Święty Ambroży

Katecheza Benedykta XVI z 24 października 2007

publikacja 16.05.2008 17:00

(...) W szóstej księdze "Wyznań" Augustyn opowiada o swoim spotkaniu z Ambrożym, spotkaniu niewątpliwie bardzo ważnym w dziejach Kościoła. Pisze on dosłownie, że gdy udawał się do Biskupa Mediolanu, zastawał go zawsze otoczonego mrowiem osób obarczonych mnóstwem problemów, których potrzebami się zajmował.

Święty Ambroży Simon von Taisten (PD) Św. Ambroży

Drodzy bracia i siostry,

święty Biskup Ambroży - o którym będę dziś mówić - zmarł w nocy z 3 na 4 kwietnia 397 roku. Zaczynała się Wielka Sobota. Dzień wcześniej, około piątej po południu, leżąc w łóżku z rozkrzyżowanymi ramionami, zaczął się modlić. W ten sposób brał udział w uroczystym triduum paschalnym, w śmierci i zmartwychwstaniu Pańskim. "Widzieliśmy ruch jego warg - zaświadcza Paulin, wierny diakon, który za namową Augustyna spisał jego "Żywot" - nie słyszeliśmy jednak głosu". W pewnej chwili wydawało się, że sytuacja się pogorszyła. Honorata, biskupa Vercelli, który opiekował się Ambrożym i spał piętro wyżej, obudził głos, który powtarzał: "Wstawaj, nuże! Ambroży umiera...". Honorat zbiegł w pośpiechu - opowiada Paulin - "i dał świętemu Ciało Pańskie. Gdy tylko Ambroży przyjął je i przełknął, oddał ducha, zabierając ze sobą tego dobrego towarzysza podróży. Tak tedy dusza jego, pokrzepiona tym pokarmem, cieszy się teraz towarzystwem aniołów (Żywot 47). W ów Wielki Piątek roku 397 otwarte ramiona umierającego Ambrożego wyrażały jego mistyczny udział w śmierci i zmartwychwstaniu Pańskim. To była jego ostatnia katecheza: w milczeniu słów przemawiał on jeszcze świadectwem swego życia.

Ambroży nie był stary, gdy umarł. Nie miał jeszcze sześćdziesięciu lat, gdyż urodził się około roku 340 w Trewirze, gdzie ojciec jego był prefektem Galii. Była to rodzina chrześcijańska. Po śmierci ojca matka zawiozła go do Rzymu, gdy jeszcze był chłopcem i przygotowała do kariery świeckiej, zapewniając mu solidne wykształcenie retoryczne i prawnicze. Około roku 370 wysłano go jako zarządcę prowincji Emilii i Ligurii z siedzibą w Mediolanie. Właśnie wrzała tam walka między zwolennikami prawowierności a arianami, zwłaszcza po śmierci ariańskiego biskupa Auksencjusza. Ambroży interweniował, by uspokoić umysły obu przeciwnych frakcji, a jego autorytet był tak wielki, że - choć był zwykłym katechumenem - lud obwołał go biskupem Mediolanu.

Ambroży był wówczas najwyższym przedstawicielem cesarstwa w północnej Italii. Doskonale przygotowany pod względem kulturalnym, nie mający przy tym żadnego rozeznania w Piśmie Świętym, nowy biskup przystąpił natychmiast do poznawania go. Znajomości i komentowania Biblii nauczył się z dzieł Orygenesa, niekwestionowanego mistrza "szkoły aleksandryjskiej". W ten sposób Ambroży przeniósł do środowiska łacińskiego rozważania Pisma Świętego podjęte przez Orygenesa, zapoczątkowując na Zachodzie praktykę lectio divina. Metoda lectio nadała kierunek całemu kaznodziejstwu i pismom Ambrożego, dla których punktem wyjścia jest właśnie modlitewne wsłuchanie się w Słowo Boże. Słynny początek jednej z katechez Ambrożego doskonale pokazuje, jak święty Biskup stosował Stary Testament do życia chrześcijańskiego: "Kiedy czytaliśmy dzieje Patriarchów i maksymy Przysłów, każdego dnia mówiliśmy o moralności - powiada Biskup Mediolanu do swych katechumenów i neofitów - abyście sami, ukształtowani i pouczeni przez nich, przyzwyczaili się do wchodzenia na drogę Ojców i podążania drogą posłuszeństwa przykazaniom Bożym" (Misteria 1,1). Innymi słowy neofici i katechumeni, według Biskupa, nauczywszy się sztuki dobrego życia, mogli już uznać, że są przygotowani do wielkich tajemnic Chrystusa. W ten sposób przepowiadanie Ambrożego - stanowiące główne jądro jego wielkiego dzieła literackiego - za punkt wyjścia przyjmuje lekturę Ksiąg świętych ("Patriarchowie", czyli księgi historyczne, i "Przysłowia", to znaczy Księgi mądrościowe), aby żyć zgodnie z bożym Objawieniem.

Jest oczywiste, że od osobistego świadectwa kaznodziei oraz stopnia wzorowości wspólnoty chrześcijańskiej zależy skuteczność przepowiadania. Z tego punktu widzenia znamienny jest fragment "Wyznań" św. Augustyna. Przybył on do Mediolanu jako profesor retoryki; był sceptykiem, a nie chrześcijaninem. Szukał, lecz w rzeczywistości nie był w stanie znaleźć prawdy chrześcijańskiej. Serca młodego retora afrykańskiego, sceptycznego i zrozpaczonego nie poruszyły i nie skłoniły do ostatecznego nawrócenia przede wszystkim piękne kazania Ambrożego (chociaż wysoko je cenił). Była to raczej zasługa świadectwa Biskupa i jego mediolańskiego Kościoła, który modlił się i śpiewał, zwarty niczym jedno ciało. Kościoła zdolnego oprzeć się despotyzmowi cesarza i jego matki, którzy na początku 386 roku domagali się znów uzyskania jakiegoś miejsca kultu na obrzędy arian. W budynku, który miał być odebrany - opowiada Augustyn - "lud pobożny czuwał, gotów umrzeć razem ze swoim biskupem". To świadectwo zawarte w Wyznaniach jest cenne, sygnalizuje bowiem, że coś drgnęło w Augustynie, który tak pisze dalej: "Chociaż mnie jeszcze nie rozgrzewał żar Ducha Twego, udzielał się niepokój i podniecenie miasta" ("Wyznania", IX, 7).

Życie i przykład biskupa Ambrożego nauczyły Augustyna wierzyć i głosić kazania. Możemy odwołać się do słynnego kazania Afrykańczyka, które zasłużyło na to, by zacytowano je wiele wieków później w Konstytucji soborowej "Dei Verbum": "Jest przeto rzeczą konieczną - ostrzega mianowicie "Dei Verbum" w n. 25 - aby wszyscy duchowni (...) i inni, którzy jako diakoni lub katechiści (...) zajmują się posługą słowa, pozostawali w zażyłości z Pismem Świętym przez pilne czytanie duchowe oraz staranne studium, aby nikt z nich nie stał się - tu mamy cytat z Augustyna - «bezużytecznym głosicielem słowa Bożego na zewnątrz, wewnątrz nie będąc jego słuchaczem»". Właśnie od Ambrożego nauczył się on owego "słuchania od wewnątrz", tej wytrwałej lektury Pisma Świętego w postawie modlitewnej, tak, aby rzeczywiście przyjąć w swoim sercu i przyswoić sobie Słowo Boże.

Drodzy bracia i siostry, chciałbym zaproponować wam jeszcze swego rodzaju "ikonę patrystyczną", która odczytana w świetle tego, co powiedzieliśmy, ukazuje wymownie "serce" nauki ambrozjańskiej. W szóstej księdze "Wyznań" Augustyn opowiada o swoim spotkaniu z Ambrożym, spotkaniu niewątpliwie bardzo ważnym w dziejach Kościoła. Pisze on dosłownie, że gdy udawał się do Biskupa Mediolanu, zastawał go zawsze otoczonego mrowiem osób obarczonych mnóstwem problemów, których potrzebami się zajmował. Zawsze była długa kolejka oczekujących na rozmowę z Ambrożym, by znaleźć u niego pociechę i nadzieję. Kiedy Ambroży nie był z nimi, z ludźmi (a było tak przez bardzo krótki czas), albo wzmacniał ciało niezbędnym pokarmem, albo karmił ducha lekturą. Tu Augustyn wyraża swój podziw, gdyż Ambroży czytał Pismo Święte z zamkniętymi ustami, oczyma jedynie (por. "Wyznania" VI, 3). W istocie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa lektura pojmowana była wyłącznie w celu przepowiadania, a głośne czytanie ułatwiało zrozumienie także czytającemu. Fakt, że Ambroży mógł przebiegać stronice wyłącznie oczami, sygnalizuje zachwyconemu Augustynowi wyjątkową zdolność lektury i zażyłości z Pismem. Otóż w owym "czytaniu z zamkniętymi ustami", gdy serce stara się osiągnąć mądrość Słowa Bożego - oto "ikona", o której mówimy - dostrzec można metodę katechezy ambrozjańskiej: samo Pismo, wewnętrznie przyswajane, podpowiada treści, które należy głosić, by doprowadzić do nawrócenia serc.

I tak, według nauczania Ambrożego i Augustyna, katecheza jest nieodłączna od świadectwa życia. Może przydać się także katechecie to, co napisałem we "Wprowadzeniu w chrześcijaństwo" na temat teologa. Ten, kto wychowuje do wiary, nie może ryzykować, że okaże się swego rodzaju klaunem, który gra pewną rolę "zawodowo". Raczej - by użyć obrazu drogiego Orygenesowi, pisarzowi szczególnie cenionemu przez Ambrożego - powinien on być niczym umiłowany uczeń, który oparł głowę na sercu Nauczyciela i tam nauczył się stylu myślenia, mówienia i działania. W końcu prawdziwym uczniem jest ten, kto głosi Ewangelię w sposób najbardziej wiarygodny i skuteczny.

Tak jak apostoł Jan, biskup Ambroży - który nigdy nie przestawał powtarzać: "Omnia Christus est nobis!; czyli Chrystus Chrystus jest dla nas wszystkimi!" - pozostaje prawdziwym świadkiem Pana. Jego własnymi słowami, pełnymi miłości do Jezusa, kończymy więc naszą katechezę: "Omnia Christus est nobis! Jeśli chcesz uleczyć ranę, On jest lekarzem; jeśli spala cię gorączka, On jest źródłem; jeśli nęka cię niesprawiedliwość, On jest sprawiedliwością; jeśli potrzebujesz pomocy, On jest mocą; jeśli lękasz się śmierci, On jest życiem; jeśli pragniesz nieba, On jest drogą; jeśli jesteś w mroku, On jest światłem... Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan: błogosławiony człowiek, który pokłada w Nim nadzieję!" (De virginitate 16, 99). Miejmy i my nadzieję w Chrystusie. Będziemy wtedy błogosławieni i żyć będziemy w pokoju.