali się ku tylnemu wyjściu, wcześniej uroczyście podchodząc do grobu Chrystusa, gdzie Jego postać leżała na polskiej fladze; pełna entuzjazmu siostra Mariola, prowadząca w sobotni ranek katolicki program dla dzieci zatytułowany "Ziarno", który oglądam z moją prawie pięcioletnią córeczką i trzyletnim synkiem; moja koleżanka Zosia, z którą dzielę pokój na Uniwersytecie. Ona to zasiała we mnie niejedno "ziarno", podrzucając w biegu na moje biurko kolejną niespodziewaną przesyłkę w postaci czasopisma czy artykułu, który wycięła dla mnie z katolickiej prasy; szczęśliwy traf "uwięzienia" na Jasnej Górze, gdzie bezpieczny w klasztorze paulinów znajduje się najświętszy obraz w Polsce – Czarna Madonna. Moja żona Gosia, Polka i katoliczka, chciała pojechać tam w czasie swojej pierwszej ciąży. Lecz nasze prywatne plany najwyraźniej zbiegły się z planami niezliczonej rzeszy innych pielgrzymów i wkrótce zostaliśmy wypchnięci przed sam ołtarz, gdzie staliśmy w tłoku przez około godzinę dokładnie na wprost Czarnej Madonny – był to czas "przymusowej" zadumy. Myślę, że Gosia dostąpiła błogosławieństwa, którego pragnęła.

Usunięcie katolicyzmu czy też katolickiej tradycji z życia Polaków byłoby równoznaczne z odebraniem im duszy. Tak wiele z tego, co najistotniejsze w polskości, jest związane z katolicką tradycją i wiarą. Za najcenniejszą i najbardziej wyjątkową polską tradycję uznałbym pewnie zwyczaj dzielenia się opłatkiem, najpiękniejszy obrządek, jaki kiedykolwiek widziałem...

W Wigilię, gdy Polacy zbiorą się w gronie swych bliskich, powtarzają to, co miało miejsce tego dnia wcześniej, w pracy. Każdy trzyma cienki, biały opłatek przaśnego ciasta. Następnie wszyscy podchodzą kolejno do siebie podając sobie trzymany w ręku opłatek. Po kolei w parach odłamują niewielki kawałek opłatka i spożywają go, składając sobie nawzajem serdeczne życzenia. Pozornie życzenia te mogą wydać się schematyczne - na ogół brzmią "zdrowia, szczęścia, pomyślności" – ale świadczy to tylko o tym, że są one głęboko zakorzenioną polską tradycją. Poza tym odrobina własnej inwencji w życzeniach rozwiewa wszelkie wrażenie przymusu czy recytowania ich z pamięci. Dzielenie się opłatkiem to chwila, w której przejmująco dostrzegamy człowieka w drugiej osobie, chwila, w której się zapomina o wszelkich urazach czy spięciach, w której życzy się bliźniemu radości. Można wtedy poczuć prawdziwą życzliwość płynącą prosto z serc.
Kolejnym obrazem, który koniecznie trzeba przywołać, aby pomóc w zrozumieniu polskiego katolicyzmu, jest obraz ogromnej miłości milionów Polaków do papieża Jana Pawła II, "ich" Karola Wojtyły z podgórskich Wadowic. Wydaje mi się niezaprzeczalne, że nigdy nie było kogoś takiego jak papież w historii naszego kraju. Jeżeli istnieje choć nikłe podobieństwo do któregoś z bohaterów naszego panteonu, takiego uwielbienia dostąpił on z pewnością dopiero po śmierci. W przypadku papieża rzecz ma się zatem zupełnie inaczej. Zaiste, trudno byłoby przecenić znaczenie, jakie ma On dla Polaków. Jest jednocześnie ich ukochanym królem, moralnym wzorcem i orędownikiem ich Sprawy.

Można by dodać, iż Polacy mają zwyczaj postrzegania papieża jako spełnienie przepowiedni, którą znajdujemy w ich dziewiętnastowiecznej literaturze romantycznej – najbardziej cenionym polskim okresie literackim. Oczywiście – wszystko to z przymrużeniem oka. Ale słowa wieszcza Juliusza Słowackiego istotnie intrygują, gdy przepowiada on "nadejście słowiańskiego papieża, przyjaciela ludu". Co ważniejsze, skojarzenie to tak zgrabnie wkomponuje się w osnowę, w której przeplatają się nitki duchowego dziedzictwa Polaków. A jest wiele takich nitek, kształtujących polską tożsamość. Wystarczy wspomnieć, że to nie w żaden inny dzień, ale właśnie 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, na tej ziemi, gdzie kult maryjny jest tak żywy, pod Warszawą w 1920 roku Wojsko Polskie cudem powstrzymało, a następnie zmusiło do odwrotu niezwyciężoną – zdawałoby się – armię bolszewików napierających na Zachód.
Mimo iż papież Jan Paweł II spotyka się z gorącym przyjęciem wszędzie dokąd się udaje, uważam, że miałem wyjątkowe szczęście, ponieważ kilkakrotnie widziałem zachwyt i euforię, która ogarnia cały naród, gdy papież przybywa do swojego ojczystego kraju. To jeden z elementów wyjątkowej magii Polski.

Dzieje chrześcijaństwa w Polsce sięgają ponad tysiąc lat wstecz - aż do chrztu Mieszka I w roku 966 na małej wyspie na jeziorze Lednica nieopodal Gniezna. Nawet polskie podręczniki do historii powszechnej X wieku oraz wczesnych lat wieku następnego przedstawiają rozpowszechnianie się katolicyzmu jako zjawisko nieuchronne, zjawisko zachodzące pod wpływem siły odśrodkowej rzekomych pan-europejskich wydarzeń. Tak czy inaczej, powody "przyjęcia chrztu" przez którykolwiek dwór królewski były indywidualne. W przypadku nawrócenia pogańskiego władcy Mieszka I, decyzja wydaje się aktem wiary. Od tamtej pory Polska nieprzerwanie należy do zachodniego chrześcijaństwa.
Oczywiście społeczeństwo polskie nie zawsze było tak całkowicie katolickie, a zanim nadeszła zagłada Żydów i uzgodnione przez zwycięskie mocarstwa po II wojnie światowej przesiedlenia ludności – nie było ono również tak jednolite etnicznie. Szczególnie od XIV wieku wspólnota żydowska w Polsce stale się powiększała. Jednocześnie, z powodu ekspansji państwa na wschód, w Polsce wzrosła także liczba wyznawców prawosławia. Niemniej katolicyzm pozostawał religią dominującą. Jako przykład tego, w 1386 roku, polski dwór odegrał ważną rolę w nawróceniu na katolicyzm Jagiełły, Wielkiego Księcia Litewskiego, który zgodził się na warunki poślubienia młodej królowej Jadwigi - świętej Jadwigi od 1997 roku - i przyjął chrzest. Dziś około 80% Litwinów to katolicy.

Również i Reformacja miała na Polskę silny wpływ – choć nie "zaraziła" jej wojnami religijnymi, toczącymi się w szesnastowiecznej Europie. To szczęście Polska zawdzięcza w dużej mierze mądrości swego króla, Zygmunta II Augusta, który, wbrew duchowi swoich czasów i ich naczelnej zasadzie: "cuius regio, eius religio" (czyja władza, tego religia), wypowiedział słynne "Nie jestem królem waszych sumień". Co więcej, nie tylko niemieckojęzyczni mieszkańcy polskich miast przeszli wtedy na luteranizm lub kalwinizm, ale także spora część polskiej szlachty. Istotnie, w latach 1549-1564 Sejm był zdominowany przez protestancką większość. Ówczesny poseł, a zarazem ojciec polskiej literatury - Mikołaj Rej - sam był protestantem. Lecz pomimo wysiłków najwybitniejszego polskiego reformatora, Jana Łaskiego (czasem nazywanego w języku angielskim John'em O'Lasco), który zasłynął także w Niemczech i Anglii, wypracowanie wspólnego wyznania wiary dla licznych zborów protestanckich okazało się niewykonalne. Kontrreformacja rychło i dostatecznie ich wchonęła. Dziś wszystkie wyznania protestanckie w Polsce skupiają w przybliżeniu 150.000 osób, co stanowi cztery dziesiąte procenta polskiego społeczeństwa, liczącego 40 milionów. Jednym z bardziej znanych protestantów jest solidarnościowy premier Polski od 1997 roku Jerzy Buzek, luteranin, który udziela wyraźnego wsparcia polskiej protestanckiej mniejszości, czego przykładem był jego udział w obchodach pięćsetnej rocznicy urodzin Jana Łaskiego, które odbyły się w ubiegłym roku.

Sam fakt istnienia katolicyzmu w dzisiejszej Polsce jest nie lada osiągnięciem. Podczas okupacji Polski zamordowano blisko 3000 zakonnic, księży i mnichów. Podobnie czasy stalinowskie nie sprzyjały wyznawcom jakiejkolwiek religii. I tu znów odwołam się do "fresków", aby przybliżać obraz katolicyzmu w epoce komunizmu.

W ciągu pierwszego roku po zakończeniu II wojny światowej, gdy w poprzek kontynentu opadała żelazna kurtyna, ponad 4 miliony Polaków (w społeczeństwie liczącym wtedy 24 miliony) odbyły pielgrzymki na Jasną Górę; nawet wówczas, gdy żył Stalin, katolicyzm był w Polsce kultywowany przez rzesze ludzi, kler, świeckich intelektualistów (szczególnie poprzez ich publikacje), a przewodzony był przez niezłomnego kardynała Wyszyńskiego, który, mimo iż był najmłodszym członkiem episkopatu polskiego, został w 1948 roku mianowany prymasem Polski. Wyszyński zdecydował, że jeżeli katolicyzm miał przetrwać w komunistycznej Polsce, trzeba było oprzeć przyszłość Kościoła na ludowej pobożności. Skutki tej strategii sięgają aż do dnia dzisiejszego i pomagają wyjaśnić nadal ogromną siłę ludowej pobożności we współczesnej Polsce; o deprawacji polskich komunistów świadczy fakt, iż najgorszy okres stalinizmu w Polsce miał miejsce w latach 1953-1956 - po śmierci Stalina. Aresztowano wtedy kardynała Wyszyńskiego, wstrzymano publikację katolickich gazet i czasopism...

Lecz po "odwilży" października 1956 roku, życie religijne mogło się odnowić – uwolniono Wyszyńskiego, wznowiono wydawanie katolickiej prasy, a świecko-intelektualny ruch "Znak" poczynił ogromny krok naprzód, gdy władze komunistyczne pozwoliły wybrać do Sejmu ściśle określoną liczbę jego przedstawicieli. Założyli oni własny klub sejmowy. Był to jeden ze sposobów upowszechniania ich bardziej intelektualnego i otwartego katolicyzmu. Oczywiście i II Sobór Watykański mocno wpłynął na katolickie życie i religijność w Polsce. Pierwsze znaczące owoce reformy Kościoła w Polsce pojawiły się w 1965 roku, kiedy to biskupi polscy zwrócili się do biskupów niemieckich słowami, które wciąż brzmią w uszach: "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie".

Potem nadszedł październik 1978 roku, gdy kardynał Wojtyła został papieżem Janem Pawłem II i zaklinał wszystkich słuchających Go – zapewne nikt nie słuchał w większym skupieniu, niż ci na północy, w Polsce – "Nie lękajcie się!". Niecały rok później, w czerwcu, papież był w swoim kraju – kraju z załamującą się gospodarką, upadłą ideologią, społecznymi nastrojami w punkcie wrzenia. I ta niezapomniana scena z Mszy na otwartym powietrzu w Warszawie na dzisiejszym placu Piłsudskiego - papież stojący ponad tłumem, jak gdyby w połowie drogi między niebem a ludźmi, istne ucieleśnienie pontifex maximus, przemawiający słowami:

Niech zstąpi Duch Twój
Niech zstąpi Duch Twój!
I odnowi oblicze ziemi,
Tej ziemi...

* * * * *
Co stało się z Kościołem w post-komunistycznej Polsce? Pierwsze, na co należy zwrócić uwagę to fakt, że Kościół katolicki w Trzeciej Rzeczpospolitej nie jest monolitem, ponieważ współczesny polski katolicyzm, ze względu na swój rozmiar i zasięg, odzwierciedla polskie społeczeństwo w całym jego zróżnicowaniu. Chociaż zbitka Polak-katolik nie jest do końca trafna, jest na tyle uzasadniona, by powiedzieć o jej krytykach, że protestują zbyt głośno. Drugim co do wielkości wyznaniem w Polsce jest Kościół prawosławny, obecny głównie we wschodniej części kraju. Liczy on około 600.000 wyznawców, co stanowi 1,5% ludności. Ateiści stanowią 0,6 %. Trzecim co do wielkości wyznaniem są Świadkowie Jehowy. Należy do niego 120.000 osób – 0,3 % społeczeństwa. Przeszło dwadzieścia największych zborów protestanckich zebranych razem gromadzi, jak wspomniano powyżej, około 150.000 wiernych, przy czym Luteranie, największy spośród nich, liczą sobie 85.000 członków. Co więcej, należy zauważyć, że polski ruch ekumeniczny jest prawdziwą potęgą. Tak na przykład w zeszłym roku, katolicy, prawosławni, luteranie i wierni pięciu innych protestanckich wyznań podpisali porozumienie, w którym wzajemnie uznają swój chrzest. Ale, mimo wielości wyznań chrześcijańskich, praktycznie wszystkie większe ugrupowania społeczne w Polsce są zarazem polskie i katolickie. Obydwie te kategorie są jednak bardzo zróżnicowane.

Zapewne wielu czytelnikom niejednokrotnie przyszło na myśl, aby zripostować: "To tylko blichtr". I słusznie. W rzeczywistości bowiem, podczas gdy liczba Amerykanów wierzących w Boga przekracza liczbę tych, którzy należą do wspólnot wyznaniowych (odpowiednio 94% i 92%), w Polsce zaś, jakkolwiek aż 95% społeczeństwa stanowią chrześcijanie poszczególnych wyznań, 84% wierzy w Boga! Fakt ten wskazuje na kulturowe znaczenie Kościoła w Polsce - i na obecność agnostycyzmu. W dodatku religioznawcy często powtarzają, że dwie trzecie katolików w Polsce to "nieświadomi heretycy". Jest to głównie spowodowane abiblijnością polskiego katolicyzmu. Rzeczywiście mówi się, że katolicy w Polsce lepiej znają mitologię grecką i rzymską niż opowieści biblijne. Oczywistym środkiem zaradczym wydawałoby się wspólne czytanie Biblii na mszy i wprowadzenie czegoś w rodzaju szkółek niedzielnych. Kościół opiera się jednak w znacznej mierze na rytualnym celebrowaniu nabożeństw, katechizmie i ...lekcjach religii nauczanej w szkole, zdobyczą, którą Kościół krótko po zwycięstwie, wywalczył w 1990 roku.
Katolicyzm, odzwierciedlając różnorodne stany, klasy i podziały polskiego społeczeństwa, kwitnie w swojej ludowej wersji zwłaszcza na wsi. Charakteryzuje się tam większą pobożnością i częstymi objawami "agorafobii", jak czasami się to nazywa. Jak bowiem wiemy, jedenaście lat temu Polska szeroko otworzyła swoje drzwi Europie, światu i licznym modernizmom. Była to przemiana szczególnie trudna dla tych warstw społeczeństwa, które pozostają najbardziej konserwatywne i tradycjonalistyczne we wszystkich społeczeństwach.

Poza cichą większością wyznawców katolickich, istnieją również laickie środowiska intelektualne, których lwia część ma swoje źródło w zapoczątkowanym w latach 40-tych ruchu "Znak". Przychodzą na myśl redakcja i czytelnicy krakowskiego "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Znak", warszawskiego miesięcznika "Więź" oraz liczne "Kluby Inteligencji Katolickiej" rozsiane po całej Polsce. Jezuicki miesięcznik "Przegląd Powszechny", mogący się pochwalić dużo starszym i odmiennym rodowodem, również należy do tego szeroko pojmowanego środowiska.

Poziom intelektualny tych publikacji bywa wprost zdumiewający a - w przeciwieństwie do raczej mniej wymagającego "Gościa Niedzielnego" - nie cieszą się dużą poczytnością. Ponadto, katoliccy intelektualiści nie są zgodni między sobą co do wielu wyzwań, którym muszą dziś stawiać czoło. Niektóre z prowadzonych przez nich dyskusji, szczególnie te dotyczące stosunków Kościół – państwo, osiągają poziom, który – bez przesady – można by porównać do naszych Esejów Federalisty. Polska walka o ustanowienie kształtu i szczegółów stosunków Kościół – państwo może stać się zdarzeniem analizowanym na całym świecie.
Aby ukazać nieco dokładniej tło tej debaty, chciałbym zaznaczyć, że niektóre prądy polskiego myślenia w latach 90-tych sprawiły, że wielu ludzi zagalopowało się. I nie bez powodu.

Wydaje się bowiem wielce prawdopodobne, że 4 czerwca 1989 zostanie zapamiętany raczej jako dzień wyborów w Polsce, niż rocznica masakry na placu Tienanmen. Z dzisiejszej perspektywy jest całkowicie jasne, że wydarzenia w Polsce miały dużo bardziej znaczące konsekwencje. Druzgocące zwycięstwo sił demokratycznych w Polsce, które zaowocowało pierwszym niekomunistycznym rządem w bloku sowieckim, zapoczątkowało upadek komunizmu wzdłuż i wszerz Europy Środkowej i Wschodniej. Co więcej, nowe elity rządzące w Polsce nie traciły czasu na marzenia o niegdyś tak zachwalanej "trzeciej drodze", ale od razu zaczęły powoływać demokratyczne i wolnorynkowe instytucje, których skuteczność została wypróbowana na Zachodzie.

Jednym z następstw tego, co pod wieloma względami było masowym przejęciem obcych praktyk i norm, jest fakt, że liczni komentatorzy tracą z oczu polską rzeczywistość, myląc ją z tym co widzą we Francji, Niemczech lub w Stanach Zjednoczonych. To zjawisko częściowo wyjaśnia głęboki niepokój "McDonaldyzacją" (cokolwiek miałoby to znaczyć) we wczesnych latach 90-tych. Jeśli chodzi o mnie, byłem wtedy przekonany, że Polsce mogłaby się przydać mała "McDonaldyzacja". Pamiętam również jak w połowie lat 90-tych polski minister odpowiedzialny za przygotowywanie wejścia Polski do Unii Europejskiej zwykł wyśmiewać się publicznie z tego, gdy niektórzy politycy, pozując na euro-sceptyków, ignorowali korzyści wynikające z wejścia do Unii, woląc naśladować narzekania niektórych grup już znajdujących się w UE, które dawno skorzystały z jej dobrodziejstw. Bardziej aktualnym przykładem jest to, że Polska, przyjmując różne postawy związane z ogólnoświatowym zjawiskiem politycznej poprawności, stała się krajem wielokulturowym. Oczywiście istnieją w Polsce niewielkie mniejszości narodowe, ale wsłuchując się w polityczną poprawność á la polonaise nigdy byśmy się nie zorientowali, że Warszawa to nie Londyn czy też Nowy Jork.

Europejskie perspektywy dla stosunków Kościół – państwo były dla Polski problematyczne od samego początku. Jeżeli przyjrzeć się "postchrześcijańskiej" Europie, to nie widać powodu wielkiej nadziei na to, że nigdzie indziej w takim stopniu nie spotykana religijność Polaków przetrwa. Wielu nadal myśli, że Polskę czeka los Holandii lub Anglii, gdzie tylko 1-2% utrzymuje żywą więź z Kościołami. Mimo tych przewidywań, w latach 90-tych liczba Polaków uczęszczających na mszę się nie zmniejszyła.
W ostatnim roku debata nad stosunkami Kościół – państwo osiągnęła pewien rodzaj retorycznego crescendo, spowodowanego chęcią elit intelektualnych do podsumowania pierwszych dziesięciu lat wolności Kościoła. Jeden z "obozów" - na czele którego stoi katolicki intelektualista i redaktor naczelny miesięcznika "Znak" Jarosław Gowin - podkreśla, że w świecie demokratycznym nie istnieje jeden model stosunków Kościół – państwo. Mur dzielący obie te instytucje jest w niektórych krajach wysoki i nieprzepuszczalny. W innych trudno dokładnie wskazać jego położenie i dość łatwo jest go przenikać. Rozliczne odmienności i niuanse odróżniające mur w jednym kraju od murów w innych krajach wynikają z indywidualnego charakteru każdego kraju – jego historii, religijności, ilości wyznań itd. Co więcej, ten pierwszy obóz jest wyjątkowo wrażliwy na niektóre niebezpieczeństwa, którym musi stawić czoło współczesna liberalna demokracja. W tej kwestii tok rozumowania polskich intelektualistów pokrywa się z grubsza z popularnymi w Ameryce argumentami zawartymi w książce R.J. Neuhausa "The Naked Public Square" ("Ogołocone Forum Publiczne"). Oznacza to, że usiłując uniknąć jaskrawych patologii zauważalnych w wielu rozwiniętych społeczeństwach, obóz Gowina uważa, że wartości, na których opierać się musi każde stabilne społeczeństwo demokratyczne, nie wynikają z demokracji jako takiej. Pochodzą one ze starszych, tradycyjnych źródeł, a w Polsce, jak i wielu innych krajach, utożsamione są one z wartościami chrześcijańskimi. Stąd wyraźne ostrzeżenie przed "pustką aksjologiczną", która może się pojawić na skutek "demokracji proceduralnej" i towarzyszącego jej "liberalizmu kulturalnego", czyli tego, co w USA znane jest jako "secular humanism".

Drugi obóz, którego orędownikiem jest katolicki intelektualista Roman Graczyk, dyżurny pisarz do spraw religijnych w "Gazecie Wyborczej", kwestionuje pogląd, iż współczesna demokracja jest "pozbawiona zasad moralnych". Obóz ten podkreśla, że wspólczesna demokracja w Europie jest solidnie zbudowana na tak wzniosłych zasadach, jak te zawarte w państwowych i międzynarodowych kartach praw człowieka. Co więcej, bagatelizuje obawy przed "demokracją proceduralną" podkreślając, że współczesny konstytucjonalizm nie pozwoli na powtórkę tego, co stało się w Europie w latach 30-tych. Wskazuje on na niezawisłość współczesnych sądów i na to, że dzisiaj w Europie obywatele każdego państwa należącego do Rady Europy mogą odwoływać się od decyzji nawet najwyższego sądu w swoich krajach do Trybunału Europejskiego w Strasburgu.
Jednak obóz ten myli się w co najmniej dwóch ważnych sprawach. Po pierwsze, przywołując francuski model całkowitej separacji Kościoła od państwa, Graczyk i jego środowisko padli ofiarami mirażu. Francja i Polska mają za mało wspólnego, by usprawiedliwić podobny rozdział państwa i Kościoła. We Francji mieszka ogromna społeczność muzułmańska, jest prawie 18 razy większa od liczby ateistów w Polsce, a liczba osób chodzących do kościoła stanowi jedną szóstą tej samej liczby w Polsce. Co ważniejsze, wielowiekowy francuski antyklerykalizm jest całkowitym przeciwieństwem roli, jaką społeczeństwo polskie tradycyjnie przypisuje Kościołowi – obrońcy narodowej tożsamości i niepodległości. Logika "frankofilów" wydaje się być taka: ustawa o radiofonii z 1992 r. nie powinna zawierać ustępu o "szanowaniu chrześcijańskiego systemu wartości jako podstawy uniwersalnego [!] kodeksu moralnego"; należy zdjąć krzyże z miejsc publicznych; i dobrowolna formuła "tak mi dopomóż Bóg" powinna zostać zakazana z tekstów przysięgi wysokich urzędników państwowych, gdyż są niechrześcijanie w... Paryżu! A przecież w Polsce muzułmanie, żydzi, wyznawcy Kriszny i buddyści razem wzięci stanowią jedną czterechsetną procenta (0,04%) społeczeństwa polskiego.

Drugi problem wiąże się z tym, co profesor Paul Johnson obrazowo określił w amerykańskiej wojnie kultur "przymiotnikowym mechanizmem zapadkowym", to znaczy, tendencję do werbalnego demonizowania przeciwnika. A więc, podczas gdy obóz reprezentowany przez Gowina jest oddany pełnemu wdrożeniu Drugiego Soboru Watykańskiego, i nie dąży do tego, by uczynić rozwód nielegalnym lub pozwolić aby tylko katolicy mogli głosować lub piastować urzędy, ani też nie stara się o zakaz stosowania środków antykoncepcyjnych, o karanie kobiet, które dopuściły się aborcji ani, powiedzmy, o nakaz jedzenia ryby w piątek, to "frankofile" zaczęli przylepiać środowisku miesięcznika "Znak" coraz ostrzejsze etykiety - od "konserwatywnego" do "integrystycznego".

Trzeba dodać, że debata nad stosunkami Kościół–państwo wynika w znacznej części z wielkich nadziei i oczekiwań powstałych tuż po zwycięstwie demokracji w roku 1989. Nie tylko przywódcy Kościoła, ale i szerokie masy świeckich wierzyli, że Polska wejdzie do Europy jako model witalności i przydatności chrześcijaństwa w postmodernistycznej, postchrześcijańskiej kulturze. Nie porzucili tego marzenia. Słowa, jakie młody Karol Wojtyła napisał w czasie wojny, wciąż jeszcze znajdują odzew w jego ojczyźnie: Myślę, że nasze wyzwolenie powinno być bramą Chrystusa. Myślę o Polsce Ateńskiej – ale doskonalszej od Aten przez ogrom Chrześcijaństwa.

Jeżeli chodzi o społeczeństwo, w latach 90-tych toczono spory o kilka kwestii. Nauczanie religii w szkołach, wprowadzone w życie w roku szkolnym 1990/1991, wywołało w niektórych kręgach oburzenie. Kościół uważał, że po latach przymusowej ateizacji, przywrócenie lekcji religii było konieczną korektywą. Co więcej, taki system działa w wielu zachodnioeuropejskich krajach – między innymi w Danii, Belgii, Norwegii i Niemczech. Oczywiście, zajęcia z religii są fakultatywne i wymagają zgody rodziców, podobnie jak etyka, przedmiot oferowany jako alternatywa. Ostatecznie już w 1991 roku Trybunał Konstytucyjny utrzymał w mocy nauczanie religii w szkołach. I dzisiaj nie tylko 95% rodziców wybiera ją dla swoich dzieci, ale i sami uczniowie uważają zajęcia z religii za "najmniej nielubiane".

Nie powinno nikogo dziwić, że jednym z problemów, który wywołał zaciekłe spory, była aborcja, kwestia moralna, która pobudziła do działania szerokie kręgi społeczne. Za rządów komunistów zabieg aborcji był łatwo dostępny. Nowe, demokratyczne władze od razu chciały to zmienić. Aczkolwiek, ze względu na aż nazbyt dobrze nam znaną kontrowersyjność tej kwestii, dopiero w styczniu 1993 roku Sejm przyjął nową – i wciąż obowiązującą – ustawę antyaborcjyną. Ustawa ta, najbardziej restrykcyjna w Europie (z wyjątkiem Irlandii), pozwala na usunięcie ciąży w czterech przypadkach:
1) gdy ciąża zagraża zdrowiu lub życiu matki;
2) gdy śmierć dziecka poczętego nastąpiła wskutek działań lekarzy, mających na celu uratowanie życia matki;
3) gdy badania prenatalne wykażą poważne lub nieuleczalne uszkodzenia płodu;
4) gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub kazirodztwa.

W 1996 roku rządząca wówczas koalicja SLD-PSL przegłosowała nowelizację ustawy antyaborcjynej, którą to prezydent Kwaśniewski podpisał w listopadzie tego samego roku. Nowelizacja uwzględniła złą sytuację materialną jako kolejną okoliczność zezwalającą na aborcję. Jednakże nowelizacja natychmiast została zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego m.in. na podstawie tego, że nowa Konstytucja gwarantuje prawo do życia od momentu poczęcia. W maju 1997 roku Trybunał ogłosił decyzję o uchyleniu nowej ustawy. W uzasadnieniu decyzji jako jedną z przyczyn podał fakt, iż: przyrodzony charakter danego prawa lub wolności nie jest [...] zależny od woli ustawodawcy, a w związku z tym nie można cechy tej znieść aktem ustawowym. Dodał, że prawa do życia nie można odmówić na podstawie subiektywnej i niesprawdzalnej oceny sytuacji osobistej lub materialnej. Jarosław Gowin napisał, iż orzeczenie "Trybunału jest, być może, najbardziej wyrazistym wkładem polskim w kulturę polityczną jednoczącej się Europy". Zauważa on dalej, iż badania prowadzone w 1999 roku wykazały, że 38% Polaków opowiada się za aborcją w przypadku trudnej sytuacji materialnej lub osobistej matki, podczas gdy 47% sprzeciwia się temu. Co istotne – liczby te wynosiły odpowiednio 65% i 20% siedem lat temu, gdy ustawa weszła w życie. Być może jeszcze bardziej znaczący jest fakt, że grupa wiekowa, która w największym stopniu zmieniła swoją opinię w ciągu tych siedmiu lat, to nastolatki.

To nie tylko "potrzeba" stawiania retorycznych pytań na koniec eseju skłania do zastanowienia się: "Quo vadis, polski Kościele"? Na horyzoncie pojawiają się znaki zapowiadające możliwą schizmę. Spora część katolickich tradycjonalistów, wspomagana przez rzekomo katolickie radio i prasę działające bez porozumienia, a nawet przeciwko władzom Kościoła, została trafnie nazwana "krypto-Lefebrystami" – od bractwa założonego przez francuskiego arcybiskupa Marcela Lefebvre, ekskomunikowanego w 1988 roku. Lefebryści otwarcie pełnią w Polsce obowiązki duszpasterskie, chociaż na razie na małą skalę i pod kierunkiem duchowieństwa austriackiego. Ale mimo iż mówi się po cichu o pewnym arcybiskupie z południa Polski, mało prawdopodobne jest, że następny papież też będzie Polakiem – można więc się zastanawiać nad nieustającym posłuszeństwem wielu dzisiejszych tradycjonalistów, nie mogących pogodzić się z naukami Drugiego Soboru Watykańskiego.

Osobiście chciałbym wierzyć, że nowe dynamiczne ruchy katolickie w Polsce jak Oaza, Odnowa w Duchu Świętym i Focolari zyskują na popularności. Bowiem z punktu widzenia Amerykanina, Polacy bywają raczej zamknięci w sobie i powściągliwi wobec innych. Tak więc polska msza jest typowo polska – chłodna i anonimowa. Chciałbym zobaczyć więcej ciepła i spontaniczności, które niedawno było widać w czasie wizyty brata Rogera z Taizé i siedemdziesięciu tysięcy młodych chrześcijan z całego świata goszczonych w Warszawie. Być może powyższe nadzieje nie są bezpodstawne. Już 1,5 miliona polskich katolików angażuje się w nowe ruchy. Znanym przykładem jest tutaj prezes NBP Hanna Gronkiewicz-Waltz, "wizytówka" Odnowy i trzecia najbardziej szanowana osoba publiczna w kraju.
W każdym razie jedno jest pewne – katolicyzm pozostanie istotnym punktem odniesienia w życiu Polaków. W obecnym okresie instytucjonalnej europeizacji i amerykanizacji Polski – w dobie globalizacji – wszystkie warstwy polskiego społeczeństwa wykazują niesłabnące przywiązanie do polskiej kultury i tożsamości. Dotyczy to pielęgnowania świadomości historycznej, umiłowania języka polskiego a nawet polskich filmów (zwłaszcza filmów Andrzeja Wajdy, który właśnie otrzymał Oscara) – i, oczywiście, ich wiary katolickiej. Bez wątpienia miliony Polaków skłoniłyby się zgodzić z o. Dariuszem Oko, że "pomimo wszystko, ten Kościół to jeszcze najpiękniejsze, najzdrowsze i najbardziej idealistyczne, co mamy". Można by dodać, że jest to także najbardziej polskie.