Ks. Dominika wakacje z Bogiem

Ks. Sławomir Czalej

publikacja 23.07.2009 11:23

– Wiele osób dziwi się, że mamy taki duży rozstrzał wiekowy. Formuła jednak sprawdza się od kilku lat. Ideą „wakacji z Bogiem” jest to, żeby dziećmi małymi opiekowali się nie tylko wychowawcy, ale żeby zauważali je też starsi uczestnicy wyjazdu – mówi ks. Dominik Cichy, wikariusz z parafii Trójcy Świętej w Gdyni-Dąbrowie.

Ks. Dominika wakacje z Bogiem Foto: ks. Dominik Cichy

Już od dziewięciu lat ks. Dominik organizuje wyjazdy dla dzieci i młodzieży z parafii, w których pracuje. Jego spostrzeżenia i sposób prowadzenia rekolekcji mogą się przydać wielu osobom planującym wakacje po raz pierwszy. Co ciekawe, pomysły ks. Cichego procentują nie tylko w czasie samego wyjazdu. Dzisiaj dawniejsi podopieczni pełnią już rolę wychowawców.

Uwierz gimnazjaliście
– To jest najpiękniejszy widok, gdy piętnastolatek zajmuje się młodszym kolegą. Niesie mu na przykład plecak z plaży, gdy ten nie ma już siły, albo bierze go wręcz „na barana” – cieszy się ks. Dominik. Nie od początku wyjazdu oczywiście. Wpierw jest podpatrywanie wychowawców, ale czasem też „próba sił”, czyli sprawdzian, na ile można sobie pozwolić. Również różne konkurencje sportowe angażują wszystkie dzieci i młodzież. – Wydaje nam się czasami, że jak ktoś jest gimnazjalistą albo licealistą, to już nie będzie potrafił się bawić w berka i to jeszcze z kimś, kto jest o dziesięć lat od niego młodszy. Chyba za bardzo i zbyt często „wydoroślamy” naszą młodzież – mówi ks. Cichy.

W czasie trwania obozu pod koniec jest jeden dzień, kiedy wychowawcy zostają „zwolnieni” z obowiązków pilnowania porządku i młodszych dzieci, a ich funkcję przejmują starsi podopieczni. – Nie ma nic lepszego, niż dać młodym ludziom poczucie odpowiedzialności, tak, żeby czuli, że to, co robią, jest i ważne i potrzebne – podkreśla ks. Dominik. W rezultacie nawet już gimnazjalista potrafi w pozytywnym tego słowa znaczeniu przejść siebie.

W tegorocznych wakacjach uczestniczyły setka dzieci i czternastu wychowawców. – Część z nich była wcześniej sama uczestnikami naszych obozów – cieszy się organizator. Jeżeli wyjazd dojdzie do skutku i w przyszłym roku, to przynajmniej jeden z uczestników tegorocznego wyjazdu pojedzie na niego już jako wychowawca.

Obecna kadra ks. Dominika to efekt jego pracy w dwóch parafiach. Najstarsi z parafii św. Ignacego, gdzie pracował jako neoprezbiter, „średni” z parafii NMP z Gdańska-Brętowa, a najmłodsi są już z Dąbrowy. I tzw. „ogon”, czyli dzieci, które nie wyobrażają sobie wakacji bez swojego księdza, który odszedł do nowej parafii, też zmniejsza się z czasem. Ważne jest, aby nowy ksiądz dobrze zastąpił swojego poprzednika. – Oczywiście, kiedy byłem pierwszy rok w Gdyni, to na pierwszy wyjazd zgłaszały się jeszcze dzieci z Brętowa, ale także i z Oruni. W tym roku wszystkie dzieci były już tylko z Gdyni – podkreśla wikariusz.

Komórki i inne takie
W przygotowaniu wyjazdu z dziećmi ważne jest na pewno miejsce. Kaszuby są krainą wymarzoną, a zarazem niedaleką. Wyjazd w góry z setką dzieciaków byłby już problemem. – Ludzie dziwią się, że potrafimy jeździć w to samo miejsce, od początku do Wdzydz Kiszewskich, a jeżdżą te same osoby i nikt się nudzi – cieszy się ks. Dominik.

Od początku istnieje też zasada, że rodzice nie odwiedzają swoich dzieci. Oczywiście, potrzebne jest tu zaufanie, które rodzi się podczas spotkań przedwyjazdowych. Wtedy też wikariusz z Dąbrowy każe rodzicom wyobrazić sobie, że dzieci są bardzo daleko i zadaje pytanie, czy gdyby tak było, to jeździliby w odwiedziny co drugi dzień? Odpowiedzi są oczywiste. – Gdyby zaszła jakaś ważna sprawa, to rodzice jak najbardziej mogą dziecko odwiedzić – mówi. Ale nie za darmo. Tacy rodzice muszą wynagrodzić także innym dzieciom brak ich rodziców, na przykład poprzez cukierki, a jeszcze lepiej lody.

Problemem są też telefony komórkowe. Niestety działają, ale jest to nieszczęście ks. Cichego. Dlaczego? – Bo najwięcej łez wylewa się po rozmowie telefonicznej. Dawniej, kiedy nie mieliśmy komórek i był tylko jeden aparat telefoniczny na karty, do którego stała kolejka dzieci, to rozmowa była błyskawiczna i dziecko nawet nie wpadło na pomysł, że musi wylać nieco łez tęsknoty … – prawie się denerwuje zazwyczaj spokojny ks. Dominik.

Obok zabaw – bez telewizora, którego przez 9 lat nie włączono ani razu, niezależnie jak bardzo fatalna była pogoda – jest też miejsce na modlitwę. – Eucharystia odpowiednio przygotowana przez dzieci i młodzież jest centralnym punktem każdego dnia – podkreśla organizator. Jest też modlitwa rano i wieczorem oraz przed posiłkami. Wszystko to razem sprawia, że uczestnicy lepiej radzą sobie później w życiu w relacjach z innymi i z samym sobą. – Są to w końcu koledzy czy koleżanki z klasy i szkoły i chodzi o to, żeby te przyjaźnie i wzajemna pomoc trwały przez cały rok szkolny, a nawet i dłużej – mówi ks. Cichy.