Z krzyżem do sądu

Szymon Babuchowski

publikacja 14.12.2009 07:12

W Stalowej Woli prezydent miasta sądzi się z Kościołem o… krzyż.

Z krzyżem do sądu Usunięcia tego krzyża domaga się prezydent Stalowej Woli fot. Archiwum GN

Niedawno miał się odbyć w Stalowej Woli nietypowy proces. Przedmiotem sporu między prezydentem Andrzejem Szlęzakiem a przedstawicielami lokalnego Kościoła stał się krzyż. Postawili go uczestnicy Drogi Krzyżowej, która przeszła ulicami miasta 27 lutego. Procesję w intencji bezrobotnych prowadził wówczas biskup pomocniczy Edward Frankowski, a sam krzyż stał się czymś w rodzaju wotum w czasie fali zwolnień wśród pracowników huty. Co zatem tak zdenerwowało prezydenta, że postanowił wytoczyć proces ks. Jerzemu Warchołowi, proboszczowi parafii Opatrzności Bożej? Czy chodzi o fakt, że krucyfiks stanął na terenach miejskich? – Nie toczę walki z krzyżem – twierdzi prezydent. – Uważam tylko, że potraktowano go instrumentalnie. Chodzi o załatwienie sprawy, którą w wolnej Polsce można załatwić zupełnie inaczej: pozyskanie terenu pod budowę kościoła. – Trudno pogodzić się z samą ideą procesu sądowego o usunięcie krzyża z miejskiej działki. Wierni mają bowiem prawo do tego, aby znak wiary znajdował się w przestrzeni publicznej – odpowiada ks. Michał Szawan, rzecznik diecezji sandomierskiej.

Komu przeszkadza krzyż?
Krzyż stanął na osiedlu Młodynie, w miejscu niezagospodarowanym, tuż przy niewielkim lasku. – Od kilkunastu lat trwały starania Kościoła sandomierskiego o przekazanie tego placu pod budowę nowej świątyni – mówi ksiądz Szawan. – W tym celu od 2001 roku wymieniana była owocna korespondencja z władzami miasta. Poprzedni prezydent Stalowej Woli wskazał właśnie ten plac pod budowę świątyni.

W 2005 roku bp Andrzej Dzięga, ówczesny ordynariusz sandomierski, zwrócił się do prezydenta Szlęzaka z prośbą, by w planie zagospodarowania przestrzennego miasta znalazła się kontynuacja wpisu o przeznaczeniu działki na inwestycję sakralną. Jednak aż do dziś miejsce nie zostało objęte takim planem. Za to na początku lutego w lokalnej gazecie ukazała się informacja, że zamiast kościoła na tym terenie powstaną bloki. – To nie była prawda. Nie mamy w planach budowania niczego w tym miejscu – zaznacza prezydent Szlęzak. Dla niego ustawienie krzyża to tworzenie przez stronę kościelną faktów dokonanych.

Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego Marian Pędlowski stwierdził, że sam fakt postawienia religijnego symbolu nie stanowi jeszcze samowoli budowlanej. Jego decyzja została podtrzymana przez Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego i do dziś jest prawomocna. Także członkowie Rady Miejskiej podkreślają, że krzyż usytuowany jest na skraju niezagospodarowanej działki w pobliżu drogi i swoją obecnością nie koliduje z otoczeniem ani swoją konstrukcją nie stanowi zagrożenia. Rada próbowała rozwiązać patową sytuację, podejmując w kwietniu uchwałę o przystąpieniu do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Otwarłaby ona możliwość przeznaczenia tego terenu pod budownictwo sakralne. Radni odnieśli się także pozytywnie do planów budowy kościoła na osiedlu Młodynie. Problem w tym, że prezydent nie zlecił przygotowania analizy zasadności wykonania planu, w związku z tym uchwała została uznana za nieważną przez sąd administracyjny. W tym czasie krzyż został sprofanowany, a postawiona przy nim tymczasowa kapliczka – spalona.

Sąd zamiast dialogu
Gotowość do rozmowy z prezydentem Szlęzakiem wyraził zaraz po objęciu diecezji jej nowy ordynariusz bp Krzysztof Nitkiewicz. Ale prezydent odmówił. – To tak, jakby ktoś się bez pytania do pana wprowadził, a potem chciał rozmawiać o przyszłości pańskiego mieszkania – stwierdził prezydent w rozmowie z „Gościem”. – Mogę toczyć dialog dopiero wtedy, gdy strona kościelna przestanie łamać prawo własności.

Zamiast rozmowy Andrzej Szlęzak wybrał drogę sądową. W odpowiedzi sandomierscy biskupi i stalowowolscy duszpasterze wydali komunikat w obronie krzyża. Został on odczytany w niedzielę 15 listopada we wszystkich parafiach hutniczego miasta.

Jego sygnatariusze zaapelowali wówczas do władz miasta o uszanowanie uczuć religijnych mieszkańców i pozostawienie krzyża na obecnym miejscu. – Ja mocno wierzę, że w całej tej sprawie zwycięży zdrowy rozsądek i do rozprawy sądowej nie dojdzie – mówi ksiądz proboszcz Jerzy Warchoł. – Od początku byliśmy otwarci na dialog i na ten dialog ciągle liczymy. Mamy nadzieję, że prezydent weźmie pod uwagę uczucia mieszkańców naszego miasta, którzy od początku jego istnienia mocno są związani z wiarą i znakiem krzyża – podkreśla. Jak na razie do rozprawy rzeczywiście nie doszło, ale tylko ze względu na konieczność uzupełnienia dokumentów przez stronę skarżącą.

W wytoczonym procesie prezydent Andrzej Szlęzak nie może liczyć na przychylność radnych Stalowej Woli. Stanęli oni murem w obronie znaku krzyża. 20 listopada odbyła się w tej sprawie nadzwyczajna sesja Rady Miasta. W przyjętym absolutną większością głosów oświadczeniu (14 radnych było za, jedna osoba przeciw) rada odcięła się od działań prezydenta, podkreślając, że postępowania zmierzające do usunięcia krzyża „godzą w uczucia religijne znacznej części mieszkańców miasta”. Wezwała też prezydenta do wycofania pozwu i podjęcia dialogu ze stroną kościelną. – Nie widzimy żadnej racji, dla której należałoby usunąć krzyż z tego miejsca – mówi radny Lucjusz Nadbereżny.

– W całej Polsce na terenach samorządowych oraz państwowych stoją przydrożne krzyże oraz kapliczki. Według obliczeń, jest ich ponad 100 tysięcy. Pomimo że większość z nich stoi bez wymaganych zezwoleń, nie są usuwane ze względu na poszanowanie dla osób, które je ustawiły w celach wotywnych. Taki również charakter ma ten krzyż, który został postawiony przez mieszkańców Stalowej Woli, przeżywających dramat bezrobocia. – Mnie ten krzyż nie przeszkadza – komentuje Marcin Chodorek, 25-letni mieszkaniec parafii Opatrzności Bożej. – To jest symbol naszej wiary, poświęcony w czasie Drogi Krzyżowej, w której wzięło udział 10 ty-sięcy osób. Nie powinno być takiego sporu.