Pamiętają tylko ruiny

Jacek Dziedzina, zdjęcia Henryk Przondziono

publikacja 11.07.2008 15:17

Ksiądz Józef Tischner pisał: „Każdemu spotkaniu grozi rozstanie. W każdym rozstaniu żyje tłumiona pamięć spotkania”. To nie tani sentymentalizm. Jedną z najbardziej wzruszających scen w Dziejach Apostolskich jest pożegnanie Pawła z przyjaciółmi z Efezu. Takiej parafii nie opuszcza się bez łez.

Kiedy czytam opis „wybuchających wielkim płaczem” i „rzucających się Pawłowi na szyję”, a potem „odprowadzających go na okręt” w porcie w Milecie starszych z Efezu, mam przed oczami płótno „Zaokrętowanie królowej Saby” pędzla Claude’a Gellée. To chyba najpiękniejsze studium pożegnania i oczekiwania. Port, załadunek statków, jeden z nich już odpływa. W pozornym chaosie i krzątaninie jest jednak spokój i emocje zarazem – człowiek w porcie stara się dostrzec na horyzoncie, mimo silnego blasku zachodzącego słońca, odpływających lub przypływających. Wypatruje długo oczekiwanych gości albo odprowadza wzrokiem właśnie pożegnanych przyjaciół, ciągle niepogodzony ze stratą. Inni rozmawiają, nie wiadomo – żartują, czy raczej płaczą. Jedni żegnają, drudzy oczekują. Motyw właściwie banalny. Ale poruszający do głębi.

Widziałem ten obraz wiele razy, podobnie, jak inne z cyklu „Zaokrętowanie” Claude’a. I ciągle nie rozumiem, dlaczego spośród tylu biblijnych wątków, artysta pominął ten najbardziej wzruszający opis pożegnania. Ludzi, którzy przez trzy lata przeżywali z Pawłem chwile wyjątkowe, uczyli się od niego gorliwości i odwagi. A Paweł budował się wiernością swojego duszpasterstwa. To jak pożegnanie dobrego wikarego lub proboszcza z dynamiczną i wdzięczną parafią.

Jedno jest pewne – Efez był wyjątkowym punktem w podróżach misyjnych Pawła. Nigdzie nie zatrzymał się tak długo. Tutaj też napisał swoje najważniejsze Listy do innych wspólnot chrześcijańskich. W Efezie zaczął zagrażać kultowi pogańskiej bogini Artemidy i całemu biznesowi z tym związanemu. Spacerując wśród ruin potężnego kiedyś miasta, jednego z siedmiu znanych z Apokalipsy, nie znaleźliśmy jednak „wikariatki” Apostoła.

Chrześcijaństwo? Za toaletami...

I znowu Turcja. Najczęściej zapominamy, że w tym kraju znajdują się tak cenne dla chrześcijaństwa pamiątki. Efez (Ephesus) leży w zachodniej części Turcji, w pobliżu obleganych przez turystów kurortów nad Morzem Egejskim. Na ulicach ponownie rzuca się w oczy, znany nam już ze Stambułu, a jeszcze bardziej z syryjskiego Damaszku – widok mężczyzn trzymających się za ręce. W Europie – skojarzenie oczywiste. W krajach muzułmańskich – naturalny przejaw zdrowej męskiej przyjaźni. Mimo wszystko jednak „tutejsi” giną w tłumie turystów z zagranicy. Większość podziwia fasadę potężnej biblioteki Celsusa. Inni spędzają godziny w mało atrakcyjnych, zrekonstruowanych niedawno, apartamentach arystokratów efeskich.

Dla mnie ważniejszy jest teatr, chyba najpotężniejszy ze znanych w starożytności, mieszczący kiedyś nawet 25 tys. widzów. Tutaj nieraz musiał przemawiać Paweł, zarówno do wierzących już w Chrystusa, jak i ciągle trzymających się pogańskich kultów Efezjan. Tutaj w końcu zebrał się tłum, podburzony przez złotnika Demetriusza, żyjącego z wyrobu figurek Artemidy, bogini czczonej tutaj od wieków jako patronki płodności i małżeństwa. Nauczanie Pawła w oczywisty sposób podważało nie tylko efeskie świętości, ale po prostu byt materialny producenta figurek i amuletów.

Pozostałością po Pawle był przede wszystkim rozwijający się Kościół. Do tego stopnia ważny, że właśnie w Efezie w 431 r. miał miejsce sobór, który ogłosił uroczyście jeden z najważniejszych dogmatów chrześcijaństwa – że Maryja jest Theotokos, czyli Matką Boga. Właśnie tutaj, w pobliżu miejsca, gdzie znajdował się słynny Artemizjon, świątynia „matki bogów”, jeden z siedmiu cudów świata. Przypadkowo, dzięki uprzejmości naszego tureckiego przewodnika, znajdujemy ruiny kościoła, w którym obradowali ojcowie soborowi. Poza szlakiem zwiedzania, bez żadnej tabliczki informacyjnej, przy ścieżce skręcającej niepostrzeżenie za toaletami. Przecież to powinny być jedne z najbardziej obleganych przez chrześcijan miejsc pielgrzymkowych! Gdyby tylko ktoś o to zadbał. Odpowiedni list, wraz z grupą europejskich dziennikarzy, wysłaliśmy do tureckiego ministerstwa kultury. Wiadomo jednak, że sam rząd nie wystarczy. Tutaj po prostu nie ma już prawie chrześcijan, którzy mogliby zorganizować centrum pielgrzymkowe. Ci, którzy zostali, mają ważniejszy problem – jak przetrwać w sytuacji ciągłej dyskryminacji i nierównego traktowania obywateli. W kraju aspirującym przecież do członkostwa w Unii Europejskiej. Ziarno i konewka

Paweł przybył do Efezu pierwszy raz pod koniec swojej drugiej podróży misyjnej. Wracał z Koryntu wraz z małżeństwem Akwilą i Pryscyllą i w Efezie ich zostawił. Dosyć skąpą informację o tej wizycie zostawił św. Łukasz, autor Dziejów Apostolskich. Wiemy tylko, że Paweł rozmawiał długo z tamtejszą diasporą żydowską. Nalegano, żeby został z nimi dłużej. On jednak chciał wracać do Antiochii Syryjskiej, ale obiecał: „Wrócę do was, jeżeli Bóg zechce”. Tak też się stało w czasie trzeciej wyprawy misyjnej Apostoła. Jedno jest pewne – chrześcijaństwo było obecne w Efezie jeszcze przed Pawłem. Bibliści przypuszczają, że naukę o Chrystusie głosił w mieście Żyd Apollos, co znajduje potwierdzenie w Dziejach Apostolskich. „Znał on już drogę Pańską, przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, znając tylko chrzest Janowy” (Dz 18,25). Chrzest Janowy był tylko aktem pokutnym, przygotowującym na przyjście Mesjasza. Nie był jeszcze włączeniem do wspólnoty Kościoła. I kiedy Paweł drugi raz pojawił sie w Efezie, spotkał się z tzw. joannitami, czyli uczniami Apollosa. Na pytanie Apostoła, czy otrzymali już Ducha Świętego, odpowiedzieli zdziwieni: „Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty” (Dz 19,2n). Idealny powód, żeby zostać w Efezie dłużej! Paweł zapewne wyczuł, że wiara padła tu na podatny grunt, ale wymaga teologicznego pogłębienia i duszpasterskiej pracy.

Czasami Apollos, z powodu powyższego opisu, przedstawiany jest jako konkurent Pawła, głoszący „swoją” wersję chrześcijaństwa. Nic bardziej mylącego. Zwracają na to uwagę różni bibliści, którzy przytaczają wypowiedzi samego Pawła o Apollosie, zawarte w jego Listach. „Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost” (1 Kor 3,5n).

Imię Jezus bez licencji

Po udzieleniu chrztu „joannitom” (niektórzy mówią, że jest to także najstarszy biblijny opis bierzmowania) Paweł przez trzy miesiące wchodził do efeskiej synagogi i nauczał. Jakby ciągle wierzył, że jego bracia przyjmą prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa. Mimo odrzucenia go w większości dotychczasowych miejsc, gdzie dotąd głosił Ewangelię. Także w Efezie uparte przepowiadanie „królestwa Bożego” nie przyniosło żadnych owoców. W każdym razie nie wspomina o nich św. Łukasz. „Gdy jednak niektórzy upierali się w niewierze, bluźniąc wobec ludu przeciw drodze, odłączył się od nich i oddzielił uczniów” – czytamy w Dziejach Apostolskich. Scenariusz żywcem wzięty z poprzednich podróży – odrzucony przez swoich współbraci, zwraca się do pogan. Wśród nich odnosi największe duszpasterskie sukcesy. I ciągle otrzymuje potwierdzenie, że nauka, którą głosi, nie od niego pochodzi. „Bóg czynił też niezwykłe cuda przez ręce Pawła, tak że nawet chusty i przepaski z jego ciała kładziono na chorych, a choroby ustępowały z nich i wychodziły złe duchy”. Mało tego, wielu chrześcijan, którzy próbowali „pogodzić” swoją nową wiarę z okultyzmem, pod wpływem Pawła odrzucało dawne praktyki. „I wielu też z tych, co uprawiali magię, poznosiło księgi i paliło je wobec wszystkich”. Wiadomo, że talizmany pogańskie nosili zarówno poganie, jak i chrześcijanie. Zresztą, czy to takie odległe w czasie i przestrzeni?

Sukcesy Pawła zaczęły inspirować pewnych „żydowskich egzorcystów”. Św. Łukasz wspomina o siedmiu synach Skewasa, arcykapłana żydowskiego, którzy, choć sami nie uwierzyli w Jezusa, próbowali wzywać Jego imienia, wypędzając złe duchy. „Zaklinam was przez Pana Jezusa, którego głosi Paweł” – mówili. Skutki instrumentalnego traktowania Chrystusa okazały się przerażające: „Zły duch odpowiedział im: »Znam Jezusa i wiem o Pawle, a wy coście za jedni?«. I rzucił się na nich człowiek, w którym był zły duch, powalił wszystkich i pobił tak, że nadzy i poranieni uciekli z owego domu” (Dz 19,13–17). To również nie jest opowieść oderwana od współczesności. Nietrudno wskazać gabinety bioenergoterapeutów, którzy reklamują się także jako... egzorcyści. Na kogo się powołują, „wyganiając” demony? A jeśli na Jezusa, to z czyjego przyzwolenia? Historia egzorcystów samozwańców z Dziejów Apostolskich jest niezłą przestrogą dla wszystkich „eksperymentujących z Jezusem”. Wydział teologii

Jeśli Paweł jest pierwszym prawdziwym chrześcijańskim teologiem, a większość najważniejszych Listów powstała właśnie w Efezie, to można uznać to miasto za kolebkę chrześcijańskiej myśli. Tutaj najprawdopodobniej powstał List do Galatów. Z jednej strony Apostoł broni w nim swojego tytułu apostoła (niektórzy to kwestionowali), jako otrzymanego wprost od Boga, z drugiej przedstawia wykład o usprawiedliwieniu przez wiarę. To kolejny policzek dla Żydów, którzy wierzyli, że przestrzeganie Prawa jest źródłem usprawiedliwienia. W Efezie zatem powstał list, który kilkanaście wieków później stał się, zupełnie niepotrzebnie, jednym z punktów spornych między katolikami a protestantami. Wiara czy uczynki? Nie ma sprzeczności, bo „wiara bez uczynków jest martwa”. Z kolei same dobre uczynki, bez ofiary Chrystusa, nie byłyby w stanie wyciągnąć ludzkości z przekleństwa grzechu. Trzeba było ponad 400 lat, żeby protestanci i katolicy stwierdzili wspólnie, że nie jest to już przedmiotem sporu między nami.

W Efezie powstaje także Pierwszy List do Koryntian, ze słynnym Hymnem o miłości, oraz – według niektórych biblistów – Drugi List do Tesaloniczan i List do Filipian. Owocny czas duszpasterskiej pracy nie przeszkadza Pawłowi tworzyć podstaw teologii. Właściwie pisanie listów było w tamtym czasie jedną z form duszpasterstwa. Najczęściej kierowane były one do konkretnych wspólnot, z odniesieniem do ich lokalnych problemów. Tym dziwniejszy wydaje się późniejszy List do Efezjan, w którym nie ma jakichś szczegółowych pozdrowień do ludzi, z którymi Pawła łączyły serdeczne więzy. Bibliści podpowiadają, że najprawdopodobniej tego listu Apostoł nie pisał już samodzielnie. Gdyby tak było, byłby z pewnością jednym z najbardziej osobistych. Taka „parafia” na to zasługiwała.

Łzy twardzieli

Paweł przez jednych był kochany, ale przez innych konsekwentnie znienawidzony. Jak na prawdziwego proroka przystało. Głosząc Boga Jedynego, odrzucając kult bożków, musiał narazić się wpływowym i zakorzenionym mocno w tradycji wyznawcom Artemidy. Wspomniany już złotnik Demetriusz, żyjący z produkcji talizmanów i „świątyniek” bogini, podjudzał swoich pracowników, że przecież nauki tego Pawła odbierają im chleb. Na reakcję ludu nie musiał długo czekać: „Wielka Artemida Efeska!” – zaczęli krzyczeć i zwołali całe miasto do teatru. Paweł chciał wmieszać się w tłum, ale nie pozwolili mu uczniowie. Mało tego, nawet część azjarchów, czyli „proboszczów” z pogańskich świątyń, sprzyjała Pawłowi. Namówili Apostoła, żeby jednak ominął teatr I może to uratowało go przed wściekłością podjudzonych mieszkańców. Ale i wśród nich zwyciężył duch praworządności, bo w końcu ktoś z rady zaapelował o rozwagę. „Jeżeli Demetriusz i jego rzemieślnicy mają sprawy przeciw komuś, to na rynku odbywają się sądy” – przypominał sekretarz.

Zły klimat w mieście przyspieszył wyjazd Pawła. Miał jeszcze siłę „dodawać im ducha”. I wyruszył do Macedonii, potem do Grecji. Chciał dalej płynąć do Syrii, ale doniesiono mu o spisku Żydów i wrócił przez Macedonię. Zatrzymał się też na chwilę w Troadzie, krainie w Azji Mniejszej, na której terenie znajduje się słynna Troja. Dzieje Apostolskie wspominają tylko krótko o cudzie w Troadzie. Chłopiec, który słuchał przemówienia Pawła, siedząc na oknie, zasnął, spadł i zabił się. Jednak Paweł zapewnił wszystkich, że chłopak żyje. Kolejny znak.

Chociaż jest ponownie tak blisko swojej ukochanej „parafii” (diecezji, jak kto woli), nie wchodzi już do Efezu. Poprosił jednak, żeby do pobliskiego Miletu przyjechali efescy starsi, czyli kapłani. Tutaj ma miejsce wspomniana na początku scena pożegnania, chyba najbardziej sentymentalna w całych Dziejach Apostolskich. Okazuje się, że twardemu Apostołowi nie muszą być obce tak naturalne odruchy. Mężczyźni nie wstydzą się okazać sobie tego, jak wiele dla siebie znaczą. Tym bardziej że nie łączy ich zwykłe koleżeństwo, ale wspólnota ducha. Prawie ckliwy charakter tej sceny przypomina wiersz ks. Twardowskiego: „Pożegnać wikariatkę na niewielkim piętrze, zabrać Biblię, w tłumoczek kazania gorętsze. Niechaj memu następcy kwiatem w brewiarz spada, wart, bo lepszy ode mnie i mądrzej spowiada”. Ale przecież nie chodzi tylko o księdza. Scena pożegnania Pawła jest jakby uświęceniem naszych spotkań, rozstań i tęsknot. Ale to wersja dla twardzieli.