Przystanek Europa

ks. Tomasz Jaklewicz, zdjęcia Józef Wolny

publikacja 11.07.2008 15:15

To Paweł przyniósł Chrystusa Europie. Zaczął od Grecji, jakżeby inaczej. Filippi, Tesalonika, Berea… Nauczał, zostawiał uczniów, sam szedł dalej. Mówiono: „Ludzie, którzy podburzają cały świat, przyszli też tutaj”.

Ta wyprawa nie zaczęła się dobrze. Między Pawłem a Barnabą dochodzi do spięcia. Paweł wyrusza więc w swoją drugą misyjną podróż nie z Barnabą, a z Sylasem (zwanym też Sylwanem). Działo się to około roku 50. W drodze dołącza do nich jeszcze Tymoteusz. Odwiedzają uczniów w Azji Mniejszej, próbują ewangelizować w nowych miejscach, ale bez powodzenia. Przełom następuje w Troadzie, portowym mieście.

Paweł widzi we śnie Macedończyka, wołającego: „Przepraw się do Macedonii i pomóż nam” (Dz 16,9). Europa woła o Chrystusa. „Po tym widzeniu staraliśmy się natychmiast wyruszyć do Macedonii. Byliśmy bowiem przekonani, że Bóg wzywa nas, by tam głosić Ewangelię” (Dz 16,10) – notuje św. Łukasz. Używa tu formy „my”. Być może dlatego, że on także dołączył do Pawła. Morska podróż do wybrzeży Macedonii zajęła im dwa dni. Pozornie nic wielkiego, ot przejście z jednej rzymskiej prowincji do drugiej. W historii Kościoła i świata było to wydarzenie epokowe – w Europie wylądowali pierwsi chrześcijańscy misjonarze!

Pierwszy europejski chrzest

Paweł z towarzyszami przybił do portu Neapolis (dzisiejsza Kawala), ale zaraz podążył do oddalonego o kilkanaście kilometrów Filippi. Spacerując po ruinach tego starożytnego miasta, pomyślałem, że rzadko mówi się o Pawle jako o pierwszym misjonarzu naszego kontynentu. A przecież to tu powstał pierwszy Kościół w Europie! W czasach Pawła Filippi było kolonią rzymską. Po dawnej świetności dziś pozostały kamienie: ruiny teatru, strzaskane kolumny, resztki ulic, rynku, sklepów, latryna. Ruiny pogańskich świątyń mieszają się z pozostałościami po wczesnochrześcijańskich bazylikach.

Kilkaset metrów za ruinami płynie mała rzeka. Gdzieś tu Paweł głosił Słowo grupie kobiet, które gromadziły się w szabat na modlitwie. Łukasz notuje: „Przysłuchiwała się nam też Lidia, pobożna kobieta z Tiatyry. Handlowała ona purpurą. Pan sprawił, że uważnie słuchała słów Pawła. Wraz z całym domem przyjęła chrzest” (Dz 16,14–15).

Pierwszą osobą, która przyjęła Ewangelię w Europie, była kobieta. Zanurzam dłoń w strumieniu, który stał się pierwszą chrzcielnicą naszego kontynentu. Od niedawna stoi w tym miejscu prawosławna kaplica.

Nad samą rzeczką wybudowano minibaptysterium z ikoną św. Lidii. Obok ośrodek rekolekcyjny. Wioska nosi nazwę Lidia. Uderza jakaś skromność i prostota tego miejsca. Turyści licznie zwiedzający starożytne ruiny Filippi, tu nie docierają, ale pielgrzymi szukający śladów św. Pawła nie mogą pominąć tego miejsca. Dowiaduję się, że od czasu do czasu odbywają się tu prawosławne nabożeństwa połączone z udzielaniem chrztu.

Dobry żołnierz Jezusa

W Filippi Paweł znajduje nie tylko gościny dom Lidii, ale i więzienie. W ruinach miasta można zobaczyć dziś miejsce, w którym trzymano Apostoła. Misjonarze zostają uznani za żydowską sektę, oskarżeni o zamieszki i prozelityzm. Rzymianie zezwalali Żydom na praktykowanie judaizmu, ale surowo zakazywali pozyskiwania nowych wyznawców wśród Rzymian. Paweł i Sylas bez procesu zostają skazani na chłostę i uwięzienie. Dzięki trzęsieniu ziemi wychodzą na wolność, nawracając przy okazji strażnika. Paweł jako rzymski obywatel domaga się jednak rehabilitacji. Chodzi mu nie tyle o siebie, ile raczej o prawo do głoszenia Ewangelii. Ostatecznie musi jednak opuścić miasto, choć na zawsze pozostanie związany z tutejszym Kościołem. „Noszę was wszystkich w sercu” – napisze po latach w Liście do Filipian (1,7).

Misjonarze kontynuują swoją podróż. Idą na zachód rzymską drogą Via Egnatia, łączącą niegdyś Rzym z Bizancjum. Mijają miasta Amfipolis i Apolonię. Turystyczną atrakcją Amfipolis jest potężny kamienny lew (IV w. przed Chr.), pochodzący z nagrobka jednego z dowódców wojsk Aleksandra Wielkiego. Paweł nie mógł nie zauważyć tak wielkiego monumentu podczas swojej podróży.


Baptysterium w miejscu chrztu Lidii – pierwszej chrześcijanki w Europie">Jego życie też miało posmak żołnierskich zmagań. Pisał do Tymoteusza: „Weź udział w trudach i przeciwnościach jako dobry żołnierz Jezusa Chrystusa” (2 Tym 2,3). Ani w Amfipolis, ani w Apolonii Apostoł nie zatrzymał się na dłużej. Podążył w stronę potężnego portowego miasta Tesaloniki, by kontynuować swoją kampanię.

Tesaloniczanie – chwała i radość Pawła

Tuż po wjeździe do Salonik utknęliśmy w korku jak muchy w smole. Wąskimi ulicami tysiące aut przemieszcza się w tempie kilku metrów na godzinę. W końcu po godzinnej walce docieramy do hotelu, położonego przy głównym trakcie miasta, czyli starożytnej Via Egnatia. Wbrew zapewnieniom przewodników o elegancji tego miasta, pierwsze wrażenie nie jest najlepsze. Dominuje dość monotonna blokowa zabudowa, miasto dusi się od ulicznego ruchu, w centrum trwa budowa metra. Pocztówkową wizytówką jest Biała Wieża nad zatoką, pozostałość po tureckim panowaniu.

Nazwa miasta wywodzi się od imienia kobiety: Thessalonike, siostry Aleksandra Wielkiego, żony króla Kasandra, założyciela Tesaloniki. Po starożytnych Filippi czy Amfipolis zostały dziś tylko ruiny, a równie stare Saloniki nadal tętnią życiem. To dziś drugie co do wielkości miasto w Grecji, stolica greckiego rejonu Macedonii. W czasach Pawła Tesalonika była ważnym ośrodkiem ekonomicznym, handlowym i politycznym. Cieszyła się statusem wolnego miasta. Istniała tutaj mniejszość żydowska. Paweł naucza więc w synagodze. Razem z Sylasem otrzymuje gościnę w domu niejakiego Jazona. Owoc misyjnej działalności okazuje się spory. „Niektórzy z nich (Żydów), a także pokaźna liczba pobożnych Greków i niemało znamienitych kobiet uwierzyło i przyłączyło się do Pawła i Sylasa” (Dz 17,4) – relacjonuje Łukasz.

Sukces apostolski Pawła denerwuje Żydów, którzy oskarżają Jazona o przyjmowanie „tych, którzy podburzają cały świat” (Dz, 17,6) i głoszą władzę innego króla niż cesarz. Paweł i Sylas, aby nie wywoływać zamieszania, chronią się w pobliskiej Berei. Ale ziarno zostało zasiane. Kościół w Tesalonice stał się prężną wspólnotą, złożoną w większości z nawróconych pogan. Tesaloniczanie stali się adresatami dwóch listów Apostoła. Pierwszy napisał już parę miesięcy po opuszczeniu miasta, przebywając w Koryncie około roku 50/51. To najstarsze pismo Nowego Testamentu! Uderza wielka serdeczność, wręcz nostalgia Pawła, z jaką wspomina tamtejszą wspólnotę. Wyznaje, że chciałby ponownie odwiedzić Tesaloniczan, których nazywa swoją „chlubą i radością” (1 Tes 2,20).
Mało wdzięczne Saloniki

Dzisiejsze Saloniki nie odwzajemniają się św. Pawłowi należną mu pamięcią. W mieście jest około 150 cerkwi, w tym kilka o wielkiej wartości historycznej i artystycznej. Ale tylko dwie z nich dedykowane są Apostołowi Narodów: jedna to mała kaplica, druga to spora świątynia wybudowana w latach 50. XX wieku w dzielnicy o nazwie „Święty Paweł” na obrzeżach miasta. Podobno merowi tej dzielnicy ukazał się we śnie sam Apostoł i prosił o wybudowanie kościoła. Głównym patronem Salonik jest św. Demetriusz (po słowiańsku: Dymitr), męczennik z III/IV wieku. Jego kult jest tu większy niż kult Pawła. Nie wiemy, gdzie znajdowała się synagoga, w której nauczał Apostoł. Z całą pewnością spacerował po rzymskim forum. Archeolodzy odsłonili jego pozostałości w środku dzisiejszego miasta. Stan wykopalisk jest jednak opłakany.

Jedna z tradycji głosi, że dom Jazona znajdował się w górnej części miasta. Krętymi uliczkami wspinamy się na wzgórze. Docieramy do prawosławnego monastyru o nazwie Vlatadon. Spotykamy tam duchownego z Polski, ks. Piotra Kononiuka. Podejmuje nas bardzo serdecznie na balkonie, z którego rozpościera się wspaniały widok na miasto. Teraz rozumiem, dlaczego mówi się o tym miejscu „balkon Salonik”. Ks. Piotr pełni rolę sekretarza opata. Okazuje się, że sam nie jest mnichem. Przyjechał do Salonik, aby studiować prawosławną teologię na Uniwersytecie im. Arystotelesa. Tu ożenił się z Greczynką, został duchownym, ma dwójkę dzieci. Ks. Piotr wyjaśnia nam zawiłości greckiego prawosławia. Kościół prawosławny ma w greckiej konstytucji status „religii dominującej”. 98 proc. mieszkańców ochrzczonych jest w Kościele prawosławnym. Nauka w szkołach podstawowych rozpoczyna się od wspólnego odmówienia „Ojcze nasz”.

Związki państwa i Kościoła pozostają bardzo bliskie. To nie dziwi. Kościół prawosławny pozwolił przetrwać Grekom cztery wieki niewoli tureckiej. Zbitka Grek-prawosławny jest tu czymś bardziej oczywistym niż nasze Polak-katolik. To prawosławny biskup ogłosił w 1821 r. powstanie narodowe, którego efektem było odzyskanie przez Grecję niepodległości (1830). Konstantynopol (dziś Istambuł) niestety pozostał w Turcji. Trudno było rządzić greckim Kościołem z kraju, który jest śmiertelnym wrogiem Greków. Dlatego Kościół prawosławny w Grecji ogłosił autokefalię (kościelna niezależność), uznaną w 1850 roku. Patriarcha Konstantynopola zachował honorowe pierwszeństwo. Klasztor Vlatadon jako jeden z nielicznych podlega nadal władzy patriarchy Konstantynopola, Bartłomieja I. Tutaj ma swoją siedzibę Patriarchalny Instytut Studiów Patrystycznych.

W bibliotece zebrano na mikrofilmach wszystkie dzieła z bibliotek klasztorów na Górze Athos. Dla teologów i historyków to nie lada gratka. Spotykamy tu także Andrzeja, polskiego studenta ze wschodniej Polski. Opowiada nam z błyskiem w oku o prawosławnej duchowości, historii, kulturze, o pisaniu ikon. Ks. Piotr otwiera specjalnie dla nas klasztorny kościół. Przepiękne freski noszą na sobie barbarzyńskie ślady tureckiej niewoli, kiedy to wiele greckich cerkwi przemianowano na meczety. Ks. Piotr prowadzi nas do bocznej kaplicy. Jak głosi tradycja, tutaj nauczał Apostoł Narodów. Nieplanowane spotkanie w monastyrze było jak nabranie oddechu wschodnim płucem chrześcijaństwa. Aż żal, że Rok św. Pawła nie jest wspólną inicjatywą prawosławia i katolicyzmu.

Katolicy w Salonikach
W centrum Salonik, na ulicy Frangon 19, odnajdujemy schowany za budynkami spory kościół rzymskokatolicki pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia NMP. W każdą niedzielę są tutaj dwie Msze po grecku i jedna po angielsku, raz w miesiącu po polsku. Na tablicy ogłoszeń wisi już plakat o Roku św. Pawła. W niedzielę Zesłania Ducha Świętego czekam, aby dołączyć się do polskiej Mszy. Ku mojemu zaskoczeniu odprawiamy Mszę z III niedzieli wielkanocnej. Okazuje się, że już 30 lat temu tutejszy Kościół katolicki poprosił Watykan o zgodę na świętowanie Wielkanocy razem z prawosławiem. Stąd to liturgiczne przesunięcie. To mądry ekumeniczny gest. Wielu katolików żyje w katolicko-prawosławnych małżeństwach, to ułatwia im życie. W Salonikach mieszka około 1000 Polaków, na Mszy św. jest około 40 osób, w większości kobiety, które powychodziły za Greków. Ks. Jerzy Owsiak w ogłoszeniach zaprasza na pielgrzymkę do baptysterium w Filippi w związku z Rokiem św. Pawła. Prócz niego działa tu jeszcze dwóch księży z Polski, misjonarzy św. Wincentego. Po Mszy idziemy na herbatę. Słucham opowieści o niełatwym życiu emigranta. Dla tych ludzi Grecja nie jest wakacyjnym rajem, nawet po wielu latach nie są tu u siebie, a i do Polski wrócić trudno. Próbuję skierować rozmowę na św. Pawła: – A co czujecie, kiedy słyszycie czytanie z Listu św. Pawła do Tesaloniczan, przecież mieszkacie w tym mieście? – To św. Paweł napisał taki list? – Dziwi się jedna z kobiet.

„Ci byli szlachetniejsi”

Św. Paweł wraz z Sylasem opuszcza Tesalonikę pod osłoną nocy. Docierają do Berei, miasta położonego około 75 kilometrów na zachód, trochę w bok od Via Egnatia. Podróż musiała zająć około trzech dni. My docieramy po godzinie drogi. Miasto nazywa się dziś Weria, leży u podnóża góry Wermion. Na skrzyżowaniu rzuca się nam w oczy wielki drogowskaz: „Ołtarz Apostoła Pawła”.

Na małym skwerku stoi pokaźny pomnik-ołtarz z mozaikami przedstawiającymi dwie charakterystyczne sceny: Paweł, któremu śni się Macedończyk, oraz Paweł nauczający w Berei. Sprzedawca z pobliskiego sklepu tłumaczy, że to miejsce, gdzie nauczał Apostoł. – Codziennie przyjeżdża tu co najmniej 5 autobusów z pielgrzymami. Ze wszystkich stron świata! – zapewnia z dumą.

Paweł swoim zwyczajem naucza w synagodze. Reakcja miejscowych Żydów jest inna niż poprzednio: „Ci byli szlachetniejsi od Tesaloniczan, przyjęli naukę z całą gorliwością i codziennie badali Pisma, czy istotnie tak jest. Wielu też z nich uwierzyło…” (Dz 17,11).

Mieszkańcy Werii wydają się rzeczywiście szlachetniejsi od mieszkańców Salonik, gdy chodzi o pamięć o Pawle. W katedrze pod wezwaniem śś. Piotra i Pawła dwie kobiety rozmawiają ze sobą. Młodsza z nich mówi po angielsku.

– Największe święto jest 29 czerwca, wtedy przyjedźcie. Z katedry idzie ulicami procesja aż do ołtarza-pomnika św. Pawła. Jest wtedy mnóstwo ludzi. Przyjeżdżają z całego świata… Do świątyni wchodzi ojciec z kilkuletnim synem.

Całują ikony, chłopczyk zapala świecę. Chętnie godzą się na zdjęcie. – Jesteście z Polski. To od biskupa Sawy. Jest tu u nas ojciec Jarosław z Polski. Poczekajcie, pójdę po niego.

Nie prostuję, że jesteśmy katolikami. Patrzę na ikonę przedstawiającą Piotra i Pawła podtrzymujących razem Kościół. O. Jarosława nie ma w domu. Siadamy w kawiarni, pijemy colę. Spodobało nam się to miasteczko, choć byliśmy tu tylko zaledwie kilka godzin. Paweł też nie zabawił za długo w tym mieście. Jego prześladowcy z Tesaloniki ścigali go aż tutaj. Wyrusza więc w stronę Aten. Nie wiemy na pewno, czy podróżował lądem czy morzem. My decydujemy się na autostradę. Przed nami 500 kilometrów do greckiej stolicy.