Jezus umiera naprawdę

Stanisław Zasada

publikacja 22.03.2010 08:35

Jezus pracuje w banku, Matka Boża jest nauczycielką, Judasz inżynierem, a Herod elektrykiem. – Jesteśmy normalnymi ludźmi – mówią aktorzy największego w świecie widowiska pasyjnego.

Jezus umiera naprawdę fot. Archiwum organizatorów misterium

W sobotę przed Niedzielą Palmową na terenie poznańskiej Cytadeli po raz 11. odbędzie się misterium Męki Pańskiej. 300 aktorów ponad godzinę odgrywać będzie sceny pokazujące ostatnie dni ziemskiego życia Chrystusa. Plenerowe przedstawienie ogląda co roku 100 tys. ludzi.

– To największe widowisko pasyjne na świecie – chwali się Artur Piotrowski, twórca i reżyser misterium. Robi je od początku ze znajomymi z Duszpasterstwa Akademickiego „Don Bosco” przy kościele salezjanów. Gdy rozpoczynali, byli studentami albo świeżo upieczonymi absolwentami. Dziś mają rodziny, a w widowisku grają ich dzieci.

Jezus nie został księdzem
Ziemowit Howadek miał 33 lata – tyle samo co umierający na krzyżu Jezus – gdy pierwszy raz wcielił się w tę postać. Na zastanowienie się, czy przyjąć rolę, miał jeden dzień. Czemu reżyser jemu powierzył postać Jezusa? – Bo wiedział, że Go dobrze znam. Byłem w seminarium – zwierza się Ziemowit.
Nosił już nawet sutannę, ale przełożeni nie dopuścili go do święceń. Pozwolono mu dokończyć studia teologiczne. – Widać, Opatrzność chciała inaczej... – mówi o powodach tego, że nie został księdzem.

Po teologii poszedł na świeckie studia. Skończył informatykę i pracuje w banku. W pracy wszyscy wiedzą, że jest Jezusem w misterium. Koledzy czasem żartują, że przyjdą i go naprawdę ukrzyżują. Koleżanki są bardziej czułe. Pytają, czy nie jest mu zimno, gdy wisi długo na krzyżu? Ziemowit o tym, że czasem marznie, nawet nie myśli. W czasie odgrywania misterium ma ważniejsze rzeczy na głowie. – Chcę, żeby przez moją grę ludzie jak najwięcej dowiedzieli się o Chrystusie – mówi. Dlatego stara się grać jak najlepiej. Twierdzi, że osoba Jezusa jest mu bliska nie tylko w czasie odgrywania misterium. – Staram się żyć przez cały rok tak, jak każe Chrystus – Ziemowit mówi powoli, jakby chciał zaznaczyć każde słowo.

Echo Piłata
Zaczyna się od wjazdu Chrystusa do Jerozolimy. Tłum wymachuje radośnie palmami, słychać okrzyki „Hosanna!”. Potem Jezus naucza w świątyni, a Sanhedryn debatuje, jak się Go pozbyć. Przy Ostatniej Wieczerzy apostołowie dzielą się między sobą chlebem i podchodzą z pszennymi bochenkami do widzów. Dalej pojmanie Jezusa, proces i droga krzyżowa – gdy umęczony dźwiga na ramionach ciężką belkę wśród złorzeczeń tłumu. Na koniec sugestywna scena zmartwychwstania. – Bez zmartwychwstania męka i śmierć Jezusa nie miałyby sensu – tłumaczy reżyser. – Dlatego takie zakończenie. Przed misterium na terenie Cytadeli powstaje monumentalna scenografia: brama Jerozolimy, pałac Piłata, świątynia jerozolimska, stół do Ostatniej Wieczerzy, pal do biczowania Chrystusa, Golgota. I specjalny podest, na którym Jezus długo niesie krzyż.

Widowisko odbywa się po zmroku – oświetlenie postaci i scen dodaje dramaturgii. Podobnie jak dźwięki: słychać przejmujący świst bata, którym żołnierze biją Jezusa, plusk wody umywającego ręce Piłata i stukot wbijanych gwoździ w scenie ukrzyżowania. Długo niesie się echo pytania Piłata: „Cóż to jest prawda?”. Śmierć Jezusa oznajmia potężny grzmot, po którym ludzie chylą głowy. Piotrowski: – Widzowie mają być też uczestnikami, a przedstawienie ma ich poruszyć i zostawić jakiś ślad duchowy. Przecież codziennie jesteśmy bomardowani tyloma obrazami i informacjami, o których szybko się zapomina.

Papież: Liczę na was
Kilkanaście lat wcześniej Artur Piotrowski, młody wówczas student, śpiewa w Poznańskim Chórze „Polihymnia”. Lubi utwory pasyjne. W 1996 roku jest z chórem w Ziemi Świętej. W Jerozolimie wziął udział w Drodze Krzyżowej. Przeszedł ten sam szlak, który według tradycji dwa tysiące lat wcześniej miał przejść z belką na ramionach Chrystus. Był poruszony. – Zrozumiałem wtedy Mękę Pańską – mówi.

Rok później Artur stoi w tłumie na placu Mickiewicza pod Poznańskimi Krzyżami i słucha, co do młodzieży mówi Jan Paweł II. W pamięci zapadają mu słowa: „Bądźcie wiernymi świadkami Chrystusa zmartwychwstałego... Liczę na was”.

– Potraktowałem je poważnie – wspomina Piotrowski. – I powtarzałem sobie, że muszę coś ważnego zrobić. Kilka miesięcy później salezjanie świętują stulecie działalności w Polsce. Zastanawiają się, jak uczcić jubileusz. Piotrowski podpowiada zakonnikom: – Zróbmy misterium! Pierwsze odbyło się 3 kwietnia 1998 roku – Artur zadedykował je zmarłemu tacie. Do parku Cytadela przyszło kilka tysięcy ludzi. Rok później widzów było więcej. Sława misterium rozchodziła się po kraju. Trzy lata temu obejrzało je ponad 100 tys. osób.

Święty nie jestem
– Maciej Świerkowski, Herod – przedstawia się dobrze zbudowany szatyn w niebieskim golfie. Z zawodu elektromonter, naprawia głównie oświetlenie uliczne. – Szary ze mnie człowiek – mówi. Podczas pierwszych misteriów ze względu na swój fach zajmował się sprawami technicznymi. Od kilku lat gra Heroda. Umie parodiować i naśladować różne postaci, dlatego dostał taką rolę. Swoją grą potrafi doskonale oddać komiczny charakter tetrarchy Galilei. Porównywał się kiedyś z Herodem i wyszło mu, że jest zupełnie inny. – Herod był strasznie okrutny. Ja chyba taki nie jestem – śmieje się. Tomasz Pielach gra apostoła Tomasza. W czasie Ostatniej Wieczerzy siedzi po lewej stronie Jezusa. Wypowiada tylko dwa zdania. Na początku był apostołem Jakubem. W pierwszym przedstawieniu grała też jego narzeczona – była jedną z postaci w tłumie. Dziś są małżeństwem. W misterium grają ich dwie córki – biegną do Jezusa w tłumie dzieci.

Tomasz cieszy się, że córki chętnie grają w widowisku. – To okazja, żeby pokazać im, że Jezus też jest bohaterem, a nie tylko batmany, supermany czy spidermany – mówi. Sam nie czuje się wcale święty. – Jestem normalny, jak każdy inny człowiek – powiada. Po chwili dodaje: – Najbardziej święty jestem wtedy, kiedy mogę poświęcić czas rodzinie. Anna Łozińska, która gra Matkę Bożą, też nie uważa się za świętą. – Na razie dążę do świętości jak każdy chrześcijanin – mówi. Na co dzień pracuje jako wychowawczyni w przedszkolu. Jest dumna, że może grać Matkę Bożą. Co najbardziej podoba się jej w postaci Matki Jezusa? – To, że nie poddała się rozpaczy i umiała kochać każdego człowieka – mówi. Chciałaby Ją naśladować. Judasz, czyli Cezary Łapa, który wciela się w postać zdrajcy Jezusa, też zżył się ze swoim bohaterem. Gdy reżyser zapytał go – inżyniera telekomunikacji, dziś na kierowniczym stanowisku – czy bierze rolę, nie miał oporów. – Ludzie nie lubią Judasza, ale jest bardzo bliski człowieczeństwu, które ciągle się potyka – uważa. – Przecież każdy grzech, odejście od przykazań, to też zdrada Jezusa – przekonuje. Zresztą Cezary uważa, że największą winą Judasza nie było to, że wydał Jezusa. – Ale że nie podniósł się z upadku.

Do zobaczenia w niebie
Czesław Jóźwiak, Edward Kaźmierski, Franciszek Kęsy, Edward Klinik i Jarogniew Wojciechowski należeli do poznańskiego Oratorium Księży Salezjanów. Służyli w kościele do Mszy, a popołudniami w klasztornej salce odrabiali lekcje albo grali na dziedzińcu w piłkę. Gdy wybuchła wojna, wstąpili do konspiracji. Aresztowani i skazani na śmierć, zginęli pod gilotyną. W chwili egzekucji najstarszy miał 23 lata, najmłodszy nie skończył 20. Do końca zachowali wiarę i patriotyzm. W pożegnalnym liście do domu Jóźwiak pisał: „Do zobaczenia w niebie”. 13 czerwca 1999 roku Papież ogłosił ich błogosławionymi. Nazywani są Poznańską Piątką. Im poświęcone jest tegoroczne misterium. Poprzednie dedykowane były ks. Jerzemu Popiełuszce i Janowi Pawłowi II. Rok po śmierci Papieża w scenie finałowej ukazała się sylwetka zmartwychwstałego Jezusa w białej szacie z rozpostartymi ramionami, do której podeszła postać w papieskiej sutannie. Obie postaci uścisnęły się. Rozległ się znajomy głos Papieża: „Zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię Polska, raz jeszcze przyjęli z wiarą...”. Scenę powtórzono w kolejnych latach.

Wielki Post z brodą
Żeby zostać Jezusem, Ziemowit Howadek przez cały rok nie chodzi do fryzjera. – Muszę mieć długie włosy jak Jezus – tłumaczy. Z brodą jest łatwiej – nie goli się tylko przez Wielki Post. Co myśli, gdy wisi na krzyżu? – Żeby jak najlepiej pokazać, że Jezus naprawdę umiera.