Duszpasterstwo związków niesakramentalnych Kościół nie zamyka drzwi

Karolina Pawłowska

publikacja 02.11.2009 11:09

Najtrudniej jest w niedzielę. Albo podczas rodzinnych uroczystości, pogrzebów najbliższych. Jedni zmagają się w samotności, inni mają wrażenie, że Kościół zamyka przed nimi drzwi świątyń.

Duszpasterstwo związków niesakramentalnych Kościół nie zamyka drzwi Foto: Karolina Pawłowska

To też Kościół
Jan Paweł II jako pierwszy papież powiedział, żeby pomóc rozwodnikom wytrwać w wierze. W adhortacji „Familiaris Consortio” Jan Paweł II zaapelował do wszystkich duchownych i świeckich, by nie odwracali się od rozwodników żyjących w nowych związkach.

„Wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu”. Ale wciąż się zdarza, że czują się katolikami drugiej kategorii... – Może pojawić się poczucie odrzucenia, rozżalenia – mówi ks. Jacek Maszkowski, prowadzący przy koszalińskiej katedrze duszpasterstwo dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych.

– Całkiem niedawno miałem taką sytuację. Spotkałem się z mężczyzną, który wcześniej działał w oazie, za młodu był ministrantem, był bardzo zaangażowany. Życie mu się nie ułożyło, żyje teraz w związku niesakramentalnym, nie może przystępować do spowiedzi i Komunii św. Przestał w ogóle chodzić do kościoła. Czuje się odepchnięty, napiętnowany.

Jak pogodzić to, że Kościół powinien stać na straży nierozerwalności małżeństwa, stawiać wysokie wymagania swoim członkom, a zarazem nie odpychać tych, którzy nie mogą „uregulować” swoich spraw z Panem Bogiem? Jedną z prób jest działająca od trzech lat w Koszalinie wspólnota Nazaret. – Ci ludzie potrzebują akceptacji i świadomości, że nie zostali odrzuceni przez Pana Boga, tylko dlatego, że ich małżeństwa się rozpadły, że życie ich poraniło – wyjaśnia ks. Maszkowski. – Potrzebują uświadomienia, że Bóg nie odtrąca człowieka, że są w Kościele i są Kościołem.

„Ten problem”
O duszpasterstwie związków niesakramentalnych dowiadywali się najczęściej przez przypadek. Inni z krótkiej informacji w ‘Gościu Niedzielnym’. Rzadziej od swoich duszpasterzy. – Przyjechaliśmy z żoną do kina. A zawsze jak jesteśmy w Koszalinie zaglądamy choć na chwilę do katedry. Na tablicy ogłoszeń przeczytaliśmy o Mszy św. i spotkaniu. Nie poszliśmy już na film – wspomina Krzysztof przyjeżdżający na spotkania z miejscowości odległej blisko czterdzieści kilometrów.

– W wielu parafiach księża może nie chcą się zajmować tym problemem. Czasami słychać jedynie głosy potępienia. Nie wiedzieliśmy nawet, że Kościół, poza pojedynczymi spotkaniami w cztery oczy, w ogóle się tym interesuje – dodaje Kazimierz. Cieszą się, że coraz częściej dostrzega się „ich problem”. W tej chwili w spotkaniach uczestniczy dziewięć par. Przyjeżdżają nawet z odległych krańców diecezji. Każda z nich ma za sobą bagaż bolesnych doświadczeń. Nie spotkali się z jawnym potępieniem czy odrzuceniem, ale przyznają, że bywa im bardzo ciężko. Mimo to umawiamy się, że zmienię imiona swoich rozmówców.

– Jesteśmy w związku niesakramentalnym od 26 lat. Czasami mąż z rozgoryczeniem mówi, że nawet morderca zostaje w końcu ułaskawiony i wychodzi na wolność, a dlaczego my nie możemy? – opowiada Anna. – Kościół musi być rygorystyczny i stać na straży małżeństwa. Ale bywało nam ciężko. Jedna z mieszkających u mnie letniczek zaproponowała mi, żebym wybrała się na rekolekcje. W rozmowie telefonicznej siostra, z którą rozmawiałam, zadała pytanie o męża. Potem powiedziała, że nic z tego. Zabolało.

Dar utracony
Główny problem to głód Eucharystii. „Niesakramentalni” mogą uczestniczyć w Mszy św., w życiu Kościoła, ale nie mogą przystępować do tego sakramentu. Dlatego doceniają swoje comiesięczne spotkania, podczas których przyjmują Komunię w sposób duchowy . – Byłem po rozwodzie, wiedziałem w jakiej jestem sytuacji. Miałem poczucie winy, że żona, odkąd się poznaliśmy przeze mnie przestała chodzić do Komunii św. Z czasem poczucie, że coś jej odebrałem narastało – opowiada Krzysztof. Dla niego i jego żony, moment błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem to niezwykłe przeżycie.

– Pan Jezus zostaje po Mszy na ołtarzu i jest czas na adorację, osobistą modlitwę, po której następuje indywidualne błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem. To dla nich bardzo ważny znak obecności przy nich Jezusa, duchowa Komunia. Bardzo często widzę towarzyszące temu przeżyciu łzy – mówi ks. Maszkowski. – Świadomość tego, co utracili sprawiła, że dopiero zaczęli dostrzegać, czym jest dar pełnego uczestnictwa w Mszy św. Zaczynają pogłębiać swoją wiarę. Ostatnio spotykałem się z jedną wspólnotą. Miałem odprawić dla nich Mszę św. Stawiło się kilka osób. Reszta przyszła na spotkanie przy kawie. Zabolała mnie ta konfrontacja – z jednej strony ci, którzy nie mogą w pełni uczestniczyć w Mszy św., a zabiegają o nią, a z drugiej – ludzie ukształtowani przez wieloletnią formację, ci, którzy mają stanowić wzór. To jest trochę tak, że my przyzwyczailiśmy się do tego, co zostało nam ofiarowane, spowszedniała nam Msza św.

Wspólnota Nazaret
Od listopada spotkania duszpasterstwa związków niesakramentalnych będą odbywać się w każdą drugą niedzielę miesiąca o godzinie 17.00 w Koszalinie na ul. Chrobrego 7 (naprzeciwko katedry). Można też napisać lub zadzwonić do prowadzącego wspólnotę Nazaret ks. Jacka Maszkowskiego – jacekmaszkowski@wp.pl, 784 037 100.