Na bocznych drogach św. Pawła

Andrzej Macura

publikacja 21.10.2008 15:30

Dwa tysiące lat to szmat czasu. Poglądy kogoś żyjącego tak dawno temu zazwyczaj można potraktować jak muzealne eksponaty: owszem cenne, ale już nie do codziennego użytku. Ze świętym Pawłem jest chyba inaczej. Choć żył w innych realiach, w sprawach gmin do których pisał, odbijają się problemy wierzących w Chrystusa XXI wieku. Natura ludzka jest niezmienna.



Święty Paweł jest znany jako teolog. Jego myśl, wijąca się czasem trudnymi do przewidzenia meandrami, przeanalizowano w tak wielu księgach, że pewnie mogłyby zapełnić niejedną półkę w bibliotece. Bywają przy tym tak skomplikowane, że od pierwszego akapitu zniechęcają ją do lektury. Paweł jednak był nie tylko, a może nie przede wszystkim, teologiem. Był duszpasterzem rozwiązującym na bieżąco pojawiające się w bliskich mu gminach problemy. Jego rozwiązania mogą być inspiracją do przyjrzenia się bolączkom polskich katolików XXI wieku. Trudno uwierzyć? A jednak...


Po pierwsze: powstrzymajcie się od rozpusty (1 Tes 4, 2-8)

Jakie pierwsze wskazanie daje chrześcijanom Nowy Testament? Przyznam, że byłem zaskoczony. Na pewno nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Za najwcześniejszą księgę Nowego Testamentu uchodzi pierwszy list świętego Pawła do Tesaloniczan. Trzy pierwsze rozdziały tego pisma są raczej wspomnieniem apostolskiej działalności Pawła i jego towarzyszy wśród mieszkańców tego miasta. Dopiero w czwartym pojawia się owo pierwsze zalecenie: powstrzymajcie się od rozpusty. Po dwóch tysiącach lat, gdy chrześcijaństwo przeżyło już niejeden gorący spór, wskazanie Pawła brzmi zdumiewająco aktualnie. Tak niewiele od tamtego czasu się zmieniło.

Wiecie przecież, jakie nakazy daliśmy wam przez Pana Jezusa. Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty,. aby każdy umiał utrzymywać ciało własne w świętości i we czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nie znający Boga poganie. Niech nikt w tej sprawie nie wykracza i nie oszukuje brata swego, albowiem, jak wam to przedtem powiedzieliśmy, zapewniając uroczyście: Bóg jest mścicielem tego wszystkiego. Nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości. A więc kto [to] odrzuca, nie człowieka odrzuca, lecz Boga, który przecież daje wam swego Ducha Świętego. 1 Tes 4, 2-8

Grzechy przeciwko wierności małżeńskiej czy czystości były pewnie problemem chrześcijan wszystkich czasów. Taka już ludzka natura, że czasem trudno utrzymać w ją w ryzach. Chyba jednak nigdy tak mocno nie kontestowano samego Bożego prawa. Zamiast o małżeńskiej zdradzie mówi się dziś o prawie do szczęścia, zamiast o bezinteresowności i odpowiedzialności – o konieczności wypróbowania się przed ślubem; promuje się homoseksualizm pod płaszczykiem tolerancji wobec inności, hołdowanie namiętnościom nazywa się troską o psychiczną higienę i wbrew faktom w daniu upustu żądzom widzi się antidotum na przestępstwa seksualne. Trudno się dziwić, że także chrześcijanie trochę się już w tym wszystkim pogubili. Powoli przestają dostrzegać zło rozwodów, a i wspólne mieszkanie razem przed ślubem czy bez ślub staje się powoli także wśród nich powszechna praktyką.

Przed laty pewien mądry ksiądz pytany dlaczego jakiś problem trzeba widzieć tak a nie inaczej na kolejne pytania odpowiadał bardzo krótko: bo tak uczy Kościół. Wbrew pozorom była to bardzo mądra odpowiedź. Podobnie chciałoby się odpowiedzieć wszystkim tym, którzy pytają o sens małżeńskiej i przedmałżeńskiej czystości. Jednak w czasach, gdy sami chrześcijanie nie bardzo cenią swój Kościół taka odpowiedź nie zadowala. Na pewno potrzeba czegoś więcej.

Problem w tym, że całe zło grzechów przeciwko 6 przykazaniu widać dopiero z perspektywy chrześcijańskiej wizji człowieka. A że jest słuszna pokazuje doświadczenie i czas, których brakuje ludziom zauroczonym możliwością czerpania a przyjemność tu i teraz. Nawet jeśli jest chrześcijaninem. Pół biedy, gdy pyta komu szkodzą rozwody, kiedy małżonkowie maja siebie dosyć. Wtedy można pokazać płaczące dzieci i dyskutować czy mniejszą krzywdą dla nich jest rozpad małżeństwa rodziców czy wieczne awantury. Na pytanie co złego jest we współżyciu przed ślubem nie pozostaje już nic innego jak wskazać na niewyraźną tendencję do uprzedmiotowiania osoby. Gdy mowa o antykoncepcji trzeba odwoływać się wartości małżeńskiej płodności. W dyskusji wszystkie te argumenty łatwo wyśmiać. Nawet powtarzanie za Augustynem, że jak nie gasi się ognia oliwą, tak nie można liczyć na ugaszenie pożaru zmysłów mocniejszym ich rozpalaniem, nie każdego przekona.

Problem istniał zawsze. Dziś jawi się zapewne równie jasno, jak piszącemu do Tesaloniczan Pawłowi. Może dlatego napisał tak ostro: „Niech nikt w tej sprawie nie wykracza i nie oszukuje brata swego, albowiem, jak wam to przedtem powiedzieliśmy, zapewniając uroczyście: Bóg jest mścicielem tego wszystkiego. Nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości. A więc kto [to] odrzuca, nie człowieka odrzuca, lecz Boga, który przecież daje wam swego Ducha Świętego”.