Czego pragna kobiety?

Alina Petrowa-Wasilewicz

publikacja 30.10.2009 10:34

- Kościół ma problem z kobietami, bo są niezależne i wchodzą w role zarezerwowane dla mężczyzn.

Czego pragna kobiety? fot. Jakub Szymczuk

Dyskusja na czasie
Temat kobiet w Kościele wciąż powraca. Niedawno podjął go miesięcznik „Więź”. Ostatnio z problemem próbowała zmierzyć się „Gazeta Wyborcza”.

W serii wywiadów i artykułów znany teolog wypowiada się aprobująco o kapłaństwie kobiet, inny duszpasterz pośrednio go wspiera, publicystka GW powtarza opinie, formułowane wcześniej przez katolickie środowiska kobiece, że kobiety, choć mogą, nie pełnią wielu funkcji, przewidzianych przez prawo kanoniczne.

Czy rozmówcy i autorzy „feministycznego serialu” wnoszą do tej debaty coś nowego? A może tylko piszą po swojemu o problemach dobrze znanych w Kościele od dawna? O opinię poprosiliśmy Alinę Petrową-Wasilewicz – wiceprezes stowarzyszenia katoliczek Amicta Sole, przewodniczącą Krajowej Rady Katolików Świeckich, dziennikarkę KAI.
Redakcja


Część komentatorów (w tym uczestnicy debaty w GW) uznaje, że skoro tak jest, Kościół także powinien pójść z duchem czasu. Najłatwiej jest „zadekretować” kapłaństwo kobiet, podzielić się z nimi władzą, wprowadzić parytety, trochę „ulepszyć” decyzję Jezusa Chrystusa. I byłby spokój. Byłby spokój? Czyżby Chrystus nie przewidział, co się stanie w XX i XXI wieku? Przewidział. Dlatego mimo rewolucyjnych zmian cywilizacyjnych wszystkie Jego decyzje mają pozostać niezmienne. Oznacza to, że przed nami stoi nieporównanie bardziej skomplikowane zadanie, gdyż znacznie trudniej znaleźć dziś nowe miejsce kobiet w Kościele, nie naruszając ustalonej przez Boga Wcielonego hierarchii. Konieczne są wspólne poszukiwania, którym powinna towarzyszyć wielka modlitwa, gdyż takie są znaki czasu.

Nowe miejsce kobiet w Kościele
Ale nie tylko Kościół ma problem z kobietami, także kobiety mają problem z Kościołem. Polega on na tym, że „starsi w Kościele” widzą w nich jedynie żony, matki lub dziewice, poświęcające się Bogu. I wspaniale im towarzyszą, umacniając w tych powołaniach – w kościołach i na pielgrzymkach, podczas rekolekcji, często można usłyszeć kazania i konferencje o tym, co dla kobiet jest najważniejsze, co mają robić, aby najlepiej przeznaczone im role wypełniać. Za wzór stawia się kobietom Maryję z Nazaretu – Dziewicę i Matkę. Dzięki temu kobiety otrzymują wsparcie psychiczne i duchowe, mogą odczuć też satysfakcję, że ich najważniejsze role życiowe są dostrzegane i docenione. Jest to szczególnie istotne, gdyż równolegle słyszą chór wyzwolonych „sióstr”, które deprecjonują ich poświęcenie dla rodziny i macierzyństwo, wyśmiewają, a jeśli pracują w domu, oskarżają o brak ambicji i nazywają „kurami domowymi”.

Przypuszczam, że im bardziej świat zachęca do indywidualizmu, niezależności od wszystkiego i wszystkich, tym bardziej księża będą przypominać kobietom o najważniejszych wartościach. I to jest bardzo cenne. Jednak broniąc słusznej sprawy, bardzo wielu z nich nie uwzględnia dzisiejszych realiów – że kobiety są coraz lepiej wykształcone, tak dobrze, że obecnie w Polsce wśród osób z wyższym wykształceniem więcej jest kobiet niż mężczyzn. I że kobiety pracują zawodowo. Odkryły jakieś swoje talenty, korzystają z nowych możliwości. Nigdy nie słyszałam kazania o tym, jak łączyć obie te role – żony, matki i pracownicy. Ta kategoria kobiet jakby nie istniała w świadomości księży. Szkoda, gdyż jest to dziś najbardziej powszechny kobiecy los z całym bagażem problemów, jaki niesie. Warto rozeznać tę sytuację i wyciągnąć konkretne wnioski duszpasterskie, zaktualizować postawy. Pracują, bo chcą i muszą
Przemawiając do kobiet, może warto zadać sobie wcześniej podstawowe pytanie. Dlaczego kobiety w ogóle masowo pracują? Nie znamy dokładnej odpowiedzi, gdyż nie szukali jej socjolodzy. W wielu ankietach na temat pracy zawodowej kobiet ta podstawowa kwestia nie była poruszana. Kobiety pracują, bo chcą, czy dlatego, że muszą? Mimo braku wyników potoczne doświadczenie podpowiada, że kobiety pracować muszą, gdyż pensje ich mężów bardzo rzadko starczą na utrzymanie rodziny.

Jednak wśród tych, które nie muszą, i tak wiele pracuje, gdyż praca jest dla nich dużą wartością. A wśród tych, które muszą... Część z nich wykonuje żmudne, nieefektowne i źle opłacone prace ekspedientek, kasjerek w supermarketach, urzędniczek, sprzątaczek. Ich najważniejszym motywem jest dopięcie domowego budżetu. W przytłaczającej liczbie przypadków nie była to ich zachcianka, ale przymus. Te, które czerpią z pracy zawodowej satysfakcję i realizują jakąś potrzebę twórczości, mimo swojej przymusowej sytuacji ekonomicznej, mogą mówić o szczęściu.

Ale ta łaska jest, niestety, dana nielicznym.
Mamy więc przytłaczającą grupę kobiet, które muszą. Rodzina – mąż i dzieci są dla nich najważniejszą wartością i to dla dobra wszystkich kobiety pracują. Muszą połączyć obie role i to jest bardzo trudne. Czują się winne – podwójne obciążenie powoduje, że nie są ani idealnymi pracownicami, ani żonami i matkami. Żyją w ciągłym stresie. W niedzielę słyszą nieraz, że ich praca zawodowa wynika z ambicji i chęci samorealizacji. I że najważniejsza jest rodzina, z czym całkowicie się zgadzają.

A w poniedziałek idą do pracy, bo muszą. Ale jest i inna grupa pracujących kobiet. Młodych, wykształconych, z wielkich miast. To są te dynamiczne i nastawione na karierę. Nie są ani żonami i matkami, ani kobietami konsekrowanymi. Często żyją samotnie – w Polsce jest 5 mln singli – kobiet i mężczyzn. Nie zawsze jest to świadomy wybór, czasem samotność jest spowodowana niemożnością znalezienia współmałżonka i jest źródłem wielkiego cierpienia. Takie osoby w ogóle nie są dostrzegane przez duszpasterzy, a jeżeli już – stają się negatywnymi bohaterkami kazań – tymi, które postawiły na samorealizację i niszczą rodzinę. Duszpasterstwo przeszłości czy przyszłości?
Duszpasterze towarzyszą kobietom tylko w odniesieniu do ról, znanych w przeszłości. Praca zawodowa kobiet – i ta żmudna, i ta twórcza, cały wielki obszar ich życia z jego problemami, bólem, ale i poczuciem dumy i zasłużonej satysfakcji, że utrzymują rodzinę, jest pomijany. Tu zaczyna się samotność kobiet, która może przerodzić się w poczucie obcości i niezrozumienia. A także goryczy. A właśnie Kościół powinien towarzyszyć kobietom w poszukiwaniu i odnalezieniu idealnego modelu i harmonii, uczyć, jak minimalizować straty, przypominać o priorytetach. Bronić przed samowolą pracodawców. Do tego konieczne jest zrozumienie ich uwarunkowań, bardzo nieraz trudnych.

Wszystkim kobietom czynnym zawodowo potrzebny jest dziś nowy rodzaj wsparcia ze strony księży. Potrzebna jest mądra i pełna taktu pomoc w szukaniu i odnalezieniu swojej specyfiki, rozwijania talentów. A także – alarm i ostrzeżenie, gdy zostaną przekroczone jakieś degradujące granice.

Jan Paweł II wzywał kobiety, by zaangażowały się w budowanie cywilizacji miłości. Fascynował go geniusz kobiety i był pewien, że jest on konieczny w budowie łagodniejszego świata. Jak to się robi, jakie dary kobiety mogą ofiarować, których nie mają inni? Jaką duchowością żyć w czasach, gdy kobiety dzielą swoją aktywność między pracę i rodzinę, gdy odnoszą sukcesy i mają coraz większy wpływ na kształtowanie rzeczywistości?

O tym także nie mówi się z ambon. Kobiety zostają ze swoimi problemami samotne albo znajdują fałszywych proroków i prorokinie, którzy proponują niszczące rozwiązania na skróty. Otworzyć się na charyzmaty, jakie niosą współczesne kobiety – i te bardziej tradycyjne, i te dynamiczne, to bardzo pilne za-danie w naszym Kościele. Wymaga ono o wiele większej wrażliwości, pokory, a także wsłuchania się w kobiety niż jakieś kościelne parytety.

Mam wrażenie, że to jest dziś najpoważniejszy i najtrudniejszy problem związany z kobietami w Kościele. Wydaje się, że czeka nas okres trudnych poszukiwań. W nowych warunkach może to być fascynująca, jedyna w swoim rodzaju i nieznana dotąd przygoda, która odsłoni nowe horyzonty i typ relacji. Wspólna przygoda. Kobiet i mężczyzn.