Dlaczego krzyż?

ks. Tomasz Jaklewicz

publikacja 19.01.2010 07:07

Broniąc krzyża, nie wolno zapominać, co on oznacza. Krzyż uczy, że można i trzeba bronić prawdy, ale tak, by nie wszczynać wojny.

Dlaczego krzyż? Krzyż jest znakiem pokornej służby dla dobra każdego człowieka. Dlatego krzyż nie jest znakiem przeciwko nikomu

Kiedy w listopadzie ub.r. Europejski Trybunał Praw Człowieka wydał głośny wyrok o nielegalnej obecności krzyża we włoskiej szkole, w wielu komentarzach (także w „Gościu”) pojawiało się „proroctwo”, że ten precedens zainspiruje innych „obrażonych”. Tak się stało. We Wrocławiu trójka uczniów liceum zażądała zdjęcia krzyża ze ścian w klasach. Dyrektor odmówił, a sprawa zakończyła się ogólnoszkolną debatą na ten temat. Druga, świeższa sprawa: mieszkaniec Świnoujścia Lesław Maciejewski pozwał do sądu władze miasta, ponieważ uznał, że krzyż wiszący w Urzędzie Miejskim narusza jego dobra osobiste. Pan Maciejewski jest ochrzczony, ale nie deklaruje przynależności do żadnego Kościoła. W pozwie napisał, że „krzyż wiszący w urzędzie jest symbolem wykorzystywanym niezgodnie z przeznaczeniem”, a „publiczną ekspozycję symbolu odbiera jako dyskryminację religijną, która godzi w jego wolność wyznania”.

Oskarża władze miejskie o to, że „nie umożliwiają mu, by w sposób neutralny mógł brać udział w obradach Rady Miejskiej”. Prezydent Świnoujścia Janusz Żmurkiewicz oświadczył, że nie zamierza ściągać krzyża ze ścian urzędu. Zapytał o opinię radnych i ci zgodzili się z jego stanowiskiem. Pozew zostanie rozpatrzony przez sąd cywilny w Szczecinie. Decyzja będzie miała znaczenie dla całego kraju. Można przypuszczać, że sprawa znajdzie finał w Sądzie Najwyższym. Jeśli dotrze do Strasburga, to tamtejszy trybunał na 99 proc. uzna, że krzyż w urzędzie jest zamachem na wolność religijną obywatela niechrześcijanina. Oznaczałoby to, że w państwowych urzędach w Polsce nie wolno eksponować żadnych symboli religijnych.

Wrogie uczucia pod kontrolą
Jak myśleć o tej sprawie? Po wyroku „krzyżowym” trybunału w Strasburgu odezwały się w Polsce głosy radykalne. Europosłanka J. Senyszyn w telewizyjnych debatach nawoływała Polaków do obalenia kościelnej tyranii, perorując o „klerze, który znaczy swój teren krzyżami”. Kto poczyta komentarze na portalach internetowych, przekona się, że istnieje w Polsce grupa ludzi, którzy szczerze nienawidzą wszystkiego, co wiąże się z Bogiem i Kościołem. Z drugiej strony reakcją niektórych obrońców krzyża było wojownicze wezwanie do zwierania szyków i stawiania nowych krzyży i kapliczek, gdzie tylko się da. Kiedy ktoś atakuje symbol mojej wiary, naturalną rzeczą jest odruch obronny. Wrogie uczucia warto mieć pod kontrolą. Złość jest złym doradcą, tym bardziej w sprawach religii. Łatwo może pojawić się pokusa ulegania logice walki, myślenia w kategoriach zwycięstwa czy klęski, a w Kościele najważniejsze jest myślenie w kategoriach Ewangelii. W niej warto szukać światła, które rozjaśnia ludzkie sprawy.

Antytotalitarna siła krzyża
Konflikty związane z wiarą są normalne. Ewangelia mówi o tym wyraźnie. Jezus nie obiecuje swoim wyznawcom „świętego” spokoju. Wierność Bogu wiąże się z ryzykiem. „Nie postrzegam wiary jako stanu raz na zawsze zamrożonego, lecz widzę ją jako ogromną rzekę miotaną konfliktami i napięciami, która raz się burzy, a raz płynie spokojnie. (…) Ktokolwiek mi mówi, że jego wiara jest skończona i skończona jest jego niewiara, ten, podejrzewam, nie mówi o wierze, lecz o złudzeniu wiary” – pisał niegdyś ks. Tischner. Kościół z natury jest nie z tego świata, ale zarazem żyje na tym świecie. Chrześcijanie są obywatelami królestwa Bożego, a zarazem doczesnych państw. Na tej linii zawsze powstawały napięcia. Tak było w historii, tak jest i dziś.

Pytanie o styl obecności wiary w życiu publicznym jest ciągle aktualne. W polskiej demokracji mocujemy się z tym od 20 lat. Polskie doświadczenie historyczne jest inne niż np. doświadczenie Francji. O tym historycznym kontekście nie można zapomnieć. Wiara Polaków i Kościół jako instytucja zdały historyczny egzamin w oporze przeciwko totalitaryzmowi. Wiara dawała Polakom odwagę do solidarnego i pokojowego powiedzenia „nie” systemowi ucisku, instytucje kościelne stwarzały przestrzeń do politycznego oporu. Znakomitym symbolem tej prawdy są życie i śmierć ks. Popiełuszki. W historii polskich zmagań o wolność krzyż był czytany zawsze jako symbol wyzwolenia, jako wskazówka, że do obalenia tyranii nie prowadzi krwawa rewolucja, ale solidarna, pokojowa, bezbronna, wytrwała droga dopominania się o wolność i sprawiedliwość, łącząca się z miłością i przebaczeniem wobec wrogów. Krzyż przypominał: „Zło dobrem zwyciężaj”. Nie jest przypadkiem, że pomniki pomordowanych w Gdańsku, w Poznaniu czy na „Wujku” mają kształt krzyża.

Totalitarne państwo wojowało na różne sposoby z religią, także przez usuwanie jej symboli z przestrzeni publicznej. Komuniści usiłowali zamknąć wiarę w sferze prywatności, by ją zlikwidować. Polacy przez wiele lat opierali się temu. Kiedy przyszła wolność, chcieli powrotu wiary do przestrzeni publicznej. „Myślę, że byłoby wielkim nieszczęściem dla Polski, gdyby polską demokrację budowano wbrew Kościołowi”. To słowa Adama Michnika. Nie chcieliśmy budować Polski przeciwko Kościołowi, chcieliśmy budować ją z Kościołem. I duchowni, i świeccy nie bardzo wiedzieli, jak to robić, może popełniali błędy, ale rozumieli, że tak trzeba. Dlatego w tak wielu publicznych miejscach pojawiły się krzyże. Tę historyczną prawdę trzeba przypominać, wytrwale i pokornie.

Państwo dla wierzących i niewierzących
Krzyż z natury jest symbolem pokornym i takim musi pozostać. Nie może być potraktowany jako flaga zatknięta na zwycięskim miejscu. Tu i ówdzie w Polsce po 1989 r. pojawiały się w kościelnych środowiskach triumfalistyczne zapędy. Pokusa zbyt bliskiego sojuszu tronu i ołtarza obecna jest w Kościele od czasów edyktu mediolańskiego. Zawsze kiedy Kościół zaczynał wykorzystywać państwo do swoich religijnych celów, kończyło się to źle, zarówno dla państwa, jak i Kościoła. To trzeba uczciwie przyznać, ale i dodać, że alternatywą nie musi być taki rozdział państwa od Kościoła, który zakłada izolację, wrogość lub uznanie ateizmu za rodzaj oficjalnej „religii” świeckiego państwa. Nie ma jednej gotowej, uniwersalnej recepty na ułożenie relacji między Kościołem a demokratycznym państwem. Trzeba szukać takiego modelu, który pozwoli i wierzącym, i niewierzącym czuć się w Polsce u siebie.

„Namawiam wszystkich, łącznie z sobą, do cierpliwości” – mówił w wywiadzie ks. Jerzy Szymik („Dziennik Polska”). „Do budowania takiej przestrzeni kulturowej, która będzie przyjazna dla wszystkich.Nie za cenę płytkiego pacyfizmu, nie ze strachem przed jasnym określeniem własnej tożsamości. Są możliwe, wierzę, do wypracowania takie kompromisy, taka konwergencja stanowisk, dzięki którym to, co jest dla mnie drogie, może istnieć w taki sposób, by nie raniło innych. I stawać się drogie dla innych. A to, co drogie dla niego, może stawać się drogie dla mnie. Nie ma na to innego sposobu jak cierpliwość, rozmowa, uważność na drugiego”. Tolerancja nie oznacza, że nic dla nikogo nie jest ważne ani święte. Tolerancja oznacza szacunek dla różnych poglądów, które nie muszą ze sobą wojować, mogą sąsiadować bez agresji.

Przykładem mądrego budowania takiego porozumienia jest preambuła do polskiej konstytucji. Mowa jest w niej o tym, że obywatele Rzeczypospolitej to „zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł”. Pojawia się tam sformułowanie o „poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem”. Najważniejszy polski tekst prawny ma wzmiankę o Bogu. Ten zapis nie został narzucony przez nikogo. Powstał w wyniku demokratycznego procesu, nawiasem mówiąc, pod auspicjami lewicowego prezydenta. Wzmianka w preambule nie dotyczy jakiegokolwiek Boga. Z powodów historycznych wiadomo, że chodzi o Boga chrześcijan, którego symbolem jest krzyż.

Zapis w konstytucji wyznacza pewien standard rozwiązań w życiu społecznym. Neutralność światopoglądowa państwa, państwowej szkoły czy urzędu nie oznacza narzucania laickości, nie jest tożsama z bezbożnością. Państwo nie łączy się z żadną religią, ale stwarza przestrzeń do realizowania duchowych potrzeb każdemu i umożliwia ich publiczne manifestowanie. Czy w samej polskiej konstytucji nie należy szukać prawnego uzasadnienia dla obecności krzyża w miejscach użyteczności publicznej?

Krzyż mówi: zło dobrem zwyciężaj
Zakwestionowanie krzyża w szkole i urzędzie, niezależnie od dyskusji prawnych, skłania nas, wierzących, do postawienia sobie pytania o to, co krzyż w tych miejscach oznacza. Każdy symbol, nawet najświętszy, może przestać cokolwiek mówić. Jest narażony na utratę znaczenia lub manipulację. Musimy więc na nowo wsłuchać się w przesłanie krzyża i przedstawić je spokojnie tym, którym on dziś przeszkadza.

Co mówią krzyże w szkołach, urzędach, szpitalach? Mówią, że my, wierzący obywatele RP, chcemy uczyć się od Boga, jak budować ład na ziemi. Są znakiem, że chcemy budować naszą cywilizację w poczuciu odpowiedzialności przed Nim. Chcemy zło zwyciężać dobrem. Krzyż jest znakiem nieskończonej miłości, gotowej dać siebie do końca. Nie umiemy tak żyć ani tak kochać, jesteśmy grzeszni, ale chcemy uczyć się takiej miłości. Chcemy kształtować w tym duchu nasze relacje, także w przestrzeni społecznej. Krzyż oznacza także wyrzeczenie się jakiejkolwiek przemocy. Nie jest on znakiem panowania, ale pokornej służby dla dobra każdego człowieka bez wyjątku. Dlatego krzyż nie jest znakiem przeciwko nikomu. Jeśli w historii bywał tak wykorzystywany, to była to zawsze zdrada wobec tego, co oznacza.

Narasta dziś tendencja do rugowania nie tylko symboli, ale i religii z przestrzeni publicznej. Dotyczy to zwłaszcza chrześcijaństwa, a szczególnie katolicyzmu. Europejskie sądy już kilka razy zakazywały chrześcijanom noszenia krzyża w miejscu pracy (stewardesa, motorniczy tramwaju), w imię obowiązkowej neutralności. Można pytać, dlaczego bezbożność ma w demokracji mieć większe prawa od pobożności? Wierzący mają prawo być wierzącymi nie tylko w kościele, ale także w życiu społecznym, politycznym czy zawodowym. Mają prawo do swoich symboli, do poglądów, do obecności w polityce, pojętej jako troska o wspólne dobro. Katolicy mają prawo domagać się respektowania tych praw, jednak tak, by nie wszczynać wojny. Wierność prawdzie nie musi łączyć się z agresją wobec kogokolwiek. Krzyż mówi dokładnie o tym.