publikacja 22.03.2010 08:20
Gdy okazało się, że ponad połowa dzieci trafiająca do podwarszawskich Lasek pochodzi z Pomorza, postanowili zbudować „małe Laski” w Gdańsku-Sobieszewie.
					 Filipek, choć ma problemy ze wzrokiem, uważnie przyglądał się poczynaniom fotoreportera GN fot. A. Urbański
								
			
					Filipek, choć ma problemy ze wzrokiem, uważnie przyglądał się poczynaniom fotoreportera GN fot. A. Urbański			
			
Siostra Ida Burzyk ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża z Sobieszewa wraz z kilkoma matkami niewidzących dzieci postanowiła wziąć sprawy we własne ręce. Dotychczas na potrzeby Ośrodka Terapeutycznego Wczesnej Interwencji dla Dzieci Niewidomych udało się im zebrać połowę potrzebnej kwoty – około 1,5 mln zł. W tworzenie Ośrodka mogą się włączyć także czytelnicy „Gościa”. Aby pomóc, wystarczy wysłać SMS-a.
Doświadczeni
– Po ciężkiej ciąży, porodzie, dzieje się coś nieoczekiwanego, na co nikt nie czekał. Przychodzi do nas ktoś i mówi, że nasze dziecko nie będzie widziało. Świat wali nam się na głowę. To jednak nie koniec. Potem przychodzi następny specjalista i mówi, że nasze dziecko nie będzie również słyszało – opowiada Anna Gogowska. Takie przeżycie stało się udziałem osób, które szukają pomocy w tymczasowym ośrodku wczesnej interwencji, będącym filią Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi z siedzibą w Laskach k. Warszawy. – Tu, na Wybrzeżu, od kilku lat pomagamy prawie 120 dzieciom oraz ich rodzinom. Niewidome maluchy często mają dodatkową niepełnosprawność. Najważniejsze, by jak najwcześniej ją wykryć oraz jak najszybciej rozpocząć rehabilitację – mówi s. Ida Burzyk.
Terapia odbywa się obecnie w trudnych warunkach. Sale rehabilitacyjne są zbyt małe, aby można było swobodnie prowadzić zajęcia z udziałem rodziców, którzy mają się uczyć, jak pracować ze swoim niewidomym dzieckiem w domu. Brak jest też bazy noclegowej. Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi od początku zapewnia bazę dydaktyczną, wykwalifikowaną kadrę pedagogiczną, grunt pod budowę i projekt budynku. Wciąż jednak brakuje wymarzonego obiektu.
Dlaczego ja?
Na początku wołała: „jak to możliwe”?, „dlaczego nas to spotkało?”. Po chwilach załamania przyszedł czas na szukanie odpowiedzi na pytania, jak pokazać dziecku otaczający go świat, jak nauczyć go żyć. Anna Gogowska, mama 6-letniej głuchoniewidomej Basi, przypomina sobie pierwsze trudne chwile ze swoim drugim dzieckiem. – Gdy Basia pojawiła się w naszym życiu, wraz z nią zagościł ból, strach, lęk. Na szczęście ludzka pamięć jest ulotna. Teraz pamiętam tylko cień tych uczuć, ale wiem na pewno, że potrzebowałam pomocy – opisuje pierwsze chwile. Pomocy nie potrafili dać im najbliżsi, rodzina i przyjaciele. Próbowali pocieszać, ale nie potrafili wesprzeć profesjonalną wiedzą. A właśnie
tego, jak wspominają dzisiaj, najbardziej potrzebowali.
Gdy Basia miała pół roku, pani Anna poznała dwoje ludzi, mających podobny problem. Córka Elżbiety i Marka Biernackich, Julka, nie widzi i nie mówi. – Od ich dziecka, a także od samych rodziców, bił blask, którego wówczas nie rozumiałam. Dziwna pogoda ducha, akceptacja, wielka wiara, po prostu radość macierzyństwa – to wszystko, czego ja nie miałam, a czym Ela w naturalny sposób zarażała mnie i innych rodziców należących do Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym – opowiada Anna Gogowska. Do dzisiaj pamięta usłyszane wówczas słowa, które często cytują członkowie Towarzystwa, przypominające wypowiedź Anny Roosevelt, żony prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Roosevelta. – Ona bardzo często mówiła o wartościach dodanych do osób niepełnosprawnych. Ja niedawno zdałam sobie z nich sprawę. Elżbieta wiedziała o tym już dawno temu – mówi pani Anna. Choć brakuje im wzroku czy słuchu, mają coś więcej, coś dodanego, co trudno wyrazić słowami, coś, co można poczuć, gdy choć przez chwilę pozostanie się w ich otoczeniu.
Świat muzyki
W ośrodku w Sobieszewie znajduje się kilka wyjątkowych i nietypowych pomieszczeń. To w nich właśnie rehabilitowane są dzieci. – Dziecko pozbawione wzroku lub mające wzrok bardzo osłabiony, nie ma możliwości rozwoju poprzez naśladownictwo, dlatego też niezbędne jest wczesne wspomaganie jego rozwoju i pomoc jego rodzinie przez wielospecjalistyczny zespół rehabilitantów – wyjaśnia s. Ida. Z dziećmi pracują różni terapeuci: psycholog, tyflopedagog, muzykoterapeuta, nauczyciel orientacji przestrzennej, terapeuta widzenia, rehabilitant ruchu. Dziecko poddane wczesnej rehabilitacji ma możliwość lepszego startu w edukację szkolną z wyrównanymi szansami w stosunku do widzących rówieśników.
W ośrodku mieszczą się sale, w których odkrywa się rzeczywistość przez dotyk, sala światła czy namiot, w którym próbuje się oddziaływać na zaburzone zmysły dzieci. Miałem okazję uczestniczyć wraz z małą Basią w zajęciach z muzykoterapii prowadzonych przez Elżbietę Górną. Dziewczynka sama weszła do małego pokoiku ćwiczeń. Pomieszczenie, wypełnione po brzegi przeróżnymi instrumentami oddziaływującymi przez dźwięk i dotyk, w czasie ćwiczeń i terapii zamienia się w prawdziwą świątynię muzyki i dźwięku. Dzięki autorskiemu programowi terapii Elżbiety Górnej dźwięk i muzyka naprawdę wnikają głęboko w podświadomość człowieka. Co dzieje się z osobami niewidomymi, wiedzą tak naprawdę tylko one same. Jakież było moje zdziwienie, gdy głuchoniewidoma Basia wystukiwała rytm piosenek, które grała i śpiewała terapeutka. Uśmiech dziewczynki był najlepszym komentarzem.
www.wczesnainterwencja.com.pl
Możemy pomóc
Możesz pomóc w budowie lepszej przyszłości dla dzieci w Sobieszewie, wysyłając SMS-a o treści POMOC pod numer 72001; koszt SMS-a – 2 zł +VAT. Do 31 marca 2010 r. dochód z SMS-ów będzie przeznaczony na budowę ośrodka.