Roman Melodos (Pieśniarz)

Katecheza Benedykta XVI z 21 maja 2008

publikacja 29.05.2008 17:15

Nie wnika on w istotę trudnych pojęć teologicznych, tak dyskutowanych w owym czasie i które tak bardzo poraniły jedność nie tylko wśród teologów, ale również wśród chrześcijan Kościoła. Głosi on chrystologię prostą, ale podstawową, chrystologię wielkich Soborów. Przede wszystkim jednak bliski jest pobożności ludowej i znajomości chrześcijańskiego serca.

Drodzy bracia i siostry,
w cyklu katechez o Ojcach Kościoła chciałbym dziś mówić o postaci mało znanej: o Romanie Melodosie (Pieśniarzu), urodzonym około roku 490 w Emesie (dziś Homs) w Syrii. Ten teolog, poeta i kompozytor należy do wielkiego zastępu teologów, którzy przekształcili teologię w poezję. Mamy tu na myśli jego rodaka św. Efrema Syryjczyka, żyjącego dwieście lat wcześniej. Myślimy także o teologach zachodnich, jak św. Ambroży, których hymny po dziś dzień są częścią naszej liturgii i poruszają serca; albo o teologu, o myślicielu o wielkim rozmachu, jak św. Tomasz, który pozostawił nam hymny na jutrzejszą uroczystość Bożego Ciała; myślimy o św. Janie od Krzyża i wielu innych. Wiara jest miłością, dlatego tworzy poezję i tworzy muzykę. Wiara jest radością, dlatego tworzy piękno.

Tak więc Roman Pieśniarz jest jednym z nich, teologiem-poetą i kompozytorem. Po opanowaniu postaw kultury greckiej i syryjskiej w rodzinnym mieście przeniósł się do Beritum (Bejrutu), gdzie doskonalił swe wykształcenie klasyczne i znajomość retoryki. Po wyświęceniu na stałego diakona (ok. roku 515) był tam trzy lata kaznodzieją. Następnie osiadł w Konstantynopolu pod koniec panowania Anastazego I (ok. 518 roku), zamieszkując tam w klasztorze przy kościele Theotókos, Matki Bożej. Wydarzył się tam kluczowy dla jego życia epizod: Synaksariusz mówi nam o objawieniu mu się we śnie Matki Bożej i o darze poetyckiego charyzmatu. Maryja nakazuje mu bowiem połknąć rulon papieru. Po zbudzeniu się następnego ranka – a było to święto Narodzenia Pańskiego – Roman zaczął deklamować z ambony: „Dziewica rodzi dzisiaj Władcę Natury” (Hymn „O Narodzeniu” I. Wstęp). W ten sposób stał się kaznodzieją-pieśniarzem aż do śmierci (po roku 555).

Roman zapisał się w historii jako jeden z najbardziej reprezentatywnych autorów hymnów liturgicznych. Homilia była wówczas dla wiernych jedyną w praktyce okazją do zdobycia wykształcenia katechetycznego. Roman jawi się więc jako wybitny świadek uczuć religijnych swoich czasów, ale też żywej i oryginalnej metody katechezy. Dzięki jego utworom możemy uświadomić sobie twórczy charakter tej formy katechizowania, kreatywności myśli teologicznej, estetyki i ikonografii sakralnej tamtego okresu.
Miejscem, w którym Roman nauczał, było sanktuarium na przedmieściach Konstantynopola: wchodził on na ambonę umieszczoną pośrodku kościoła i mówił do wspólnoty, uciekając się do dość kosztownej reżyserii: wykorzystywał malowidła ścienne bądź ikony umieszczone na ambonie, stosował też dialog. Jego homilie były śpiewanymi homiliami metrycznymi, zwanymi kontákia (kondakion). Termin ten, „mała witka”, nawiązywał, jak się zdaje, do deszczułki, wokół której owijano zwój rękopisu liturgicznego lub innego rodzaju. „Kontákionów” Romana, które zachowały się do naszych czasów, jest 89, tradycja jednak przypisuje mu ich tysiąc.

U Romana każdy kondakion składa się ze zwrotek, najczęściej od 18 do 24, o jednakowej liczbie sylab, ułożonych na wzór pierwszej zwrotki (irmos); akcenty rytmiczne wersów wszystkich tych zwrotek wzorowane są na akcentach irmosu. Każda zwrotka kończy się refrenem (efymnion), najczęściej identycznym, aby stworzyć poetycką jedność. Poza tym inicjały poszczególnych zwrotek wskazują imię autora (akrostych), poprzedzone często przymiotnikiem „pokorny”. Kończy hymn modlitwa odnosząca się do celebrowanych bądź wspominanych zdarzeń. Po lekturze tekstów biblijnych Roman śpiewał Wstęp, najczęściej w formie modlitwy bądź prośby. Zapowiadał w ten sposób temat homilii i wyjaśniał refren, jaki należało powtarzać chórem na zakończenie każdej zwrotki, którą on sam głośno deklamował.

Znaczący przykład mamy w kondakionie na Piątek Męki Pańskiej: jest to dramatyczny dialog Maryi z Synem, który odbywa się w czasie Drogi Krzyżowej. Maryja powiada: „Dokąd idziesz, synu? Dlaczego tak szybko kończysz bieg twego życia?/ Nigdy bym nie przypuszczała, synu, że zobaczę cię w tym stanie,/ nigdy też nie wyobrażałam sobie, że do tego stopnia dojdzie furia nikczemników,/ by podnieść rękę na ciebie wbrew wszelkiej sprawiedliwości”. Jezus odpowiada: „Czemu płaczesz, matko moja? [...]. Czyż nie miałem cierpieć? Czyż nie miałem umrzeć?/ Jakże więc miałbym zbawić Adama?”. Syn Maryi pociesza matkę, ale przywołuje też jej rolę w historii zbawienia: „Odłóż więc, matko, odłóż swój ból:/ nie przystoi ci jęk, gdyż nazwana zostałaś «łaski pełna»” (Maryja u stóp krzyża, 1-2; 4-5). Z kolei w hymnie o ofierze Abrahama, Sara zachowuje dla siebie decyzję o życiu Izaaka. Abraham mówi: „Kiedy Sara usłyszy, Panie mój, wszystkie Twoje słowa,/ kiedy pozna twą wolę powie mi:/ Jeśli ten, kto dał go nam, odbiera go, dlaczego nam go dał?/[...] - Ty, starcze, syna mego mnie pozostaw,/ a kiedy ten, co cię wezwał, zechce go, mnie będzie musiał o tym powiedzieć” (Ofiara Abrahama, 7).

Roman nie używa uroczystej bizantyńskiej greki dworskiej, lecz posługuje się prostym językiem, bliskim mowie ludu. Chciałbym tu podać przykład jego żywiołowego i bardzo osobistego sposobu mówienia o Panu Jezusie: nazywa Go „źródłem, które nie pali i światłem przeciwko ciemnościom”, po czym mówi: „Płonę z pragnienia trzymania cię w dłoni jak lampę;/ kto bowiem niesie światło między ludzi, oświetlony jest bez sparzenia się./ Oświeć mnie zatem, Ty, który jesteś niegasnącą Lampą” (Ofiarowanie albo Święto spotkania, 8). Siła przekonywania jego kazań oparta była na wielkiej spójności między jego słowami a jego życiem. W jednej z modlitw mówi: „Uczyń jasnym mój język, Zbawicielu mój, otwórz moje usta / a wypełniwszy je, przeszyj me serce, aby moje czyny/ były zgodne z moimi słowami” (Misja Apostołów, 2).

Przyjrzyjmy się teraz niektórym z jego głównych tematów. Podstawowym tematem jego przepowiadania jest jedność działania Boga w historii, jedność stworzenia i historii zbawienia, jedność między Starym a Nowym Testamentem. Innym ważnym tematem jest pneumatologia, to jest nauka o Duchu Świętym. W uroczystość Pięćdziesiątnicy Roman podkreśla ciągłość, jaka występuje między Chrystusem, który wstąpił do nieba, a apostołami, to znaczy Kościołem, i wysławia jego działalność misyjną na świecie: „[...] na mocy boskiej zdobyli wszystkich ludzi;/ chwycili krzyż Chrystusa niczym pióro,/ słów użyli jak sieci i łowili nimi świat,/ mieli Słowo jak haczyk wyostrzony,/ przynętą stało się dla nich/ ciało Władcy wszechświata” (Pięćdziesiątnica 2;18).

Innym centralnym tematem jest oczywiście chrystologia. Nie wnika on w istotę trudnych pojęć teologicznych, tak dyskutowanych w owym czasie i które tak bardzo poraniły jedność nie tylko wśród teologów, ale również wśród chrześcijan Kościoła. Głosi on chrystologię prostą, ale podstawową, chrystologię wielkich Soborów. Przede wszystkim jednak bliski jest pobożności ludowej i znajomości chrześcijańskiego serca – i tak Roman podkreśla, że Chrystus jest prawdziwym człowiekiem i prawdziwym Bogiem, a będąc prawdziwym Człowiekiem-Bogiem, jest jedną osoba, syntezą stworzenia i Stwórcy: w jego ludzkich słowach słyszymy mowę Słowa Boga samego. „Był człowiekiem – mówi – Chrystus, ale był również Bogiem,/ nie podzielonym jednak na dwóch: jest Jednym, synem Ojca, który jest Jednym tylko” (Męka 19). Co do mariologii, to wdzięczny Dziewicy za dar poetyckiego charyzmatu, Roman wspomina Ją na koniec niemal wszystkich hymnów i dedykuje Jej swoje najpiękniejsze kondákiony: Narodzenie, Zwiastowanie, Boże Macierzyństwo, Nowa Ewa.

I wreszcie nauczanie moralne odnosi się do sądu ostatecznego (Dziesięć dziewic [II]). Prowadzi on nas do tego momentu prawdy naszego życia, zetknięcia się z Sędzią sprawiedliwym i dlatego wzywa do nawrócenia w pokucie i poście. Konkretnie chrześcijanin musi praktykować miłość, jałmużnę. Podkreśla prymat miłości nad umiarem w dwóch hymnach, Wesele w Kanie i Dziesięć dziewic. Miłość jest największą z cnót: „[...] dziesięć dziewic posiadało cnotę nietkniętego dziewictwa,/ ale dla pięciu z nich to trudne ćwiczenie było bezowocne./ Pozostałe jaśniały ze względu na lampy miłości do ludzkości,/ dlatego zaprosił je oblubieniec” (Dziesięć dziewic, 1).

Tętniące człowieczeństwo, żar wiary, głęboka pokora przenikają pieśni Romana Melodosa. Ten wielki poeta i kompozytor przypomina nam o całym skarbie kultury chrześcijańskiej, zrodzonej z wiary, zrodzonej z serca, które spotkało się z Chrystusem, z Synem Bożym. Z tego zetknięcia się serca z Prawdą, która jest Miłością, rodzi się kultura, narodziła się cała wielka kultura chrześcijańska. I jeśli wiara pozostaje prawdziwa, również to dziedzictwo kulturalne nie staje się czymś martwym, lecz pozostaje żywe i obecne. Ikony również dziś przemawiają do serc wierzących, nie są czymś należącym do przeszłości. Katedry nie są pomnikami średniowiecza, lecz domami życia, gdzie czujemy się jak „w domu”: spotykamy Boga i spotykamy się z sobą nawzajem. Wielka muzyka – chorał gregoriański, Bach czy Mozart – też nie jest czymś minionym, lecz żyje żywotnością liturgii i naszej wiary. Jeśli wiara jest żywa, kultura chrześcijańska nie staje się „przeszłością”, lecz pozostaje żywa i obecna. A jeśli wiara jest żywa, to i dziś możemy odpowiedzieć na imperatyw, który powtarza się stale od nowa w Psalmach: „Śpiewajcie Panu pieśń nową”. Twórczość, innowacja, pieśń nowa, kultura nowa i obecność całego dziedzictwa kulturalnego w żywotności wiary nie wykluczają się, lecz stanowią jedną rzeczywistość; są obecnością piękna Boga i radości z bycia Jego dziećmi.